Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia Frankensteina: http://piekielni.pl/69683 przypomniała mi perypetie mojej rodzicielki, gdy lat temu kilka,…

Historia Frankensteina: http://piekielni.pl/69683 przypomniała mi perypetie mojej rodzicielki, gdy lat temu kilka, chorowała na białaczkę.

Rozwodzić się nie będę nad ponurymi aspektami choroby i leczenia, co przechodzi osoba chora chyba każdy wie, przejdę więc od razu do sedna, czyli do rodzinki.
Piekielnej rodzinki od strony mamy w składzie: Brat, ojciec, siostra i siostrzenica.

Mieszkamy jakieś 80km od Gdańska, więc gdy mama zachorowała, to właśnie do tego miasta została wysłana na leczenie. Mój ojciec przejął się straszliwie i, co tu dużo mówić, spisał się na medal. Co weekend spędzał w pociągu po 1,5 godziny w jedną stronę, aby tylko dodać chorej otuchy. Ja z siostrą jeździliśmy również w miarę możliwości, z reguły co 2-3 tygodnie. A reszta rodzinki?

Przez prawie rok nieustannego leżenia w szpitalu, rodzinka w wyżej wymienionym składzie, nie odwiedziła jej ani razu. Zero jakiegokolwiek kontaktu, oczywiście poza sporadycznym telefonem.
Powód? "Oni nie chcą się zarazić jakimś świństwem" - takie tłumaczenie usłyszeliśmy. Przykrość to łagodne określenie tego, co moja rodzicielka odczuwała.

A mi nasuwają się dwa pytania: Jak bezdusznym człowiekiem trzeba być, aby własnej córki nie odwiedzić w tak ciężkiej chorobie, i co trzeba mieć we łbie aby myśleć, że białaczka przenosi się poprzez przebywanie z chorym w jednym pomieszczeniu?

Chłopska mentalność, czy zwyczajne zbydlęcenie?

rodzinka ach

by Armageddonis
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar juanita
13 13

Prędzej to oni mogliby ją czymś zarazić. Z tego co słyszałam osoba, która leczy się na białaczkę ma praktycznie zerową odporność na infekcje.

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
18 28

Wbrew pozorom chłop u łoża chorego stał będzie, a to rosołu pożywnego uwarzy a to i dochtóra sprowadzi a to i gromnicę zapali czy różaniec święty z niebogą zmówi. Najgorzej to taki warszawski leming korpo, ten biedą, chorobą i szpitalem się brzydzi bo to jakże dalekie od świata wylaszczonych hipsterów w koszulkach za 10k, kawy z mlekiem sojowym i djarumów. Jedzie rano białym aurisem do biura, kwęka tam do czwartej nad projektem z przerwą na lunch w jakimś lokalu dla elyty a potem wali taski aż do dedlajna. Potem odpala endomondo i biega tak żeby go widzieli albo idzie na siłownię tylko nie taką osiedlową dla koksów ale taką z trenerem personalnym w obcisłej różowej koszulce i z tunelami w uszach. Wieczorem seks według instrukcji z Vice bo przecież nie po bożemu. Szpital, wydzieliny ropne i jęki chorych kłócą się z jego obrazem świata, nowoczesnego kosmpolity w nowoczesnym postindustrialnym postmodernistycznym społeczeństwie brodatych lumberseksualistów.

Odpowiedz
avatar Toyota_Hilux
6 12

@Drill_Sergeant: Padłam. Racja po stokroć!

Odpowiedz
avatar Kenny
0 6

Drill, jak Cię uwielbiam, to mam pytanie. Czemu pijesz do Djarum'ów? Chociaż fakt, niektórym mogą się wydawać z lekka hipsterskie :-)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-5 15

Nie oceniam, ale przeszkadza Ci, ze rodzina nie odwiedziala matki, a sam ja odwiedzales raz na 2-3 tygodnie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 15

@nursetka: *nie odwiedziła jego matki ani razu. On zaś, w miarę możliwości razem z siostrą zabierali się co jakiś czas z ojcem i razem jechali do matki. Co w tym złego?

Odpowiedz
avatar Armageddonis
7 19

@nursetka: Jako 14-letnie dziecko mające szkołę na głowie niezbyt często mogłem sobie pozwalać nawet na tak ważne wyjazdy.

Odpowiedz
avatar Triste
3 3

A ja trochę uwagę nursetki rozumiem... I szczerze, nieco zdziwiło mnie, że spędzenie 1,5 godziny w pociągu jest uznane za spory wyczyn, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Jak miałam 15 lat, to spędzałam w pociągu 3 godziny w jedną stronę, by dwa razy w miesiącu spędzić czas z chłopakiem. No i cóż, naukę się brało ze sobą ;) Podobnie potem, gdy co weekend, przez niemal dwa lata, jeździliśmy na zmianę 2 godziny w jedną stronę. Gdy z kolei moja mama miała wypadek w Warszawie (my mieszkamy w Bydgoszczy, część rodziny - w Krakowie), to przez jakiś miesiąc zmienialiśmy się tak, by co dwa dni u mamy ktoś był. Tata wtedy chyba naginał czasoprzestrzeń. Oczywiście, nie chcę nikogo osądzać, sytuacje bywają różne, ale jakoś tak... Nie potrafiłabym zajeżdżać do ciężko chorej matki raz na 2-3 tygodnie, jeszcze mając możliwość jechać z tatą. Być może wynika to właśnie z tego, że sporo jeżdżę/jeździłam do swoich bliskich, i przez to widzę tę sytuację inaczej. Aczkolwiek nie poczytuję Twojego zachowania, Armageddonis, za piekielne czy nieodpowiednie, absolutnie. Chciałam tylko zaznaczyć, że dla niektórych te 2-3 tygodnia to rzadko. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, wiadomo :) Zachowanie reszty rodziny naturalnie nieporównywalnie bardziej piekielne, smutne i niewłaściwe. Bardzo współczuję, szczególnie Twojej mamie, że musiała to znosić w tak trudnym dla siebie czasie.

Odpowiedz
avatar Rozana
4 4

Mogli obawiać się zarażenia czymkolwiek innym w szpitalu, niekoniecznie akurat białaczką. Ale oczywiście i tak to, że jej nie odwiedzili jest piekielne.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Ech, przypomina mi się jak moja mama leżała na onkologii i odwiedził ją jej szanowny braciszek... I uraczył mamę kilkudziesięcioma zdjęciami nagrobka, który właśnie odnowił. I tak, to była jego jedna wizyta, bo tłumaczył że dużo paliwa musi spalić, żeby do niej dojechać (on miał do szpitala 10 min, bo mieszkał w tym samym mieście, nam dojazd zajmował 1,5 godziny). No cóż, głupich nie sieją...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

No niestety istnieją takie momenty, na których ludzka empatia się kończy. Jeżeli ten koniec jest blisko bez sensownego uzasadnienia to nie należy się takimi osobami specjalnie przejmować. Nie zasługują na uwagę, jak sami olewają.

Odpowiedz
Udostępnij