Wiem, że na starość powinno mnie to nie ruszać. Pracuję w spożywczym i szukam roboty jako urzędnik. Mam 15-lat doświadczenia jako pracownik administracyjny, od sprzedaży, ale w sektorze prywatnym. Wyższe z tego i owego, kilka podyplomówek, znane programy poziom mocno zaawansowany. Z powodów niestałości zatrudnienia i byle jakich warunków zamarzyła mi się administracja publiczna.
Poszłam więc na staż z PUP w urzędzie miasta. Nie to, że miałam dużą nadzieję na zatrudnienie, ale jednak. Papierkologia złożona. Koleżanka z wydziału zrobiła to samo. Ona robotę dostała, a ja nie. Ona jest po ogólniaku i z dużo mniejszym doświadczeniem...
Na rozmowie na podrzędne stanowisko w jednostce budżetowej przyjęta została osoba, która w dniu ogłoszenia wyników miała z 5 czy 6 osób w znajomych na fb (edit: z jednostki, w której aplikowała). Niby to nic takiego ale może jednak.
Dość wysokie stanowisko w innej jednostce budżetowej, z dużymi wymaganiami na start, gdzie było zaledwie 10 kandydatów, przyjęta została najmłodsza paniena, która przyszła w skórzanej mini. Może faktycznie była w czymś najlepsza..
Powiatowy Inspektorat Iksologii. Miało być stanowisko referenta, okazało się na miejscu, że to asystent. Kit tam. 6 osób zaledwie, bo to zadupie. Przy rozdawaniu testów sekretarka do jednej z kandydatek:
- Proszę pani Krysiu, tam leżą długopisy.
Pani Krysia, lat z 50, nie umiała opisać podstawowych pojęć dotyczących funkcjonowania Inspektoratu (testy były omawiane publicznie), ani nie znała podstaw Excela twierdząc, że nigdy nie musiała na nim pracować. Pani Krysia została przyjęta.
Wiem, przemawia przeze mnie czystej wody zawiść, że matoły zajmują stanowiska pomimo braku kwalifikacji. Bo mogą jeśli ktoś ich z tyłu popcha. Tatuś, ciocia, czy inny rodzaj popchnięcia. Że osoba z zewnątrz najpierw musi nauczyć się aby aplikować, a polecona uważa, że miejsce pracy jest po to, żeby się dopiero uczyć. I jasne, że boli drwiący uśmiech "bliskich", że jestem niezaradna, bo pracuję gdzie pracuję zamiast zakombinować. Lub inne przekonanie, że taka praca też jest dobra i powinnam się cieszyć. Nie cieszę się tylko mam ochotę powiedzieć jednej z drugim "ku.wa"
nepotyzm urzędy
nie zakumałam tylko, co ma ilość znajomych na fejsie to zatrudnienia...wytłumaczy ktoś?
Odpowiedz@menevagoriel: Pewnie ci znajomi to pracownicy instytucji, w której ta osoba dostała posadę.
Odpowiedz@menevagoriel: Jeżeli to miałby być jakiś argument w tej sprawie, to raczej na plus niż na minus – że jest to w miarę normalna osoba, która w "znajomych" ma rzeczywiście ludzi, których zna, a nie setki obcych spotkanych na jakimś forum. Jeśli ktoś rzuca argumentem "bo ja mam więcej znajomych na FB", to zupełnie się nie dziwię, że taka osoba nie może porządnej pracy znaleźć.
Odpowiedz@menevagoriel: fakt, zabrało tej informacji, że znajomych z tej instytucji
OdpowiedzMoże chociaż opisz to w lokalnej gazecie, a nie na Piekielnych? Tyle tylko, że nie dostaniesz Internetowych punktów...
OdpowiedzTajemnicą poliszynela jest fakt, ze często stanowiska w takich placówkach są obsadzane po znajomości, a cały proces rekrutacji jest dla picu. Jest wymóg, aby dać ogłoszenie, przesłuchać kandydatów, wiec się to robi, ale pracę i tak dostanie pani Jadzia, znajoma księgowej.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 grudnia 2015 o 13:55
"przyjęta została najmłodsza paniena" - może choć umiała pisać bez błędów? Poza tym zakaz dyskryminacji ze względu na wiek powinien działać w obie strony, czyż nie? "Na rozmowie na podrzędne stanowisko w jednostce budżetowej przyjęta została osoba, która w dniu ogłoszenia wyników miała z 5 czy 6 osób w znajomych na fb." - No i? Co ma ilość znajomych do zatrudnienia? "Z powodów niestałości zatrudnienia i byle jakich warunków" - jeżeli ktoś z dobrym wykształceniem i dużym doświadczeniem ma problemy ze stałością zatrudnienia i oferują mu w prywatnym sektorze jedynie byle jakie warunki, to coś z nim jest mocno nie tak. Jako były urzędnik, a obecnie korpoludek uważam, że przy tym samym zaangażowaniu, wiedzy i doświadczeniu w prywacie ma się dużo lepiej, i niewiele mniej stabilnie. Zresztą i stabilność w urzędach to iluzja, bo jest ciągła redukcja etatów i w pierwszej kolejności lecą nowozatrudnieni.
Odpowiedz@bloodcarver: przeciez w potocznym języku istnieje słowo paniena
Odpowiedz@bloodcarver: nie wszyscy pracują w dużych miastach gdzie są korpo. W korpo masz umowę o prace i jakieś standardy. W małych albo "rodzinnych" firmach stosunek do pracownika to bardzo dziki zachód i pędzący bez żadnych hamulców kapitalizm - umowy o dzieło, bezpłatne zmuszanie do nadgodzin "bo jak nie to tam są drzwi". W małym mieście jak zgłosisz to do PIP to już pracy w tej branży nie znajdziesz....
Odpowiedz@myszolow: autorka ewidentnie szukała pracy w różnych miejscowościach - tak to wygląda w jej historii, skoro i urząd na zadupiu, i wyższe szczeble. A skoro tak, to argument o braku korpo to bzdura. Mogła się przeprowadzić dla urzędu, może dla korpo.
Odpowiedz@Mavra: A w urzędowym?
Odpowiedz@myszolow: Ale jaki to ma związek z urzędnikami - godzina 15.02 i żywej duszy w urzędzie nie ma - gdzie tu nadgodziny? Socjal, 13'ki, wyrównania, dodatki, wczasy - gdzie tu kapitalizm?
Odpowiedz@myszolow: jestem takim drobnym przedsiębiorcą, powiedz mi więc, jak można zmusić pracownika do efektywnej pracy za marne grosze i w nadgodzinach ? Nie umiem tego.
Odpowiedz@SirCastic:Autorka pracowała w PRYWATNEJ administracji, nie państwowej. Ato cholerna roznica.
Odpowiedz@azer: ale zamarzyła jej się administracja publiczna i ją opisuje, NIEPRAWDAŻ?
Odpowiedz@katem: ja robilem dla takiego drobnego przedsibioercy - praca nie musialaby efektywna porostu miala byc i uwaga --- on zyski mial mimo ze o standardach zapomnij a po 16 sie do niego nawet nie dodzwonisz (on juz po pracy mimo ze firma jego) zdarzalo sie mu nawet okradac klientow ze sprzetu (monitor drukarka) i zrynku jakos nie wypadl biznes kreci sie mu od lat
Odpowiedz@bloodcarver: Można się przeprowadzać gdy jest się samemu. Nawet gdy masz dziewczynę dwa razy się zastanowisz co z jej pracą i życiem. Jeśli dochodzą do tego dzieci to musi być na prawdę lukratywna posada żeby pozmieniać pracę męża, szkoły i zajęcia dodatkowe dzieci, nie mówiąc o tym, że dzieci mają kolegów i właśnie im ich zabieramy.
OdpowiedzTo właśnie to zdanie o młodej dostającej prace mnie trochę załatwił. Jak niby mają się młodzi nauczyć jeśli na ich miejsce zawsze jest ktoś lepszy? Niedawno mój wykładowca się skarżył, że biedny będzie miał problem bo emerytura mała, a na uczelni w pierwszej kolejności będą mieli wstęp młodzi wykładowcy. A co ma powiedzieć osoba, która dopiero co przestała się uczyć i na rynku pracy jest nikim? Choć mój tata również jest wykładowcą i niedługo będzie w podobnej sytuacji to nigdy by takiego tekstu nie wypowiedział, a już w szczególności w stronę studenta.
Odpowiedz@Devotchka: niech będzie w ogłoszeniu, że zatrudniamy do 26 roku życia, bo chcemy młodą nauczyć, a nie zawracają głowę innym aplikującym. Z drugiej strony nikt wszystkiego nie wie i po zmianie miejsca pracy i tak trzeba się uczyć niezależnie od tego, ile się wcześniej wiedziało. Mnie nie raził tak wiek tej młodej, co sposób ubrania się, odpowiedni bardziej na randkę niż na rozmowę. Każdy z nas był kiedyś na początku i każdy miał pod górkę. Gdy byłam na studiach praca w trakcie była niemal niemożliwa, bo za studenta płacić trzeba było pełne składki, a niepełna dyspozycyjność stawiała go dużo niżej niż osobę nie uczącą się.
Odpowiedz@ocelota: No, ale możliwe że chcieli zobaczyć kto się zgłosi. Okazało się, że wśród kandydatów była energiczna młoda osoba to ją wybrali. Ocenianie po pozorach jest dosyć średnim sposobem. Moja koleżanka jest bardzo wysoka i KAŻDA spódniczka, która nie ma przeznaczenia na bycie do kostki (masakrycznie wyglądająca długość) jest na niej miniówką. Oczywiście też nie bierz mojego wywodu jako jakiś atak. Zawsze zdawało mi się, że osoby z wykształceniem i doświadczeniem będący powyżej trzydziestki nie mają wielkiego problemu z pracą. Nawet o tym nie pomyślałam. Tyle, że młodzi ludzie nie powinni się nawzajem traktować jak wrogów. Wszyscy chcemy przeżyć i dbamy o swój interes. Mam nadzieję, że sprawa dla Ciebie będzie wyglądała o wiele lepiej.
Odpowiedz@Devotchka: pozory pozorami, ale przekaz skórzanej mini jest jasny. Nie zakłada się niczego podobnego nie chcąc uzyskać dodatkowych punktów za wrażenie zgoła nieprofesjonalne. A co do wrażenia energiczności dużo lepiej sprawdzają się spodnie. Oczywiście wiem, że przekonujesz mnie do tego, że młodzi muszą się uczyć. Od tego są stanowiska asystenckie. Tu chodzi też o to, że młodą bez doświadczenia rzuca się na stanowisko specjalistyczne żeby się przyuczyła, a to administracja publiczna więc mogą olać koszty związane z błędami. Wymagania wstępne dotyczyły tu akurat znajomości bardzo wielu ustaw, a nie szeregu lat doświadczenia w danej dziedzinie.
OdpowiedzPopieram w pełni autorkę tego tekstu, sam starałem się przez 1,5 roku jeździć na rozmowy i konkursy i wie jak to wygląda zawsze jest ktoś kto się wita z szacowna komisja i o dziwo często wygrywa te konkursy, ciekawe dlaczego ? Teraz jestem na stażu na który skierował mnie UP, staż odbywam w pewnym urzędzie i może po nim dostane prace interwencyjne a później może rozpiszą konkurs w którym będę właściwym kandydatem ale to wszystko może. Co do komentarzy: Znajomości z fejsa może te znajomości to urzędasy które wspierają odpowiednią kandydatkę bloodcarver co do korpo ja mam w okolicy swojego zamieszkania w odległości 30 km cztery miasta powiatowe i wszystkie nie są jakimiś dużymi aglomeracjami i raczej w fazie zatrudnienia panuje w nich dziki zachód wiec urzędy dają jakąś stabilność pracy, a urzędnicy się za często nie zmieniają co najwyżej dwa stanowiska z samej góry, reszty się nie rusza ze względu na doświadczenie. Locust ma racje tak właśnie wygląda większość konkursów to zawsze Pani Jadzia znajoma księgowej czy innego urzędnika dostaje etat a konkurs jest dla picu.
OdpowiedzMoze nie mialas odpowiedniej ksiazeczki partyjnej, ktora bardzo czesto ulatwia nieslychanie otrzymanie zatrudnienia przy panstwowym korycie (przynajmniej tu w Niemczech). A konkurencja ja miala. swoj swojemu oka nie wykole, a jeszcze poglaszcze po glowce, tudziez ulatwi dostep do chleba.
OdpowiedzKochana! Jeżeli nie masz swoich ludzi w jakimśtam urzędzie,w którym starasz się o posadę,to nawet tam nie idź. Te wszystkie konkursy i rekrutacje to pic na wodę. Sąsiadka po wieczorowym technikum,nawet nie wiem czy podchodziła do matury,dostała robotę w urzędzie miasta bo koleżanka jej załatwiła.
OdpowiedzCóż, to jest jeszcze nic. Przypadki, kiedy dla "krewnych i znajomych królika" tworzy się specjalnie nowe stanowiska w urzędach i instytucjach wcale nie są rzadkością. Ba - prędzej określiłbym je mianem reguły. A będzie tylko gorzej. Już się zaczęło wyciąganie przestępców zza krat, żeby wsadzać ich na stołki.
Odpowiedz@timo: gorzej z tego co wiem 8letnie rzady PO pobily rekordy nepotyzmu w zatrudnieniach i zrozstu bezrobocia mimo emigracji setek tysiecy obywateli
Odpowiedz@PolitischerLeiter14_88: co to jest "zrozst"? Nie jestem fanem platformy, a KAŻDA władza ZAWSZE faworyzuje "swoich" i dokonuje mniejszych lub większych nadużyć. Ale to, co obecnie robi PiS, cofa nas do najgorszych czasów Polski Ludowej. Mogliby napisać podręcznik "Jak w 2 tygodnie rozmontować budowaną przez 25 lat demokrację".
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 grudnia 2015 o 10:38
@timo: ta??? ten nepotyzm i biede nazywasz demokracja? krzyz na droge chyba placzesz nad tymi biedakami z PO co ich z TK wywalili - nie glosowalem na PIS ale smiesza mnie te placzki zlodziei z PO
Odpowiedz@PolitischerLeiter14_88: nie czytasz uważnie. Nepotyzm, który właśnie się zaczął (w postaci np. wyciągania kolegów z pierdla i obsadzania nimi stanowisk) nazywam demontażem demokracji, a nie demokracją. Nie jestem fanem PO, ale za ich rządów przynajmniej nikt bezczelnie i jawnie nie przeprowadzał zamachu na konstytucyjne organy państwa. A bieda? Sorry, może nie jesteśmy super potęgą gospodarczą i najbogatszym społeczeństwem, ale poza pojedynczymi przypadkami jakoś nie widzę biedy u osób innych, niż takie, które są biedne na własne życzenie, np. przez chroniczny wstręt do jakiejkolwiek pracy. Bieda dopiero się zacznie - w końcu żeby spełnić wyborcze obietnice trzeba będzie komuś (społeczeństwu) zabrać. Podatek od hipermarketów? Super, tylko jeszcze nikt na świecie nie wymyślił takiej formy opodatkowania przedsiębiorców, żeby nie przerzucili oni tych obciążeń na końcowego konsumenta. Tym sposobem wszystkie niezamożne staruszki za zakupy zapłacą więcej o ten właśnie podatek. Przykłady mógłbym mnożyć, ale żeby dyskutować, trzeba mieć merytorycznego przeciwnika, więc nie ma sensu.
Odpowiedz@timo: no to gratuluje wyjdz moze do ludzi pojedz na wies to zobaczysz biede -- zapewniam cie ze gorzej niz za PO nie bedie zreszta o czymz toba gadam czy sami POwcy nie powiedzieli ze polska pod ich wladza to h.. d.. i kamieni kupa? jedzac przy tym obiad za ktory niektorzy musza utrzymac rodzine przez mies lub wiecej jesli TAK wg ciebie wyglada demokracja - to niech ja rozmontuja jak najszybciej
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 4 grudnia 2015 o 19:27
@PolitischerLeiter14_88: Widzisz, tak się składa, że "do ludzi" i "na wieś" jeżdżę niemal codziennie - taka moja praca.
OdpowiedzDwudziestolatek został doradcą ministra od mgieł, brzóz, helu i parówek, a ciebie dziwią takie myki na poziomie gminy.
Odpowiedz@Fomalhaut: pewnie brzozolog przyszedł do jego mamusi z hasłem, że go swędzi, a ona obiecała wyleczyć pod warunkiem jaki teraz widać.
OdpowiedzKurna! Ludzie! Po kiego grzyba szukacie roboty "wokół komina"? - Szuka się pracy tam gdzie jest praca, a nie gdzie się mieszka!
Odpowiedz@tick: Można się przeprowadzać gdy jest się samemu. Nawet gdy masz dziewczynę dwa razy się zastanowisz co z jej pracą i życiem. Jeśli dochodzą do tego dzieci to musi być na prawdę lukratywna posada żeby pozmieniać pracę męża, szkoły i zajęcia dodatkowe dzieci, nie mówiąc o tym, że dzieci mają kolegów i właśnie im ich zabieramy.
Odpowiedz@ocelota: Jesteśmy jednym z najmniej mobilnych społeczeństw (spośród krajów cywilizowanych). Naprawdę trudno Ci dostrzec związek pomiędzy mobilnością społeczeństwa, a jego zamożnością? W większości krajów to się pokrywa - w tych najbogatszych jest największy odsetek osób migrujących za pracą (mam na myśli ruchy wewnątrz kraju). To samo widać po grupach zawodowych - najlepiej zarabiają właśnie ci, którzy są mobilni (np. wyższa kadra menedżerska - oni znacznie częściej migrują, niż szeregowi pracownicy).
Odpowiedz@timo: co mi ze statystycznych opowiastek kiedy nie mają przełożenia w praktyce. Twoja odpowiedź także nie ustosunkowuje się do moich argumentów ani trochę. Czy dla mojej niepewnej na początku pracy w korpo mam kazać mężowi aby zrezygnował ze swojej, całkiem dobrej pracy tu, gdzie mieszkam. Czy mam kazać dzieciom pożegnać placówki i kolegów? Jesteś kawalerem bez zobowiązań to możesz być yuppie, bo mamę możesz odwiedzać raz na kwartał bez szkody dla obojga.
Odpowiedz@ocelota: nie wiem, z kim rozmawiałaś o statystyce, ale ja mówię o faktach...
Odpowiedz@tick: Po takiego grzyba że ten komin to mój własny dom i kawałek ziemi i dlatego że mam pod opieka starszego i schorowanego ojczulka. A inni maja pewnie rodziny i inne problemy. Migrować może sobie ktoś bez zobowiązań, kawaler czy panna a nie ktoś kto jest uwiązany.
Odpowiedz@Dark_Messiah: aha, to wygląda na to, że w cywilizowanych krajach jest 4- czy 5-krotnie większy odsetek kawalerów, panien i osób bez zobowiązań, niż w Polsce? Ciekawa teoria...
Odpowiedz@timo: masz jakieś dane na poparcie Twoich teorii o 4-5-krotnie większej mobilności? Z ciekawości pytam. Bo zakładając nawet, że są prawdziwe, w co wątpię, wynikać muszą z dużo większej możliwości potencjalnej pensji oraz z większych oszczędności. Tam się wie, że wystarczy być dobrym robotnikiem i można samodzielnie zarobić na utrzymanie całej rodziny. W Polandii czasem dwie pensje nie wystarczają a więc trzeba mieć oszczędności na dłuższy start, o które niezmiernie trudno na poziomie dochodu w rodzinie mniejszym niż 3-4t. To więc nawet nie jest kwestia wyboru czy żona/mąż chce zawiesić swoją pracę, ale konieczności, że jej/mu tego zrobić nie wolno.
Odpowiedz@ocelota: dane są z Eurostatu, więc pewnie do wygooglania. Nie podam Ci linku, gdzieś na to kiedyś w necie trafiłem i nawet zapisałem, ale na starym kompie, który zdechł. Miałem też na studiach omawiane to zagadnienia i dane były zbliżone, choć z innego źródła.
Odpowiedz@timo: no to przynajmniej wyjaśniłam Ci wcześniej powody takiej mobilności
Odpowiedz@timo: Oni maja troszkę inne warunki nie pracują za najniższa krajowa która w Polsce pozwala tylko przeżyć od wypłaty do wypłaty a i to czasem się nie udaje
Odpowiedz@Dark_Messiah: tak z ciekawości, z jakiej części Polski jesteś? Zastanawiam się, czy jest aż taka przepaść między poszczególnymi regionami (wiadomo, że generalnie tzw. "ściana wschodnia" jest biedniejsza, wynagrodzenia niższe itd.), bo u nas naprawdę bardzo niewiele jest osób, które dostają najniższą krajową. Zazwyczaj tyle dostaje się albo na okresie próbnym, albo w pierwszej pracy ze względu na brak doświadczenia, albo na najbardziej podstawowych stanowiskach bez jakichkolwiek kwalifikacji (tzw. operator łopaty), a i to nie zawsze.
Odpowiedz@timo: ja jestem z kraju mlekiem i miodem, ale za Gierka, i minimalna to bardzo częsta opcja, żeby nie powiedzieć, że w dobie umów zleceń wręcz pożądana
Odpowiedz@Dark_Messiah: "Oni maja troszkę inne warunki nie pracują za najniższa krajowa która w Polsce pozwala tylko przeżyć od wypłaty do wypłaty a i to czasem się nie udaje" No właśnie :D Tak jak w przysłowiu: “Czemuś biedny? Boś głupi! Czemuś głupi? Boś biedny” Jeżeli ktoś bierze pierwszą lepszą dostępną pracę i godzi się na dziadowską pensję, to jest to tylko jego wina, a nie pracodawcy. Wiadomo jest przecież, że każdy pracodawca chce jak najwięcej zarobić, ale dla siebie. Jak znajdzie wyrobnika, który będzie zasuwał za psie pieniądze, to po jaką cholerę ma go szanować i dobrze płacić? Po co ma szanować kogoś, kto sam siebie nie szanuje? Obecnie jest "rynek pracodawcy", a przepisy, które niby mają "chronić pracownika" w rzeczywistości są przeciwko pracownikom. Przykład z mojej poprzedniej pracy - znalazłem pracę, przeniosłem się 400 km od domu. Warunki w porównaniu z poprzednią o wiele lepsze. Z tym, że wg szefostwa za dużo zarabiałem i przycinali mi na dodatkach (np. kilometrówce). Umowa na pół roku, druga znowu na pół roku... stwierdziłęm, że mam dość, wysłane 5 CV, odbyte dwie rozmowy i zmieniam pracę... ale... nie mogę tak już zmienić, przecież obowiązuje okres wypowiedzenia. I wtedy cieszyłem się, że nie mam na czas nieograniczony, bo musiałbym jeszcze miesiąc przesiedzieć tam gdzie nie chciałem. Jak teraz będę zmieniał pracę (jeszcze nie wiem kiedy - pracę zmienia się wtedy, kiedy ma się dobre warunki, żeby nie mieć presji i trzeźwo oceniać potencjalnego pracodawcę), to będę miał większy problem - 3 miesiące wypowiedzenia...
Odpowiedz@timo: Przepraszam że tak późno. Region to Dolny Śląską a problem mojej miejscowości to położenie z dala od większych miast a te co są w pobliżu to znaczy do 35 km to miasta od 26 tysięcy do 40 tysięcy mieszkańców. Kolej funkcjonuje ale mało połączeń a PKS upadł.
Odpowiedz@Dark_Messiah: Dolny Śląsk to szerokie pojęcie. Jeśli mowa o Wałbrzychu, Kowarach, Jeleniej, Kłodzku, Złotoryi itp. (czyli geograficznie bardziej Przedgórze Sudeckie, niż Dolny Śląsk) - ok, przyznaję rację. Ale ogólnie dolnośląskie jako województwo oferuje bardziej dobre warunki i tym bardziej uważam, że migracja - taka w skali mikro, np. do Wrocławia - mogłaby wielu osobom pomóc. Tak, duże miasta i ich rynki pracy też nie są z gumy, ale jednak mają większy potencjał, niż - z całym szacunkiem - zapadłe dziury bez komunikacji. Może trzeba pojechać do dużego miasta, zacisnąć zęby i popracować ciężko przez 2-3 lata, odłożyć trochę kasy i wrócić do siebie? A tak odłożoną kasę zainwestować we własną działalność w jednej z wielu branż, dla których lokalizacja nie ma znaczenia, a koszty prowadzenia (lokal, usługi zewnętrze, koszty zatrudnienia) będą znacznie niższe, niż w mieście. A dodatkowo dasz pracę tak bardzo jej potrzebującym mieszkańcom tej właśnie zapadłej mieściny.
Odpowiedz@timo: No cóż nie jest to Wałbrzych do Jeleniej Góry mam około 100 km do Wrocławia 150 km, tak można zacisnąć zęby i pojechać ale nie każdy może to zrobić. Nie wiem jak inni pewnie maja rodziny itp ja mam ojczulka którym się opiekuje i własny dom z podwórkiem, ciężko to zamienić no i z kom zostawię ojczulka. Ale moja sytuacja się zmieniał diametralnie kilka dni temu i mimo że praca z dojazdem to jednak w instytucji państwowej wiec cóż mogę tylko ponarzekać na dojazd ale rozumiem innych którzy z rożnych powodów nie chce nie mogą się przenieść i znałeś pracy we własnym regionie. Od siebie mogę dodać że należy próbować aż do skutku
Odpowiedzgdy pracowalem w szpitalu to na ich biurowcu pracowniczki administracyjne kadr i ksiegowe nie kryly nawet kto jest tam czyja ciocia corcia czy mamusia wprost sie tak do siebie zwracaly w miejscu pracy przy osobach z zewnatrz
OdpowiedzDzieje się tak jak opisujesz, ale dotyczy to raczej szeregowych stanowisk typu referent. Jeśli chodzi o stanowiska kierownicze zachodzi tutaj zbyt duże ryzyko wypłynięcia na jaw nepotyzmu. Pracuję właśnie w jednostce budżetowej, stanowisko zawdzięczam tylko i wyłącznie swojej ciężkiej pracy i wykształceniu. Ciągle się doszkalam, uczę w większości za własne pieniądze co nie stanowi dla mnie większego problemu bo lubię się uczyć. Faktem jest że moi podwładni na początku podejrzewali że pracę oczywiście dostałam po znajomości, ale uznałam że czas pokaże, a ja nie będę udowadniać że nie jestem wielbłądem. Życzę wytrwałości a przede wszystkim znalezienia wymarzonej pracy.
Odpowiedz@Madziara39: Dla siebie wyżej inspektora nie patrzę naturalnie, ale biorę pod uwagę nie tylko referenta, ale i pomoc administracyjną, na którą niczego rozpisywać nie trzeba. Co do stanowisk kierowniczych. Są instytucje, których kierownictwo otwarcie mówi: "zatrudniamy swoich i co pan nam zrobi?". Jeśli zaś kierownik z polecenia coś schrzani to przenosi się go na inne, ale niemal równorzędne stanowisko, z ew. delikatną degradacją. Kierownik nie z polecenia musi być naprawdę wybitnym specjalistą a miejsce pracy w Polsce B.
OdpowiedzNa jakiej podstawie twierdzisz, że laska w skórzanej mini jest matołem? Ktoś młody i atrakcyjny nie może Twoim zdaniem być profesjonalistą? To strasznie głupie oceniać ludzi po wyglądzie.
Odpowiedz@basso: nie chodzi się w skórzanej mini na rozmowę w poważnej, wręcz nudnej instytucji. Znajomość dress codu świadczy także o matolstwie lub, co bardziej prawdodobne, chciała dodać sobie punktów wdziękami
Odpowiedz@ocelota: Wszystko zależy od stylizacji, można tak połączyć ciuchy że będą wyglądały elegancko, albo tandetnie. W poważnych i "nudnych" instytucjach widuję różnie ubranych pracowników. Tak czy inaczej podejrzewanie ładnych ludzi o to, że zawsze używają wdzięków do uzyskania korzyści jest cholernie niesprawiedliwe, wynika z zazdrości albo stereotypowego myślenia. Lub też służy do usprawiedliwiania własnych porażek. Słabe to jest po prostu, nie rozumiem dlaczego brniesz w to dalej.
Odpowiedz@basso: bo z uporem będę powtarzać, że rozmowa kwalifikacyjna to takie przedstawienie, które wymaga odpowiedniego stroju, a skórzana mini nim nie jest. Na co dzień, owszem, można ubrać się luźniej.
Odpowiedz@ocelota: Oczywiście, że wymaga odpowiedniego stroju. Przecież nie twierdzę inaczej. Po prostu potrafię sobie wyobrazić skórzaną mini w biznesowej stylizacji. Dla ludzi, którzy nie potrafią, wymaga to jakichś 5 sekund poszukiwań w google, np tu: http://thestyleeditrix.com/burgundy-leather-skirt/ Taki styl to dziś powszechnie akceptowalny ubiór biznesowy. Wszystko zależy w jakim wydaniu ta mini była, czy eleganckim i tandetnym, jednak sam fakt skórzanej mini jeszcze o niczym nie świadczy - i od samego początku o tym piszę.
Odpowiedz@basso: ale to na zdjęciu nie jest mini tylko idealna długość spódnicy biurowej. Mówiąc mini mam na myśli takie coś zakrywające pupę + 10 cm w dół.
Odpowiedz@ocelota: No to zmienia postać rzeczy ;)
OdpowiedzNo, nareszcie ktoś rozumie działanie tego kraju w kontekście pracy! Brawo! Serdecznie gratuluję inteligencji, jestem wręcz dumna! No a ten, do ludzi którzy uważają, że tak nie jest, zadam wam zagadkę. Stosuję ją zawsze do takich niedowiarków, bo często kierują się wpojonymi przed X laty naukami. Jest oferta dobrze płatnej pracy. Przychodzą dwie kobiety. Pierwsza ma duże doświadczenie w branży, dobra znajomość języków obcych i innych tam programów. Jednak nie jest zbyt urodziwa, no i nie szasta pieniędzmi. Ale jest też druga. "Bezmózgie babsko" (Ach, Nabokov...), tona tapety, ale super szczupła, piękna etc etc, pracę polecił wspólny znajomy pracodawcy i dziewczyny. Jak sądzicie, kogo wybierze pracodawca? Nie będę odpowiadać, ale możecie śmiało pisać swoje poglądy. Pozdrawiam. :)
Odpowiedz@InessaMaximova: zakładasz, że ta z dużym doświadczeniem nie może być, jak to nazwałeś, urodziwa. Jedyna różnica to polecenie. Wiem, wiem, że prywaciarz ma prawo zatrudniać rudych z zielonymi oczami, jeśli chce, ale to w państwowych jest większy syf pod tym względem.
Odpowiedz@InessaMaximova: A jak przyjdzie cudnej urody kobieta z dużym doświadczeniem w branży, językami, programami itd? Czemu zawsze stosuje się kontrast ładny to głupi a mądry musi być brzydki? Trochę to... głupie ;) Kwestia "działania kraju w kontekście pracy" bardzo mocno zależy od indywidualnych doświadczeń osoby, która wypowiada się na ten temat. Ludzie, którzy bezskutecznie szukają roboty mają zwykle teorię że wszędzie są znajomości, pracę się zdobywa wyglądem, nie liczą się umiejętności itd itp. No to pomyślmy przez moment logicznie - JAK te wszystkie firmy funkcjonują, skoro zatrudnianie nieprofesjonalnych osób jest tak strasznie powszechne? Pracodawcy biorą nieuków, ale z ładnymi buziami, mimo tego że w ten sposób narażają firmę na duże straty? Eee, coś mi się tu nie zgadza. Wierzę, że takie sytuacje się mogą zdarzać, ale jestem przeciwna tworzeniu z tego jakiejś powszechnej zasady - trąci to odreagowaniem własnych frustracji.
Odpowiedz@basso: Mówiąc o prywatnych firmach, może dlatego, że wśród poleconych nie znajdują się nieuki tylko zupełnie przeciętni. Problemem są instytucje publiczne, które żerują na pieniądzach podatników, mają w dupie straty bo i tak wszystko idzie do Skarbu Państwa, a zatrudniają też nie 100% nieuków a poleconych, wśród których są różni pracownicy.
Odpowiedz@ocelota: Ale Inessa użyła stwierdzenia "działania kraju w kontekście pracy". KRAJU. Kraj to przede wszystkim prywatne firmy.
OdpowiedzJest jeszcze jedna opcja, której nie wymieniasz: kierownicy/dyrektorzy/szefowie tych placówek mają zapewne dość małą wiedzę, więc za wszelką cenę starają sie zatrudniac takie osoby, na tle których nie będzie tego widać... czyli głupszych i mniej wykształconych od siebie...
Odpowiedz