Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mąż i ja mamy kota Ambrożego, odkąd zamieszkaliśmy razem - czyli już…

Mąż i ja mamy kota Ambrożego, odkąd zamieszkaliśmy razem - czyli już 6 lat. Przygarnięty został jako półroczna kupka nieszczęścia: wielki biało-bury kłak z łysym ogonem.

Kiedy zamieszkałam z moim wówczas przyszłym mężem, postanowiliśmy, że kot jest tym, czego potrzeba nam do szczęścia i scementowania związku. Zgodnie uznaliśmy, że nie wymyślamy jakiego chcemy, tylko oglądamy zdjęcia - w którym się zakochamy, tego bierzemy. Chcieliśmy jedynie, żeby nauczony był kuwety i jeśli się da, to wykastrowany/wysterylizowany, ale to akurat nie było warunkiem koniecznym.

Po kilku dniach trafiliśmy na koty, które podbiły nasze serce: śliczna ruda mamusia, na zdjęciach prezentująca kolorowe, futrzaste fasolki, w tym buro-białą. Kotka była urocza, fasolki też, wedle ogłoszenia "zdjęcia trochę stare, koty do wzięcia już dziś". Napisaliśmy, ustaliliśmy termin, pan koty odda "choćby dzisiaj" i "nie, nie trzeba płacić, najwyżej jakąś czekoladę dla wnuków".

Pojechaliśmy, adres zaprowadził nas do domku jednorodzinnego z ogródkiem, jakimiś komórkami. Pan nas wita - trochę ponury, ale nie w gości tu przyjechaliśmy, tylko po kota. Pierwszy zonk - zamiast do domu, prowadzi nas do komórki w ogródku. No OK, może kociaki tam się kotłują?

Drugi zonk - komórka jest składem wszystkiego, od węgla po ziemniaki. Wszędzie brudno - miał, ziemia, jakieś żelastwo, kurz. Między tym wszystkim - wepchnięta w kąt skrzynka. W skrzynce - biało-bury kłak. Kłak okazał się kotem.

Zdziwieni pytamy, gdzie są te kocięta? Pan mówi, że o, tu został ostatni. "Bo te zdjęcia córka robiła, ale kotów nie mogła trzymać w bloku, to przywiozła tutaj i on tak rozdaje". Mocno już zaniepokojeni chcemy tego kociaka jednak obejrzeć. Ten zaczyna prychać, robi się agresywny, ale nie ucieka. Gospodarz bez pardonu wyciąga kota za wszarz. Okazuje się, że kocię to to nie jest - raczej koci nastolatek. Brudny, ze zbitą w kłak sierścią, zaropiałym okiem, zarośniętymi od brudu uszami, prychający, ale słabo coś się broni. Patrzę - a tu cała łapa jak jeden wielki strup.

Zapytany pan odpowiada, że uciekał z komórki i łapa "przytrzasnęła mu się w drzwiach". Rozglądam się, zwracam teraz uwagę, że drzwi nie mają wycięcia dla zwierzaka (jak to czasem bywa, moi teściowie tak robili), okno wygląda na zamknięte na stałe. To on nie wychodził? "No nie, żeby nie uciekł". Cały czas tu siedzi? "No tak, czasem tylko próbuje wyjść jak przychodzę go karmić, ale to rzadko". Rzadko? "No czasem zapominam".

Nie zostawiłabym tego kota w takich warunkach. Mąż (przyszły), mniej przekonany, ale jednak powędrował po koc i transporter, żeby biedaka zapakować. Właściciel (pff...) odłożył kota do pudełka i rzecze w te słowa: 50 zł. Robię wielkie oczy - przecież miało być bez żadnych pieniędzy? "No ale on go już długo trzyma, parę miesięcy, a to żre jak szalone". Facet postawił ultimatum: płacimy albo kota nie dostajemy. Zapłaciliśmy, kot pojechał z nami.

Przez kilka tygodni w domu było piekło - kot nie znosił ludzi (nie dziwne), zmienił środowisko (i w końcu widział światło chociaż), musiał odwiedzać weterynarza (świerzb, pchły, zraniona łapa i lekkie zakażenie, zaczątki kociego kataru), być kąpany, czesany, przyzwyczaić się do karmy, kuwety itp.
Opłaciło się - Ambroży jest dla nas członkiem rodziny :) A tego faceta, gdybym mogła, przegoniłabym na bosaka po tłuczonym szkle...

by ZaZuZa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar mahisna
21 21

Zgłosiłabym... Przecież to się może powtórzyć. Zwierząt żal.

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
15 15

Szczesciarz Antoni, to wasz "Szczesciarz Ambroży". Udalo mu sie strasznie, ze nie jest juz u bydlaka. Trzeba bylo mimo wszystko poinformowac TOZ, czy cos podobnego, albo dac cynk na policje. Fajnie zrobiliscie, wybawiajac go od katorgi.

Odpowiedz
avatar Raspwberry
15 19

Bardzo ważna informacja! Za zabiedzone zwierzęta NIE PŁACIMY! Bo gość zaraz będzie tak traktować kolejne zwierzęta i żerować na naiwności i współczuciu! Takie sytuacje zgłaszamy straży miejskiej nr 986, TOZ, schronisku!

Odpowiedz
avatar hirma
6 6

@Raspwberry: za jakiekolwiek koty czy, nie będące z (DOBREJ) hodowli nie płacimy, nie zależnie od ich stanu.

Odpowiedz
avatar hirma
1 1

@Raspwberry: niezależnie*

Odpowiedz
avatar Migdek
4 10

Bardzo chciałabym zobaczyć zdjęcie kotka :)

Odpowiedz
avatar Migdek
4 6

@Migdek: Dlaczego moja chęć zobaczenia zdjęcia Ambrożego została zminusowana? Toż to tylko czysta ciekawość :D

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
-4 4

@Migdek: Ciekawosc - pierwszym stopniem do piekla! Wyglad kogokolwiek, to jego prywatna sprawa.

Odpowiedz
avatar Tajemnica_17
12 12

Ja bym mu powiedziała, że albo oddaje mi kota za darmo, jak powiedział, albo zgłaszam do odpowiednich instytucji i to on będzie płacił srogą karę za takie traktowanie zwierzaka... Na pewno już nic nie stałoby na przeszkodzie żebyście go zabrali... Ale dobrze, że go tam nie zostawiliście.

Odpowiedz
avatar hirma
6 6

@Tajemnica_17: Dokładnie. Postraszyć koniecznie wysoką karą i natychmiastowym wezwaniem odpowiednich służb

Odpowiedz
avatar InessaMaximova
1 5

Nie chcę być namolna, ale jest błąd ortograficzny. ŚwieRZb. @Paweł Siekierko: Straż miejska ma to w czterech literach. Schroniska i tak są przepełnione.

Odpowiedz
avatar ZaZuZa
3 3

@InessaMaximova: Poprawiłam, dziękuję :) A co do płacenia - Bogiem a prawdą bałam się, że facet coś temu kotu zrobi. I podejrzewam, że na policję czekalibyśmy do świętego nigdy...

Odpowiedz
Udostępnij