Podczas gdy zajadałam się szyneczką od babci, przypomniała mi się historia z czasów, kiedy młoda lekarka była jeszcze niedoszłą lekarką i jak miała ochotę wybić zęby swojej współlokatorce z powodu kawałka mięsa. A działo się to tak:
Moja ówczesna współlokatorka była weganką. Niestety, nie należała ona do grona miłych wegan, którzy choć mięsa nie jedzą, to innym w talerz nie zaglądają. O nie, ona była weganką wojującą. Ile to ja się lamentów (ze łzami w oczach!) nasłuchałam o tym, że mam krew biednych zwierzątek na rękach, to nawet nie ma co wspominać. Udało mi się nawet usłyszeć, że jedząc miód wykorzystuję niewolniczą pracę pszczół i jestem okrutna. Jej nawyk ponownego mycia sztućców, talerzy czy garnków jeżeli przyuważyła, że miały kontakt z mięsem uważałam za osobliwy, aczkolwiek w gruncie rzeczy nieszkodliwy.
Jednak miarka się przebrała, kiedy po świętach przywiozłam do mieszkania specjał kulinarny zwany domową, wędzoną szynką zrobioną specjalnie przez moją babcię, żebym na studiach chociaż coś dobrego zjadła :) Szyneczka wylądowała w lodówce i bezpiecznie tam leżała do śniadania. Niestety, tylko do tej pory, ponieważ kolacji już nie doczekała.
Kto kiedykolwiek jadł taką szynkę, wie, że ma ona piękny zapach dymu. Nie jest on na tyle silny, żeby przejść na inne produkty, jednak lekko wyczuwalny, na pewno mocniej niż w przypadku wędlin ze sklepu. I niestety ta jej cecha stała się przyczyną utraty smakołyku.
Wracam zmęczona wieczorem do domu, w duchu się ciesząc na smaczną kolację, a tu niestety, szyneczka się zdematerializowała. Domyślając się co się stało, zapukałam do swojej współlokatorki, która z miną urażonej niewinności stwierdziła, że szynkę wyrzuciła, bo jej śmierdzi, bo ona na pewno zepsuta i na jej biedne warzywa przechodzi, przez co chce się jej wymiotować.
Po krótkiej acz treściwej awanturze postanowiłam wybawić ją od rzeczonej zieleniny i przerobiłam warzywa na gulasz. Tak, z mięsem. Fakt, musiałam znieść później mały atak histerii, ale i tak było warto.
Panna mieszkała ze mną jeszcze tylko miesiąc, po czym się wyprowadziła do bardziej cywilizowanych ludzi.
współlokatorzy
Zawsze kiedy czytam takie historie, zastanawiam się gdzie się tacy nawiedzeni uchowali. Znam osobiście całkiem kilku wegetarian, kilku wegan też by się od biedy znalazło, zawsze, jak gdzieś się spotykamy i dochodzi do momentu "to może wrzućmy coś na ząb" jest pełna zgoda, nikomu nic nie przeszkadza mimo, że nikomu nie przyszło do głowy się ograniczać czy bawić w poprawność dietetyczną "ze względu". Ale z takimi wegeoszołomami, jak w historii to chyba jest tak, jak wspomnieni wyżej znajomi mówią- to nie są prawdziwi weganie, którzy zaczęli się tak odżywiać z takich a nie innych powodów, bo dajmy na to chcą spróbować czegoś nowego, chcą zacząć żyć zdrowiej, czy muszą przejść na dietę. Nie, to są mentalne dzieci, które trochę zbyt wolno ogarniają świat wokół siebie i trochę zbyt mocno się zafascynowały tą modą. Weganizm stał się popularny, więc oni- żeby być dalej na topie- też muszą być weganami. A skoro tak, co do przesady, będą na każdym kroku podkreślać, że nimi są, będą ciągle to powtarzać, będą cały czas innym o tym nawijać tak, żebyś czasem nie zapomniał. Bo on(a) teraz jest wege, przejrzał(a) na oczy, nie to co ty- cmentarz bestialsko pomordowanych zwierzątek. Weganizm przestanie być na ustach hipsterów, zajmą je przykładowo niebieskie kurtki z czarnymi, trójkątnymi znaczkami... zgadnijcie co się stanie ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Odpowiedz@mongol13: Najprawdopodobniej masz całkowitą rację, zresztą do tej pory uważam, że dziewczyna była po prostu niezrównoważona psychicznie, a że jej obsesja padła na weganizm? No cóż, bywa. Moja najlepsza przyjaciółka jest wegetarianką, mięsa nie je bo zwyczajnie nie lubi, dogadujemy się świetnie i nikt nikomu w talerz nie zagląda. Tylko od czasu do czasu przepisuję jej recepty na żelazo, bo bidulka ma wieczną anemię. (choć to tylko po części z powodu niejedzenia mięsa)
Odpowiedz@mongol13: Idealnie powiedziane. Zgadzam się w 100% z Tobą.
Odpowiedz@mongol13: dokładnie tak. Ja widzę to w ten sposób - prawdziwy pasjonat jakiegoś stylu życia po prostu żyje według zasad tego stylu, ale ten styl jest jedynie uzupełnieniem całości, częścią składową, czymś co nie rzuca się w oczy, bo oprócz niego mamy jeszcze wiele elementów, dzięki którym możemy stwierdzić "o! ciekawy człowiek". Tymczasem wszelkiego rodzaju oszołomy to ludzie zwyczajnie puści, nieciekawi, niczym szczególnym się nie wyróżniający. Kiedy połkną jakiś zestaw przekonań, wiedzą że to jedyna rzecz którą mogą zaoferować otoczeniu. Promieniują więc swoimi poglądami, bo nagle mają o czym mówić, a jednocześnie zapał neofity utrzymuje ich w przekonaniu, że wraz z poznaniem tego czy tamtego nagle otrzymali też monopol na prawdę. I to najczystszą, "najmojszą". Sprawa podobnie wygląda np. wśród miłośników piw. Sam lubię piwa craftowe, szukam ciekawych smaków, po prostu czegoś innego. Ale jeśli znajomi powiedzą "Hej, LTM, dawaj, przewrócimy browarka jakiegoś" i wiem, że nie chodzi o coś nietypowego, a o klasyczny kufel koncerniaka, nie robię cyrku. Nie dostaję ataku drgawek i krwioplucia, nie włażę na krzesło, aby gromkim głosem nawoływać ich do zmiany postępowania. Po prostu piję tego koncerniaka, ciesząc się z obcowania z ludźmi, których lubię. Tymczasem wielu piwnych "nowochrzczeńców" już po pierwszej butelce czegoś innego niż Warka czy inny Lech zamienia się wręcz w ekspertów. Czują te wszystkie "mokre kartony", "estry", szacują stopień IBU, a zanim wypiją łyk, dziesięć tysięcy razy wąchają, kręcą szklanką i tańcują kazaczoka wokół butelki. Tylko tu nie o to chodzi. Nie chodzi o to, aby stać się kolejnym "Tomaszem Kopyrą z blogu blogkopyra.com", a po prostu mieć radochę z picia fajnego piwa. O czym zresztą sam Kopyr niejednokrotnie przypominał.
Odpowiedz@LTM87: Dodam jeszcze, że niektórzy ludzie po prostu nie są w stanie objąć umysłem faktu, że inni mogą mieć swoje przekonania. Dlatego np. koniecznie musza mieć takiego czy innego boga w konstytucji, a symbole swojej wiary w urzędach.
Odpowiedz@Jorn i że wszyscy muszą na niego wykładać bez względu na wszystko :')
OdpowiedzSmakowała historii szyneczka? ;)
OdpowiedzCóż, ja jadam mało mięsa bo po prostu nie czuje takiej potrzeby. Kiedyś bawiłam się w wegetarianizm z ciekawości, czy mogłabym żyć bez białka zwierzęcego. Byłam wiecznie głodna, osłabiona i po miesiącu myślałam już tylko o pyzach z mięsem, lazanii z dużą ilością mielonego i piersi z kurczaka w pikantnej panierce. O ile dziennie jadam kilka plasterków szynki a w niedzielę rosołek i schaboszczak, o tyle po diecie rzuciłam się na wszystko co mięsne :)
OdpowiedzWegetarianizm jestem w stanie uszanować, ba- nawet zrozumieć w jakimś stopniu ale weganizm... wszyscy tacy ludzie których znam to oszołomy, dosłownie wszyscy. Przy tym tacy eko terroryści którzy mi- dziewczynie ze wsi- tłumaczą że dojenie krowy ją krzywdzi. Ale nie wie taki jak cierpi taka krowa właśnie, kiedy jej się nie wydoi, bo ją zwyczajnie strasznie bolą wymiona. Albo jajka. O tak, bo z każdego jajka będzie mały, żółty pisklak. Zwłaszcza zimą, przy -10 stopniach. Brawo za gulasz i nie dajmy się zwariować. A przy tym najważniejsze- nie zaglądajmy innym w talerz, bo to po prostu nieeleganckie ;)
Odpowiedz@Poziomeczka: Jajka nie są kurzą ciążą, a jej miesiączką (istnieją niezapłodnione jajka). Krowy natomiast trzeba doić ponieważ cielak, dla którego normalnie to mleko by wypił, jest zabijany bądź karmiony sztuczną karmą. Twoja wiedza? Hmmm... Kończysz swoją wypowiedź tekstem "nie zaglądajmy innym w talerz, bo to po prostu nieeleganckie", a zaczynasz mówiąc, że weganie to oszołomy. Ja nie jestem eko, przygotowuję swojemu chłopakowi mięso na każdy obiad, ale nie spożywam produktów zwierzęcych bo mam swoje powody. Nie czuję się urażona, ale mnie rozśmieszyłaś.
Odpowiedz@Devotchka: cóż, jak w gospodarstwie moich rodzicow były cielaki, to zawsze kilka miesięcy krowa - matka karmiła je własnym mlekiem, więc proszę nie gadaj glupot, bo na kilometr widać, że się nie znasz :)
Odpowiedz@Devotchka: ...? Naprawdę widzisz jakąkolwiek logikę w tym, żeby najpierw rozmnażać krowę, a potem zabijać cielaka...? Albo bujać się kilka miesięcy ze sztucznym karmieniem, którego większość zwierząt nie przeżywa? Byłaś kiedyś na wsi?
Odpowiedz@Devotchka: wiesz, że istnieje coś takiego u krów jak- rasa mleczna? I nie, nie muszą rodzić cielaczka żeby mieć mleko...
Odpowiedz@grupaorkow: Owszem, moja rodzina pochodzi ze wsi. Tak, jak byłam małym dzieckiem piłam mleko prosto od krowy i wiem jak to funkcjonuje. Moja babcia posiada gospodarstwo, karmi cielaki od małego i potem sprzedaje je na mięso. Myślisz, że skąd się bierze cielęcinka na twoim talerzu? Krowę trzeba zapłodnić, aby był cielak i mleko (kobiece ciało też nie produkuje mleka jeśli nie ma dziecka, chyba że ktoś ma zaburzenia hormonalne). Ten cielak idzie na rzeź (cielęcina z twojego sklepu). @Massai: Wow, nie wierze, że wziąłeś moją wypowiedź dosłownie. Ptaki nie mają takich samych narządów rozrodczych, dlatego określenie "miesiączka" jest tu bardzo ogólne - miałam na myśli to, że ptak może złożyć jajka bez ich zapładniania i jest to okresowe. Co do krów, to ty się mylisz. Tak, tak właśnie dzieje się w rzeźniach. "Po odebraniu pierwszego dziecka krowa dojona jest 2-3 razy dziennie przez około 10 miesięcy. W międzyczasie, za pomocą powszechnej obecnie sztucznej inseminacji, zapładnia się krowę ponownie, aby wywołać kolejną ciążę i cykl laktacji."(http://weganizmteraz.pl/krowy-mleczne) @aaggnness: No, zapewne jest to zupełnie naturalny proces, bardzo zdrowy dla samej krowy (sarkazm). Istnieje tyle mitów, które krążą z jednego, prostego powodu - ludzie czują się winni. Każdy przechodzi proces uświadomienia i sam wybiera, czy chce jeść mięso czy nie. To nie jest moja sprawa. Nie wyżywajcie się na mnie, nie powołujcie się na moją "niewiedzę". Te informacje krążą w internecie i wszystko co mówię mogę poprzeć artykułami, zdjęciami i filmikami, ale przecież tego bardzo nie lubicie (więc nie będę). Zachęcam, douczcie się jak to wszystko działa i wtedy z czystym sercem będziecie mogli powiedzieć "nie zrobiło to na mnie wrażenia, nadal chcę jeść mięso". No, ale tak... łatwiej jest nazwać kogoś w internecie debilem. W waszych oczach już pewnie jestem nazistką ponieważ podjęłam się dyskusji- a przecież mi nie wolno.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 stycznia 2016 o 10:27
@Devotchka: oczywiście, że zdrowy, krowy nawet trzeba doić(dwa razy dziennie), bo inaczej zaczęłyby chorować i cierpieć z powodu przepełnionych wymion. Nie wiem skąd u was się bierze teoria z ciągłym zapładnianiem krów- jakiś debilizm. Czyli krowy mięsne zamyka się na siłowni, żeby mięśnie były większe? ;P
Odpowiedz@aaggnness: Wow, jesteś wyjątkowo odporny/odporna na wiedzę. Sądzisz, że cały proces przemysłowy hodowli zwierząt w rzeźniach jest naturalny i ma na celu dobro krówek? "Krowom mięsnym"(jak to sam nazwałeś/łaś) daje się do jedzenia różnego rodzaju leki na powiększanie tkanki mięśniowej. Serio, masz do dyspozycji internet, a mimo tego nic o tym nie poczytasz. A, ewentualnie może strasznie boli Cię, że ktoś wreszcie mówi prawdę. Bardzo przepraszam, że jest ona taka trudna do przełknięcia. Oczywiście łatwiej jest udawać, że wszystko co mówię to kłamstwo, wszystkie materiały w internecie są sfałszowane ponieważ.... No nie do końca tylko umiem zrozumieć jak sobie to tłumaczysz? Bo ludzie uwzięli się na mięso i chcą je wyeliminować z czystych złych zamiarów.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 stycznia 2016 o 12:56
@Devotchka: nie chce tego czytać, bo dla mnie to głupota... Studiowałam rolnictwo, miałam kilkumiesięczne praktyki w różnych gospodarstwach i uwierz mi, że wiem jak to wygląda od podszewki. Moja dalsza rodzina ma gospodarstwa z mlecznymi krowami. Dlatego śmieszy mnie to co tu wypisujesz.
Odpowiedz@aaggnness: Ok, spoko. Żyj sobie na chmurce z jednorożcami, powodzenia.
Odpowiedz@Devotchka: spoko, teraz mi smutno, że na studiach tak okrutnie mnie oszukiwali. A co jeszcze mają powiedzieć studenci weterynarii- im to dopiero psikus zrobili...
Odpowiedz@Poziomeczka: Ale weganizm jest bardziej logiczny niż wegetarianizm. Zdajesz sobie chyba sprawę że tej krowy by wymiona nie bolały jakby jej zostawić cielaka? A skoro żeby mieć mleko trzeba się cielaka pozbyć to gdzie on trafi? Krowę można zachować do dalszej produkcji ale byczka? Nie ma aż takiego zapotrzebowania na reproduktory żeby wszystkie pomieścić. Pijesz mleko=ktoś musi zabić byczka, nie widzę innego sposobu. Możesz poczekać aż dorośnie i zabić byka, możesz go sprzedać żeby ktoś inny zabił ale zabicia nie unikniesz. A kury? Żeby je mieć musisz zostawi część jaj do wyklucia, niech się wykluje pięćdziesiąt procent kogutków i co z nimi zrobisz? Można się w nieskończoność kłócić czy zabijanie zwierząt jest moralne czy nie, ale jeśli ktoś już zdecydował, że nie to picie przez niego mleka jest głęboko nielogiczne. jeśli ktoś mi teraz wyskoczy z argumentami przeciw weganizmowi to znaczy, że nie umie czytać ze zrozumieniem więc niech się lepiej tym nie chwali. Nie roztrząsam czy jest dobry tylko czy logiczny.
Odpowiedz@Devotchka: obawiam się, że na chmurce z jednorożcami to raczej nie aaggnnesss to siedzi... Wiele można zarzucić przemysłowemu chowowi zwierząt, ale bez jaj, tak nieopłacalnego finansowo idiotyzmu jak sztuczne karmienie cielaka nikt by nie wymyślił.* A co do cielęciny - nie wiem czy zauważyłaś, ale jest bardzo trudno dostępna i bardzo droga. Skoro krowy mleczne non stop są ciężarne i rodzą te cielaki jak Cyganki dzieci to cielęciny powinno być więcej niż drobiu. Myśl trochę. *Tj. uściślając - można to zrobić i czasami to się robi, ale nie na skalę przemysłową na litość.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 stycznia 2016 o 20:25
@grupaorkow: Przepraszam, mówiąc cielęcina miałam tak naprawdę na myśli wołowina. Mój błąd, nie mogłam już tego poprawić. Z punktu widzenia rzeźni cielak płci męskiej jest żadnym pożytkiem - nie daje mleka, idzie na mięso. Dlaczego tak bardzo przeszkadza wam prawda? Zwierzę w rzeźni jest traktowane jak produkt, wszystko jest na skalę masową. Wyobraź sobie chociażby ile musi zginąć kurczaków, żeby czteroosobowa rodzina miała wątróbkę na obiad, jeden kurczak- jedna wątróbka. Chęć do jedzenia mięsa nie zwalnia cię z niewiedzy. Te informacje są wszędzie w internecie, a my się kłócimy jak głupi. Ja serio nie zwracam uwagi na to czy sprawa jest moralna, czy mięsożercy są źli. Daję wam czyste fakty, a wy nie chcecie ich przyjąć. Wiecie co? Powtórzę jeszcze raz. Wkurza was jak ktoś wstawia filmiki z rzeźni i terroryzuje was informacjami o uboju, ale połowie przydałaby się porządna edukacja na ten temat. http://www.otwarteklatki.pl/zwierzeta-w-hodowli/ - voilà, czytaj i płacz. Nie ma żadnych drastycznych zdjęć.
Odpowiedz@Devotchka: Devotchka, to że twoja babcia tak robiła, nie oznacza, że wszyscy tak robią :) tak to jest jak mieszczuszek przyjedzie raz na rok na wakacje do babci na wieś i myśli, że już wszystko wie :)
Odpowiedz@Devotchka: aaaach, czyli krowy mleczne (!!!) masowo rodzą cielęta, które są natychmiast ubijane, a ich mięso, cenna i smaczna cielęcina jest sprzedawane jako wołowina. No tak. To logiczne. Jak mogę dyskutować z tak żelaznymi faktami. Po co by było te cielaki odchowywać na jałówki i buhaje? Ja nie wiem.
Odpowiedz@grupaorkow: no właśnie na tym polega logika mięsożerstwa - cielęcina na drzewach nie rośnie. Nie trzeba być wege, żeby to rozumieć - za moich czasów uczyli tego we wczesnych klasach podstawówki, skoro teraz uchodzi to za jakiś brak logiki, to ze szkolnictwem jest naprawdę źle...
Odpowiedz@grupaorkow: szkoda czasu na tłumaczenie, bo jej zdanie jest na zasadzie "moja racją jest najlepszą, bo jest moja"
Odpowiedz@grupaorkow: Niezły z Ciebie człowiek odrealniony. Nie będę Tobie tłumaczyła skoro przekręcasz moje słowa i nie stosujesz logiki. Wytłumaczyłam to dostatecznie jasno, twoja sprawa jeśli nadal nie rozumiesz. @Soraja: Dziękuję za wyrozumiałość. Zaczęłam już tracić nadzieję. Skrajny idiotyzm na tej stronie mnie śmieszy. Moja cała rodzina je mięso, a jakoś ten koncept rozumie. Rozumiem, że nie popierasz moich poglądów, ale bardzo ładnie to określiłaś. @Mignonne9: No tak, rzeczywiście. Masz rację na 100%. Bo to inni rozmówcy powołują się na artykuły, badania i wiedzę która nie jest wyjęta z dupy, a ja nie. A nie.... czekaj... Zupełnie odwrotnie...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 stycznia 2016 o 23:06
@soraja: a mnie uczyli, że jak czegoś jest dużo na rynku to jest tanie. A cielęcina jest droga. A zatem jest jest mało. A zatem ubój cieląt nie jest tak liczny jak chciałyby tego teorie o cielaczkowym Holokauście. Fakty są takie, że krowa mleczna rodzi raz na rok, jedno albo dwa młode. Cielaki są odchowywane na jałówki i byczki. Jałówki zostają krowami mlecznymi, byczki w części idą od ręki na ubój w części zostają buhajami. To jest po prostu najnormalniej w świecie bardziej opłacalne finansowo niż masowy ubój cieląt. I jak spojrzymy na fakty, a nie na bredzenie oszołomów, to nagle narracja zmienia się z "mordują małe, słodkie cielaczki, żebyś mógł pić mleko" na "krowy mleczne też się zjada" (co chyba nikogo nie zaskakuje - jak kogoś zaskoczyło to proponuję skończyć przedszkole i dopiero potem wrócić do rozmowy). Kupcie sobie obie poradnik hodowcy krów i przestańcie bredzić.
Odpowiedz@Poziomeczka: A propos jajek, najbardziej zawsze bawią mnie osobniki krzyczące, że przecież jajko to potencjalne życie, a jednocześnie niemające nic przeciw aborcji. :v
Odpowiedz@grupaorkow: nie mówię o "cielaczkowym Holokauście", ale o twoim "Naprawdę widzisz jakąkolwiek logikę w tym, żeby najpierw rozmnażać krowę, a potem zabijać cielaka...?". Jakoś w moim rodzinnym domu, bynajmniej nie bogatym, cielęcina bywała raz na 2-3 tygodnie, więc nie ma co na siłę robić z zabijania cieląt jakiegoś rzadkiego zjawiska. A choćby chodziło o jedyne na świecie 100g najdroższej cielęciny, to logika produkcji i tak nakazywałaby najpierw rozmnożyć krowę, a potem zabić cielaka - w fabryce póki co cielęciny nie produkują.
Odpowiedz@soraja: Nie wiem, może macie "znajomości" w sklepie, ja sama- jeszcze nigdy nie widziałam cielęciny w sklepie, wołowina ok, ale cielęciny nigdy. Dla mnie łatwiej jest kupić baraninę, choć i tak jest bardzo trudno dostępna. Jeśli krowy zachodziłyby w ciąże tylko po to żeby mieć mleko, to cielęcina byłaby w cenie wieprzowiny i podobnie dostępna.
Odpowiedz@Devotchka: no właśnie ta wiedza jest wyjęta z dupy... I mam z tego niezły ubaw.
Odpowiedz@aaggnness: Parówki cielęce w mojej okolicy dostępne są w każdym mięsnym (tak wiem, że parówki to nie mięso, ale jednak ;) )
Odpowiedz@rennard: tylko to są parówki "cielęce" a nie cielęce. Z cielaka pewnie są tam tylko rzęsy. :P
Odpowiedz@aaggnness: Ta niepotrzebna dyskusja trwa na podstawie twojej głupoty i złej interpretacji tego, co powiedziałam. Te cielaki trzyma się aż urosną. Rozumiem, że moja pomyłka (którą z resztą wytłumaczyłam i za nią przeprosiłam) była zbyt trudna do zrozumienia dla takiego półgłówka jak ty. Krowę zapładnia się SZTUCZNIE, nie ma czasu ani miejsca na pokrycie przez byka. Dzieje się tak parę razy w roku w celu przedłużenia laktacji krów mlecznych. Taki wołek jest zabijany po okresie roku. Myślisz, że jakim cudem codziennie w sklepach całej Polski pojawia się świeże mięso? Skąd muszą się te zwierzęta brać. 470 mln (w samej polsce) zwierząt rocznie SKĄDŚ się bierze. Gdybyś zadała sobie trud przeczytania artykułu, który podlinkowałam - tej rozmowy w ogóle by nie było. Powinnaś się wstydzić za swoje lenistwo, a nie być z tego dumna.
Odpowiedz@Devotchka: Lenistwo? Chyba nie, ja bym to nazwała świadomość. Sposób zapłodnienia jest nieważny, inseminacja czy nie- coś takiego nie istnieje. Wbij sobie do łepetynki, że krowy mleczne mają mleko BEZ zapładniania, mięsko w sklepie jest z uboju zwierząt do tego przeznaczonych. Spróbuje zniżyć się do twojego poziomu i ci to wytłumaczyć- krowa która byłaby zapładniana tak często, jak twierdzisz- długo by nie pociągnęła, co byłoby duża stratą dla rolnika, który traktuje je jak oko w głowie, bo to jego zarobek.. Wiem, że masz klapki na oczach i trudno ci to przełknąć, ale mleczko jest bez cielaczków i to się nie zmieni- bo jest to zwyczajnie NIEOPŁACALNE
Odpowiedz@Devotchka: krowy mleczne cieli się głównie po to, żeby zwiększyć pogłowie stada. Słyszałaś o nasieniu seksowanym? Nie? To polecam poczytać. Po to się krowy zapładnia sztucznie, żeby rodziły się cieliczki, czyli samice krów, które jak dorosną też będą dawały mleko. To raz. Dwa: od zapładniania są buhaje, nie byki, nie myl pojęć. Trzy: wyjaśnij mi jak krowa może rodzić kilka razy w roku, jak jej ciąża trwa 9 miesięcy. Rok ma miesięcy 12, przypominam. Powinnaś się wstydzić swojego lenistwa matematycznego.
OdpowiedzNiejedzeniem mięsa podleczyłam żelazo (długa historia, ale udana), ale nie rozumiem wyrzucania mięsa. Zwierzę już zginęło, ja bym wyprawiła szynce prędzej pochówek (serio) niż wyrzuciła, wyrzucanie czegokolwiek zdatnego do jedzenia dla mnie to zbrodnia. Z tego powodu toleruję mięso współlokatorki, ale z zastrzeżeniem, że w moich garnkach, moimi sztućcami i z moich naczyń mięsa jeść nie wolno, bo mnie to brzydzi.
OdpowiedzZawsze kiedy czytam takie historie zastanawiam się co autorka robiła na lekcjach języka polskiego...
Odpowiedz@Trepcio: z pewnością nie uczyła się poprawnego używania imiesłowów w zdaniu.
Odpowiedz@TrustMeIamVet: Chodząc do szkoły wiedza nie wchodziła jej do głowy ;)
Odpowiedz@Trepcio: Już w oczy kłuć przestało? Zawału nikt nie dostał? Cieszę się serdecznie. :)
OdpowiedzJak czytam takie historie to dochodzę do wniosku, że nie ma opcji żeby się one wydarzyły. Jestem wegetarianką od prawie ośmiu lat. Od paru miesięcy zaczęłam wyłączać z diety produkty zwierzęce i bardzo mi z tym dobrze. Ciężko mi nawet uwierzyć, że autorka historii kiedykolwiek miała do czynienia z jaroszem. Ja przestałam jeść mięso dlatego, że go nie lubiłam. Jestem wyjątkiem, ale należy pamiętać, że ludzie przechodząc na dietę wege NIGDY nie robią tego z powodu samej empatii dla zwierząt. Celem wyłączenia produktów zwierzęcych z życia jest zaprzestanie wspierania przemysłu mięsnego, który przed zabiciem zwierząt trzyma je w niegodnych, okropnych warunkach. Żaden wegetarianin/weganin jakiego spotkałam nie miał nic przeciwko PRYWATNYM gospodarstwom i zabijaniu zwierząt na własne potrzeby, czyli takiej domowej szynce. Pozwolę też sobie wspomnieć, że mimo opinii jakoby to wegetarianie byli nazistami w tych sprawach - rzeczywistość jest zupełnie odwrotna. Przeraża mnie więc przyznanie się do niejedzenia mięsa kiedy spotykam kogoś nowego, bo ciągle słyszę "umrzesz z powodu braku proteiny", "wiesz, że wegetarianizm został wpisany na światową listę chorób psychicznych", ba - zapewne zbiorę za swój komentarz parę minusów tylko z tego powodu. Ludzie, ja rozumiem - wegetarianie i weganie są często bardzo problematyczni w swoich innych poglądach (zapewne skrajnie lewicowych). Mogę się założyć, że połowa ludzi mówiących o "naziwegańskich" kłótniach sama sprowokowała temat. No bo, tak naprawdę jakie są moje szanse przebicia się? Jeśli ktoś zacznie pisać dlaczego nie powinnam być weganką, a ja odpowiem mu według własnej wiedzy to na bank będzie opowiadał znajomym jak to zaatakowała go problematyczna jaroszka. Cieszy mnie wolność słowa na piekielnych, ale zdaje mi się, że takie historie wywołują gównoburze i dzielą użytkowników. I to jest przykre, bo na linii strzału jest dość poważny temat.
Odpowiedz@Devotchka: być może jesteś takim murzynkiem, co śniegu nie widział i nie wierzy, że on istnieje. Tu nie chodzi o wegan czy wegetarian. Tu chodzi o jaśnie oświeconych, nieomylnych wegeterrorystów. Ja też takich spotkałam.
Odpowiedz@Devotchka: ja też miałam okazję taką osobę spotkać, więc nie zamykaj świata tylko i wyłącznie na to, co ty widzisz i robisz :)
Odpowiedz@Devotchka: Znam wegan i wegetarian, moja najlepsza przyjaciółka jest wegetarianką a nikt nikomu wykładów nie robi. O ile nie zmusza się małych dzieci do takiego stylu życia, to jest mi to kompletnie obojętne. Niestety jak w każdej dziedzinie życia znajdą się ludzie, którzy uważają, że mają monopol na prawdę objawioną. Czasem trafi na weganizm albo sporty, czasem na "pasje" (oj znałam ja takiego tygodniowego fotografa od siedmiu boleści), a czasem na politykę lub religię. Ten typ tak ma, że tak powiem i to nie wegetarianizm był tu centrum problemu.
Odpowiedz@Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki: Tak w ogóle to strasznie irytujące są dla mnie ciągłe teksty o tym, jak bardzo niezdrowy jest weganizm i wegetarianizm. Ludzie, poczytajcie trochę o tym, nauczcie się czegoś, a potem dawajcie ludziom rady. Autorko, jesteś lekarką, powiedz mi proszę czy przyjeżdżają do Ciebie pacjenci z "niedoborem proteiny"? Takie coś nie istnieje. Swoje mądrości w stylu "o ile nie zmusza się do tego dzieci" możesz zachować dla siebie. Zaczęłam być wegetarianką w wieku 12 lat i jestem okazem zdrowia. Więcej szkody można sobie wyrządzić codziennie jedząc mięso aniżeli warzywa. Nie jestem zamknięta na świat, swoje wiem i wierzcie mi- na 100% znam więcej ludzi wege niż wy. Te wypadki, które wy poznajecie, o ile nie są zmyślone, to muszą być chorzy psychicznie ludzie. Tak samo jak istnieją chorzy na głowę politycy, nauczyciele. A wy poznacie jednego fanatyka i jest to dla was przykład typowego weganina. Nie wiem skąd się to bierze.
Odpowiedz@Devotchka: Moja żona kiedyś nie jadła mięsa przez pewien czas, musiała zacząć jeść znowu bo zaczęła mieć problemy ze zdrowiem (bardzo duże osłabienie, bóle i zawroty głowy itp.) dostała diagnozę od lekarza, że w w jej przypadku nie powinna przechodzić na wegetarianizm. To samo miał mój bardzo dobry znajomy, z tymże w jego przypadku pojawiały się krwotoki z nosa i omdlenia, także nie pieprz za przeproszeniem, że dla każdego to jest takie zdrowe. Są różne przypadki.
Odpowiedz@rennard: To może twoja żona i ten tajemniczy znajomy byli wyjątkowo głupi w prowadzeniu swojej diety. Ja mam nie pieprzyć głupot? To nie wiem co mam sądzić o twojej wypowiedzi znając o wiele więcej niż dwie osoby, które "kiedyś, jakoś próbowały" być wegetarianami. Znam ludzi, którzy nie jedzą mięsa całe życie i mają się świetnie. Prawda jest taka, że są na świecie idioci, którzy nie potrafią prowadzić zbilansowanej diety, a są też ludzie którzy wszystko zwalą na wegetariańską dietę b tak jest łatwiej. Wiesz, kiedyś jadłam mięso i chorowałam na migdałki. To na bank wina mięsa, nie ma innej opcji (sam widzisz jak debilnie to brzmi). Jeśli całe życie jesz fast-foody, schaboszczaki i pewnego dnia zaczniesz jeść same brokuły (z jakiegoś powodu mięsożercy boją się ziemniaków i ryżu) to nic dziwnego, że ciało Ci wysiada. To, co piszesz nie udowodniło nic poza słabym przygotowaniem do diety wegetariańskiej przez Twoją żonę. Tutaj nie ma się czym chwalić.
Odpowiedz@Devotchka: Brak jedzenia mięsa chyba powoduje u ciebie problemy z czytaniem ze zrozumieniem. Nigdzie nie napisałem że pieprzysz głupoty. Nigdzie też nie napisałem, że dieta wege jest niezdrowa, tylko że nie jest dla każdego. Dieta żony była przygotowana dobrze. Lekarz wyjaśnił, że ma taki, a nie inny metabolizm i powinna jeść mięso, ale pewnie! Łatwiej stwierdzić, że nieznana tobie osoba jest głupia bo wg. ciebie nie umie sobie diety przygotować. Znajomy u lekarza nie był, nie wiem co on jadł, twierdzi że po powrocie do jedzenia mięsa, wszystkie objawy zniknęły. Bronisz tego jakby to ideologia była.
Odpowiedz@rennard: Mimo, że nie dedykuję temu całego swojego życia to chcę zwalczać mity dotyczą jedzenia mięsa. Żadne inne zwierzę na świecie nie dostosowuje swojej diety do indywidualnego osobnika/płci/wieku/grupy krwi. Tylko ludzie tak robią. Coś tu jest chyba nie tak.
Odpowiedz@Devotchka: Żadne inne zwierze nie buduje wieżowców i nie lata w kosmos.
Odpowiedz@Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki: akurat o "stylu życia" małych dzieci decydują ich rodzice, a nie komentatorzy z internetu. Na szczęście.
Odpowiedz@Devotchka: owszem, bo w przyrodzie występuje selekcja naturalna i zwierzę, któremu coś szkodzi, po prostu umiera, ew. gorzej funkcjonuje w stadzie. Podobnie jest u ludzi z gorszym dostępem do zdobyczy cywilizacji. Ale jak masz dobry dostęp do lekarzy i produktów, to dobierzesz sobie dietę nie tylko dla siebie, ale też dla psa nietolerującego glutenu czy dla kota-diabetyka.
Odpowiedz@Devotchka: Po pierwsze, w żadnym miejscu nie napisałam że wszyscy wegetarianie są źli i że panna to przykład typowy. Po drugie, niedobór proteiny? Nie. Niedobór żelaza? A i owszem. I wreszcie po trzecie, za to najważniejsze, jeśli próbujesz mi wmówić, że dieta wegańska z wykluczeniem ryb i nabiału jest dietą odpowiednią dla wzrastającego organizmu, to proszę cię, wróć do szkoły.
Odpowiedz@Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki: Wiesz, ludzie CIĄGLE się czegoś nowego uczą. W połowie mojej nauki w szkole średniej przedawniła nam się książka od fizyki - wszystko z powodu badań CERN (izolacja atomów antywodoru). Obecnie istnieją badania, które potwierdzają jakoby nabiał był szkodliwy szczególnie dla ludzi chorych na raka i wiele różnych badań działających na niekorzyść mięsa. Mimo, że jest to wiedza ogólnodostępna, to jak widać ciągle jeszcze nieprzyjęta. Widzisz, bo ludzie też kiedyś nie wierzyli, że ziemia jest okrągła. Jeśli jesteś lekarką, to zapewne wiesz, że żelazo pochodzenia roślinnego jest gorzej wchłaniane. Można temu zaradzić poprzez zwiększenie jego ilości w diecie (mniam, każdego dnia zjadam zielone warzywka i je kocham) oraz witaminy C (poprawia przyswajalność) - chyba nie muszę mówić, że w mojej diecie czerpię jej nieskończone pokłady. Do tego ja nigdy nie piję kawy i herbaty ponieważ są to wzmacniacze- bardzo charakterystyczne dla diety mięsnej. Jedząc potrawy z nabiałem w połączeniu z węglami i glutenem ludzie tyją i dlatego zawsze starają się ograniczać kalorie, co oczywiście prowadzi do braku energii. Ja jem 2000 kcal, mam potrzebną do życia energię i nie wypłukuję sobie żelaza takimi napojami. Siostra była bulimiczką i charakterystycznym dla niej atrybutem była w ręku herbata. Moja dieta składa się głównie z węglowodanów (wiem jak bardzo się ich boicie) pochodzenia roślinnego. Od kiedy zaczęłam tak jeść schudłam już parę kilogramów, nigdy nie czułam się lepiej. Jak byłam wegetarianką to jadłam to, co moi rodzice - z wyłączeniem mięsa. Dlatego cierpiałam na brak żelaza w diecie, zwyczajnie nie jadłam różnorodnie. Do tego tyłam, bo braki energii uzupełniałam sobie czekoladą i innym przetworzonym cukrem. Myślisz, że przeszłam na dietę wegańską z pustką w głowie? Nie, wiem co robię. Od pół roku zaczęło znikać wiele moich problemów zdrowotnych. Ostatnie wyniki krwi były śpiewające. W takiej sytuacji uważam, że wiem dlaczego lekarze mówią wegetarianom żeby zaczęli jeść mięso. To takie "nie umiesz prowadzić inteligentnie swojej diety więc niech ktoś to robi za Ciebie".
OdpowiedzZacytuję jeden napis z murów "Nienawidzę wegetarian, zżerają jedzenie mojemu jedzeniu"
Odpowiedz@sutsirhc: wychodzi na to, że jakże "yntelygętna" osoba,która to napisała, je tylko mięso. 0 chleba, ryżu, kaszy, warzyw (w tym ziemniaków) ani owoców. Ciekawe jak jej organizm funkconuje...
OdpowiedzStudentka medycyny i weganizm - a nie ma tam żadnych obowiązkowych zajęć z testami na zwierzętach?
Odpowiedz@soraja: Zajęć w których my to my przeprowadzaliśmy takie testy akurat nie było, ale to bez znaczenia bo dziewczyna nie studiowała medycyny.
Odpowiedz