Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pracowałem na stacji benzynowej, zielono - żółte logo, zasłynęli wyciekiem ropy w…

Pracowałem na stacji benzynowej, zielono - żółte logo, zasłynęli wyciekiem ropy w Zatoce Meksykańskiej kilka lat temu. Stacja mała, ale przy głównej drodze krajowej.

Wiele już napisano na tej stronie na temat pracy jako kasjer, jednak chciałbym wtrącić swoje trzy grosze.
Klienci zdarzają się piekielni, zdarzają się do rany przyłóż. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka szczególnych przypadków.

1. Klient - znawca cen.
Wchodzi na stację i od razu zaczyna narzekać na najdroższe paliwo w mieście i w ogóle w okolicach miasta (niestety taka jest prawda ceny często są wyższe o kilka groszy). Na sugestie, że to nie my odpowiadamy za cenę jaka obowiązuje tylko siedziba główna, próbuje wmawiać nam, że jak byśmy chcieli, to byśmy opuścili ale nam zależy na dojeniu klientów. Zarzeka się, że więcej nie przyjedzie i wraca codziennie, bo tankuje za 20 zł albo i mniej - utrapienie ale da się przeżyć.

2. Klient - pan i władca.
Wchodzi na stację bez dzień dobry, dziękuje itp. Wiadomo nie od dzisiaj, że musimy przejść przez żmudny pakiet pytań: faktura, paragon, kawkę, może płyn do spryskiwaczy i tak to się ciągnie. W 90% przypadków nasze pytania padają w próżnię i nagle po zakończeniu transakcji okazuję się, że ON chciał fakturę i mam mu natychmiast ją wystawić, bo on się nie ruszy - po zakończeniu transakcji nie ma takiej możliwości i tylko kierownik może to zrobić, a bywa że go nie ma i niestety zaczyna się awantura i wyzwiska o naszą niekompetencje, i inne tego typu rzeczy łącznie z obrażaniem naszych rodzin siedem pokoleń wstecz. Oczywiście czasami zdarzało się, iż nie obsługiwałem takiego delikwenta do momentu kiedy nie odpowiedział mi dzień dobry (czasami trwało to dość długo i nie wiedział o co chodzi po dłuższym zastanowieniu odpowiadał dzień dobry i całość szła jak z płatka).

3. Klient - ale u was drogo.
Tutaj już nie chodzi o paliwo, a o ceny produktów na sklepie, wiadomo stacja, ostatnia deska ratunku i przebitka na produktach po kilkadziesiąt procent - a co możemy to podniesiemy i tak kupią ;). Najczęstszy maruderzy z tego sortu klientów, to Ci majętni, o których wiadomo było, że mają kasy jak lodu, ale ponarzekać można.

4. Klient - niezdecydowany
Póki pracowałem to był mój konik, generalnie nie należę do osób nerwowych, ale jak ktoś chodził przez 10 i więcej minut po stacji (blokując dystrybutory bo tankował) i szukając jednego przedmiotu zmieniał zdanie kilkukrotnie żeby na koniec zapłacić tylko za paliwo, i "o boże a co Ci ludzie się tak denerwują, że stoi samochód zastanowić się muszę".

5. Klient - kumpel
Wchodzi i z miejsca przechodzi na stopę koleżeńską i próbuje ugrać rabacik, a może coś jeszcze, na sugestię, że nie ma szans, oburzenie, że jak to mi stałemu klientowi przecież ja już u was zostawiłem tyle kasy...

6. Klient z BMW (nie mam nic do tej marki, sam posiadam samochód tej niemieckiej marki i bardzo go sobie chwalę)
Zazwyczaj dobita beemka w gazie, zatankowana za 20 zł, klient typowy karczek, który robi łaskę, że przyszedł zapłacić, a nie odjechał bez płacenia, niewyszukane epitety latają po całej stacji i on nie widzi w tym nic złego, może klient nasz pan w końcu.

by answe91
Dodaj nowy komentarz
avatar Poecilotheria
6 8

Co do mówienia jak do ściany... Sprzedaż nocna przez okienko, J - ja K - klient ... K - Proszę A i dwa B. J - Coś jeszcze, czy to wszystko? K - Yy... jeszcze C i D. I jeszcze E. J - I to będzie wszystko? K - Tak, wszystko. J - A, dwa B, C, D i E, tak? K - yhym. J - Spakować w reklamówkę? K - Tak, poproszę. Tutaj następuje kompletowanie towaru, nabijanie na kasę, pakowanie. Podchodzę do okienka, podaję kwotę do zapłaty (często jeszcze raz wszystko wymieniam czy się zgadza, dla pewności), powrót do kasy, drukowanie paragonu, reszta... Trochę to trwa, klient stoi i czeka przy tym nieszczęsnym okienku, więc uwijam się najszybciej jak mogę. J - Proszę, tutaj paragon, tu reszta, dziękuję, dobrano... K - Da pani jeszcze jedno B i dwa D. J - ... K - I szybciej, ile można czekać! Ehh...

Odpowiedz
avatar Locust
1 3

@Poecilotheria: Może taki klient liczy, ze dorzucisz mu te produkty do reklamówki za free, żeby było szybciej? ;) Zmienić zdanie ludzka rzecz, ale można to załatwić kulturalniej.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
1 5

@Locust: Nie sądzę, to zwykłe gapiostwo i zapominalstwo. Dlatego się zawsze upewniam, czy na pewno wszystko, tylko nie zawsze to działa :P Sporo jest takich małych głupot, które cholernie irytują. Np. Dzwonek, podchodzę do okienka, jest dwóch gości, pytam co podać, a oni dopiero zaczynają mozolny proces ustalania, co chcą kupić. Kłócą się, dzwonią do kogoś zapytać itd. a ja stoję i czekam, żeby przyjąć zamówienie, a mogłabym spokojnie w tym czasie donieść jakiś towar, uzupełnić lodówkę itp. Ale nie, koniecznie muszę wysłuchać dziesięciominutowej kłótni, czy lepszy jest Lech czy Żywiec, no niezbędna do tego jestem. A jak uprzejmie proszę, żeby zadzwonili jak się zdecydują, to święte oburzenie... Co do tego "szybciej szybciej", to mam taką anegdotkę. Normalnie na każdej nocce się paru takich popędzaczy trafi, co to się domagają, że ile jeszcze i "rusz dupę". Pewnej nocy przyszłam sobie do pracy w butach na obcasie, takim niewysokim, ale bardzo głośno stukającym. I tutaj magia jakaś zadziałała, bo ci sami co zawsze popędzali (spore grono regularnych klientów) nagle zmienili zdanie na "Co pani tak biega, nigdzie się nie pali", "Jeezu, spokojnie, bo pani na zakręcie nie wyrobi" i "Po co ten pośpiech mi się nie spieszy". A jakie zdziwienie, jak tłumaczyłam, że ja tak zawsze, tylko dzisiaj słychać jak stukam obcasami, z szaleńczą prędkością śmigając po sklepie :D

Odpowiedz
avatar Locust
5 5

Tacy klienci to chyba w każdej branży się zdarzają, niestety kultura często na bardzo niskim poziomie. Co do głośnego bluzgania- jak taki typ przeklina do swojej matki, zony/dziewczyny, do dzieci, to co będzie się w sklepie krępował.

Odpowiedz
avatar Shineoff
7 11

Mnie (jako klienta) najbardziej doprowadzają do szału hotdogowcy, którzy podejmują tę kluczową decyzję jaka parówka i jaki sos przez kilka minut, często wypytując sprzedawcę o wszystkie dostępne sosy i ich smaki. Myślę, że jest dla nich specjalne miejsce w piekle.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 3

Nie rozumiem ludzi co się podniecają cenami paliwa. A bo tu grosz czy kilka taniej, co za różnica? Ja zawsze i tak tankuję za 50 PLN.

Odpowiedz
avatar imhotep
0 2

@Sharp_one: Podobno średnio robi się autem 20000km. Licząc, że auto pali 6 na 100km (czyli raczej oszczędne) i przejmowanie się piętnastoma groszami na litrze daje 180zl rocznie. Czyli np. albo idziesz do kina raz w miesiącu, albo nie idziesz. Jakby ktoś proponował ci darmową wejściówkę do kina raz w miesiącu, odmówiłbyś?

Odpowiedz
avatar Shineoff
3 3

@imhotep: Przecież to stary dowcip jest ;) To tak samo jak można powiedzieć "a co mnie obchodzą ceny paliwa, ja zawsze tankuję do pełna" :D

Odpowiedz
avatar irulan
0 2

Jak mnie drazni robienie zakupow na stacji... Londek, poniedzialek, godzina 7.50 rano (godziny szczytu). Stoi babsztyl przy kasie i robi zakupy takie marketowe (warzywka, wedlinki, koktajl z krewetek jasny gwint). Liczba otwartych kas:1. Kolejka: 10 osob, wszyscy po benzyne. . Afera byla, babsztyl sie nie przejal, skonczyl zakupy i poszedl na pieszo do domu :D. Spoznienie do pracy: 15 minut.

Odpowiedz
avatar zapaleniec
-2 2

Skoro ceny ustala "siedziba główna" do skąd właściwie różnice nawet 20gr/l w tej samej sieci?

Odpowiedz
avatar Moby04
0 0

@zapaleniec: Bo "siedziba główna" to raczej właściciel może paru okolicznych stacji, który dogadał się na franczyzę z korporacją. Poza tym często przy ustalaniu cen uwzględnia się lokalizację i perfidnie woła odpowiednio więcej wiedząc, że w promieniu x km alternatywy nie ma. Mnie raczej zastanawia jak mała stacyjka mogła zasłynąć rozlaniem ropy w Zatoce Meksykańskiej... Niby wiadomo, o co chodzi ale trzeba jednak rozróżniać stację od korporacji.

Odpowiedz
avatar LoonaThic
-2 2

Cen nie ustala "siedziba główna" tylko pazerny właściciel stacji, który ma umowę franczyzową. Więc tak, pretensje można mieć do pracowników stacji, a nie do "siedziby głównej". Tankując nie wiem, czy osoba która mnie obsługuje to zwykły kasjer, jakiś kierownik czy np. właściciel. Ale po takiej uwadze po raz 10-ty ktoś powinien się zastanowić, że może jednak faktycznie drogie te paliwo. Oczywiście - najlepsza jest wymówka - ja tu tylko sprzatam... :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 lutego 2016 o 23:27

avatar evangelina
-1 3

Dlaczego klient, który tankuje za 20 zł lub mniej to utrapienie?

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@evangelina: Utrapienie, bo jest upierdliwy i się z nim codziennie gość użera, a nie dlatego, że tankuje mało. Czytaj ze zrozumieniem

Odpowiedz
avatar evangelina
-1 1

@szafa: Mnie chodzi o to, że dwukrotnie ( punkt pierwszy i ostatni ) jest podkreślone to tankowanie za 20 zł. to jakiś problem dla stacji czy obsługi? "bo zatankował gaz za 20 zł i tak się zachowuje"- czyli, że gdyby zatankował benzynę na full, to ma prawo się tak zachowywać? a skoro już piszę, to odniosę się jeszcze do punktu drugiego: "Oczywiście czasami zdarzało się, iż nie obsługiwałem takiego delikwenta do momentu kiedy nie odpowiedział mi dzień dobry (czasami trwało to dość długo i nie wiedział o co chodzi po dłuższym zastanowieniu odpowiadał dzień dobry i całość szła jak z płatka)." drogi panie, tego jeszcze nie grali, w kompetencjach kasjera ze stacji benzynowej nie leży uczenie kultury kogokolwiek, jeśli klient (nawet taki za 20zł!) chce wyjść na chama i gbura to jego sprawa, a wymuszanie na nim zwrotów grzecznościowych wygląda mi na jakieś aspiracje w zakresie wychowania przedszkolnego.

Odpowiedz
avatar evangelina
-1 1

BTW, ciekawe, co by powiedział szef takiego interesu, gdyby dowiedział się, że pracującyu niego kasjer odmawia obsługi klienta, bo nie usłyszał zwrotnego "dzień dobry". no z takimi pracownikami to można biznes kręcić :D

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 lutego 2016 o 15:05

avatar Matys909
-1 1

Odnośnie przypadku nr. 4 to jeśli samochód nie jest zamknięty wrzucasz luz i przepychasz w miejsce gdzie nie będzie przeszkadzał.

Odpowiedz
avatar Moby04
0 0

@Matys909: Mniejsza o to, że auto zwykle zostawia się zamknięte (również na stacji). Mniejsza też o awantury i konsekwencje za takie postępowanie pracownika stacji. Problem w tym, że do czasu jak gość zapłaci za to nieszczęsne paliwo i ewentualnego batonika (bo przecież nie będzie 2 razy płacił!) to raczej licznika na stanowisku wyzerować nie da rady.

Odpowiedz
avatar student_prawa
0 0

Swoją drogą: cenię sobie te stacje i zwykle na nich tankuję, staram się też być miłym dla kasjerów, ale może stąd się dowiem: co mam zrobić, żeby bez specjalnego proszenia z mojej strony NIE słyszeć pytania, czy przypadkiem nie chcę płynu do spryskiwacza czy co tam aktualnie jest na topie? Napis na koszulce "CHCĘ TYLKO PALIWO" wystarczy? Pytanie poważne.

Odpowiedz
avatar pracownikmiesiaca
0 0

Wystarczy grzecznie powiedzieć coś w stylu "płacę tylko za paliwo nic więcej nie trzeba". Na mnie działa ;) Proponuję dodatki jak widze ze np.leje to spryskiwacz, do fajek zapaliniczka itp. Ale to tez nie zawsze. Po kliencie widac wszystko czy chce czy nie ;)

Odpowiedz
Udostępnij