Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mój chłopak przyjechał z Ameryki. Urodził się tam, wychował, stamtąd pochodzi jego…

Mój chłopak przyjechał z Ameryki. Urodził się tam, wychował, stamtąd pochodzi jego rodzina. Nieważne dlaczego tam nie mógł ułożyć sobie życia, ważne że ja i moi bliscy byliśmy dla niego jedyną drogą ratunku i dlatego mieszka teraz w Polsce.

Sprawa z początku wydawała się łatwa, miał chłopak ukończone liceum, to mógł iść na studia. Uczelnia go przyjęła, więc miał podstawę do aplikacji o kartę pobytu. Dla ciekawych zagadnienia, jest ona przyznawana na ogół ludziom, którzy z powodu pracy lub szkoły muszą przebywać na terenie Polski dłużej niż trzy miesiące.
Karta została mu przyznana dwa razy na jeden rok i przez dwa lata uczył się na wyższej szkole, jednocześnie samemu prowadząc prywatne lekcje angielskiego. Problem pojawił się trzeciego roku, bieżącego - przepisy uległy zmianie. Najprawdopodobniej z powodu dużej ilości wniosków, urzędom nadano prawo nieograniczonego czasu odpowiedzi. Sprawa stała się jeszcze bardziej stresująca.

Wytłumaczę Wam krótko jak wygląda składanie takiego wniosku. Najpierw należy wypełnić kilkudziesięciostronicowe dokumenty, następnie wydrukować je w paru kopiach. Do tego trzeba dołączyć świstki związane z każdą urzędową sprawą życia - skany paszportu, płatności składek na ubezpieczenia, pismo z uczelni potwierdzające dostanie się na konkretny rok studiów. Ważne jest też posiadanie dwunastu tysięcy złotych na koncie. Nie jest to płatność, którą trzeba wnosić, a zabezpieczenie żeby państwo nie miało dodatkowego problemu z bezdomnymi obcokrajowcami.

Zbieranie wszystkich potrzebnych dokumentów nie jest może wielce trudne, ale dosyć żmudne i niekiedy stresujące. Po odczekaniu swojego w kolejce (czasami po parę godzin) w Urzędzie do spraw cudzoziemców i oddaniu swojej ciężkiej pracy urzędnikowi, następuje weryfikacja. Tenże proces przeszedł mój ukochany w czerwcu (!) tego roku, po czym powrócił do domu i rozpoczął oczekiwanie. Z wcześniejszych doświadczeń zapamiętał tyle, że po miesiącu w skrzynce powinno znaleźć się zaproszenie do odebrania karty.

Kiedy minęło prawie sześćdziesiąt dni, a swojej wyczekiwanej inwitacji nie dostał, postanowił wybrać się do urzędu. Tam uzyskał informację, że zmieniono pewne zasady - oczekiwanie na rozpatrzenie wniosku może wydłużyć się nawet do grudnia. Dostał numer do swojego pośrednika, pieczątkę do paszportu (czasowo nieograniczoną, świadczącą o oczekiwaniu na decyzję) i do widzenia. Sam pośrednik jest materiałem na inną historię, utrudnienie w kontakcie potraktowaliśmy jako znak wielkiej ilości spraw, którymi biedny musi się zająć.

Szczerze mówiąc o fakcie nie myśleliśmy zbyt wiele. Czekaliśmy, czekaliśmy, a potem czekaliśmy jeszcze więcej. Aż przyszedł do chłopaka mail związany ze sprawą... od uczelni. Nie mogą przecież trzymać studenta, któremu legalnie nie wolno przebywać na terenie kraju. Chłopak postanowił udać się do urzędu aby wyjaśnić sprawę. W poczekalni spędził czas rekordowy - ponad trzy godziny. Pod koniec tego oczekiwania postanowiłam przyjść i ja (na wszelki wypadek, chłopak nie mówi płynnie po polsku).
Rozmowa, którą odbyliśmy z urzędniczką spowodowała, że krew zagotowała mi się jak nigdy dotąd.

(J)a: Dzień dobry, chłopak składał u państwa wniosek już pół roku temu. Nadal nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi, nie odbierają państwo telefonów, a wczoraj dostaliśmy maila od jego szkoły, że jeśli nie doniesie on skanów karty pobytu, to zostanie skreślony z listy studentów.
(U)rzędniczka: No to trzeba czekać, ja tu państwu nic nie zrobię.
(J): Rozumiem, ale czy możemy dostać jakiś dokument potwierdzający, że chłopak znajduje się na terenie Polski legalnie?
(U): Taki dokument został do Państwa wysłany pocztą - tutaj na mojej twarzy pojawił się lekki karpik. Chłopak jest zameldowany w domu moich rodziców. Nie ma możliwości, aby dokument nie dotarł (wszystkie zawsze docierały). Nawet nie było opcji wysłania go na zły adres, dom był budowany od postaw i miał zawsze tych samych właścicieli. Wszyscy nasi sąsiedzi są przyjaciółmi rodziny i przekazaliby nam list.
(J): Nie otrzymaliśmy nic. Według mnie nie ma opcji, żeby nie mógł on do nas trafić.
(U): No cóż, jedyne co mogą państwo zrobić to przynieść nam jeszcze poniższe dokumenty - w tym momencie kobieta wręczyła mi ręcznie wypisaną listę.
(J): Ale dwa z tych trzech dokumentów zostały już dostarczone.
(U): My ich nie mamy - w tym momencie puściły mi już nerwy. Zaczęłam mówić trochę szybciej, ale nadal tym samym tonem.
(J): Proszę pani, jak urząd mógł zgubić dokumenty chłopaka? Jakie świadectwo wystawia to Polsce? Poza tym jeśli chłopak miał dwanaście tysięcy w czerwcu, to w grudniu naturalnie takiej kwoty już miał nie będzie, co w takiej sytuacji zrobić?
(U): Proszę na mnie nie krzyczeć. Głowa mnie boli, chce pani żebym była nieuprzejma?!
W tym momencie postanowiłam przerwać rozmowę. Rzeczywiście, nie wiedziałam, że załatwianie spraw urzędowych zależy również od osobistego humoru pracowników. Jak ja mogłam wymagać, żeby osoba reprezentująca placówkę udzieliła mi kompetentnych odpowiedzi?

Wraz z chłopakiem wysłaliśmy pismo do urzędu z prośbą o wytłumaczenie sytuacji. Czekamy z nadzieją na jakąkolwiek odpowiedź. Zastanawiamy się gdzie i tak naprawdę na kogo złożyć w takiej sytuacji skargę. Szkoła przyjęła na tę chwilę skan pieczątki z paszportu.
Tak więc (zgodnie z przykazem) czekamy, czekamy... czekamy.

Urzędy

by Devotchka
Dodaj nowy komentarz
avatar miramakota
31 31

Ta pani ma szefa. Jak najszybciej zgłoście sprawę do tegoż szefa osobiście. Jak nie pomoże, on też ma kogoś nad sobą. Nie ma na co czekać, trzeba działać. Uprzejmie, ale stanowczo.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 21

@miramakota: Może lepiej poskarżyć się/poprosić o pomoc w ambasadzie USA, niech ona zapyta czemu tak traktuje się ich obwateli

Odpowiedz
avatar Devotchka
12 14

@Massai: Tak zamierzaliśmy zrobić. Tylko czy takie sprawy załatwia się osobiście? @maat_: O tym nawet nie pomyślałam. Nigdy jeszcze nie próbowaliśmy kontaktować się z ambasadą w żadnej sprawie. Dziękuję wam bardzo za podpowiedzi i pomysły.

Odpowiedz
avatar Moby04
6 6

@Devotchka: Może być osobiście ale dla pewności każdą skargę drukuj w dwóch egzemplarzach i rządaj podpisu, żeby uniknąć późniejszej przepychanki między szczeblami na zasadzie "ale ja nic o tym nie wiem". Jak się nie dobijesz do przełożonego to żądaj podpisu od sekretarki. Ewentualnie ślij wszystko poleconymi z żądaniem potwierdzenia doręczenia (ale zachowuj kopie, potwierdzenia nadania i doręczenia).

Odpowiedz
avatar Devotchka
2 2

@Moby04: Okej, dziękuję za radę. To ma sens- załatwić urząd skrupulatnością :)

Odpowiedz
avatar Moby04
4 4

@Devotchka: Jezu, właśnie zauważyłem "rządaj" w swojej wypowiedzi. Idę klęczeć na grochu do rana. :)

Odpowiedz
avatar Devotchka
2 2

@Moby04: Myślałeś o rządzie ;)

Odpowiedz
avatar Moby04
3 5

@Devotchka: Mimo, że jestem maniakiem na punkcie poprawności językowej to jedno słowo (obok wujka) z jakiegoś powodu ciągle mi się myli. Z resztą widać to w komentarzu, bo napisałem raz źle, a raz dobrze... :)

Odpowiedz
avatar MsciwyFrustrat
1 1

@miramakota: Potwierdzam, zawsze dobrze jest zwrócić się do przełożonego/mocodawcy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

Zmienili czas z 30 dni na nieokreślony ze względu na spodziewaną dużą falę imigrantów. Innej przyczyny nie widzę. To samo obserwujemy w Niemczech, Austrii, Włoszech, Francji, Hiszpanii. Wszędzie tam tak samo zmieniona termin oczekiwania na rozpatrzenie wniosku na czas nie określony

Odpowiedz
avatar Devotchka
9 9

@maat_: To była moja pierwsza myśl, ale to i tak nie jest dobre wytłumaczenie dla urzędu. Mój chłopak występował już o tę kartę dwa razy, oba te razy otrzymał pozwolenie na tylko roczny pobyt. Nie złamał żadnego prawa. Właściwie nie ma podstaw ku dłużeniu się decyzji poza burdelem w ich papierach.

Odpowiedz
avatar Moby04
4 6

@Devotchka: Ależ jest podstawa: "nieokreślony czas na decyzję" oznacza, że urzędnicy mają więcej czasu na kawę i ciastka. Poza tym nie zdziwiłbym się jakby w pierwszej kolejności obsługiwali "uchodźców" ze względów politycznych. W Niemczech to tak działa od lat: znajoma Polka wyszła za Niemca i będąc w ciąży starała się o prawo pobytu (granice jeszcze nie były otwarte). Urzędniczka stwierdziła, że nie wie, czy może wydać a na stwierdzenie, że przecież jest w ciąży z mężem (obywatelem Niemiec) usłyszała "a skąd mam wiedzieć, że to jego dziecko?". Dla porównania jakiś Ahmed bez żony za to z 7 dzieci w kolejce przed nią dostał stosowne pozwolenie od ręki...

Odpowiedz
avatar Devotchka
3 3

@Moby04: W tym nie pasuje mi tylko jedna rzecz. Uchodźcy raczej nie walczą o swoje prawa, wolą być na średnio-legalnie. Nie spełniają bowiem wielu warunków, ich pobyt w Europie to bardziej sprawa prawna, a nie formalności. Ta sytuacja twojej koleżanki nawet mnie nie dziwi, zapewne takie absurdy są na porządku dziennym w urzędach.

Odpowiedz
avatar timo
11 33

Z jednej strony zachowanie urzędu - że o biurwie (bo na miano urzędnika nie zasłużyła) nie wspomnę - piekielne. Ale z drugiej żałowałbym każdego innego obcokrajowca, tylko nie obywatela USA. To, przez co przechodzi, jest niczym wobec poniżających postępowań wizowych jego ojczyzny wobec Polaków. Cóż, odpłacamy się pięknym za nadobne.

Odpowiedz
avatar Devotchka
6 16

@timo: Tylko, że w obu wypadkach jednostka przegrywa z systemem. Mój chłopak nie jest pro-rządowy. :)

Odpowiedz
avatar timo
9 17

@Devotchka: i co z tego? W prawie międzynarodowym publicznym istnieje coś takiego, jak "reguła wzajemności". I nie dotyczy ona jednostek.

Odpowiedz
avatar Moby04
-3 5

@timo: Procedury wizowe USA są często demonizowane - jedyne, co mnie wkurza to opłata za rozpatrzenie bez względu na wynik postępowania. Ale to samo jest w przypadku np. Australii. Swoją drogą paradoksalnie Polacy mają łatwiej niż np. Brytyjczycy, bo po z wizą rozpatrywaną na miejscu praktycznie nie ma szans żeby byli cofnięci na lotnisku w Stanach, czego nie można powiedzieć o migrantach z krajów bez tych procedur...

Odpowiedz
avatar Devotchka
-2 2

@Moby04: To wiele tłumaczy w związku z naszymi przeżyciami. Chłopak był zatrzymany na lotnisku w Anglii przez 6 godzin po czym odmówiono mu wpuszczenia do kraju.

Odpowiedz
avatar samezrp
-2 2

@timo: wiesz co... starałem się dwa razy o wizę, raz do USA, raz do Kanady jak jeszcze były potrzebne. Tylko w przypadku kanadyjskiej były cyrki, bo ja musiałem załatwić coś w Wawie o 11:30 a kolejka szła ta, że w trakcie wyszedłem, wróciłem o 13:00 i gościu mnie próbował opierdzielić, ze on na mnie czeka i mam szanować jego czas. Dostał ripostę, żeby szanować się wzajemnie i ma mój czas szanować również, że jeden dzień na załatwienie wizy to stanowczo za dużo. W obu przypadkach wizę dostałem bez problemu. Wizę do USA miałem o godzinie 11 czekając od 7:30 (liczę czas decyzji, nie otrzymania paszportu zwrotnie kurierem z wbitą wizą). Z obserwacji... ja sam osobiście nie dałbym wizy tym, którzy jej nie dostali. Dla przykładu babsko, które wcześniej pojechało do Kanady, zostawiło córkę babci i teraz chciało wrócić w odwiedziny. Żart chyba jakiś.

Odpowiedz
avatar anonimek94
-1 3

@timo: Już chyba Tobie kiedyś o tym pisałam, ale się powtórzę. Polacy są w dużej mierze sami sobie winni, że potrzebują wizy do USA. Zwyczajnie grupowo, nie przestrzegają warunków -a więc Polska się nie kwalifikuje. Po drugie, o jakichś wielkich cyrkach w próbie dostaniu wizy do USA jakoś się nie słyszy - w innym przypadku Polacy w ogóle do USA nie mogliby jechać (byłoby ich tam bardzo mało) a jest przeciwnie.

Odpowiedz
avatar katem
12 14

Wypisz, wymaluj jak w Stanach :D. Byłam tam z wizą ważną do końca marca. Złożyłam o przedłużenie (zgodnie z przepisami przynajmniej 45 dni przed końcem ważności wizy, załączając dużo papierów i kosztowało to też niemało) - odpowiedź dostałam we wrześniu z datą ważności tej wizy ponad miesiąc wcześniejszą niż dzień, kiedy otrzymałam to przedłużenie. No to zostałam nielegalnie czas jakiś. A potem wyjechałam. Amerykanizujemy się w zastraszającym tempie i we wszystkich chyba dziedzinach.

Odpowiedz
avatar tick
5 7

@katem: mylisz się, to amerykańce się "socjalizują" :D Jak by to powiedzieć... parafrazując: urzędnik to stan umysłu, nie zawód/stanowisko

Odpowiedz
avatar bonsai
6 6

@katem: Znajoma ma męża - gość rodem z Teksasu. Po ślubie zamieszkali w Polsce, mają 2 dzieci już nastoletnich, sami są prawie 20 lat po ślubie. Prawie 3 lata temu podjęli decyzję o powrocie do Stanów. Efekt? Znajoma do tej pory nie dostała wizy, bo urzędy sprawdzają czy to nie jest fikcyjne małżeństwo ;).

Odpowiedz
avatar plokijuty
-1 7

Przypominam, że dokumenty we wszelkich instytucjach dotyczących nie tylko spraw urzędowych składamy w dwóch egzemplarzach. Na twoim egzemplarzu urzędnik podbija pieczątkę i stawia podpis. Jeśli zaczyna cokolwiek kombinować lub przedłużać bez uzasadnionej przyczyny należy poprosić o stosowny artykuł na podstawie którego opiera się działanie jego. Jeśli jest to obywatel USA to tam takie, przedłużające się bez uzasadnionej przyczyny, sprawy podaje się do sądu. Nie pamiętam źródła ale w USA, któryś sąd zajmuje się rozpatrywaniem spraw, zdarzeń z terenu Polski.

Odpowiedz
avatar klemenko
0 2

@plokijuty: tak, jasne w USA są sądy zajmujące się przewlekłością postępowań administracyjnych w Polsce.

Odpowiedz
avatar Draco
-2 6

Devotchka mi się nasuwa jedno pytanie. Czemu nie ułatwicie sobie życia i nie weźmiecie ślubu cywilnego? W końcu i tak Jesteście razem, a on jest zameldowany u Twoich rodziców. Oczywiście dla wzajemnego bezpieczeństwa możecie podpisać intercyzę i potem mieć rozdzielność majątkową. Gdyby coś poszło u Was nie tak i byście się rozeszli, to sprawa rozwodowa i po jednej rozprawie małżeństwo rozwiązane.

Odpowiedz
avatar xyRon
-2 8

@Draco: To proste, chłopak nie miał się gdzie zatrzymać, to się zatrzymał u niej, bo była okazja. Jak tylko stanie na nogi, to z nią zerwie i się wyprowadzi, a póki co korzysta z darmowego hotelu i jadłodajni. Związki międzynarodowe nie mają żadnej przyszłości, vide Anita Lipnicka i John Porter.

Odpowiedz
avatar lafarro
3 5

@Draco: Ja za dwa tygodnie biorę ślub cywilny z Amerykanką w polskim urzędzie. Nam załatwienie wszystkich dokumentów zajęło ponad 7msc. Także ślub cywilny z obywatelem usa w Polsce nie jest też taki łatwy

Odpowiedz
avatar Draco
1 1

@lafarro: Ale czy ja mówię, że to szybka i łatwa sprawa? Nie, ale wiele rzeczy by zdecydowanie uprościła. Zarówno dla niego w Polsce jak i dla niej w USA.

Odpowiedz
avatar Devotchka
-2 2

@Draco: Niestety sprawa nie jest taka łatwa jak się ją w filmach i serialach pokazuje. Oczywiście w jakimś stopniu zmienia to postać rzeczy, ale oboje mamy dopiero po 21 lat i rodzice by mnie chyba zabili. @xyRon: Hahahahahaha! Zameldowanym można być nawet w innym mieście niż się w rzeczywistości mieszka. My z chłopakiem wynajmujemy kawalerkę i coś tam robimy. W tym co mówisz masz zapewne wiele racji, kultura Amerykanów jest zupełnie inna. Można powiedzieć, że nie są ku sobie zbyt życzliwi, a już na pewno nie gościnni. Mimo to twój osąd jest trochę krzywdzący, bowiem moi rodzice nie pomogli mu ponieważ jest moim chłopakiem, tylko dlatego, że był człowiekiem w potrzebie. Jesteśmy ze sobą krócej niż jest on w Polsce.

Odpowiedz
avatar Draco
3 3

@Devotchka: Cóż ciekawych masz rodziców. Bez obrazy oczywiście, bo tylko analizuje fakty. Macie po 21 lat, studiujecie, wspólnie mieszkacie w oddzielnej kawalerce, logiczne jest, że między Wami są normalne relacje jak w parze. Ale Twoi rodzice robiliby wam problemy w związku z "papierowym" ślubem cywilnym? Czyli jak to? Żyjcie sobie jak małżeństwo, ale nie próbujcie tego formalizować, żeby mieć łatwiej w urzędach? ;)

Odpowiedz
avatar Devotchka
-2 2

@Draco: No masz rację, rozumiem że to nieładnie tak żyć na kocią łapę. Moi rodzice są bardzo specyficzni i zapewne rozdarci. Starsi ludzie, nie zacofani, ale jeszcze trochę przywiązani do starszych tradycji. Na razie nasze życie jest pełne niewiadomych. Ja chciałabym mieszkać w przyszłości granicą, a chłopak wolałby już zostać w Polsce. Studiuje on język angielski żeby móc mieć papier i uczyć w szkołach, ale to daje mu przyszłość tylko tutaj. Moi rodzice są tego świadomi i zapewne nie chcą, żebym musiała być przywiązana do konkretnego miejsca, może nawet trochę liczą na to że zerwiemy. Broń Boże nie życzą nikomu z nas źle, ale pomogli mu jako człowiekowi (nie mojemu chłopakowi) i traktują go bardziej jako syna/krewnego aniżeli zięcia.

Odpowiedz
Udostępnij