Ogólna piekielność historii ogólnie niewielka, ale sytuacja co najmniej przykra.
Na wstępie - mieszkam w domu "jednorodzinnym"- na piętrze ja z matką, na dole siostra z mężem (teraz jeszcze z dzieckiem).
Wigilia rok temu. Przygotowania całą parą, ale trafiło się, ze tego dnia byłam w pracy - przez wzgląd na wigilię czas wyjścia z roboty był ustawiony na "jak skończymy co mamy zrobić" Przewidywana godzina zakończenia 15 - 16.
Ja w pracy, w kontakcie z rodzinką za pomocą telefonu.
Czas wyjścia z roboty w końcu mniej więcej stał się znany (+- 10 minut). Dałam rodzinie znać, o której mniej więcej wyjdę i ile zajmie mi powrót do domu (rowerem - normalnie dojazd zajmował mi około pół godziny, w związku z warunkami pogodowymi mógł się jednak przedłużyć).
Robota skończona, sms do siostry, że właśnie wychodzę i w świątecznym nastroju powrót.
Wróciłam do domu i nastrój prysł... Zaczęli sobie "kolację" wigilijną mniej więcej w czasie gdy dostali wiadomość, że wychodzę z roboty (około 16)
Na pytanie dlaczego nie zaczekali te pół godziny siostra stwierdziła "głodna byłam"...
święta/rodzina
Czyli rodzina potraktowala cię baaardzo źle... Współczuję.
OdpowiedzJak dla mnie takie zachowanie rodziny to JEST piekielność... i to duża. Naprawdę olanie rodziny w święta "bo byłam głodna" jest chamskie.
OdpowiedzKiedyś usłyszałam od siostry, że "był obiad, ale dla ciebie nie ma". Też mi się przykro zrobiło. Na szczęście przyjaciół i znajomych dobrze wybrałam.
OdpowiedzMój teść tak robi jeśli spoznimy się na proszony obiad do nich. Zawsze się spozniamy, Wiec zawsze tak robi, a obiad jedzą o 12 tej- o tej porze dziecko zwykle spało, więc do wyboru, samotny obiad bądź marudne dziecko haha
Odpowiedz@dodolinka: spóźnianie się na spotkanie = brak szacunku dla innych umówionych osób (pomijając, naturalnie, przypadki losowe)
OdpowiedzTo jest spóźnienie z rzędu kilku minut dosłownie. Myślę, ze powinni wziąć pod uwagę pory snu wnuka. Fakt, przyznaje się, ze jestem bardzo spoznialska i nawet na własny ślub się spoznilam, co nie nic wspólnego z brakiem szacunku z mojej strony, ja z całych sił staram się nie spozniac, ale mam taki kłopot z organizacja, ze szok. Moi znajomi to rozumieją, tesciowie nie
Odpowiedz@dodolinka: Bo i nic ich do tego nie obliguje. Jeśli Ty masz problem, to Ty odpowiadasz za jego konsekwencje.
Odpowiedz@dodolinka: Raz na jakiś czas może się zdarzyć, jasne. Ale nagminnie spóźniając się, zwłaszcza na spotkania z tą samą osobą, przekazujesz jasny komunikat: "Twój czas jest dla mnie bezwartościowy". Nie da się tego inaczej odczytać. Ktoś się umówił, przygotował, czeka na Ciebie bezczynnie, marnuje czas, a Ciebie nie ma.
OdpowiedzOczywiście, ale hmmm życie jest za krótkie, żeby robić problem z kilku minut spóźnienia. Mnie, choć od lat próbuje się zmienić nie bardzo mi to wychodzi, za to nigdy nie robię problemu jeśli to oni w czymś zawala ( np.teść ma zły humor i nie przyjdzie na proszone urodziny do nas, " bo tak"). W rodzinie, żeby dobrze się żyło trzeba przymknac czasem oko na drobne sprawy
Odpowiedz@dodolinka: Skoro wiesz że spóżnisz się na 12 to umawiaj się na 12:30 a w kalendarzu wpisz 12 :D
Odpowiedz@dodolinka: skoro kilka minut to drobna sprawa to wyjdź z domu te kilka minut wcześniej i bądź o czasie. Notoryczne spóźnianie się, jeżeli jest się umówionym na konkretną godzinę to naprawdę chamstwo.
OdpowiedzStaram się, czy wy nie rozumiecie, ze wychodzi mi " jak zawsze". Nie uważam tego za gigantyczny problem, rodzina, znajomi są przyzwyczajeni. Do pracy się nie spozniam (haha). Po prostu taka już jestem. Jeden jest gruby, inny chudy, jeden wysoki, inny niski. Oczywiscie, notoryczne spóźnienia są odbierane jako brak szacunku, ale te parę minut.... Ja traktuję to już jako część mnie. Mam wady. Każdy ma wady. A tutaj widzę same punktualnie ideały... Troszkę luzu. Jeśli niczyje życie od tego nie zależy, a mnie jest z tym dobrze...po co stresować?
Odpowiedz@dodolinka: jak znam życie, to te kilka minutek to tak naprawdę pół godziny albo lepiej. Wątpię, żeby teść siedział z budzikiem w ręku i punkt 12:00:00 zaczynał na wyścigi jeść zupę. Kilku minut nawet by nikt nie odnotował, więc spóźniasz się minutek kilkanaście albo kilkadziesiąt, a to już jest problem dla kogoś kto na ciebie czeka. To naprawdę taki problem wyjść z domu o odpowiedniej porze?
Odpowiedz@dodolinka: Nie potrafię pojąć ludzi którzy się ZAWSZE spóźniają. Rozumiem wypadki losowe typu korek (choć to też moim zdaniem często kiepska wymówka - skoro wiesz że w twoim mieście na danej ulicy o danej porze ZAWSZE jest korek to wyjdź pół godziny wcześniej). Ale nie licząc wypadków losowych - serio? Serio jak umawiasz się na 14:00 to tak trudno być na miejscu 14:00 albo 14:05? Co to znaczy "taka jestem"?? Nie ma takiego wytłumaczenia. Albo za długo się malujesz/ubierasz albo siedzisz przy komputerze albo coś... Nikt nie ma raczej wewnętrznego mechanizmu który nakazuje zawsze mu się spóźnić :P Przepraszam ale nie umiem tego pojąć. Dla mnie ludzie którzy się spóźniają notorycznie są niewychowani i nie mają kompletnie poszanowania dla cudzego czasu.
OdpowiedzMój eks taki był. Jak w poniedziałek umawialiśmy się na konkretną godzinę na, powiedzmy, środę, to odpowiadał mi, że nie obiecuje mi że zdąży, bo nie wie co będzie robił. Noż cholera, jak wiem, że jestem z kimś umówiona na 10, to jestem umówiona na 10, a nie że jeszcze sobie pójdę do fryzjera, koleżanki, na kawkę i może ewentualnie na 11.30 wyrobię. Nie trawię spóźnialstwa i nie jestem w stanie pojąć dlaczego niektórzy ludzie nie potrafią zacząć ogarniać się przed wyjściem godzinę wcześniej niż planują, żeby zdążyć na czas, a nawet mieć jeszcze chwilę w zapasie. Kilkanaście minut usprawiedliwionego poślizgu toleruję, od czasu do czasu zniosę nawet smsa na godzinę przed spotkaniem z informacją o możliwym spóźnieniu, ale jak ktoś już spóźnia mi się planowo i tłumaczy "bo ja tak mam", to jest to dla mnie jeden z najwyższych stopni w hierarchii braku szacunku do drugiej osoby. Jeśli "tak masz", to może warto zacząć pracować nad sobą, żeby "tak nie mieć".
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 grudnia 2015 o 14:56
@dodolinka: To się nie dziw.Punktualność to duża zaleta.
OdpowiedzAleż oczywiście - tyle, ze jak KAZDY mam inne zalety. I naprawdę, mając świadomość swoich mocnych i słabych stron jestem jakby .... milsza, bardziej tolerancyjna, ugodowa? Polecam. Zebralam minusy, bo nie ukrywam jaka jestem. Hmmm naprawdę, mam wrażenie, ze tutaj każdy jest super idealny w każdym temacie. Otóż nie, tak to nie działa. Żyj i pozwól żyć innym. Fakt, ze w szkole średniej umiałam się ze znajomymi np. o 16 +/- 2 h. Teraz życie, praca, dziecko, obowiązki, terapię młodego wymusilo na mnie niejako większe " spiecie dupy" niż dawniej. I wiecie co? I tak jestem z siebie dumna, bo na ten obiad spóźniam się kilka a nie kilkanaście minut.
Odpowiedz@zyxxx: "Zapraszanie" na godzinę która gościowi nie pasuje jest jest dopiero brakiem obycia.
Odpowiedz@Rak77: - "Droga dodolinko, zapraszam Cię na obiad na 12" - "Niestety szanowny teściu, na 12 nie jestem w stanie przybyć albowiem wtedy dziecko śpi" i po rozmowie
Odpowiedz@dodolinka: Piszesz, że nie spóźniasz się do pracy. Niech zgadnę dlaczego. Gdybyś się spóźniała, to by cię zwolnili, mam rację? Presja konsekwencji potrafi wymusić na tobie punktualność. Widocznie rozpoczęcie obiadu przez teściów nie jest dla ciebie wystarczająco uciążliwe, żebyś się zreflektowała i ten jeden jedyny raz przyszła punktualnie. Niemniej i tak ich podziwiam. Gdyby moja synowa notorycznie się spóźniała, po prostu przestałbym ją zapraszać.
Odpowiedz@dodolinka: No tak, ale spóźnianie się to przecież nie jest cecha wrodzona, w sumie to w ogóle nie jest twoja cecha tylko zwykły nawyk. Skoro w jednym aspekcie udało ci się go zmienić to w innych też możesz.
Odpowiedz@dodolinka: Nie, zbierasz minusy bo nie ukrywasz że taka jesteś i jasno pokazujesz że NIE CHCESZ tego zmienić bo TAK MASZ a inni mają to zaakceptować. Tylko ludzi w końcu trafi szlag że masz ich gdzieś i mimo że umówiłaś się (czyli się zgodziłaś lub sama zaproponowałaś daną godzinę!) z nimi o tej i o tej to tego nie przestrzegasz. W.końcu ludzie po prostu przestaną się z tobą umawiać/zapraszać cię bo nie szanujesz ich i ich czasu.
Odpowiedz@dodolinka nie, nikt tu nie jest idealny, po prostu większość osób (w tym ja) nie uważa notorycznego spóźnialstwa za cechę charakteru na zasadzie "jakiego mnie Panie Boże stworzyłes, takiego mnie masz", ale za okropnie irytujący nawyk i głupią wymówkę. Może Ci się to nie podobać, trudno, ale nie wmawiaj sobie że minusy dostajesz za "szczerość". Już wiele osób tu wypunktowało, dlaczego spóźnialstwa nie akceptuje; ja tylko dodam, że mam takich znajomych jak Ty i walczę, z jakimi małymi ale jednak sukcesami. Po którymś z kolei "ale ja się spóźnię" moją standardową reakcją stało się "a później to ja nie będę mieć dla ciebie czasu" - i jakoś okazało się, że można jednak wyjść z domu wcześniej. Pewnie Twojego podejścia nie zmienię, nie moja to zresztą sprawa, ale weź pod uwagę że spóźnianie się to nie jest coś co dotyczy tylko Ciebie: wpływa na osoby, z którymi się umawiasz. To nie "charakter", że jak ktoś nie lubi przykładowo Twojego gadulstwa, to może po prostu nie słuchać :P
Odpowiedz@dodolinka: Sama twierdzisz, że życie jest krótkie. Tyle tylko, że te kilka minut jest tym bardziej wartościowe. Co oznacza, że masz innych zwyczajnie gdzieś...
Odpowiedz@dodolinka: Pi**sz (werscji bez cenzury nieprzyjęło) jak potrzaskana. Jasne, że każdy ma wady. Ja jestem gruby i mam wielkie cycki. Bywa. Ale notoryczne spóźnianie się to jest brak szacunku.
OdpowiedzA wiecie co wkurza jeszcze bardziej? Bycie z kimś, kto się wiecznie spóźnia. Szału dostaję jak przez Lubego nigdy nie możemy nigdzie być na czas... I tylko jego rodzina i znajomi [tzn. osoby znające go dłużej niż ja] mnie pocieszają, że teraz spóźnienie wynosi max. 15 minut, wcześniej mój ukochany spóźniał się do godziny. A ja tak nie lubię przychodzić nie na czas!
OdpowiedzŚmieszy mnie takie gadanie "staram się, ale mi nie wychodzi". Byś spięła tyłek, to by wyszło. Jak się chce, to można.
Odpowiedz@dodolinka: myślę, że wystarczy umówić się dwadzieścia minut później skoro dziecko śpi.. teściowie raczej zrozumieją, że ich wnuk śpi w ciąu dnia, przecież to dorośi ludzie...
Odpowiedz@Piotrek1: @grupaorkow: i ma przestawiac cala dzienna rutyne dziecka dla jednego dnia w tygodniu? pewnie jesliby wziela wybudzone, marudne dziecko to by tez bylo zle, bo nawet sie dzieckiem zajac nie potrafi moim zdaniem latwiej doroslym ludziom przesunac obiad o godzine ( nie wiem, czy stale w niedziele prosza was na obiad czy to np. raz w miesiacu) niz malemu dziecku przesunac sen swoja droga po drugim razie jelsi zostalabym tak potraktowana, to bym po prostu nie przychodzila. bo po co, wylizac talerze?
Odpowiedzpoprostu maja cie w du.. taka prawda wgl cale te swieta to zalosny pomysl - tydzien sprzatana od rana do nocy kwikow darcia ryja i awantur poto zeby przy wiekszej kolacji w napietej atmosferze sie najesc za trzy obiady
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 grudnia 2015 o 10:29
Współczuję rodziny.
Odpowiedz@Fadeless: Tia... Każdy ma jakieś wady - ogólnie u każdego bywają mniejsze lub większe piekielne sytuacje, czy po prostu wkurzające nawyki, ale są też rzeczy, których się po prostu nie robi... Jak zginął mój były usłyszałam od matki tekst "I po co płaczesz? przestań w końcu. Teraz mu lepiej"(pseudo-uduchowiona, jak ona w coś wierzy to każdy MUSI w to wierzyć i nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś może mieć na ten temat inne zdanie) eh... chyba pacnę tu wkrótce ogólny spis wkurzających nawyków rodzinki...
OdpowiedzJest napisane że wtedy siostra z mężem byli na parterze, teraz mieszkają tam jeszcze z dzieckiem. Może w czasie, który opisywany jest w historii, siostra była w ciąży i stąd niepohamowany wilczy apetyt, który nie musiał być spowodowany brakiem szacunku do autorki? Jeżeli tak było, a siostra później przeprosiła, nie widzę powodu do gniewu. W innym razie, zachowała się co najmniej nieładnie.
Odpowiedz@orthia: Przeczytaj jeszcze raz to, co napisałaś. To była WIGILIA, która z tradycji i kultury jest kolacją RODZINNĄ, ba, przygotowuje się dodatkowe nakrycie dla zbłąkanego wędrowca, a ty mówisz, że można sobie zasiąść do stołu, nie czekając na resztę rodziny, bo masz napad głodu???
Odpowiedz@orthia: Na szczęście kanapki zostały już wynalezione, można chapnąć sobie jedną przed kolacją, żeby łatwiej było doczekać.
Odpowiedz@orthia: Mogła wtrąbić bułkę z masłem
OdpowiedzZastanawia mnie w tym wszystkim, gdzie była twoja mama i szwagier. Dali się sterroryzować nienażartej siostruni? Totalny brak szacunku, trudno mi w to uwierzyć.
Odpowiedz@azer: Mamuśka da się sterroryzować zawsze i praktycznie z wszystkim - ponoć mówiła, żeby zaczekać, jednak niewiele to dało, szwagier z kolei słucha żony. Co do ewentualności głodu z powodu ciąży (podkkreślając, że nie było to przyczyną - w tym okresie jeszcze nie miała takich faz)- to na wigilię standardowo jest żarcia ponad miarę, więc nic nie stało na przeszkodzie, żeby wzięła sobie cokolwiek wcześniej - tu jednak była sytuacja, że zasiedli sobie do wigilijnego stołu, wiedząc jednocześnie, że wcześniej niż pół godziny po zakończeniu pracy do domu nie dotrę. A, że brak szacunku - cóż... siostra potrafi mi buszować po pokoju w poszukiwaniu np. czegoś słodkiego, czy jakiegoś przedmiotu (mojego) gdy nie ma mnie w domu, albo gdy śpię po nocce - zachowanie ciszy w tym momencie jest dla niej pojęciem obcym. Jednocześnie potrafi sie przyczepić, że... komputer za głośno szumi... Pożyczanie żarcia z lodówki na wieczne nieoddanie też jest na porządku dziennym (z matką na piętrze mamy własną)- dotyczy to konkretnych rzeczy, których ona nigdy nie kupuje, albo kupi raz na ruski rok. Wkurzająca sprawa, jak np. chcę sobie zrobić bagietkę czosnkową, kupowałam trzy a w lodówce żadnej nie ma, ewentualnie zostanie.. połówka jednej... Dopóki karmi to przynajmniej do krewetek mi się nie dobierze... I dodam tu jeszcze, że nie jest to kwestia gówniarstwa - ja mam na karku 30 - ona starsza...... Braki w finansach też nie. U mnie zarobki są całkiem niezłe - ona z kolei dwukrotnie więcej, a jej mąż kolejne tyle
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 24 grudnia 2015 o 14:26
@Iras: współczuję serdecznie. Pozostaje mi życzyć cierpliwości i jak najszybszego odseparowania się od pijawki. Może dodaj potrójną dawkę senesu do tych bagietek, przynajmniej na jakiś czas będziesz mieć spokój ;). Mam nadzieję, że te Święta spedzisz bez podobnych niespodzianek. Życzę Ci SPOKOJNYCH Świąt :)
Odpowiedz@azer: Problem natury technicznej - siostra wciąż jeszcze karmi, więc jeśli substancja przechodzi do mleka matki to byłby już poważny problem - ostra biegunka u tak małego dziecka może się skończyć nawet zgonem, jeśli nie przechodzi - też pojawia się problem, bo chcąc nie chcąc sraczka = odwodnienie (zawsze - chociaż u osoby dorosłej jest to stopień, który łatwo nadrobić i konsekwencji zazwyczaj nie ma żadnych) i o ile samej siiostre by nie zaszkodziło, to jednak mogłaby stracić mleko, ewentualnie równowaga "składu" mogłaby się zaburzyć - co również odbiłoby się na dziecku. Dzieci ogólnie nie trawię, ale co jak co - krzywdzić, również pośrednio, nie zamierzam. (To tak na wypadek, gdyby komuś przyszło do głowy tego typu pomysł zastosować) A co do spokojności świąt - Siostra wraz z potomkiem i mężusiem wybyli w jego rodzinne strony, więc na razie spokój.
OdpowiedzJa to samo obserwuję w szkole. Klasa przygotowuje wigilie, po czym zaprasza wychowawcę. Przychodzi się, a tam połowa już zjedzona. I nie widzą w tym nic niestosownego. Przecież głodni byli! Witki opadają.
Odpowiedz@doktorek: Czy to oznacza, że wychowawca przychodzi na klasową wigilię, żeby się nażreć? O tempora, o mores!
Odpowiedz@Fomalhaut: A wigilię wyprawia się po to, żeby się nażreć? Nie chodzi o żarcie, chodzi o fakt, że ktoś spotkał się z olaniem. Fakt, że ktoś zaczyna sobie świąteczną kolacje, podczas gdy nie ma kogoś, o kim wiadomo, że na pewno będzie.
Odpowiedz@doktorek: W klasie maturalnej moi "koledzy" i "koleżankili wywinęła "lepszy numer" - powiedzmy, że wigilia klasowa miała zacząć się o 12, razem z kilkoma osobami przyszłam o 11, aby pomóc w przygotowaniach. Wchodzimy ... i trafiliśmy na koniec klasowej wieczerzy. Tak, tak Powód takiego zachowania? Otóż klasowa elyta nie chciała mieszać się z pospólstwem. Wychowawczyni powiedzieli, że reszty (czyli nas) nie będzie. A później zmyli się zostawiając nas z po-wigilijnym bałaganem.
Odpowiedz@Fomalhaut: Wychowawca nie przychodzi się nażreć! W zasadzie rzadko nawet po coś sięgamy. Praktycznie wszystko i tak jest dla uczniów. Skoro jednak organizuje się coś w ramach szkoły to wypadałoby trochę zasad kultury znać. Nie wpraszamy się na prywatne wigilie, ale skoro uczniowie chcą świętować w ramach zespołu klasowego i taką wigilię organizować w szkole to należy okazać trochę szacunku pracownikom szkoły. A jeśli ktoś durnie chce twierdzić, że na szacunek trzeba sobie zasłużyć to tak samo mogę zapytać co takiego zrobili uczniowie, by zasługiwać na szacunek nauczycieli? Szacunek należy się każdemu, bo jest człowiekiem.
OdpowiedzNie przejmuj się! Mój wujek dziś przyszedł na kolację napruty tak, że ledwo przy stole siedział :) Ot, magia świąt...
Odpowiedz@Erica_Cartmanez: Może na trzeźwo nie jest w stanie z wami wytrzymać.
Odpowiedz@Fomalhaut: No, ale przecie rodzina Erica to nie jest moja klasa na niemieckim. Z nami ciężko wytrzymać. Jesteśmy tak piekielni, że aż założyłam sobie tu konto, bo myślałam, że będziemy się tu chwalić jacy my źli. Tak wiem, składnia.
Odpowiedz@78FS: Yyy, co?
Odpowiedz@Fomalhaut: Nie jesteśmy aż tak bardzo nieznośni ;)
Odpowiedz@BlueBellee: Zapytaj się mej nauczycielki od niemieckiego. Ale faktem jest, że my grzeczni nie jesteśmy.
Odpowiedz