Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Kiedy chodziłem do podstawówki, państwo sobie wymyśliło utworzenie gimnazjum. Wraz ze zmianą…

Kiedy chodziłem do podstawówki, państwo sobie wymyśliło utworzenie gimnazjum.

Wraz ze zmianą tego systemu, w szkole do której uczęszczałem zmieniło się niemal wszystko. Od woźnego po dyrektora, zostały jedynie kucharki i pani pedagog i to własnie one będą głównymi bohaterkami.

Kiedy jeszcze funkcjonowała 8 klasowa podstawówka, w tej szkole PRL można było wyczuć na każdym kroku. Tak samo na stołówce, gdzie obiady ograniczały się do ziemniaków z kefirem, makaronu z serem, bigosu z samej kapusty, coś co przypominało pierogi, gotowane parówki itd. Raz na parę miesięcy rzucili jakiegoś kotleta mielonego czy jakieś inne mięso nieznanego pochodzenia,a do tego przesłodzony kompot czy herbata z wiadra, ale i tak nikt nie narzekał:)

W końcu przyszedł czas na gimnazjum, a ja miałem ten zaszczyt być pierwszym rocznikiem w nowym systemie. Tak jak pisałem, szkoła przeszła ogromne zmiany. W ciągu 2 miesięcy wyremontowali cały budynek, nauczyciele jakby milsi i ogólnie wszystko szło w dobrym kierunku.

Ja ponownie zapisałem się na stołówkę, jako że moi rodzice nie mieli czasu gotować obiadów. Cena wzrosła o jakieś 30 złotych miesięcznie, ale szkoła zapewniała że jakość posiłków również ulegnie poprawie. I tak też się stało. Mięso pojawiało się przynajmniej raz w tygodniu, dziennie był jakiś owoc, uczniowie w końcu mogli sami decydować czy chcą cukier do herbaty, posiłki były zróżnicowane i o wiele smaczniejsze, do czasu..

Minęły jakieś 2 miesiące tej sielanki, a na stołówce coraz częściej zaczęły się pojawiać znów obiady sprzed wielkich zmian. Uczniowie jakoś zbytnio się tym nie przejmowali, w końcu każdy z nas jakoś podświadomie wiedział, że to wróci. Tym bardziej że nad stołówką czuwała pedagog, która zawsze kontrolowała ludzi z listy i widziała co jemy, a że nie robiła z tego nic to uznaliśmy że tak ma być. No ale w końcu ktoś poszedł do dyrekcji zapytać się tę całą sytuacje, w koncu 30 zł drożej, a obiady gorsze. A tam zdziwienie, bo to sam dyrektor podpisuje odbiór składników i że taka sytuacja nie ma miejsca. Poszedł, skontrolował i z kucharkami i pedagog się pożegnał.

Od naszej wychowawczyni dowiedzieliśmy się, że kucharki z pedagog wpadły na świetny pomysł. Razem z dyrektorem odbierały składniki, ustalały menu i tyle, ale przecież kto to widział w szkole takie dobre obiady robić, skoro mięso i inne składniki takie drogie, a uczniowie zjedzą co się im da. Więc sprytne kucharki z pedagog po prostu te lepsze składniki brały do siebie, a nam robiły obiady rodem z PRL. Oczywiście nauczyciele też jedli, ale nasza stołówka wyglądała tak: Stołówka dla nauczycieli-Łącznik-Kuchnia-Stołówka dla uczniów, więc dla nauczycieli szły obiadki z menu, a dla hołoty(uczniów) byle co. I tak sobie przez jakieś 3 tygodnie nakradły jedzenia, na szczęście kosztem zatrudnienia.

A sporo tego było bo na stołówkę uczęszczało jakieś 200 osób. Szkoda że czasy były takie, że nikomu się nie chciało po sądach latać, bo pewnie jakiś wyrok by zapadł.

gastronomia szkoła

by BangFish
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
0 14

Nie ma lepszego obiadu na upał niż ziemniaki z kefirem <3!

Odpowiedz
avatar Locust
15 15

@helena: Tańszego obiadu chyba też nie ma :)

Odpowiedz
avatar Jorn
9 9

@Locust: Jest: ziemniaki bez kefiru:)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 6

@helena: W zasadzie to stac mnie nawet na slynne "osmiorniczki", ale I tak bym wybrala domowe swieze ziemniaki z kefirkiem albo makaron z serem!

Odpowiedz
avatar rennard
5 5

Normalna sprawa... W pewnej znajomej szkole parę lat temu wyszło na jaw, że kucharki zabierały do domu posiłki przeznaczone dla dzieci z biednych rodzin, mówiąc im w twarz że już niestety nic nie zostało..

Odpowiedz
avatar Hellyspring
0 0

Bardzo mnie zaskoczyl Twoj post, bowiem ja, jako babcia juz niemal 32 letnia ominelam szczesliwie gimnazjum, zalapujac sie w osmioklasowy system, a i stolowka w podstawowce obca mi nie byla. Ale, co uderzajace, u nas w podstawowce obiady dla uczniow kosztowaly ok. 35zl/mc i bylo mieso 2 razy w tygodniu, prawie zawsze obiad dwudaniowy z kompotem (zupa+drugie+kompot), a nalesniki, mielonego z pieczarkami czy pieczonego kurczaka w sosie do dzis wspominam z rozrzewieniem (jedynie szpinakowa byla zmora, ale nie trzeba bylo jesc, nie lubilam tez smazonej mortadeli z mies, ale za to rybka w piatek - palce lizac). Posilki byly urozmaicone,smaczne i sycace, jak ktos nie mial wykupionego abonamentu, mogl, nieco drozej, zamowic obiad w danym dniu, ale na ogol jak przychodzil ktos zglodnialy, a brakowalo juz ''drugiego'' (pierwszenstwo mieli ''abonamentowi''), panie kucharki od serca ladowaly pelny talerz zupy, zeby delikwent wytrzymal na lekcji. Naprawde, dziwie sie, ze tak wygladalo to w innych szkolach, w naszej nawet nauczyciele zywili sie na stolowce i brali obiady do domu, dla rodziny - pyszne i za grosze. A pochodze z niewielkiego miasta na Gornym Slasku - gdy konczylam podstawowke w 2000r cena abonamentowych obiadow nie przekraczala 40zl/mc. A jakosc bynajmniej nie spadala. Przepraszam za brak polskich znakow, nie mam niestety rodzimej klawiatury. A, co najmniej raz na dwa tygodnie byla pyszna kasza z gulaszem i ogorkiem oraz schabowy. Ze o racuchach i kluskach na parze z sosem truskawkowym nie wspomne, a Paniom Kucharkom do dzis sie klaniam na ulicy (tak tak, wciaz pracuja w tej samej stolowce :) )

Odpowiedz
Udostępnij