Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przygód z pracą miałam co niemiara (jak na osobę w moim wieku,…

Przygód z pracą miałam co niemiara (jak na osobę w moim wieku, wydaje mi się, że całkiem sporo). Kiedyś już pisałam o piekielnym pracodawcy, który (ponad rok temu) stwierdził, że nie zatrudni mnie, bo zaraz się rozmnożę i pójdę na macierzyński. Nie stało się to, a od tamtego czasu miałam jeszcze kilka przygód, z czego najbardziej piekielną postanowiłam opisać na końcu.

Historia #69601 i komentarze pod nią, zmusiły mnie do swego rodzaju refleksji na temat mojego pokolenia - Y. Co zauważyłam: niesłychaną falę żali na temat tejże generacji. Zaczęłam się zastanawiać: czy faktycznie tak jest jak mówią? Myślę sobie: niemożliwe! Jednak po głębszym zastanowieniu...

Ogłoszenia o tym, że szukam pracy, wisiały już jakiś czas na stronach z podobnymi. Nie zliczę ile maili, listów motywacyjnych, CV podrukowanych i czasu straciłam na szukaniu dorobku (powiem tylko, aby ktoś nie oceniał z góry: nie tylko wysyłałam maile, ale również dzwoniłam, chodziłam, jak sęp wypatrywałam ogłoszeń czy innych bazgrołów typu "wakat"). Pracy przez pół roku znaleźć nie mogłam, aż pewnego dnia...

1. Telefon, rozmowa kwalifikacyjna, stanowisko biurowe. Bla bla. Czyli wszystko to, czego potrzebuję (bo do pracy fizycznej to się w ogóle nie nadaję), no to jadę. Rozmowa kwalifikacyjna przebiegła w trybie szybszym niż pendolino. "Szef" okazał się być niewiele starszy ode mnie (na oko 23-25 lat), pooglądał CV, popytał o standardowe rzeczy, z na końcu zapytał na jakim stanowisku bym chciała pracować. Ja: ZONK. To rozmowa nie dotyczy konkretnego stanowiska? No, niby dotyczy, ale potrzebujemy jeszcze osoby do pracy w terenie, kontaktu z klientem etc. więc, pani by się świetnie nadawała. Ja tak myślę: No... nie. Nie nadawałabym się i to widać na pierwszy rzut oka na mój wygląd (jestem bardzo drobną osobą, w dodatku niebrzydką), jednak już z doświadczenia wiem, że praca "w terenie" i "kontakt z klientem" mogą się skończyć źle i to właśnie dla mnie, a nie dla klienta. To mówię mu: że jeśli chodzi o prywatne spotkania z "klientem" to nie ma takiej opcji, ponieważ nie ufam ludziom, mogą mnie skrzywdzić etc. Z ulgą przyjmują to, że koleś przyznaje mi rację, jednak lampka już się świeci: w końcu zaproponował mi inne stanowisko! Ryzykowałby moim zdrowiem dla wyłapania paru klientów, albo podtrzymania z nimi kontaktów! W końcu pyta mnie czy umiem korzystać z programu "Mała Syrenka" (nie pamiętam dokładnie nazwy, ale brzmiała podobnie niedorzecznie). Pytam: co to za program, bo nigdy o takim nie słyszałam, a programach komputerowych ciutkę się znam. On niby się krzywi i mówi, że taki do księgowości. No to mi już w ogóle oczy wyszły z orbit. Jednak mimo szoku, mówię: nie, ale szybko się uczę i nie będzie dla mnie problemem opanowanie jakiegokolwiek programu komputerowego po szkoleniu. Rozmowa po jakimś czasie się skończyła, a ja wyszłam.
Nie odezwali się do mnie, a ja przyjęłam to z ulgą, ponieważ nawet nie chciałabym tam pracować. Dlaczego? Ponieważ okazał się być jednym z największych ignorantów jakich poznałam. Chciał wykorzystać moje umiejętności i kwalifikacje do rzeczy kompletnie nie przeznaczonych do tego. Skąd to wiem? Kilka dni później rozmawiałam z kolegą i powiedział mi, że pracował tam. Okazało się, że to nie była wcale rozmowa w sprawie pracy biurowej, tylko koleś serio chciał mnie wysłać samą w teren, żebym namawiała ludzi do podpisywania dziwnych umów i wciskała im prąd za milion złotych. Rozmowę przeciągnął tylko po to, żebym się nie domyśliła i nie wstawiła mu negatywnej opinii. Tydzień później zadzwonił do mnie inny potencjalny pracodawca. Okazało się, że to był jego kumpel "po fachu" tylko tym razem miałam wciskać ludziom telewizję cyfrową za miliony złotych. Brak słów.

2. Pracy na własną rękę w końcu nie znalazłam. Za to dostałam staż w bibliotece. To było najpiękniejsze pół roku z moim doświadczeniu zawodowym. Praca: cudowna, koledzy: niesamowici, szefostwo: ze świecą takich szukać. Skończyło się, pobyło nam trochę smutno, jednak regularnie ich odwiedzam więc mnie nie zapomną :). Moja koleżanka miała więcej... no właśnie. Dostała staż w tym samym czasie co ja, tak więc poznałyśmy się i zaprzyjaźniłyśmy. Obie byłyśmy tak samo pracowite i wytrwałe. Pochwałom nie było końca (ba, nawet mówili, że jesteśmy najlepszymi stażystkami jakie kiedykolwiek mieli, bo wcześniej to same nieroby i obiboki), nawet pomrukiwano tu i tam, że chcieliby nas zatrudnić etc. ale szkoda, że nie mamy odpowiedniego wykształcenia (koleżanka miała magistra z psychologii).
Gdy zbliżał się koniec stażu, ja postanowiłam: zapisuję się na studia i podbiję tę robotę! No i się zapisałam na dzienne. Koleżanka na podyplomówkę. Staż się skończył, jedna z pracownic zrezygnowała, więc zaproponowali koleżance umowę na zastępstwo na filii (ponieważ tamta zastępowała dziewczynę, która była na macierzyńskim), koleżanka przyjęła szczęśliwa. Ja w tym czasie zaczęłam studia, a do biblioteki przyszli nowi stażyści. Tak sobie minęły dwa miesiące, kiedy nagle kolejna pracownica (tym razem z centrali - czyli tam gdzie miałyśmy staż) zaszła w ciążę, przyniosła l4 i już jej nie było.
Więc potrzeba kolejnego pracownika. Już chcieli dzwonić do mnie, ale Ania (nazwijmy tak tą koleżankę ze stażu) przypomniała im, że przecież ja jestem na dziennych i nie mogę wziąć tej pracy. Na wszelki wypadek jednak zadzwoniła i zapytała czy nie rzucę studiów dla umowy na zastępstwo. Potwierdziłam, że nie, że będę się starać o pracę jak już zrobię chociaż ten licencjat.
No to zaczęli szukać pracowników. Obie z Anią miałyśmy nadzieję, że ona dostanie tą pracę (w końcu na centrali jest więcej pracy, a na filii to nudy), więc się zgłosiła jako ochotniczka (przy okazji dostałaby umowę na ponad rok, a nie 4 miesiące - bo tyle właśnie zostało do powrotu tej, którą zastępowała). Spodziewałyśmy się również, że ktoś inny może dostać tą pracę: osoba z większym doświadczeniem, ktoś starszy, bibliotekarz z filii. Ale nie! Ania nie dostała tej pracy. Nie dostał jej również nikt z doświadczeniem większym niż my miałyśmy po stażu. Ani ktoś starszy od nas. Też nie dostał tego stanowiska żaden inny pracownik biblioteki.
Teraz uwaga: umowę tą dostała dziewczyna, która miała staż w bibliotece 2 miesiące. Nie potrafiła wypożyczać książek, robić statystyk, obsługiwać katalogu, uzupełniać inwentarza (co Ania wszystkiego się nauczyła i wszystko to robiła na naszym stażu). W dodatku na dziewczynę tą w czasie tych dwóch miesięcy napłynęło więcej skarg do dyrekcji, niż na kolegę, który pracuje tam od 7 lat. Co jeszcze mogę dodać? Że nie umie alfabetu? Że nie potrafi po numerku znaleźć karty czytelnika? Że jest bezczelna wobec ludzi odwiedzających bibliotekę i nie potrafi ich należycie obsłużyć?

Prawdopodobnie domyśliliście się, jak dostała tę pracę? Otóż to. Po znajomości. Jej narzeczony okazał się być w tej samej organizacji terytorialnej co dyrektor biblioteki. Skąd wiem? Dziewczyna nie omieszkała pochwalić się, że ma pracę dzięki znajomościom.

Co jest w tym wszystkim najbardziej piekielne? To, że Ania mając 4 razy dłuższe doświadczenie, niezachwianą opinię, wszelkie potrzebne umiejętności (a nawet więcej) w tej pracy, skończyła tam gdzie była: na filii. Za 2 miesiące kończy jej się umowa i zostanie bez pracy. Biblioteka straci cennego pracownika na rzecz dziewuchy, która nie potrafi docenić roboty, jaką dostała w swoje łapy, bo liczy się tylko to, że nic nie robi (dokładnie tak jak ludzie sobie wyobrażają, czym bibliotekarze się zajmują), a hajs leci.

praca

by Kajucha
Dodaj nowy komentarz
avatar JinxMaze
-4 14

Z tym "ciazeniem" to jest piekielknosc. O ile dobrze pamieta to pracodawca nie moze zadawac/gromadzic takich danych, w wiekszosci wypadkow. Sek w tym, ze "zaciazenie" na umowie to dobry sposob na podreperowanie finansow na czas ciazy. Znam pare takich dziewczyn. Czekaja tylko an umowe na czas nieokreslony, potem pare miesiecy pracy i dziecko ma byc w drodze... A potem sie dziwia, ze kobiety nie sa mile widziane w zakladach pracy, ktore tak zostaly przerobione...

Odpowiedz
avatar czarny_kruk
-2 10

@JinxMaze piszesz takie glupoty, ze nie wiadomo, co odpisac. ok, sa takie dziewczyny. sa i faceci lenie. I kibiety lenie. i faceci zyjacy na garnuszku bla bla bla.. czlowieku, to naturalna kolej rzeczy, ze kobieta moze zajsc w ciaze. wiec co, bo sa takie osoby, to juz kobiety w ogole maja nie pracowac? pomysl, zanim sie wypowiesz - to naprawde nie boli.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 grudnia 2015 o 12:08

avatar JinxMaze
5 7

@czarny_kruk: chyba Ciebie jednak myslenie boli, albo masz lufe z czytania ze zrozumieniem, naprawde. Gdzie napisalem, ze kobiety maja wogole nie pracowac? Dopisujesz tresc pod swoje widzimisie. Jedyne co napisalem, to ze "zaciazanie" jest piekielnoscia. Nie dlatego, ze taka mozliwosc wogole istnieje. Naturalna sprawa. Problemem sa kobiety, ktore maja plan: umowa na czas nieokresolny(gdziekolwiek), a potem ciaza i bimbanie. Druga sprawa, to to, ze "ciazenie" to temat tabu dla pracodawcy. Trzecia piekielnosc, to tworzenie sie niecheci zatrudniania kobiet przez wlasnie takich pasozytow. Tyle, i tylko tyle mialem na mysli. O wiele lepszym podejsciem bylaby sytuacja, gdy taki temat moze zostac poruszony i mozna poczynic jakies przygotowania. Kobieta po x latach stwierdza, ze chce miec potomstwo, idzie do szefa i karty na stol. Mozna wtedy odpowiednio wczesnie przeszkolic innych pracownikow i zlagodzic nieobecnosc. Wygrana i dla pracodawcy i dla kobiet/y. Jesli takie podejscie to dla Ciebie glupota, to... no coz, przykro mi.

Odpowiedz
avatar czarny_kruk
3 3

@ JinxMaze niestety to tez tak nie do konca dziala. kobieta moze pojsc do pracodawcy i powiedziec, ze planuje ciaze, ale ale.. jeszcze w tej ciazy nie jest i pracodawca moze ja zwolnic. slowo przeciwko slowu. jezeli mowic o ciazy to tylko z papierem od lekarza, zeby sie zabezpieczyc. znam dwie dziewczyny, ktore w ciaze zaszly nie majac umowy na stale, po prostu przestano je do pracy 'wolac'. inna sprawa, co z tego, ze kobieta powie o swoich planach, skoro czasami takie starania moga trwac miesiacami albo latami? nie powiem, masz troche racji w tym co mowisz, ale nie ze wszystkim sie zgodze. a minusa dalam, za tekst 'trudno sie dziwic, ze kobiety sa niezbyt mile widziane w zakladach' czy cos w ten desen, bo z tym sie akurat nie spotkalam i to zdanie pasuje mi do osoby, ktora moglaby myslec jak napisalam w komentarzu wczesniej. mozesz zarzucic mi nadinterpretacje, jednak kazdy wysuwa swoje wnioski, a to sa te, ktore ja wysunelam.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 grudnia 2015 o 15:36

avatar ZlaFranca
-2 8

Czy do pracy w bibliotece nie trzeba ukończyć bibliotekoznastwa? Biorą na staż osoby bez potrzebnego wykształcenia? I czy biblioteki publiczne nie mają żadnych kontroli?

Odpowiedz
avatar MyCha
-1 5

@ZlaFranca: A co się stanie jak pracownik biblioteki nie skończy bibliotekarstwa? Książki się pogubią? Nie będzie na tyle oczytany aby komuś coś doradzić? Nie będzie wstanie pojąć działania biblioteki?

Odpowiedz
avatar ocelota
-1 5

@MyCha: a co się stanie jak pracownik księgowości nie skończy finansów czy chociażby ekonomii? Kolumny mu się pomylą? Nie będzie na tyle dokładny aby wychwycić błędy? Nie będzie w stanie pojąć działania KPiR? Właśnie. Trzeba się najpierw nauczyć. Niekoniecznie na pełnych studiach.

Odpowiedz
avatar Zlodziej_Fistaszka
3 3

@ZlaFranca: Do pracy trzeba mieć odpowiednie wykształcenie, na staż z Urzędu Pracy nie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@ocelota: wiesz ilu pracownikow zagranicznych korporacji w finsnsach ze znajomoscia jezykow obcych ukonczylo studia zwiazanie z finansami?...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@ocelota: sama, nie będąc bibliotekarzem, pracowałam w bibliotece (w której zresztą była tylko jedna osoba po właściwych studiach). Znam kilka księgowych, których wykształcenie jest baaardzo luźno, a w jednym przypadku nawet w ogóle nie związane z naukami ekonomicznymi. Ta-dam!:)

Odpowiedz
avatar czarny_kruk
12 14

wiesz, ogolnie to piekielna sprawa, ale jak dla mnie jeszcze bardziej piekielne bylo to, jak wypowiadalas sie na swoj temat. 'drobna, a w dodatku niebrzydka.. przeciez widac, ze nie nadajesz sie do pracy fizycznej". nie wiem jaka jestes, ale zalecialo mi tu czyms w stylu 'raczek praca sobie nie ubrudze'. tez jestem drobna i niebrzydka, ale nigdy nie bylo tak, ze pracy pol roku nie mialam (max moze dwa tygodnie), ale jak mi zalezalo, zeby miec za co oplacic mieszkanie, to robilam cokolwiek, a w miedzyczasie szukalam czegos bardziej odpowiadajacego mi. I jakos nie uwazam, ze to robi jakas roznice, czy piekna czy brzydka, jezeli chodzi o prace fizyczna, co najwyzej mozliwosci fizyczne - a raczej ich brak, o ktorych nie wspomnialas.

Odpowiedz
avatar ocelota
11 11

@czarny_kruk: no właśnie. Leń, a nie drobna i niebrzydka. Naturalnie pretensje odnośnie nepotyzmu ma słuszne, sama mam takie same, ale pół roku bez pracy bo boi się fizycznej? Niepełnosprawna jesteś lub pieniędzy nie potrzebujesz?

Odpowiedz
avatar czarny_kruk
8 8

no wlasnie takie powody bym zrozumiala, ale te, ktore podala autorka sa jak dla mnie nieco zenujace..

Odpowiedz
avatar Zlodziej_Fistaszka
5 5

@czarny_kruk: Też jestem drobna i wiem, że praca fizyczna jest dla mnie zbyt ciężka, ale nie wybrzydzam. Na produkcję, owszam, nie pójdę, ale do sklepu czemu nie. jeśli jest coś dla mnie zbyt ciężkie, proszę o pomoc.

Odpowiedz
avatar maktalena
5 7

@czarny_kruk: Pracowałam w McDonald's i widywałam drobne i ładne dziewczyny, które pracowały szybciej i sprawniej niż wyrośnięci i silni faceci. I nie narzekały. Wszystko zależy od chęci.

Odpowiedz
avatar czarny_kruk
2 2

dokladnie o to mi chodzilo;)

Odpowiedz
avatar imhotep
8 10

W sumie dwie, powszechnie spotykane w polskiej rzeczywistości rzeczy, a historia mocno rozwleczona. Spodziewałem się jakiegoś zaskakującego punktu zwrotnego, ale ta nuda trwała aż do końca. Szkoda.

Odpowiedz
avatar Shaiennee
6 6

Po co to "drobna i niebrzydka"? Wystarczy, że nie nadajesz się do pracy fizycznej.

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
3 3

Drobna (może w swoich oczach, bo z BMI 45) też by się chyba nie nadawała do pracy fizycznej, a niebrzydka - może wyglądać jak Quasimodo. Czy to prawda - powątpiewam.Kto jest dłuższy czas bez pracy, ten nie wybrzydza. Chyba,że go nawet do tej fizycznej nie chcą, to niech nie truje na PIEKIELNYCH. Żadna uczciwa praca nie hańbi, a żyć z czegoś trzeba. Ale my nie we wszystko uwierzymy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Ile jeszcze przeczytamy historyjek o dziewczynkach bez wykształcenia zdziwionych tym,że nie mogą znaleźć "pracy biurowej"? Ile o ludziach, którzy wrzucają swoje cv na strony służące do pozbywania się starych wersalek i dziwią się, że odzywają się do nich wyłącznie firmy, które szukają frajerów? Przecież było już tu tego mnóstwo, naprawdę nie wpadliście na to, że może jednak nie tędy droga?

Odpowiedz
avatar ocelota
0 0

@recaptcha: do prostej pracy biurowej, sekretarskiej, na prawdę wystarczy matura. To tylko w dobrym tonie jest zatrudnić sobie cizię z wyższym, nawet prywatnym, nie patrząc na to, że czasem ktoś nie miał warunków i kasy aby pójść na studia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@ocelota: eee... nie. Praca sekretarki zazwyczaj jest trudną pracą wymagającą kwalifikacji i języków. Poza tym od kandydatki na sekretarkę/asystentkę wymaga się zazwyczaj - niestety - sporego doświadczenia, co w sumie nie dziwi, biorąc pod uwagę, jak wielozadaniową i zorganizowaną osobą musi ona być. Oczywiście zdarza się, że w niektórych miejscach praca sekretarki wygląda tak, jak się wielu ludziom wydaje - siedzisz sobie, mówisz "pan dyrektor zaraz pana przyjmie" i wykonujesz "proste prace biurowe", ale jakoś kojarzy mi się to raczej z siedzącą od 40 lat w sekretariacie jakiegoś urzędu panią Zosią bądź panią Sandrą - córką kuzyna prezesa 15-osobowej firmy PPHU Zbychpol. Nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego na żadne ze stanowisk nie zatrudnia się osób "z zewnątrz". Jasne, że jest dużo różnych lekkich prac biurowych, do których nie trzeba mieć wykształcenia, ale właśnie o to chodzi, że jest mnóstwo ludzi, szczególnie kobiet, zainteresowanych taką pracą i robi się ogromna konkurencja, i właśnie na takich ludzi czyhają cwaniaczki z zakamuflowanymi ofertami akwizycji albo call center. Jeszcze co do drugiej części Twojej wypowiedzi - dawno mnie tak nikt nie rozbawił. "Cizia z wyższym". Nie no, pewnie, że pracodawca powinien zapraszać na rozmowy kandydatów z najgorszym cv, bo może nie mieli kasy na studia, albo mieli trudne dzieciństwo i jest im smutno, a jego obowiązkiem, jako bezdusznego kapitalisty, jest wyciągać do nich rękę dając im pracę, w której zbytnio by się nie przemęczyli. Bo jesli wiadomo, że nie stać mnie będzie na studia, to po co się męczyć w np. w technikum i uczyć się zawodu mechanika samochodowego, skoro można skończyć liceum i liczyć na to, że ktoś mnie zatrudni do "prostej, spokojnej pracy biurowej".

Odpowiedz
avatar ocelota
1 1

na marginesie, tak, wiemy, że niebrzydka było po to, że boisz się chodzić w teren, bo komuś możesz się spodobać i Cię zatrzyma na dłużej w mieszkaniu lub krzakach. A drobna, że nie obronisz się. Zdradzę Ci tajemnicę. Gdy ktoś będzie chciał sobie ulżyć to nie będzie patrzył czy misspolonia czy posłanka grodzka, a zwykłe paznokcie i absolutny brak skrupułów pozwolą Ci wpakować mu paluchy w oczodoły lub zwyczajnie walnąć kolanem w jaja.

Odpowiedz
Udostępnij