Potrzebowałem części. Nie ważne jakiej i do czego. Człowiek-firma miał akurat taką w ofercie, cena przystępna to zdecydowałem się kupić. Umówiliśmy się, wszystko ok. W czym piekielność? Poprosił o odliczoną kwotę, w sumie informując, że ma tylko banknoty. Na miejscu uśmiechnięty, sympatyczny facet w t-shircie i masa sprzętu wartego grubą kasę (więcej niż dziesiątki tysięcy). Żadnego monitoringu nawet. Teraz wyobraźcie sobie, że jestem bandytą i mam złe zamiary, czym się będzie bronił?
Cóż - jego sprawa. Może ma kałacha pod ladą albo zna karate. Uważam, że każdy ma prawo być nieostrożny, o ile szkodzi tylko sobie.
Odpowiedz