Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Studia. Bardzo Prestiżowa Uczelnia i Bardzo Prestiżowy Kierunek. Otóż zdarzyło mi się…

Studia. Bardzo Prestiżowa Uczelnia i Bardzo Prestiżowy Kierunek.

Otóż zdarzyło mi się nie zdać jednego przedmiotu. No cóż, trudno, trzeba było się z tym pogodzić, zapłacić za warunek i zdawać w kolejnym roku. Miałam do wyboru dwa wyjścia: przepisać ocenę z ćwiczeń i przejmować się egzaminem tylko w czerwcu albo zapisać się na ćwiczenia i uczyć się cały rok. Ambitna jestem (byłam), więc wybrałam drugą opcję, żeby uczyć się systematycznie.

Pierwsze zajęcia. Ćwiczeniowiec, którego nie znałam, ale wydawał się wyluzowanym, pogodnym gościem. Zresztą niewielu pracowników na tym wydziale można było spotkać z koszulką Iron Maiden, więc od razu zdobył moją sympatię. Przedstawił zasady: nie przyjmuje usprawiedliwień (dopuszczalne są dwie nieobecności i koniec) i robi niezapowiedziane kolokwia, które pisze się tylko w jednym terminie - nie ma popraw ani możliwości zdawania przez nieobecnych. Super, większa motywacja.
Po możliwości wyrejestrowania się z zajęć, znikła i koszulka i pogodny wyraz twarzy prowadzącego. Welcome to hell.

Połowa listopada.
- Proszę się rozsiąść i wyciągnąć tylko długopisy. Słychać podniecone szepty, studenci posłusznie wykonują polecenia.
- Od tej pory proszę o ciszę.
Ćwiczeniowiec poszedł na koniec sali, by zacząć rozdawać kartki. Ja, siedząc w pierwszym rzędzie, odwróciłam się i pokazałam kciuka w górę koledze - tak, aby dodać pewności siebie.
- Pani limes, proszę wyjść.
Odwracam się do człowieka, który nie zaczął nawet rozdawać kartek i pytam się, dlaczego.
- Naruszyła pani warunki formalne pisania kolokwium.
Wait... what? Jakiego kolokwium? Ktoś w ogóle dostał kartkę? Ściągałam? Podpowiadałam? Widziałam chociaż pytania?
- Proszę pana, kolokwium się jeszcze nawet nie zaczęło, a ja nie odezwałam się ani słowem.
- Proszę wyjść i wrócić po zajęciach, to porozmawiamy.

Zagotowało się we mnie, ale posłusznie wyszłam. Zestresowana jak diabli, bardzo uprzejmym tonem przeprosiłam za wszystkie grzechy świata, nakreśliłam sytuację z mojego punktu widzenia i poprosiłam o możliwość pisania kolokwium choćby zaraz.
- Nie, dyscyplinarnie 2 bez możliwości poprawy, proszę się starać na kolejnym kolokwium.

Łatwo się nie poddaję, na zajęcia chodziłam. Zgłaszałam się, bo w sumie materiał ten sam, co w tamtym roku, więc była to kwestia odświeżenia wiedzy. Wydawało się, że moja 'wtopa' została zapomniana i wybaczona.

Połowa grudnia. Ja przeziębiona, zasmarkana i osłabiona. Mimo to pamiętam o ważnej zasadzie - moją nieobecność usprawiedliwia tylko akt zgonu, więc zakładam najcieplejsze ciuchy i smaruję na zajęcia. Prowadzący wchodzi do sali, patrzy na mnie i pyta czy może ze mną porozmawiać na osobności. Za zamkniętymi drzwiami mówi mi, że docenia to, że przyszłam, ale widzi, że się źle czuję i żebym się nie przejmowała, poszła do domu, on mi wpisze obecność i życzy dużo zdrowia. Upieram się, że zostanę, ale po bardzo natarczywych namowach i zapewnieniach o trosce, daję się przekonać i wracam do łóżka z przekonaniem, że mój ćwiczeniowiec to anioł, nie człowiek.

Zajęcia za tydzień. Prowadzący wchodzi do sali i mówi, że ma oceny z ubiegłotygodniowego kolokwium. Ja robię oczy jak 5 zł. Po zajęciach podchodzę i pytam o co chodzi, kiedy mogę zaliczać, przecież sam mnie zwolnił. Słyszę, że on nic nie pamięta, ale mam tu zapisaną obecność, więc widocznie nie oddałam kartki i dostaję 2 bez możliwości poprawy. Szczęka mi opada i kiedy wychodzę z sali, zalewam się żałosnym płaczem.

Po świętach wracam w świetnym nastroju i z nowymi siłami. Motywacja! Więcej czytam, więcej się zgłaszam. W marcu kolejne kolokwium, tym razem nie dałam się na nic nabrać. Dostałam 4. Jeszcze tyle czasu przede mną, do tego liczę na ocenę z aktywności, która będzie mi się liczyć zamiast którejś z dwójek z poprzednich miesięcy. Wszystko jest na jak najlepszej drodze.

Maj. Trzymam przed sobą ocenę z ostatniego kolokwium. Na odwrocie zapisana ocena z całych zajęć. NZAL. Jak to nzal? Jakim cudem? A aktywność? A wyniki? Nie liczyłam na piątkę, ale trójki byłam pewna, bo dobrze mi szło.
Po zajęciach podchodzę i pytam.
- A wie pani, bo pani ma tu dwie dwójki, pani nie umiała.
Starając się być uprzejma do granic możliwości, tłumaczę, że nie pisałam żadnego z tych kolokwiów i przypominam obie sytuacje.
Reakcja?
Diabelski uśmieszek.
- Wie pani, pani to bym i tak nie zaliczył.

uczelnia

by limes
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Grejfrutowa
44 46

Zawsze mnie zastanawia, dlaczego w takich sytuacjach (kilka podobnych już tu czytalam) nikt nie wpadł na pomysł zgłoszenia sprawy u dziekana ds. studenckich lub chociaż opiekuna roku.

Odpowiedz
avatar barteknc
21 29

@Grejfrutowa: Bo studia to przecież przedłużenie szkoły. Masz przyjść, odsiedzieć swoje, a za wszelkie niesprawiedliwości wyżalić się w internecie, zamiast z nimi walczyć. Rozumiem, ze autorka na pierwsze kolokwium machnęła ręką, ale już przy drugiej dwói nie ze swojej winy powinna zgłosić sprawę wyżej, a nie czekać spokojnie co z tego wyniknie.

Odpowiedz
avatar Ara
15 19

@Grejfrutowa: Z tego wlasnie powodu studentom tylko wydaje sie, ze sa dorosli. A tak naprawde to jeszcze dzieci - zaradnosci zyciowej nie maja za grosz.

Odpowiedz
avatar Sway
26 30

Egzamin komisyjny? Cos, ktos? Nie?

Odpowiedz
avatar Mementomoris
-1 5

@Sway: To nie tak, że autorka egzaminu nie zdała i chce powtarzać ze względu na błędy proceduralne podczas tegoż. Autorka ze względu na niezaliczone ćwiczenia do egzaminu nie została dopuszczona.

Odpowiedz
avatar limes
7 7

@Grejfrutowa: @Mementomoris: zostałam dopuszczona. Koniec końców przepisałam ocenę z ćwiczeń z tamtego roku.

Odpowiedz
avatar CatGirl
8 10

Nadgorliwość gorsza od... :)

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
3 7

@CatGirl: To prawda. I dodatkowo w tej historii zarówna jedna jak i druga stroną wykazała się przesadną nadgorliwością.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
16 30

Trochę tego nie rozumiem. Piszesz prestiżowa uczelnia, prestiżowy kierunek. Ty zamiast skupić się na bieżącej nauce, wybierasz opcje, żeby jeszcze raz przerabiać i chodzić na ćwiczenia z przedmiotu, który już miałaś i zaliczyłaś. Aż tak dużo czasu wolnego tam macie? Ćwiczeniowec prawie pluje ci w twarz, a ty mówisz, że deszcz pada. Ja rozumiem ambicja ambicja, ale stwarzanie sobie samej dodatkowych problemów i zmartwień to bardziej na jakieś masochsistyczne zapędy mi wygląda. Co do komisa to jest to opcja, ale pamiętaj, że uczelnia (wykładowcy) to bardzo hermetyczna społeczność. U niego ci się uda, w następnym semestrze pomści go jego kolega.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 stycznia 2016 o 11:54

avatar GuideOfLondon
9 9

@kissedbyfire: powiem szczerze po wpisie o bardzo prestiżowym kierunku też obstawiam prawo ;) Co do ilości dni wolnych to wiesz, mozna mieć zajęcia tylko 2 dni w tygodniu, a nauki tyle, że reszta tygodnia i weekend to mało. Na rzadko której uczelni do zaliczenia wystarczy to co się nauczyłeś i nasłuchałeś na wykładach/ćwiczeniach. Ja miałem na studiach ćwiczenia, których było zaledwie kilkanaście godzin w semestrze, ale co z tego jak trzeba było zrobić projekt z tego przedmiotu, gdzie na same rysunki trzeba było poświęcić ponad 100 godzin w cadzie. A takie projekty były z kilku przedmiotów w semestrze.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 25 stycznia 2016 o 14:59

avatar kissedbyfire
-2 4

@GuideOfLondon: AGH? Brzmi mi to trochę znajomo. A ja właśnie cierpię na nadmiar wolnego czasu i szukam jakiejś dorywczej pracy na 2 semestr, poza tym, na prawie jest o tyle dobrze, że w sesji zimowej masz tylko przedmioty jednosemestralne :-)

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
9 9

@kissedbyfire: WAT Zawsze mnie zastanawiał ten fenomen prawa. Niby elita, super prestiżowy, niesamowicie trudny. A zawsze jak z kimś rozmawiam kto kończy/skończył prawo to generalnie pół roku nic nie robienia, 2 tygodnie nauki w sesji, pół roku nic nie robienia, dwa tygodnie nauki itd. Na uczelni technicznej po 2-3 miesiącach nic nie robienia można było już zabierać papiery i szukać nowej drogi w życiu.

Odpowiedz
avatar Habiel
-1 3

@GuideOfLondon: Wydaje mi się, że jeśli chodzi o prawo-to głównie kwestia uczelni, jaką się wybrało. Z tego co zauważyłam, znajomi studiujący na "najwspanialszej, polskiej uczelni" w mieście smogu, nie robią nic-tylko uczą się przed sesją. Znowu bliska koleżanka, studiująca w mniejszej miejscowości co chwilę miała jakieś kolokwium, albo coś. Jeśli nie uczyłeś się na bieżąco- wylatujesz w mgnieniu oka. A prawo to prawo. Warto je po prostu znać dla własnych korzyści ;)

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
4 6

@Habiel: Ujot to już od kilku ładnych lat jedzie tylko i wyłącznie na swojej renomie z dawnych czasów.

Odpowiedz
avatar kissedbyfire
0 4

@GuideOfLondon: niekoniecznie, zobacz ile osób (nawet procentowo) dostaje się na aplikacje z poszczególnych uczelni. To są dane uaktualniane corocznie i to one mają największy wpływ na wybór uczelni wśród maturzystów wybierających się na prawo.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
2 8

@kissedbyfire: na aplikacje to się dostają głownie ci pochodzą z rodzin prawniczych (plus kilka najzdolniejszych osób z zewnątrz, którzy mają już miejsce zaklepane w kancelarii rodzinnej kolegi z roku).

Odpowiedz
avatar Sway
0 0

@GuideOfLondon: Prawda, ja miałam u siebie semestry takie, że zajęć było 20 godz w tygodniu, a dodatkowe 30 spędzałam przygotowując się na nie.

Odpowiedz
avatar kissedbyfire
4 4

@GuideOfLondon: bzdury mówisz,bo testy na aplikację do najłatwiejszych nie należą, a to je musisz zdać, żeby na aplikację się dostać. Mamusia czy tatuś za ciebie nie napiszą

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
-1 5

@kissedbyfire: może i bzdury, ale podejrzewam, że masz takie samo pojęcie jak ja, dotyczące mechanizmu zdawania aplikacji. I pamiętaj. Czasami nie ważne jest kto pisze test, ważne jest kto go sprawdza ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@GuideOfLondon: Komputer sprawdza. Wszystko da się zweryfikować. Testy na aplikację radcowską i adwokacką są bardzo proste. Generalnie bardzo prosto zostać teraz prawnikiem. Ciężko otworzyć kancelarię i z tego wyżyć. Młodzi prawnicy wcale dobrze nie zarabiają.

Odpowiedz
avatar Agness92
6 6

I tak po prostu sie poddałaś?!

Odpowiedz
avatar Piotrek1
-1 5

Mnie zastanawia pare rzeczy - skoro to taki przedmiot że są z niego warunki i w dodatku trwa dwa semestry to dlaczego kolokwia są niezapowiedziane(sylabusy, plan zajęć - to wszystko powinno być wywieszone). Druga rzecz dlaczego jest jeden termin - poprawki najcześciej są w regulaminie studiów. Trzecia rzecz - nieakceptowanie zwolnień - na każdym przedmiocie można mieć jedną nieobecność - i naturalnym jest zaliczenie tego co było, a na czym się nie było na konsultacjach.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
10 10

@Piotrek1: na studiach jest ten problem, że regulamin swoją drogą, a widzimisie wykładowcy swoją. Zresztą czasami trafi się wykładowca co przymyka oko na regulamin i robi zawsze jeszcze dodatkowy termin. Więc trzymanie się kurczowo regulaminu może się okazać nie zawsze dobrym pomysłem.

Odpowiedz
avatar kaede
3 3

@Piotrek1: w teorii masz racje, a w praktyce za gościem trzeba było chodzić i pytać się o możliwość poprawy (nawet jeśli mówił, że nie będzie poprawiał). Inaczej zinterpretował sobie to jako brak zainteresowania.. Pewnie facet ma więcej takich akcji za kołnierzem. A kolejny problem jest taki, że może mieć chody z dziekanem/rektorem (oni sie tam dobrze z reguły znają :/). Ogólnie nieciekawa sytuacja.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 11

Nie chce mi się wierzyć w tą historię i zaraz napiszę dlaczego 1) wykładowca może w dużo subtelniejszy sposób udupić studenta, nie narażając się na oskarżenia o znęcanie się psychiczne nad studentem. Rozumiem że wykładowca ma jakieś profity za każdy warunek, więc jest w stanie wymyślić tak ciężki test, że na pewno ktoś go obleje. 2) Dlaczego miałby uwziąć się akurat na autorce? Zawsze jest jakiś powód "nielubienia" i wzięcia sobie kogoś na cel. Może myślał, że autorka na kolokwium(którym wcześniej postraszył, mówiąc że trudne i brak możliwości poprawy) uśmiecha się i podnosi paluch do góry, uznał że nie rozumie powagi egzaminu i nie okazuje mu szacunku takim dość szkolnym zachowaniem. 3) Dlaczego nie poszła na skargę do dziekana? Nie próbowała zmienić wykładowcy albo iść na komisyjny? Najlepiej się popłakać i zrobić z siebie ofiarę, trudniej ruszyć cztery litery i działać. Mi nie jest jej żal, sama miałam nienajlepsze stosunki z wykładowczynią ale walczyłam o swoje.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 7

@GuideOfLondon: no tak, lepiej siedzieć i płakać niż COŚ ROBIĆ. I to ja jestem dziecinna, bo reagowałam na takie sytuacje? Żałosna próba pojechania mi świadczy albo o twoim młodym wieku, albo niskim IQ. Gratuluję pokazania klasy

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
2 4

@StereotypowaBlondynka: Spoko pozdrawiam Mariuszek, lat 12

Odpowiedz
avatar soraja
0 0

@StereotypowaBlondynka: egzamin komisyjny? z ćwiczeń? pierwszy raz słyszę o czymś takim...

Odpowiedz
avatar limes
0 0

@StereotypowaBlondynka: Droga Stereotypowa Blondynko. Po pierwsze: nie wykładowca, a ćwiczeniowiec. Po drugie: nie egzamin, a kolokwium. Jeśli zrozumiesz różnicę między tymi rzeczami to dużo łatwiej będzie zrozumieć tę historię. Poza tym nie był mi potrzebny komisyjny - przepisałam ocenę z ćwiczeń z tamtego roku. Do egzaminu podchodziłam najzwyczajniej w świecie. Swoją drogą z kierunku zrezygnowałam - i nie, nie dlatego, że jakiś zakompleksiony gbur nie chciał mi wystawić zaliczenia z ćwiczeń. Po prostu mając dwa kierunki wybrałam ten, który mnie bardziej ciekawi.

Odpowiedz
avatar Iceman1973
1 1

Historia piekielna ale za tą kurtynę też Ci nie zaliczam ;)

Odpowiedz
avatar Trepan
0 0

Kierownik katedry wiedział? No i zebra grupę, świadków, niech poświadczą co się zadziało. Jak nie kierownik katedry to wyżej i wyżej zbierając materiał, aż do rektora. Jeśli to nie pomoże to oczywiście komis i afera, najlepiej w mediach. Druga sprawa, że wiążąca jest ostatnia otrzymana ocena, mając pozytywną po ki uj pchasz się na zdawanie jeszcze raz bez pewności, że zdasz lepiej?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Trepan: Może Autorka chciała po prostu zaliczyć wykład ćwiczeniami? Bo łatwiej, bo egzamin trudny, bo widzimisię Autorki? Na mojej uczelni jest taki przedmiot, że jeśli zda się ćwiczenia i obleje wykład (bo np. ma się jedną nieobecność za dużo), to naprawdę dużo lepiej jest zapisać się ponownie na ćwiczenia niż sam wykład. Egzamin potrafią dać naprawdę trudny, a tak to dużo łatwiej zaliczyć ćwiczenia i przypilnować, żeby przepisali ocenę na wykład.

Odpowiedz
avatar LenaMalena
2 2

Z doświadczeń znajomych i trochę własnych wiem, że z uczelnią rzadko kiedy się wygrywa. To moloch rządzący się własnymi prawami, w którym na skargę idzie się albo do osoby kompletnie niezainteresowanej sprawą, albo do dobrego kolegi osoby, na ktorą chce się napisać skargę. Ludzie mają tam mnóstwo spraw na głowie, jest ogromny bałagan i słaba komunikacja, przez co trzeba się moooooooocno napracować, by osiągnąć cel.

Odpowiedz
avatar samezrp
1 1

I Ty "głupia", po pierwszym numerze nie miałaś włączonego telefonu na nagrywanie?

Odpowiedz
Udostępnij