Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Scorpion i poszukiwanie pracy, odcinek 1. Aby jako-tako się utrzymać, miałem (nie)przyjemność…

Scorpion i poszukiwanie pracy, odcinek 1.

Aby jako-tako się utrzymać, miałem (nie)przyjemność przez jeden miesiąc znaleźć coś na szybko, aby potem w sposób normalny za pracą się oglądać, nie musząc stosować sposobów przetrwania Beara Gryllsa.

Wybór padł na małą knajpkę w okolicach stolicy regionu.
Knajpka ta jest... oryginalna. W stylu kowbojskim, a kucharz piekący mięso (czyli moje nowe ja), ma za zadanie piec i wydawać je klientom.
Rozmowa poszła super, wszystko spoko. A potem... no właśnie. Zgrzyt.

Sama obsługa chyba nie potrafiła nic powiedzieć poza "cześć", bo po tym mnie ignorowali. No nieważne, przynajmniej mam spokój.
Przyszedłem na stanowisko. Facet powiedział mi, do czego służy grill (jakby kucharz z dyplomem nie wiedział) i... ewaporował się.
Bez instrukcji, bez określenia, bez czegokolwiek.
"Super kierownik, nie ma co" - pomyślałem.

Postanowiłem piec steki i rzeczy inne według własnej wiedzy.
Na początek, ponieważ w sali nikogo jeszcze nie było, wziąłem ruszt na zaplecze i dokładnie wyszorowałem. Węgla zdjąłem tyle, że starczyłoby na opał.
Wracam na stanowisko, a tu drze się na mnie [K]ierownik:

[K]-CO TY ZROBIŁEŚ?!
[J]-Wyczyściłem grill, był strasznie brudny. I tak nikogo nie ma jeszcze.
[K]-On taki ma być! Bo tak ŁADNIE WYGLĄDA i dodatkowo wydziela AROMAT.
[J]-Nie aromat, a smród. I mięso z zabrudzonego rusztu jest strasznie szkodliwe dla konsumującego.
[K]-JA JESTEM KIEROWNIKIEM I MÓWIĘ CI CO MASZ ROBIĆ!
Wydarł się tak, że aż mnie opluł i wyszedł, ignorując moje pytanie o dalsze instrukcje.

***

Ok, dzień się zaczął. Piekłem to, o co prosili klienci, dawałem na talerze i życzyłem smacznego.
Naraz wypadł zza drzwi mój ulubiony kierownik-furiat i znów startował z japą do mnie:

[K]-Ty se jaja robisz?
[J]-Nie, a o co chodzi?
[K]-Ty sobie jaja robisz!
I zniknął na zapleczu.

Ponieważ nauczyłem się ignorować furiata i odliczać czas do końca miesiąca, byleby tylko przeżyć do następnej, normalnej pracy, nie przejąłem się.

Parę dni później, furiat podszedł do mnie znów:
[K]-Szef cię wzywa, natychmiast.
Ok, czemu nie. On jeden w sumie był normalny z tej całej ekipy.
Wchodzę, siadam i słyszę zarzut: Wobec zbrodni wszelkich możliwych dopuściłem się czynu okropnego: piekłem steki w wersji mid, rare i well done. A wersja mid nie istnieje w jadłospisie.

Normalnie odpowiadam, że nikt nie raczył mnie poinformować, na co furiat już przy szefie się wydziera, że "mam pytać jak czegoś nie wiem i żebym nie odwracał kota ogonem (nawet nie zdążyłem zaoponować), że pytałem jak nie pytałem, bo on wie, bo ON JEST KIEROWNIKIEM (uchu, ktoś ma kompleks niższości chłopie?).

Szef wykręcał wszystkie moje argumenty, w czym pomagał mu szczekający sługa. Wyszło na to, że jestem be i w ogóle, bo powinienem przestudiować na pamięć jadłospis już pierwszego dnia, pytać o wszystko wszystkich, bo wszyscy są pomocni (tutaj nie powstrzymałem uśmiechu, co nie uszło szczekającemu furiatowi) i w ogóle jestem be, i powinienem podrzeć papiery kucharza, bo się nie znam.

***

Parę dni później, znów mimo moich usilnych prób złapania jakiegokolwiek kontaktu z obsługą prócz "cześć", mimo wszelkiej mojej dobrej woli, sytuacja się nie zmieniła.
Postanowiłem po prostu do końca miesiąca mieć to w poważaniu i pracować tylko na aby-aby.

Dotrwałem do końca miesiąca i zostałem ponownie wezwany na dywanik do szefa. Dowiedziałem się, że mnie WYRZUCAJĄ (za każdym razem kiedy używałem terminu "zwolnienie" furiat poprawiał mnie) i oni się cieszą, że mam umowę na zlecenie, a nie o pracę, ponieważ musieliby się "ze mną bujać przez okres wypowiedzenia".

A "wyrzucają mnie", bo:
<werble>
Nie znam się na pieczeniu steków, bo trzeci rodzaj pieczenia sobie wymyśliłem, nie wiem że grilla się nie czyści, nie gadam z obsługą (jakby jeszcze mnie nie ignorowali), zadzieram nosa, uważam się za lepszego, pyskuję kierownikowi (haha jakby jeszcze dał sobie przerwać zdanie), a główny powód to, że KLIENCI SKARŻYLI SIĘ, ŻE SIĘ NIE UŚMIECHAM przy wydawaniu dań.

restauracja w stylu kowbojskim

by Scorpion
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar xpert17
11 15

ja tam bym jeszcze pobawił się z nimi w sądzie pracy o ustalenie stosunku pracy zamiast tego zlecenia

Odpowiedz
avatar Grav
11 11

@xpert17: Ano, dla zasady :)

Odpowiedz
avatar xpert17
10 10

@Grav: dla zasady, ale z dużą szansą na wygraną jeśli było tak jak opisujesz (wyznaczone godziny, nadzór kierowniczy itp.)

Odpowiedz
avatar FlyingLotus
0 0

@maat_: od razu mi się skojarzyło z Jeff's, ale może jest jeszcze jakaś w tym stylu.

Odpowiedz
avatar jelonek
23 25

Uwielbiam takich ludzi jak Twoj szef - w d... byli, g... widzieli i udaja restauratorow. Ja rozumiem ze ktos moze nie znac szesciu stopni wysmazenia ale zeby trzech podstawowych!?

Odpowiedz
avatar Miryoku
1 29

Steków się nie piecze, steki się grilluje albo smaży. Coraz mniej wierzę w to, że jesteś kucharzem, skoro twierdzisz, że na grillu steki się piecze.

Odpowiedz
avatar khartvin
4 4

@Miryoku: Więc jednak jest ktoś, kto jeszcze próbuje wierzyć w historie Scorpiona...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 24

Hmm, czegoś mi tu brakuje... o, już wiem! "Wkurzyłem się, nawet bardzo. Wróciłem do domu, osiodłałem konia, przytroczyłem lasso i pojechałem z powrotem do soloonu. Tam złapałem na lasso i związałem całą obsługę, po czym przywiązałem ich do słupa w głównej sali. Musieli patrzeć, jak smażę steki w trzech wersjach i z UŚMIECHEM serwuję je całkowicie za darmo - nie licząc oczywiście napiwków, którymi obdarowywali mnie wdzięczni i zachwyceni klienci. Kiedy rozdałem już cały zapas steków, jaki znajdował się w saloonie, przeliczyłem napiwki i widząc uzbieraną z nich kwotę powiedziałem szefowi, gdzie mam jego wypłatę i co sobie może z nią zrobić. Następnie wsiadłem na konia i odjechałem w kierunku zachodzącego słońca." THE END

Odpowiedz
avatar Vitas
7 11

@Igielka: a ja myślałem, że będzie pojedynek z kierowbikiem. W samo południe oczywiście :p

Odpowiedz
avatar vonKlauS
5 9

Al Bundy nie czyścił swego grilla nawet z popiołu a robił najpyszniejsze burgery.

Odpowiedz
avatar LenaMalena
0 6

Wszystko wskazuje na to, że normalna/względnie miła osoba trafiła do kociołka z jakimiś nieprzyjemnymi osobami i dlatego nie została zaakceptowana.

Odpowiedz
avatar Jorn
16 16

Pomijając wszystko inne, jakoś jednak nie mogę, mimo usilnych prób, uznać za piekielne wymagania, żeby kucharz znał menu.

Odpowiedz
avatar jelonek
2 10

@Jorn: Wydaje mi się ze skoro autor dawał radę na grillu i wydawał dania to jednak znał menu. Raczej chodzi o to, że nie znał szczegółów podawania tych dań na sposób zadowalający szefa. A moim zdaniem jeżeli ta konkretna knajpa wydaje coś inaczej niż 90% kucharzy świata to w ich gestii leżało uświadomić nowego pracownika. Bo jak babcie kocham, który szanujący się kucharz SAM wpadłby na to żeby stek wysmażać tylko na dwa sposoby?

Odpowiedz
avatar Morog
4 8

hmmm.... tak powinieneś nauczyć się jadłospisu już pierwszego dnia....

Odpowiedz
avatar kertesz_haz
5 5

Sytuacja faktycznie piekielna, ale w jeden zarzut mieli słuszny - powtórzę za przedmówcami nie znałeś karty i przepisów w pierwszy dzień pracy. Jeśli celujesz w dobre restauracje licz się z tym, że sous chef może ciebie odpytać ze znajomości nie tylko karty, ale i przepisów, a jeśli nie będziesz ich znał twój dzień pracy skończy się zanim się zacznie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Na koniec trzeba było im tam urządzić krwawą łaźnię albo po prostu nasrać na grilla i życzyć smacznego. :D

Odpowiedz
avatar Punx
2 4

Ach Scorpionie, Scorpionie kim ty już byłeś w swoich historiach?

Odpowiedz
avatar Erica_Cartmanez
0 0

@Punx: zapytaj kim nie był, będzie łatwiej.

Odpowiedz
Udostępnij