Pracuję w służbie zdrowia...
W budynku, w którym pracuję, jest wiele gabinetów. Kończymy pracę o różnych porach. Generalnie każdy przed wyjściem sprawdza, czy są jeszcze inni, czy gasić światło, zamykać bramę na klucz itp.
Kilka dni temu wychodziłam ostatnia. Zerknęłam na gabinety na górze, ciemno. Potem na dole, weszłam na korytarz, ciemny... na końcu jakiś ruch. Odruch - uciekać. Ale biały fartuch zobowiązuje, może komuś coś się stało. Zaświeciłam światło, podeszłam. Siedzi sobie pan. Na oko nie bezdomny. Nie pijany, w każdym razie nic nie czuć. Delikatnie zapytałam, co tu robi. Czeka na lekarza. Zdziwiłam się, że siedzi po ciemku, sam, w dodatku w dniu, w którym ten lekarz nie przyjmuje. Pan powiedział, że on "nie cyto, nie wi" kiedy są dni przyjęć, obraził się na mnie i wyszedł.
A gdybym nie sprawdziła zamknęłabym go na noc...
służba_zdrowia
"A gdybym nie sprawdziła zamknęłabym go na noc..." No może mu właśnie o to chodziło?
OdpowiedzPosiedzioł by bez noc, to by na drugi roz wiedzioł, ze ca cytać co uni tam piszo.
Odpowiedz@juanita: Pocytoł, pocytoł. Ino piersy kcioł być w kolejce. Może do domu daleko miał? No a teraz musiał, biedak, iść kimać na dworzec.
OdpowiedzA jakbyś zamknęła, to co by wtedy było! Tefałeny i maryjki, że ta służba zdrowia taka do kitu, lekarz nie przyjął i jeszcze na noc zamknęli w przychodni! :D
Odpowiedzuwierz innemu pracownikowi służby zdrowia: ludzie NIE potrafią czytać :) U mnie akurat karczemne awantury, że dziś nie ma dr Nowaka (urządzane pod tablicą z godzinami przyjęć rzeczonego lekarza) są na porządku dziennym.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 grudnia 2015 o 23:07