Znowu od siostry. Tym razem o tym, jak wynajmowała mieszkanie na pierwszym roku studiów. Zdecydowała się na współzamieszkiwanie z dwoma koleżankami. Dość szybko znalazły lokal o odpowiednim metrażu i standardzie, we właściwej lokalizacji, mieszczący się w budżecie. Właścicielka wydawała się całkowicie normalna i niepierwszy raz wynajmowała mieszkanie studentom. Wpłaciły kaucję, podpisały pisemną umowę (to był bezwzględny warunek z ich strony, mieszkania wynajmowane "na gębę" omijały szerokim łukiem, nawet jeśli były tańsze i ładniejsze) i wprowadziły się.
Siostra była trochę zdziwiona, że właścicielka poprosiła je o plany zajęć. Twierdziła, że chce wiedzieć, kiedy dzwonić, by nie przeszkadzać. Siostra kupiła to tłumaczenie, bo brzmiało dość rozsądnie.
W drugim tygodniu zamieszkiwania wróciła do mieszkania znacznie wcześniej, bo się źle czuła i... nakryła właścicielkę wewnątrz. Ta nie okazała najmniejszego nawet zmieszania - powiedziała, że sprawdzała stan mieszkania i czystość.
Siostra zdenerwowała się, powiedziała, że stan mieszkania to ona może sprawdzić na dzień zakończenia umowy i zwrotu lokalu, a na zabezpieczenie to jest kaucja. Podniosła, że zgodnie z prawem właściciel nie ma prawa samowolnego i samodzielnego wstępu do mieszkania, jeżeli umowa wyraźnie nie stanowi inaczej (w tym przypadku była bardzo lakoniczna i nie stanowiła). W ostrych słowach poprosiła właścicielkę o opuszczenie lokalu, a dzień później zmieniła zamek w drzwiach.
Gdy właścicielka zorientowała się, że jej klucze przestały pasować, zaczęła dzwonić i odgrażać się, że zrywa umowę i mają się wynosić. Siostra, posiłkując się moim kolegą z działu prawnego naszej firmy, wyjaśniła jej, że jak umowa najmu jest na czas określony, to właściciel nie może jej zerwać, jeśli nie zajdą wyjątkowe powody, które w tym przypadku z pewnością nie mają miejsca. Póki płacą, to mogą mieszkać, aż do terminu wskazanego w umowie.
Właścicielka się odgrażała jeszcze parokrotnie. Dziewczyny mieszkały spokojnie, płaciły zawsze w terminie, a właścicielkę, administratora, kominiarza, czy kogo tam trzeba było wpuszczały bez problemu, ale tylko w swojej obecności.
Gdy umowa dobiegała do końca, właścicielka pod nosem powiedziała, że ona to dalej jest obrażona za ten zamek, ale w sumie może zaproponować przedłużenie umowy na kolejny rok, bo "tak zarozumiałych studentek to jeszcze nigdy nie widziała, ale jak 10 lat wynajmuje studentom, to pierwszy raz nie ma żadnych zniszczeń w mieszkaniu i sąsiedzi się nigdy nie skarżyli".
Morał z tego jest taki, że wynajmowanie mieszkania trzeba traktować jak każdą inną umowę, pilnować swoich interesów i bronić swoich praw, a jak po obu stronach będą rozsądni ludzie, to każdy w końcu wyjdzie na swoje.
Taaa... I właśnie przez takich ludzi od razu przedzałam właściciela mieszkania, że mam psa. Dość dużego psa, który za obcymi nie przepada i samodzielne wejście jest niebezpieczne [za to jak jestem w domu to zapraszam, przy mnie Kudłata jest miła i kochana]. Na szczęście gość jest wyjątkowo normalny dopóki płacimy w terminie, a sąsiedzi się nie skarżą dopóty nic go specjalnie nie interesuje.
Odpowiedz@bonsai: Z bezpośrednimi sąsiadami miały święty spokój, były natomiast liczne złośliwości parkingowe, ale w nich uczestniczyli ludzie z innych klatek, którzy nie wiedzieli nawet pod którym numerem siostra mieszka. Wystarczyło auto na obcej rejestracji wyglądające na drogie (bo duże i zadbane, w rzeczywistości warte poniżej 10 000).
Odpowiedz@JaNina: mieszkam na małym osiedlu wojskowym - nie dość, że kamery na każdym kroku, to jeszcze każdy wiedział kim jestem i gdzie mieszkam ledwie się wprowadziliśmy ;). Jakiś tydzień-dwa po przeprowadzce synowi w sklepie źle resztę wydano [przez przypadek]. Ekspedientka dorwała mnie wieczorem, jak byłam na spacerze z psem, żeby oddać brakujące pieniądze... To chyba trochę tłumaczy zachowanie ludzi tutaj ;).
Odpowiedzmialam kiedys nieco podobna sytuacje.. a raczej moj dawny wspollokator. wynajmowalam kiedys ze znajomymi mieszkanie. pewnego wieczoru troche wypilismy, ale sami, skromnie i po cichu - kazdy byl zmeczony po pracy, wiec nawet nie moglo byc zadnej skargi. Nastepnego dnia w domu zostal tylko wspollokator z dziewczyna, reszta poszla do pracy. wiedzieli, ze maja wolno wiec wiecej wypili i rano, mega kac a tu domofon dzwoni kilka razy. Mieli to w nosie i nie otwierali, a tu po kilka minutach ktos za pomoca kluczy wchodzi do chaty. chwile sie pokrecil i wchodzi do pokoju.. ci w samej bieliznie w wyrze, kolega otwiera jedno oko slyszac, ze ktos wchodzi do pokoju - a tu psikus - wlascicielka. Urzadzil jej taka awanture, ze juz do konca naszego mieszkania tam zawsze dzwonila, czy moze przyjsc. Oczywiscie probowala sie tlumaczyc, ale koniec koncow przeprosila ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 grudnia 2015 o 2:17
Masz, Autorko, absolutną rację. Właścicielka nie powinna była wchodzić bez zgody lokatorów podczas ich nieobecności. Niemniej jednak każdy, kto wynajmuje mieszkanie powinien w umowie zawrzeć zapis, że raz w miesiącu ma prawo zobaczyć stan mieszkania. Uważam tak dlatego, że mam do czynienia z nieruchomościami i to, co potrafią pozostawić po sobie najemcy woła o pomstę do nieba i 3 kaucje czasami by nie wystarczyły. Ostatni przykład to: powyrywane panele, kilkadziesiąt kilo śmieci trzymanych na balkonie, pourywane uchwyty wszystkich mebli, meble porysowane pisakami, podobnie jak ściany (one akurat kredkami świecowymi), popękane kafelki w łazience.
Odpowiedz@Grejfrutowa: Może i powinien, ale musi mieć świadomość, że póki nie jest to standardem, to jego oferta jest mniej atrakcyjna na rynku, bo marnowanie jednego popołudnia w miesiącu na randkę z właścicielem, to jednak jest strata czasu.
Odpowiedz@JaNina: A co to za strata czasu wpuścić raz w miesiącu właściciela na 5 minut? Co takiego mogłabyś zrobić w te 5 minut, zęby umyć? Nie przesadzaj.
Odpowiedz@Grejfrutowa: Godzina na dojazd z centrum plus 5 minut plus godzina na powrót do centrum.
Odpowiedz@JaNina: Jakiego centrum? Najmujesz mieszkanie i raz w miesiącu na 5 minut wpada do Ciebie właściciel.
Odpowiedz@Grejfrutowa: I jak mu powiem, że jestem przed 7 albo po 22 to się dostosuje? Moja siostra studiuje, pracuje i jeszcze ma tez jakichś znajomych z którymi lubi się spotkać, więc takie godziny w tygodniu nie są rzadkie.
Odpowiedz@JaNina: Moja fantazja pozwala mi wyobrazić sobie, że w ciągu miesiąca właściciel i jeden z najmujących (Twoja siostra nie najmowała sama) znajdą wspólnych 5 minut. Być może nie macie tak bujnej fantazji, jak ja.
Odpowiedz@JaNina: przecie nie pracuja/uczą sie wszystkie od 7 do 22 przez caly tydzień. W 1890 roku w UK wascicel wpadał na inspekvje do wynajmowanych mieszkan i narzucał kary za bałagan. Z doswiadczenia moge napisać ze na Wyspach w wynajmowanych domach czy mieszkaniach latwiej o czystych lolatorow niz w Polsce bo tam za brak dbania o czystosc wylatujesz.
Odpowiedz@JaNina: Są kraje, w których właściciele zlecają takie inspekcje firmom. Firmy te wysyłają oficjalne pismodo lokatorów z datą kiedy przyjadą.
Odpowiedz@Zlodziej_Fistaszka: I w takiej sytuacji nie zostaje nic innego, jak też zlecić wpuszczenie "inspektorów" jakieś firmie...
Odpowiedz@JaNina: spokojnie, wpadnie właściciel ze 2 razy, zobaczy, że wszystko w porządku i przestanie wpadać. Ja wynajmuję ludziom i myślisz, że mi się chce ganiać co miesiąc? Jak było OK na początku, to powinno być i teraz. Raz na pół roku zaglądam umawiając się z najemcą. Więc nie wyolbrzymiajcie tych "kontroli" :).
Odpowiedz@JaNina: A co zrobisz jak będą chcieli zbadać stan wentylacji, instalacji elektrycznej lub gazowej (jeśli ją masz)? Myślisz że kominiarz będzie wstawał specjalnie dla ciebie o 5 rano?
OdpowiedzW sumie też wynajmuje mieszkanie, pierwszy raz słyszę że jest podstawa prawna do tego, że właściciel nie może wejść do swojego mieszkania przez okres wynajmu... Co innego kultura itp nie wypada robić "niezapowiedzianych nalotów" ale nie wydaje mi się żeby była taka postawa prawna... @JaNina możesz podać jakieś pararafy?
Odpowiedzwlasciciel nie moze wejsc. Wyobraz sobie, ze potem mozesz powiedziec, ze na stole lezalo 50 tys zl, ktore odkladales cale zycie i po 'wizycie' wlasciciela tego nie bylo. to tylko przyklad, ale prawda jest taka, ze to jego dom ale wszystko inne lokatora, wiec jak wejsc to chyba tylko z policjantem i notariuszem heh
Odpowiedz@myszolow: To wynika z natury umowy najmu. Na czas jej trwania najemca staje się wyłącznym użytkownikiem lokalu, a właściciel zrzeka się prawa do użytkowania lokalu na ten okres.
Odpowiedz@JaNina: to prawda - umowa najmu to inaczej tytuł prawny do lokalu - -czyli właściciel przenosi swoje prawa na wynajmującego.
Odpowiedz@pasia251: Praktycznie tak, ale trochę za duże uproszczenie. Przenosi prawo do użytkowania lokalu. Prawa własności nie przenosi - od tego jest umowa sprzedaży. ;)
Odpowiedz@myszolow: Nie tyle co nie wpuścić, co nie wolno właścicielowi naruszać miru domowego, pod obecność lub nieobecność lokatorów. poszukaj - jest wyrok Sądu Najwyższego w tej sprawie chyba z 2002r.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 grudnia 2015 o 19:02
@JaNina: przenosi prawa właściciela a nie prawo własności ;)
OdpowiedzSytuacja z odwiedzajaca wlascicielka piekielna, ale jakby mi ktos wynajmujacy zamki wymienil w lokalu, to chyba nie przebieralabym w srodkach... Tak sie nie robi :(
Odpowiedz@jukatan: Teoretycznie to jest dla właściciela bez znaczenia, bo właściciel w sumie powinien przekazać najemcy wszystkie klucze do mieszkania, nie zostawiać sobie żadnego kompletu. Wyobraź sobie, że z mieszkania coś znika - właściciel posiadający klucz jest automatycznie najpoważniejszym podejrzanym o kradzież.
Odpowiedz@JaNina: to życzę szczęścia zostać bez kluczy do - jednak własnego - mieszkania...
Odpowiedz@margotek: w razie Wu policja plus slusarz rozwiazuje problem a ja jednak nie chcialabym wiedziec, ze ktos pod moja nieobecnosc grzebie w moich rzeczach albo cos podbiera jak mieszkalam w pokojach, to mialam swoj patent do zamka, wstawialam tam gdzie mieszkalam a potem zabieralam ze soba- oszczednosc na kluczach ;)
Odpowiedz