Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mówi się, że jaka praca, taka płaca. Tylko czy to przysłowie się…

Mówi się, że jaka praca, taka płaca. Tylko czy to przysłowie się już nie przedawniło? Czy to tylko w moim wyobrażeniu pracodawcy zaczynają sobie z nas żartować?

Pozwolę sobie zacząć od krótkiego wstępu.
Jestem z rodziny w której nigdy na chleb nie brakowało. Moi rodzice są wykształceni i sami od podstaw zbudowali sobie dostatnie życie. Zawsze uczyli mnie szacunku do sprzedawców, sprzątaczek czy dozorców - w końcu to oni pomagają naszemu społeczeństwu poprawnie funkcjonować. Mimo tego tata i mama nigdy nie nalegali abym pracowała studiując, a ja nawet się nad tym nie zastanawiałam. Dopiero kończąc liceum poznałam przyjaciółkę, która uświadomiła mnie czym jest ciężka praca (no i, że się opłaca :).

To ona zmotywowała mnie do prób dorabiania na dodatkowe luksusy w postaci droższych butów (miałyśmy 17 lat, więc podstawy do życia zapewniali nam rodzice). Zaczęłyśmy od roznoszenia ulotek z pizzerii, potem szukałyśmy pracy w kawiarniach, sklepach. Mi udało się w końcu zdobyć pracę w pewnej firmie zajmującej się projektami unijnymi, ale kolidowała ona z moimi obowiązkami na uczelni i dlatego odeszłam.

Z perspektywy czasu uważam to za wielki błąd. Pracowałam w paru miejscach w międzyczasie, a teraz chciałabym podzielić się wiedzą na temat sposobu traktowania młodych ludzi przez pracodawców. W trzech punktach postaram się streścić najbardziej wkurzające epizody. Tyczą się one tylko pracy dla studentów, mogę sobie tylko wyobrażać jaki ciężar musi spoczywać na innych ludziach bez wykształcenia.

3. Brak szacunku do drugiego człowieka.

Jak oczywiście wiemy, na linii kandydat-pracodawca, ten drugi jest na pozycji wygranej. To on może sobie wymyślić o co będzie pytał, jak się zachowa i czy przyjmie tego pierwszego. Jednak nie zapominajmy, że w ostatecznym starciu oboje jesteśmy ludźmi. Raz zdarzyło mi się, że musiałam jechać na drugi koniec miasta, żeby w końcu zostać wyrzucona za drzwi 2 minuty po rozpoczęciu rozmowy. Powód? Wieczorowe studia RZECZYWIŚCIE odbywają się w wieczór, czego oczywiście nie da się ustalić przez telefon.
Innym razem rozmowę przeszłam pomyślnie, zostałam zaproszona na szkolenie w wielkim hotelu. Polegało ono na pomocy w roznoszeniu materacy do łóżek i sprzątaniu pokojów po krótkim wprowadzeniu z zakresu środków czyszczących.

Nagle problemem okazało się, że zechciałam wyjść po 8 godzinach (prawnie maksymalna ilość w ramach której pracodawca nie musi płacić), bo przecież oni potrzebują abym wysprzątała PRZYNAJMNIEJ dwa pokoje. Wspomniałam, że hotel otwierał się następnego dnia? Jak mniemam szukali darmowej siły roboczej. Szkoda tylko, że dziwnym trafem na prezentacji w slajdach była data sprzed miesiąca, trzy inne piętra już posprzątane (mimo braku pracującego na stałe personelu, szkolone byłyśmy przez panie z innego miasta), oraz fakt, iż 10 innych dziewczyn "na szkoleniu" zostało posprzątać ten drugi pokój. Domyślam się, że pracy raczej nie dostały.

2. Naginanie zasad.

Normalnym jest, że studentom oferuje się umowę-zlecenie. Dla niektórych jest ona wygodna, ale w ostatecznym rozrachunku okazuje się często jedyną opcją. Wiele miejsc zatrudnia na taką śmieciówkę jednocześnie każąc przychodzić o wyznaczonych godzinach i pracować pod nadzorem pracodawcy według jego zasad. Jednak niewiele młodych ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że ten opis jest podstawą do przydzielenia umowy o pracę, nie umowy-zlecenie. Inaczej mówiąc - wiele pracodawców zwyczajnie łamie prawo i można ich na tej podstawie podać do sądu.

Wiemy jednak jak to wszystko działa w praktyce, dlatego raczej nikt nie będzie podejmował się takiej walki. Mimo to warto jest znać zasady swojej umowy. Pracując w sklepie odzieżowym zostałam poinformowana, że w dni świąteczne (kiedy jest otwarta galeria) oraz w sylwestra pracować musi każdy. Według zasady, wypełniając grafik można zaznaczyć tylko jeden dzień jako "proponowany wolny" - proponowany, ponieważ to od nich zależy czy akurat taki Tobie przydzielą. Oczywiście jak najbardziej rozumiem ograniczenia personelu, ale takie przedstawienie sprawy również narusza moje prawa. Według umowy-zlecenia nie muszę pojawić się w pracy w konkretnym, wyznaczonym przymusem przez pracodawcę dniu.

Oczywiście odpowiedź na moje zdziwienie przez szefową opierała się na tym, że jeśli nie chcę przychodzić to równie dobrze mogę odpuścić sobie pojawienie się tam kiedykolwiek więcej. Na zachodzie praca w święta jest nagradzana dodatkową zapłatą, w Polsce natomiast jest to przykra konieczność.
Dodam też, że dla studentów przyjeżdżających z innych miast, uniemożliwia to spędzenie świąt z rodziną.

1. Płaca.

Mieszkam w większym mieście, dlatego na tle Polski wypadamy całkiem nieźle. W różnych miejscach studentom oferuje się siedem, czasami nawet do dziewięciu złotych netto. Nie mówię tutaj nawet o pracach dorywczych, które czasami potrafią sięgnąć dwunastu złotych na godzinę. Ktoś mógł by powiedzieć "bajka", ale ja widzę powody do narzekania.

Oczywiście rozumiem jak najbardziej względy ekonomiczne, ale do tego dochodzi jeszcze arogancja pracodawców. Kiedyś koleżance oferowano szokującą kwotę 2,50zł na zmywaku przez pierwszy miesiąc i możliwe dalsze zatrudnienie za dwa razy taką stawkę. Mi zaoferowano warunki: 24-godzinna zmiana, praca na recepcji w hotelu + noszenie walizek dla gości + sprzątanie w pokoju + przygotowanie rano śniadania. Wszystko to za 150 zł/doba. Po moim lekkim szoku, kobieta stwierdziła, że przecież w nocy mało jest do zrobienia i dlatego stawka jest niższa.

Wiem, że zarobek to akurat sprawa dosyć kontrowersyjna. Na takie warunki składa się też chociażby przyjęcie przez zdesperowaną kobietę zaniżonych pensji. Moim zdaniem jest to jednak w dużej mierze problem ogólnego przeświadczenia, że 7zł/godzina za ciężką pracę na magazynie jest normalna. Nóż mi się otwiera w kieszeni, kiedy mój wujek (pracujący w PAŃSTWOWEJ INSPEKCJI PRACY) żali się, ze jego kolega z własną firmą (oferującą 4zł/h) nie może znaleźć pracownika. Tak, jest to jego argument na "w Polsce trudno znaleźć pracę".

Kiedy powiedziałam moim współpracownikom, że dziewczyna prosząca u nas o 7zł/h się nie ceni, wyśmiali mnie. Oczywiście stwierdzili, że przecież to już podchodzi pod luksus. Wcale tak nie jest, to my pozwalamy sobie wmawiać takie zasady, a jestem wręcz pewna, że firma mająca na jednej kasie kilkunastotysięczny utarg w jeden dzień, zamawiająca ubrania tylko z Chin mogłaby sobie spokojnie pozwolić na pensję i warunki dla pracownika o których nikt nawet nie marzy. Rozumiem małe sklepiki, ale nie dużą firmę posiadającą pięć różnych marek.

Może i jestem zbyt wrażliwa, ale swoje przepracowałam. Wybredna stałam się dopiero niedawno, kiedy zaczęłam rozumieć jak to wszystko działa. Nie chcę nawet myśleć o tym, jakie nieprzyjemności czekają mnie po studiach.

praca

by Devotchka
Dodaj nowy komentarz
avatar anonimek94
6 8

@krystalweedon: To zależy od pracodawcy oraz umowy. Każda firma ma inne procedury i w miejscach w któych ktoś w święta być musi, jest wywieszony grafik - każdy się musi na określoną ilość dni w roku wpisać i wtedy jest sprawiedliwie. Czyli Ty pracujesz w Boże Narodzenie, a ja w Pierwszego stycznia. Oczywiście, nie jest tak zawsze, ale w wielu miejscach się z tym spotkałam.

Odpowiedz
avatar krystalweedon
0 4

@anonimek94: w tym konkretnym miejscu miałam grafik tygodniowy, który był przedstawiany dzień wczesniej i do tego niedokonczony np. do środy i ulegał modyfikacją, gdzie musiales sam sie domyslic czy doinformowac. w pubie tym KAZDA niedziela była pracująca. Co do świat to byłam uprzedzona przed, że będę pracować w każde bank holiday w zamian za te 35 dni urlopu. Byłam jedynym obcokrajowcem i wszyscy mieliśmy tak samo.

Odpowiedz
avatar anonimek94
1 3

@krystalweedon: Też w podobnym miejscu pracowałam - grafik pojawiał się w środy przy czym jeśli ktoś nie pracował w piątek lub miał tylko połowę zmiany, a akurat miał wolny weekend to mógł się nie dowiedzieć, że jednak w poniedziałek pracuje, ponieważ grafik się zmienił. Firma ta jednak upada i jeśli nie nadejdą zmiany to zostanie zamknięta (i to nie przez właściciela). Rotacja pracowników była także bardzo duża ponieważ nikomu takie warunki nie odpowiadały. Jeśli jednak byłaś uprzedzona, że masz pracować w święta, nie widzę nic piekielnego. Jest to dosyć dziwne, ale czasem pracodawca szuka np. dodatkowych dwóch osób na pokrycie właśnie swiąt, czyli tylko te osoby mają tak w umowie zaznaczone. Jeśli się zgodzily to już ich sprawa. Teoretycznie powinna być dodatkowa płaca, ale w gorszych firmach tego nie ma. U Was wszyscy mieli taką samą umowę, więc przynajmniej wiesz, że takie już było tam zapotrzebowanie. Pub'y tak samo jak i sklepy rządzą się jednak swoimi prawami i jest to całkiem normalne. Po prostu sa to inne warunki pracy, ludzie potrzebni w innych godzinach. Są jednak miejsca gdzie jest dodatkowa płaca z pracę w weekendy czy święta, Ty się z tym nie spotkałaś ale może gdybyś znalazła inną pracę to tam zasady byłyby już bardziej przyjazne :)

Odpowiedz
avatar krystalweedon
0 0

@anonimek94: piekielne było to, ze ulagał zmiana. Np dostajesz grafik w sobote w pon masz wolne we wtorek idziesz do pracy wg.grafiku a tu sie okazuje ze w pon zosrał zmieniony grafik i masz wolne i wracasz do domu. Autorka napisala, ze na zach. Dostajesz dodatkowa kase za prace w swieta wiec napisałam swoje doswiadczenie, aby ludzie nie zyli ze swiadomoscia czy aby nie rozczaeowac sie, ze jednak WSZEDZIE tak nie jest. tyle

Odpowiedz
avatar cassis
17 41

Tak,polacy dają się szmacić we własnym kraju. Bo zawsze znajdzie się jakiś, który za ochłapy będzie rabotał. Smutne, ale prawdziwe. Nie ma w nas solidarności, żeby się postawić. Nie jeden, ale każdy jeden. Jak by nie było osłów, co się godzą na te śmieciowe stawki i umowy łamiące prawo - to by takiej patologii na rynku pracy nie było. Śmiało, możecie mnie minusować.Prawda boli.

Odpowiedz
avatar krystalweedon
16 24

@cassis: Nie radzę pisać o szacunku Polaków do czegokolwiek skoro napisałaś ,,polacy"

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 listopada 2015 o 3:47

avatar sla
21 31

@cassis: Jeśli ktoś ma nóż na gardle to będzie pracował nawet za ochłapy, byleby nie jeść tynku ze ścian. Dla takich osób postawienie się dla dobra społeczeństwa brzmi jak kiepski żart.

Odpowiedz
avatar Devotchka
18 20

@sla: To nie jest koniecznie postawienie się dla dobra społeczeństwa, a raczej ulepszenie warunków również własnej sytuacji. Oczywiście jednak łatwo jest tak powiedzieć mając najpotrzebniejsze rzeczy i brak noża na gardle. Tylko w tym braku solidarności rzeczywiście coś jest. Tyczy się to np. traktowania siebie na wzajem. Moi koledzy z pracy obgadują każdą osobę, która przyniesie CV. W wielu sytuacjach ludzie nie chcą sobie pomagać, w dużych firmach panuje wyścig szczurów.

Odpowiedz
avatar Ara
-2 8

@sla: Zdajesz sobie sprawę, że w ten sam sposób zawsze tłumaczono każde świństwo i przestępstwo? Niestety - albo godzisz się na stagnację, która jest stabilna, albo walczysz o lepszy byt. Tylko nie narzekaj że jest źle, skoro wybierasz to pierwsze.

Odpowiedz
avatar lazy_lizard
4 8

@Ara: Sorry, ale też bym wolała pracować za marne grosze niż iść na zasiłek albo szukać żarcia po śmietnikach. W międzyczasie oczywiście można szukać innej pracy, jest to nawet bardzo wskazane, ale solidarnością się ani nie najesz ani czynszu nie zapłacisz.

Odpowiedz
avatar Devotchka
14 18

@ZaglobaOnufry: Czy ty przypadkiem nie mieszkasz w NIEMCZECH?

Odpowiedz
avatar Jango_Fett
10 14

Jaka praca, taka płaca, ale z drugiej strony jaka płaca taka praca.

Odpowiedz
avatar juanita
8 8

We wszystkie dni świąteczne, ustawowo wolne od pracy, galerie handlowe i duże sklepy są pozamykane. Które dni świąteczne masz na myśli?

Odpowiedz
avatar Devotchka
-2 10

@juanita: Bodajże wigilia, i dzień po.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
13 17

Wigilia nie jest dniem wolnym od pracy.

Odpowiedz
avatar Persefona
6 8

@juanita: To, że w dni świąteczne duże sklepy są pozamykane, nie znaczy, że pracujące w nim osoby mają wolne. Najgorzej jest w BN, bo to końcówka roku, zbliżają się wyprzedaże/już trwają, zbliża się nowy sezon, trzeba uporządkować, bo tamto, siamto i owanto. Nie ma zmiłuj.

Odpowiedz
avatar juanita
6 12

@Persefona: No cóż, pracowałam przez kilka lat w sklepie, który mieścił się w galerii handlowej. W dni ustawowo wolne nie było możliwości, żeby ktoś z personelu, oprócz ochrony, mógł dostać się do galerii. Ani w naszym sklepie, ani w żadnym innym nikt w święta nie pracował. A już na pewno nie w Boże Narodzenie. Moja teściowa od lat pracuje w jednym z dużych marketów i też wszystkie święta ma wolne.

Odpowiedz
avatar Persefona
0 6

@juanita: widzisz, a moje znajome pracują w święta. W najgorszej sytuacji są te, które pracują w tych centrach chińskich, ponieważ wyzysk jest niesamowity - praca po kilkanaście godzin dziennie, w miesiącu potrafią mieć tylko 2 dni wolnego (o które muszą błagać)za bardzo marne pieniądze. Cieszy mnie, że Ty i Twoja teściowa nie doświadczyłyście. Lecz Wy nie = cała Polska, niestety. Mnie to co dzieje się w Polsce coraz bardziej przeraża. Nie dość dużo pracodawców wykorzystuje swoich pracowników, to jeszcze jest cala rzesza ludzi, którzy potępiają tych, którzy się buntują.

Odpowiedz
avatar mroczna_inaczej
9 17

Masz mądre podejście. Oby było więcej ludzi takich w naszym kraju. Niestety zawsze znajdzie się ktoś, kto za psie pieniądze będzie zasuwał, co niesamowicie psuje rynek pracy i powoduje, że pracodawcy uważają się na niezwykłych łaskawców dając 7 złotych brutto za godzinę.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 19

@mroczna_inaczej: Też kiedyś tak myślałam. Wszystko przez ludzi, bo dają się tak traktować, bo nic nie robią, siedzą cicho. Później się okazało, że ci ludzie często są jedynym źródłem utrzymania rodziny, mają kredyty, małe dzieci do wykarmienia. Oni po prostu nie mogą sobie pozwolić na to, żeby się postawić, bo innej pracy nie znajdą, a jeść coś trzeba. Tak więc to nie wina ludzi, a raczej bardzo złej sytuacji gospodarczej Polski. Uwierz mi, gdyby ci ludzie mieli wyjście, nie daliby się tak traktować.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
25 27

Co do punktu 2, to jak byłem zatrudniany na śmieciówce, to zawsze robiłem tak, że jak mnie pracodawca dymać próbował, to w pewnym momencie po prostu przestawałem przychodzić do roboty, zawsze wybierałem sobie moment, kiedy pracodawcy to jest najmniej na rękę(on dyma mnie, to ja wydymam jego), i po prostu składałem pozew o uznanie stosunku pracy. Ludzie nie mają świadomości, że w przeciwieństwie do reszty sądów, sądy pracy są bardzo po stronie pracowników. W większości wypadków wygrywałem i dostawałem wszelkie zaległe ekwiwalenty, wyrównanie do pensji, jeśli była niższa od najniższej krajowej, opłacenie zaległych zusów, itp. Podsumowując - nie mam nic przeciwko śmieciówkom :)

Odpowiedz
avatar cassis
6 8

@innaem: dokładnie to samo zawsze ja robię. Nie ma co pierniczyc o nożu na gardle - bo jeśli praca jest beznadziejna, to jak ja stracisz - jest setka kolejnych tak samo złych ofert. A juz PiP i uznanie stosunku pracy tresują takiego pracodawcę - cwaniaczka. Wybór jest - ludziom się nie chce myśleć. Sorry Winnetou, taka prawda.

Odpowiedz
avatar Berucian
7 9

Jeśli umowa zlecenie ma znamiona umowy o prace to wystarczy napisać skargę do PIPu i inspektor, który 'odwiedzi' taką firmę nakaże podpisać umowę o pracę i każe wyliczyć ewidencje do tylu i wypłacić ewentualne równice na korzyść pracownika.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

Kiedyś w moim mieście pojawiła się oferta sprzątania dworca i okolic. Od 5 - 22/23. 6 dni w tygodniu. Za 4 zł.

Odpowiedz
avatar mitzeh
23 25

Nie chcę wchodzić w teorie spiskowe, ale pracodawcom jest na rękę, że ludzie naprawdę - jak piszesz - wierzą, że 7 zł/h to godna stawka. I sami starają się zakrzyczeć tych, którzy domagają się więcej. Nawet na tym portalu przewijały się opinie w stylu "jak ktoś chce 1,7k na rękę miesięcznie w pierwszej pracy, to znaczy, że mu się w d... poprzewracało" - zostaliśmy przyzwyczajeni do tego, że pierwsza praca ma być za grosze, czasami wręcz za darmo, bo doświadczenie i Bór wie, co jeszcze. A tymczasem nawet młode osoby rozpoczynające samodzielne życie muszą się z czegoś utrzymać - opłacić czasem nawet nie mieszkanie, a pokój, zapłacić rachunki, kupić jedzenie, za coś poruszać się po mieście (benzyna czy bilet sieciowy na komunikację miejską). Już nawet nie wspomnę o jakichś rozrywkach czy zrobieniu sobie czasem prezentu, bo niektórzy uważają to już za zbytki, ale ja akurat jestem zdania, że i na takie rzeczy każdego powinno być stać.

Odpowiedz
avatar Devotchka
7 9

@mitzeh: Otóż to. Poruszyłeś bardzo ważną sprawę. Młodych ludzi w Polsce w ogóle nie zachęca się do roboty, a mają często świetny potencjał.

Odpowiedz
avatar Persefona
14 14

@mitzeh: Otóż to. Całkiem niedawno na piekielnych został poruszony temat stawek pracy niani. Otóż dowiedziałam się, że 5 czy 7 zł/h za pilnowanie 2 dzieci to bardzo dobra pensja i trzeba taką pracę brać, ponieważ więcej ci nie zapłacą (w moim niezamożnym regionie nianie biorą 10-15 zł/h). Co ciekawe dowiedziałam się również, że pracownik powinien myśleć o sytuacji finansowej szefa i pewnie litować się nad nią. Idąc tym tropem rozumowanie, owoce pracy się nie liczą, ponieważ najważniejszy jest szef i jego stopa życia, i jeżeli jemu zabraknie na nowe BMW czy na wakacje w egotycznym miejscu (każdy ma inne standardy życia i inaczej rozumie stwierdzenie "skromne życie", to sama powinnam zaproponować obniżkę mojej pensji lub całkowicie z niej zrezygnować (z pensji oczywiście), a do pracy iść na nogach. . Pracownika nie musi interesować los jego pracodawcy, a pracodawca jeżeli zatrudnia pracownika powinien płacić mu pensję adekwatną do pracy i jej owoców. Nie ceńmy siebie i innych, a w niedalekiej przyszłości za pracę nie dostaniemy więcej niż te 5-7 zł/h.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 7

@mitzeh: też mnie zdziwiło zdanie, że ktoś mógł by powiedzieć "bajka" na stawkę 7-9, "a nawet" 12 zł za godzinę. Kto?? Autorka pisze, że mieszka w dużym mieście, ja również i tutaj te stawki byłyby raczej niskie. 7 zł to może jakieś pięć lat temu... Ogólnie wiem, że pewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale na podstawie doświadczenia swojego oraz wieeelu moich znajoomych, uważam, że wkręcanie się na studiach w pracę typu sklep/knajpa to najgorsze co można zrobić. Sama przeszłam ten etap i na szczęście w porę z tym skończyłam, ale w tych miejscach pracy poznałam wielu studentów, których sposobem na życie stał się sklep (fajni ludzie, spoko pensja, umowa o pracę, generalnie ciepła posadka), na studiach ślizgali się gdzieś bokiem, a jak po studiach przyszedł czas na rozglądanie się za normalną pracą, to się okazało, ze te 2 lata jako barmanka i 3 jako kasjer/ sprzedawca w sklepie jako jedyne pozycje w cv (ok, oprócz 2-tygodniowych obowiązkowych praktyk podpisanych przez wujka) to jednak trochę siara, tym bardziej, że angielski to tak trochę, a excela to w summie w ogóle. Na serio uważam, że jeśli ktoś nie ma "noża na gardle", rodzice dają mu możliwość studiowania i niepracowania, to powinien się skupić na nauce, językach, stażach w zawodzie, może jakichś kursach, czy nawet podróżach, które również poszerzają horyzonty, i potem nie będzie gadania typu "po studiach to tylko do Biedronki". Wkurza mnie niesamowicie, kiedy ludzie pytają mnie "to co, pewnie na śmieciówce robisz?" Nie, nie robię ani ja, ani chyba nikt z moich znajomych, i nigdy by mi to nawet do głowy nie przyszło, zeby się na coś takiego zgodzić, bo i zresztą po studiach nigdy mi żaden pracodawca czegoś takiego nie zaproponował

Odpowiedz
avatar Devotchka
3 3

@recaptcha Widzisz, ja się z Tobą zgadzam całkowicie. Chciałam podjąć się pracy związanej ze studiami, ale mi nie szlo. Po drodze wyslalam tez pare cv do prac na pól etatu, żeby chociaż nie siedzieć w domu cały tydzień (mam zajęcia w weekendy tylko). Zgadzam się jednak co do stagnacji pracowników w takich sklepach. Dla jednego chłopaka ten sklep jest całym życiem, dziwi się że nie podzielam jego entuzjazmu. Kierowniczka pracuje tam od 10 lat, z tego co wiem ma magistra. Dla mnie to jakaś abstrakcja, ale ci ludzie żyją tam z wygody i poczucia bezpieczeństwa, a nie super warunków. Co do stawki, musisz mi uwierzyć, że ludzie potrafią być idiotami. Osoby z którymi pracuje najechały na mnie kiedy zauważyłam, że nasza firma mogłaby płacić nawet więcej gdyby chciała (stawka u nas to 8,70 i jedyny powód dla którego przyjęłam tę pracę). Zaczęli bronić sklepu, że sieć upada itp. Kiedy w rzeczywistości nasza firma otwiera ciągle nowe sklepy w mieście (Poznań) i naturalnym jest,że nie każdy jest w stanie wyrobić normę. Ta empatia do pracodawcy to taki współczesny pracowniczy syndrom Sztokholmski.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Devotchka: Czyli mieszkasz w Poznaniu? Nie chcę się wymądrzać, ale jestem przekonana, że możesz tam zarabiać lepiej. W sumie nawet jest tam sieciówka, w której ja pracowałam, i zarabiałam dużo więcej. Zresztą taką stawkę, o jakiej wspomniałaś, proponowano mi już dobre parę lat temu w jednym ze sklepów polskiej sieciówki - jeśli Ty równiez pracujesz w jakimś polskim sklepie odzieżowym, to radzę stamtąd zwiewać, bo niestety one są najgorsze. Generalnie jeśli studiujesz zaocznie, to jak najbardziej rozumiem chęć znalezienia jakiejkolwiek pracy, choćby po to, żeby nie siedzieć w domu (inna sprawa, że uważam, że studia zaoczne powinny wybierać jednak osoby pracujące w zawodzie i chcące podwyższyć kwalifikacje, a nie osoby po maturze). Popieram też pracę na 1-2, może nawet trzecim roku studiów, ale potem naprawdę trzeba porzucić etos pracującego studenta, wyciągnąć kasę od rodziców (albo zacząć gryźć ściany:) i zakręcić się wokół sensownych staży (niektóre zresztą są płatne), wkręcic się w działalność koła naukowego, może zacząć szukać jakichś zleceń na zasadzie wolnego strzelca (nie wiem, czy Twój kierunek należy do takich, które na to pozwalają), albo np. wyjechać na staż erasmusowy

Odpowiedz
avatar Devotchka
0 0

@recaptcha: Widzisz, zaczęłam studiować zaocznie bo pracowałam i w mojej pracy miałam szansę na zostanie tam dłużej. Z wielu powodów zwolniłam się z niej, a na wieczorowych zostałam. Nie było źle, zajęcia od wtorku do soboty w godzinach 14-20 (prawie jak dzienne). Z tym, że teraz "dla cięcia kosztów" zmieniono nam zajęcia na KAŻDY weekend w tygodniu. Moje studia kwalifikują mnie jak najbardziej do podjęcia się już pracy w zawodzie, ale jak się okazuje- nie jestem dostatecznie dobra.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Po studiach czeka Cię brak statusu studenta, przez co w ogóle nie będziesz atrakcyjna dla pracodawców. Właśnie przez to przechodzę. Żeby nie było - jakieś doświadczenie mam, a to praktyki, a to staże, a to coś jeszcze. Nie jest ono olbrzymie, ale pustego CV też nie mam. Jakiś czas temu przeszłam pomyślnie rozmowę kwalifikacyjną. Miała być umowa zlecenie - dobra, przeboleję na te 2-3 miesiące, choć mnie nie satysfakcjonowała, ale kasa by była. Coś mnie jednak podkusiło, żeby podczas kolejnej rozmowy telefonicznej powiedzieć o tym braku statusu studenta... No i dzień później dostałam maila, że to będzie jednak umowa o dzieło i że to przecież ja nie powiedziałam o braku wyżej wymienionego statusu. Podziękowałam :P Od razu zaznaczę, że z CV owszem, mam (a właściwie miałam) informację, że studiuję, bo to robię (dodatkowe, drugie już studia, czysto hobbystyczne), ale można się bardzo łatwo zorientować, że mam skończone 26 lat. Ostatnio nawet na stronie ZUS-u doczytałam, że jeśli umowa-zlecenie jest jedynym tytułem do ubezpieczenia, to opłacane są składki na ubezpieczenie społeczne. Dobrze zrozumiałam te informacje, czy jednak nie? Poprawi mnie ktoś, jeśli źle?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@skakanka: Tak, na zleceniu masz opłacone składki.

Odpowiedz
avatar anndab7
-3 11

Wiem, że zostanę zminusowana, ale wszystkim narzekajacym na prace, płace itp proponuję najpierw sprawdzić, ile kosztuje pracownik - nawet od minimalnej stawki, a potem podliczyć sobie, ile samych kosztów musielibyście ponieść prowadzac biznes przez rok - biorac wszystko pod uwagę: czynsz, zus, pit, wypłaty, księgowość, media itp plus szkolenie / wdrażanie nowego pracownika. Tu najlepiej policzyć to, co sami chcielibyśmy zarabiać na godzinę/ dzień i przyjać to jako wartość naszej pracy / czasu. Potem doliczyć do tego ekstra wydatki w stylu płacenie za L4, ponowne szukanie / szkolenie pracownika itp. Lub jeśli pracownik byłby zbędny, to koszty stałe własnej działalności plus zapas. A potem nic tylko otwierać działalność i zostać tygrysem, ba lwem biznesu.

Odpowiedz
avatar klarens
1 1

@anndab7: ok 50 zł dziennie

Odpowiedz
avatar Devotchka
-1 1

Tak, ale do tego dochodzi stosunek zarobku do opłacania pracownika. Jesli hotel który prosi o 220 zł za pokój jednoosobowy na dobę, a placu pracownikowi 7zl/h na umowę zleceniu to jest to zwyczajnie nieuczciwe. To samo z moją girmą. Z resztą, sądzisz że ludzie z współczucia dla pracodawcy powinni zrezygnować z pensji? Typowy tekst w stylu "ciesz sie co masz bo tak musi być i koniec".

Odpowiedz
avatar Persefona
1 3

@anndab7: najlepiej pracować za darmo lub za mocno symboliczną pensje. Policz sobie, ile kosztuje: życie etc. Nie tylko szefostwo ma wydatki.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 listopada 2015 o 21:58

avatar szafa
0 2

@anndab7: Nie stać mnie na pracownika, to zapier*alam sam. Proste?

Odpowiedz
avatar Melusyna
0 2

Wiecie co, kij ma zawsze dwa końce. Przyszło mi być kierownikiem sklepu w sklepie w galerii handlowej. Zatrudniamy tylko na umowę o pracę, najczęściej na 3/4 etatu. Niektórym to pasuje, niektórym nie. Ale jeżeli ja zatrudniamy kogoś, kto po pół roku informuje mnie ze zaczyna studia i wali mi takim koncertem życzeń do grafiku, że ma dobrą sprawę nie mam jak należnych godzin rozpisać to mnie szlag trafia. Do tego ta permanentnie roszczeniowa postawa... Ale za co ja ma im zapłacić więcej? Za brak doświadczenia i kompletną niedyspozycyjnosc? Pół biedy jak chęci do pracy są....

Odpowiedz
avatar Piotr1984
0 2

Witam wszystkich bardzo serdecznie . Czytam piekielnych od kilku miesięcy ale nigdy jakoś nie miałem chęci zakładania własnego konta . Postanowiłem zrobić to dziś bo mam już dość czytania i słuchania od ludzi , że w Polsce nie ma pracy , że słabe zarobki , że na zachodzie dużo lepiej . Jest tak tylko i wyłącznie dlatego , że Polacy się kompletnie nie szanują i dają się wykorzystywać . Powiedzcie jakiemuś Niemcowi czy anglikowi , żeby poszedł pracować za 5zł/h czyli 1,16 EURO/h , to zabije was śmiechem . A Polak natomiast pójdzie . I teraz wytłumaczcie mi dlaczego pracodawca miałby płacić 20-30 zł /h skoro są idioci bo inaczej tego nazwać nie mogę , którzy przyjdą tyrać za te 5 zł ??????? Ja po skończeniu studiów obiecałem sobie , że nie pójdę do pracy za psie pieniądze i tego się trzymałem . Przez 2 lata dorabiałem sobie przy zakładaniu kostki brukowej cały czas wysyłając CV do przeróżnych firm i biegając na rozmowy kwalifikacyjne . Za punkt honoru postawiłem sobie otrzymanie min. 3000 na rękę . Teraz po 7 latach zarabiam dużo powyżej średniej krajowej i po prostu aż mnie ściska gdy ktoś mówi że zarabia 1200 zł miesięcznie będąc po studiach . Ludzie zacznijcie się szanować , to może pracodawcy zaczną szanować was .

Odpowiedz
Udostępnij