Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Proszę Państwa, na wstępie do tej historii przygotowałam dla Państwa zadanie. Polega…

Proszę Państwa, na wstępie do tej historii przygotowałam dla Państwa zadanie. Polega ono na wyobrażeniu sobie dwóch sytuacji.

Syt.1 - Awantura pijaka.
I jak? Stek przekleństw okraszony wyjątkową niestabilnością postury, z dodatkiem otumaniającego wyziewu z paszczy.
Do tego rozmowa o charakterze sprzecznym z jakąkolwiek logiką oraz wzmożona produkcja fałszywych oskarżeń.

A teraz, syt. 2 - Awantura dyrektora megakorporacji
Tutaj pozbywam się domyśleń, pozostawiam do samodzielnego przemyślenia.

Otóż prawda jest taka. W obu przypadkach winni Państwo podstawić opis sytuacji numer jeden. Dziękuję za uwagę.

A teraz przechodzimy do meritum, czyli naszej historii.

3 miesiące temu dostałam pracę w baaardzo eleganckiej firmie, sprzedającej ubrania baaardzo dobrej marki, baaardzo szczycącej się polską produkcją oraz pochodzeniem materiałów. Firma ubierała Panów. Po zobaczeniu już chyba wszystkiego co można zobaczyć
na tym świecie podczas pracy w sferze obsługi klienta na jednym z lotnisk, pomyślałam, że będzie to miła odmiana. Wszak klient na poziomie, to pewnie miły i kulturalny. HAHA, dobre sobie.

Pomijając, ze względu na lojalność wobec pracodawcy (a nie powinnam!) wszystkie minusy tej pracy wynikające z warunków zatrudnienia (szkoda że firma stawiała na polskość tylko jeśli chodzi o miejsce produkcji oraz materiały a nie np. o też POLSKICH przecież pracowników), najgorszą zmorą okazali się klienci.

1. Notoryczne skargi na pracowników do szefowej.
Czy zaspałaś dziś do pracy i nie zdarzyłaś dobrze wyprasować koszuli? A może niedawno były święta i pozwoliłaś sobie pomalować paznokcie na czerwono i nie miałaś okazji ich zmyć? (dozwolone były tylko w kolorze naturalnym). Nieważne, że w 98% przypadków
wyglądasz jak spod igiełki oraz jesteś zawsze kompetentnym pracownikiem. Twój ukochany klient na pewno zauważy nieprawidłowość stroju, a następnie innego dnia zada sobie trud wstąpienia specjalnie do Twojego sklepu, gdy tylko zobaczy szefową na zmianie.
Nie łudź się, nie będzie miał też oporów naskarżyć przy Twojej obecności. Przecież on w swojej pracy zawsze wygląda idealnie.
ZAWSZE. Nawet jeśli mówi Ci, że właśnie z niej wraca a jego koszula jest nie tylko niedoprasowana, a wręcz poplamiona. ZAWSZE!

A szefowa oczywiście da Ci opierdziel roku.

2. "Co mi pani za gó**o przynosi!?"
Po wnikliwej analizie Twojego stroju przychodzi czas na życzenie. Nie, nie prośbę, życzenie. Pani (kobiety też często kupowały u nas dla swoich mężów) potrzebuje koszuli takiej a takiej. Szukasz, szukasz, szukasz, jesteś obserwowana przez Panią i masz nadzieję, że kiedy już znajdziesz doceni Twoje zaangażowanie i nawet jeśli koszula się nie spodoba, Pani delikatnie da Ci to do zrozumienia. Przecież pracujesz w eleganckim sklepie oraz jesteś nowym, dobrze nastawionym pracownikiem. Na pewno w takiej sytuacji poszukasz jej czegoś innego. Ale nie, nie może być tak pięknie. Zamiast tego pada wypowiedziane jak zaklęcie:
"Co mi pani za gó**o przynosi!?". Moi klienci chyba powtarzali je sobie na tych eleganckich przyjęciach na które ich ubierałam.

3. "Ale proszę pani, to nie mój rozmiar!"
Polityka firmy nakazuje Ci w żadnym wypadku nie pytać klienta o rozmiar. Podczas wdrażania się do pracy masz uczyć się oceniania obwodów - pasów, klatek, szyi, długości - nogawek, rękawów, wzrostu na tzw. "oko". Da się tego nauczyć, jednak każdy człowiek ma inną sylwetkę. Wiadomo, tym bardziej na początku, że popełnisz kilka gaf i przyniesiesz do przymierzalni
za małe lub za duże spodnie. Albo coś innego.
Powiedzmy, że jesteś niezłomny i dalej masz nadzieję na jakąkolwiek wdzięczność za to, że zastanawiasz się
nad rozmiarem tyłka jakiegoś Pana, który go nie zna i nie jest w stanie go określić. Porzuć nadzieję.
Zostaniesz zbesztany przez klienta że musiał mierzyć za dużo rzeczy oraz że trafiłeś w rozmiar za drugim lub trzecim razem.
A następnego dnia czeka na Ciebie oczywiście opierdziel szefowej, bo klient już zdążył wejść do sklepu przed Tobą i naskarżyć.

4. Wieczory i święta.
O tym, że klienci wchodzą do sklepów kilka minut przed lub po godzinie jego zamknięcia sprzedawcy pisali już poematy.
Twoi klienci też mają takie zwyczaje. Ba! Oni nie wiedzą, że to są "zwyczaje". Przecież to normalne, w końcu Twoja twarz dalej szczerzy się cukierkowym uśmiechem, mimo że Twoje myśli galopują w stronę odjeżdżającego do domu pociągu. Następny za dwie godziny.

Jednak ja nie o tym. Nadchodzi wigilia. Oczywiście pracująca, bo przestraszone prezesowe muszą na ostatnią chwilę kupić prezenty swoim prezesom. Przestraszeni prezesi muszą na ostatnią chwilę kupić prezenty swoim dyrektorom itd. itd.
Sklep otwarty do godz. 14.00. Cały dzień kocioł, ale radosne towarzystwo nie ma chęci opuścić Twojego lokalu o 14.00.
Ich wigilie zaczynają się o 18.00, czasem 19.00. Oni zdążą. Co z tego że Ty masz rodzinę oddaloną o 300 km od miejsca w którym mieszkasz i miałeś w planach niemal wskoczyć do swojego samochodu jak tylko wybije 14.00 żeby zdążyć. Kogo to obchodzi! Po ile ten garnitur psze Pani!?

5. Wyglądaj schludnie, myj podłogę.
Musisz się stawić w sklepie ok. pół godziny przed otwarciem. Najlepiej godzinę, oczywiście nieodpłatnie. W tym czasie zliczasz kasę, układasz rzeczy na półkach oraz myjesz podłogę. Z tym ostatnim generalnie nie ma problemu, wszak korona Ci z głowy nie spadnie (spadła już dawno, wdeptana w ziemię przez Twoich klientów przy pierwszej lepszej awanturze).
Ubrana w koszulę, marynarkę w kolorach czerni i bieli myjesz podłogę. Ktoś musi, a zatrudnienie sprzątaczki od mycia podłogi na pół godziny codziennie jest bez sensu i Ty to rozumiesz. Tylko czemu za ten czas nikt Ci nie płaci? Przecież wszyscy wiedzą, że jak magazynier układa towar w magazynie to mu płacą, a jak w międzyczasie zamiecie podłogę, to odejmują mu za ten czas od pensji. Czyż nie?

Było jeszcze wiele, naprawdę wiele sytuacji świadczących o tym, że my Polacy, tak dumni ze swojej polskości (proszę Pani, a czy ta kurtka NAPRAWDĘ jest w 100% wykonana w Polsce? Tak? To świetnie!), kiedy tylko zaczyna dzielić nas lada, traktujemy się nawzajem jak największe ścierwo.

Klienci, trochę wyrozumiałości oraz empatii. My, sprzedawcy też bywamy dla Was wyrozumiali. Jeśli warkniecie do nas raz, nie przekreślimy Was i obsłużymy z uśmiechem. Wy też możecie mieć gorszy dzień. Chodzi jedynie o to, żeby nie być permanentnym chu*jem.

A teraz powód tego dziwnego wstępu. Obecnie pracuję w lombardzie. Moja klientela jest zazwyczaj (a na pewno w większej ilości przypadków niż w baaardzo dobrym sklepie) wesoła i miła. Może to przez różnice społeczne, może przez trunki, które wypijają przed wejściem w progi mojego punktu. Nie wiem. W każdym razie gdy trafi się piekielny "petent", mam doskonałą powtórkę tego, co spotykało mnie w baaardzo dobrym sklepie. Ale tym razem już przynajmniej nie muszę się szczerzyć. Uśmiech jedynie, gdy zostanę nazwana "szefową" lub "królową" :D

*Wyprzedzając, staram się nie generalizować. Wyżej wymienione przypadki to tylko piekielni klienci, których było dużo, aleto nie WSZYSCY KLIENCI.

sklepy

by bylaruda
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
8 14

Byłem wczoraj w polskim konsulacie. Przez ok 20 minut mojego pobytu przewinęło się ok 10 osób. NIKT wchodząc nie powiedział "dzień dobry ". Nie słyszałem również "dziękuję" chociaż obsługa była miła i pomocna (dzięki poradzie pracownika zapłaciłem 50% mniej). Naród buraków.

Odpowiedz
avatar bylaruda
-4 6

@zulusisko: Akurat nie odpowiadanie "dzień dobry" przez klientów to taka klasyka że nawet nie było warto tego opisywać :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 6

Byłem wczoraj w polskim konsulacie. Przez ok 20 minut mojego pobytu przewinęło się ok 10 osób. NIKT wchodząc nie powiedział "dzień dobry ". Nie słyszałem również "dziękuję" chociaż obsługa była miła i pomocna (dzięki poradzie pracownika zapłaciłem 50% mniej). Naród buraków.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
10 10

Burak pozostanie burakiem niezależnie od statusu majątkowo-społecznego. Chyba najgorzej pod tym względem wypadają osoby, które (za)szybko awansują społecznie i pieniądze uderzają im do głowy.

Odpowiedz
avatar bylaruda
4 6

Masz rację. Kimś takim była też moja szefowa. Pracowałam wcześniej w kilku firmach i po osobach zatrudniających mnie widać było, że od dawna są bogate. Było w nich dużo spokoju i dobrego podejścia do pracownika. A jeśli chodzi o opisany sklep to już najgorsi z najgorszych byli klienci wpadający tylko podczas wyprzedaży. Tacy, których na co dzień nie było stać na zakupy w tym sklepie. Widząc moje podejście i przymusową służalczość korzystali do woli, na zasadzie "skoro jestem w eleganckim miejscu to się wyżyję, co z tego że kupuję przecenioną koszulę za 8 dych". Taka klasa prawie średnia, jedni z najgorszych.

Odpowiedz
avatar imhotep
6 6

@rodzynek2: Podobno garnitur leży najlepiej w trzecim pokoleniu ;)

Odpowiedz
avatar behemothka
2 4

Świetnie się "Ciebie" czyta. Z radością poczytałabym więcej Twoich historii : )

Odpowiedz
avatar grruby80
4 6

W lombardzie jesteś prawie jak Bóg, to ty decydujesz ile zapłacisz za chłam który Ci przynoszą. Muszą być mili ;)

Odpowiedz
avatar bylaruda
2 2

@grruby80: Prawda i nieprawda. Konkurencja akurat w moim mieście jest spora jeśli chodzi o lombardy, mogą zawsze iść do innego. A poza tym jeśli ktoś jest z natury porywczy to i w lombardzie narobi hałasu o byle co ;)

Odpowiedz
Udostępnij