Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zacznę może od tego, co od 2 lat z hakiem wypełnia mi…

Zacznę może od tego, co od 2 lat z hakiem wypełnia mi codzienność - studia. Temat rzeka. I o ile złego słowa nie mogę powiedzieć na słynące jadem i upierdliwością Pań-Z-Dziekanatu (gdyż u mnie na wydziale Pani od mojego kierunku to kobieta do rany przyłóż, która zawsze pomoże, doradzi i podpowie co i jak załatwić i gdzie się udać), to już kwestia administracyjna leży i kwiczy...

Praktyki. U mnie na wydziale na chyba każdym kierunku obowiązkowe (uniwerek medyczny). Wiadomo, że każde praktyki trzeba rozliczyć z uczelnią, mamy do tego przeznaczone specjalne dzienniki, w których trzeba zdobyć podpisy i pieczątki ze strony miejsca odbywania praktyki, opiekuna praktyki oraz jeszcze jednej osoby wyżej nad opiekunem praktyk.

Jak to wygląda w praktyce? Na mojej uczelni koszmarnie. Zacznijmy może od umów. Każda osoba musi dostarczyć jej 3 kopie na uczelnię. Trzy, bo potem jedna zostaje na uczelni, drugą mamy dostarczyć do placówki gdzie odbywamy praktyki, trzecia jest dla nas. Każda musi być podbita i podpisana przez wszystkie strony (student oczywiście tylko podpisuje). I teraz wyobraźcie sobie, że studentów u nas na wydziale będzie dajmy na to 500 na każdym roku (maksymalne okrojenie, na pewno jest więcej), licencjat+magisterka, co daje w sumie 5 roczników - już mamy 2500 ludzi, każdy przynosi te 3 strony umowy... Jak łatwo wymnożyć papierów robi się prawie 8000 sztuk. Niemała liczba, prawda? Logicznym by się wydawało zatrudnienie odpowiedniej ilości osób to nadzorujących, udostępnienie odpowiedniego pomieszczenia na przechowywanie tej makulatury... Ha, ha, ha, jasne...
Pomieszczenie było. Szumnie nazwane 'pokojem praktyk'. Jedno, z jedną nędzną szafeczką.

Kobieta to nadzorująca była też jedna na te 8000 papierów. Na początku jeszcze jako tako te papiery segregowała, przynajmniej do marca, kiedy to część ludzi musiała rozliczyć swoje semestralne praktyki (większość jednak rozlicza się latem, tylko niektóre roczniki mają na jeden rok dwa rodzaje praktyk, jedne w semestrze zimowym, drugie w letnim). Wszystkie umowy trzeba było w odpowiednim czasie do tego pokoju dostarczyć, tam były zbierane i podbijane przez opiekuna, potem można było zabrać do placówki po podbicie i zabrać kopię dla uczelni i im zostawić... Oczywiście w tym jednym pokoiku.

Mimo, że po zostawieniu sobie w domu jednej kopii i jednej w placówce papierów na uczelni zostawało 'tylko' jakieś 2,5 tysiąca, to liczba ta w połączeniu z jedną nędzną szafeczką i tym, że każdy mógł sobie w tym kopać samemu (tak, Pani z reguły mówiła tylko, że powinna to być druga półka, dalej trzeba było sobie radzić) zrodziła po kilku miesiącach bajzel i syf jakich mało. Efekt był taki, że kobieta się po pewnym czasie zwolniła, oczywiście uczelnia nikogo w zamian nie zatrudniła, pokój był otwierany raz za jakiś czas przez kogoś kto się zlitował... Zaczęły ginąć dostarczone przez nas umowy, a jak można się domyślić - brak umowy=brak potwierdzenia że odbyłeś praktykę=opiekun nie ma podstaw by Ci podpisać dziennik = bez podpisu i zdania dziennika na czas, grozi warunek taki sam jak niezaliczenie przedmiotu. Skończyło się na tym, że na koniec września, gdy upływał termin oddania dzienników, jakieś 50 ludzi z mojego roku (nie wiem, ile z innych kierunków) dowiadywało się, że ich umowa się zgubiła i póki nie załatwią kopii, nie dostaną wpisu do dziennika. Ludzie mieszkający na miejscu, jakoś to przełykali, ale są też tacy, którym dojazd zajmuje setki kilometrów... Im pomagali rodzice/partnerzy/znajomi, którzy chodzili po placówkach i usiłowali wydębić na cito te umowy do skanu (zapomniałam wyżej nadmienić, że 3 kopie wprowadzono właściwie dopiero dla tych, którzy mieli praktyki letnie, Ci pechowcy z zimowymi jeszcze niestety załapali się na 2 kopie- dla uczelni i placówki.

Skutkowało to tym, że jak zaginęła Ci umowa 'letnia' to luz blues, bo miałeś swoją kopię w domu z podpisami placówki i uczelni. Jak zaginęła Ci zimowa, to zostawało tylko wydzwanianie do placówki i proszenie, żeby udostępnili Ci umowę do skserowania albo zeskanowali i wysłali). Kiedy już wściekli zdobyliśmy kopie umów, udało nam się też zdobyć podpisy opiekuna w dzienniku i został tylko podpis osoby wyżej nad opiekunem, wybrałyśmy się do niej z koleżanką z dziennikami i indeksami (tam też są praktyki odnotowywane) i po prostu po ludzku zapytałyśmy, "Leo, why??"

Tak, odpowiedź jest taka jak w tym słynnym cytacie. Szefowa praktyk odpowiedziała, że kiedyś praktyk nie było aż tyle co teraz, ludzi też mniej więc jedna osoba dawała radę to ogarnąć. Niestety, przez naście lat istnienia wydziału jakoś nikt nie zauważył, że się on nieco rozrósł, a Ministerstwo zwiększyło liczbę obowiązkowych praktyk. I dalej wytypowana do tego została jedna osoba... bo po co płacić kolejnej, jak jedna jakoś ogarniała? Oczywiście oberwało by się potem nam, bo gdyby dziekanat był bardziej upierdliwy i nie namówił dziekana do przedłużenia nam terminów (tu odnoszę się raz jeszcze do tych złotych kobiet tam pracujących) to ładna część braci studenckiej dostałaby warunek za to, że uczelnia zgubiła ich papiery. Piekielne? No tak jakby trochę...

W tym roku mam ostatnie praktyki i już czekam na rewelacje z tym związane :D

Studia

by Lexiorka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar bonsai
10 10

Rób od razu wszystko w 4 kopiach - dla siebie, dla placówki, d;a uczelni i dla uczelni po zgubieniu 1 kopii ;).

Odpowiedz
avatar Rak77
13 13

Jak bawimy się w biurokrację to na całego. Uczelnia żąda paieru więc musi wskazać do kogo ma być adresowany/oddany. Oddajemy tylko za potwierdzeniem oddania (na naszej kopii). Uczelnia gubi - nie nasza sprawa, uczelnia nie dopuszcza z powodu braku dokumentu który zagubiła? Pozew łącznie z żądaniem odszkodowania i zadośćuczynienia (niech się jeden odważny znajdzie) i uczelnia natychmiast rozwiązuje sprawę rejestracji i przechowywania.

Odpowiedz
avatar Lexiorka
4 12

@Rak77: Ano tak powinno być, ale wiecie... Student to kupa, no chyba, że na ostatnim roku licencjata, wtedy nagle jest traktowany z jakimś szacunkiem, żeby zasilił szeregi magisterki ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 grudnia 2015 o 14:09

avatar LenaMalena
7 11

Przez rok studiowałam na uczelni, w której dziekanat przeniesiono z malutkiej kanciapy do ogromnego pokoju. Połowa pokoju to były półki, na których można było zostawiać swoje prace zaliczeniowe, indeksy itp i oczywiscie każdy miał do tego dostęp. Nikt nikogo nie sprawdzał i w rezultacie mąż koleżanki wziął z dziekanatu indeks żony (po prostu wszedł, wziął i wyszedł) i nikt go o nic nie pytał. A potem okazało się, że nie porównał nic poza nazwiskiem i gwizdnął jakiejś dziewczynie indeks. Równie dobrze jakiś troll mógł odwiedzać ten dziekanat 5 razy w tygodniu, brać indeksy i spuszczać je w wc i nikt by się nie zorientował. Nikt.

Odpowiedz
avatar b_b
2 4

Studia to taka mała nauka życia. Będziesz już wiedziała jak takie sprawy się załatwia. Zastanawiam się tylko jak zagięłaś czasoprzestrzeń pomiędzy gimnazjum a studiami...>?

Odpowiedz
avatar Lexiorka
1 1

Stwierdziłam, że na początek opiszę najświeższą piekielność, która utkwiła mi w pamięci. Zresztą, w pierwszym akapicie napisałam, że od gimnazjum czytam, nigdy jakoś nie miałam ambicji zakładać konta i pisać... Do wczoraj :) Co do załatwiania spraw, no owszem, na przyszłość się przyda.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 11

Nie chcę się czepiać, ale ludzie, dbajcie o akapity. One są PO COŚ. By się łatwiej czytało. 2 razy Enter się wciska.

Odpowiedz
avatar Shaiennee
0 2

Ale... tu są akapity...

Odpowiedz
avatar Piotrek1
-1 1

Praktyki są w ogóle fajne - po 2 tygodniach uczciwych praktyk opiekun mi podbił pare stron w dzienniczku in blanco i musiałem wymyślać co tam wpisać żeby kobieta od praktyk się nie przyczepiła :d

Odpowiedz
avatar Raspwberry
0 0

Bez przesady z tym odradzaniem. Mam pulsometr firmy na S i branzoletą gumową po 6 latach nic nadzwyczajnego się nie stało. Co najwyżej dziurka się powiększyła. Ale ciekawe skąd ludzie mają pomysł kupować zegarki za 1200zł. Za te pieniądze można zaadoptowac kota czy psa że schroniska / fundacji / domu tymczasowego i karmić go mięsna karmą. A jeśli nie adoptować, to wspomóc zwierzaki wzięte do Domu Tymczasowego (tzw. "DT"). Pozdrawiam i proszę Was... nie popadajcie w taki szalenczy konsumpcjonizm. :(

Odpowiedz
avatar Raspwberry
0 0

Kurcze. Znowu historia mi przeskoczyla. Ta wersja mobilna jest niedopracowana.

Odpowiedz
avatar tobgan
0 0

Nawet bardzo. Czytam piekielnych tylko z komórki, lecz także tylko z przeglądarki.

Odpowiedz
Udostępnij