Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Najpierw przydługi wstęp, żeby odpowiednio naświetlić sytuację. Parę ładnych lat temu pracowałem…

Najpierw przydługi wstęp, żeby odpowiednio naświetlić sytuację.

Parę ładnych lat temu pracowałem w Firmie. Firma spora, system zarządzania dość sformalizowany, kierowników sporo, ja niby podlegam kierownikowi do spraw administracyjnych, ale żeby było prościej, jak ktoś miał problem to niezależnie od swojego stanowiska dzwonił bezpośrednio do mnie.

W tym czasie miałem mercedesa v230, samochód duży, sześć osobnych wygodnych foteli i trochę bagażnika. Co ważne była to wersja osobowa, która dość istotnie różniła się od prawie tak samo wyglądającej wersji ciężarowej. Wersja ciężarowa miała bodajże 960 kg ładowności, a osobowa 350 kg. Na końcu jest link do zdjęć, jak ktoś jest ciekawy auta.

Któregoś dnia mój kierownik uszczęśliwił mnie wiadomością, że w filii należy zamontować alarm, zrobić sieć komputerową oraz zamontować centralkę telefoniczną, bo prace budowlane prawie się skończyły. Ok, jest rozkaz, jedziemy. Wkrótce inny kierownik zarządzający budową, a pracujący w "centrali" wymyślił, że przy okazji skoro i tak jadę to mógłbym zabierać część ekipy budowlanej. Na pytanie o zwrot kosztów za paliwo padło magiczne "później jakoś się rozliczymy". No ok, minęło kilka dni, swoją robotę w filii skończyłem.
Przyniosłem mu więc fakturę za paliwo (każda faktura musiała być zaakceptowana przez zwierzchnika). Okazało się, że on "nie może" zaakceptować mojej faktury. To samo powiedział mój kierownik, działałem na polecenie innego kierownika, niech on podpisuje. Po wielu przepychankach, krążeniu od księgowej do prawnika, z wielkim bólem udało mi się wyrwać pieniądze za wożenie chłopaków. I to było pierwsze ostrzeżenie, które niestety zignorowałem.

Pierwszego dnia, którego nie musiałem jechać do filii, przychodzi kierownik od budowy, marudzi, że ekipa czeka, że samochodu nie mają, musieli by na dwa auta jechać, że mój samochód stoi i "to stwarza taką możliwość, że panie ja bym samochód pożyczył, bo i tak muszę jechać, do filii to ekipę podwiozę i samochód oddam na fajrant". No w sumie niezbyt chętnie, ale samochód pożyczyłem, w końcu ubezpieczony, droga niedaleka, co się może stać? Taaaa...

Kierownik po południu przyjechał, oddał kluczyki i zniknął. Na mnie też czas, idę do samochodu, wsiadam i już mi ciśnienie skoczyło. Nie palę papierosów, a w środku taki smród, że aż w oczy szczypie. Popielniczka pełna petów, popiół dookoła, wkurzyłem się trochę. Szyby w dół, poszedłem po odkurzacz, popielniczka wymyta, odkurzone. Przy odkurzaniu odkryłem, że zniknął taki zapach na kratkę nawiewu, szukam w schowkach, nigdzie nie ma...

Wsiadam, przekręcam kluczyk, zaświeca się kontrolka od czegoś dziwnego, nigdy się nie świeciła, instrukcja, szukam, jest - błąd pneumatycznego zawieszenia, zalecana akcja odwiedzenie serwisu, jazda do 50 km na godzinę max i bez zbędnego obciążenia w środku. Oooo, nieciekawie, jadę do serwisu, żeby się dowiedzieć szczegółów.

Pierwsze światła, hamuję, huk za plecami, coś jakby mi ktoś w kufer wjechał, tylko bez uderzenia. Wystraszyłem się nieźle, awaryjne, zjeżdżam na bok, okazuje się, że ktoś wyjął tylne fotele i nie wpiął je w zatrzaski w podłodze tylko wsadził na tył i zostawił! Przy wpinaniu foteli odkrywam przy okazji jeszcze jedną "ciekawostkę". Cały tył pokryty białym nalotem, jakby mąka, cała podłoga, dywaniki, tylne fotele, szyby nawet przyprószone... Ewidentnie ktoś tylne fotele wyjął i coś woził pylącego. W trakcie jazdy do serwisu zorientowałem się jeszcze, że jakoś paliwa tak sporo ubyło, a kilometrów przybyło dużo...

W serwisie podpięcie pod komputer, diagnostyka, jest wyrok. Zatarty kompresor powietrza do tylnego pneumatycznego zawieszenia. Koszt wymiany kompresora na nowy 7000!!!! diagnostyka 100+vat, moja decyzja, że nie naprawiamy na razie. Faktura za diagnostykę i wycenę naprawy zabieram. Przyczyna uszkodzenia: długotrwałe przeładowanie samochodu. Acha.

Znów wsiadam do samochodu na warsztacie i kurcze coś tymi papierochami strasznie jeszcze śmierdzi, szukam, szukam i jest: OBIE(!) popielniczki z tyłu też pełne popiołu i petów.
Na drugi dzień jadę powoli samochodem do pracy, szybkie śledztwo, rozmawiam z chłopakami z ekipy i co się okazuje? Pan kierownik kazał wyjąć fotele i z hurtowni przywiózł 4 palety gładzi gipsowej w workach i jeszcze coś tam, w każdym razie cały dzień jeździł...

Poszedłem do tego debila, tłumaczę co i jak, oddycham głęboko, bo wkurzony jestem na maksa, a pan kierownik wszystkiego się wypiera, stwierdza, że jak przyjechał, to wszystko było ok, nic się nie świeciło, to przypadek, że akurat się coś tam zepsuło, że chcę go naciągnąć na naprawę, że cena jest z kosmosu, bo nie ma takich drogich części (??), on nic nie woził, on nic nie wie, on nic nie zapłaci. Na koniec uraczył nie morałem, że właściwie w takim przypadku to dla dobra firmy (sorki, to nie była moja firma) powinienem z własnej kieszeni zapłacić!

Poszedłem do swojego kierownika, obejrzeliśmy samochód, poszedł ze mną do budowlańca. Potwierdził moją wersję i stwierdził, że niestety trzeba płacić. Negocjujemy... Poszukałem, że można kupić kompresor regenerowany za jakieś 2500 z montażem, zgodziłem się na regenerowany. Kierownik wymyślił, że w takim razie podzielimy się po połowie! On zapłaci 50% i ja 50%... bo to w końcu mój samochód nie? Acha, już lecę...

W końcu te 2500 oddawał mi w 4 ratach miesięcznie po 500 zł... i po czterech ratach wydawało mu się, że jesteśmy rozliczeni... potem po 100 łaskawca rzucał. Na szczęście każdą kwotę mu kwitowałem...

Ale to nie wszystko.

Samochód wkrótce wrócił z naprawy, przyjeżdżam do pracy. Nie uwierzycie, pacjent wpadł na pomysł, że skoro tyle zapłacił za naprawę to mu się należy, żeby moim samochodem jeździć to tej filii. Aha, naprawdę?

No i drobiazg, co się stało z zapachem z kratki? Wyrzucił, bo mu śmierdziało!

Długo nie mogłem zrozumieć, po co wziął mój samochód, przewalał te worki, jeździł cały dzień, myślałem nawet, że to złośliwie zrobił. Ale tajemnica się wyjaśniła jak z ciekawości sprawdziłem na fakturach co było wożone.

Okazało się, że najprawdopodobniej dogadał się w hurtowni, że kupuje towar z dostawą, bo na fakturze była również kwota za przywiezienie. Pieniądze za transport wziął pewnie na lewo, a towar sam przywiózł. No cóż, 150 zł piechotą nie chodzi, prawda? Szkoda tylko, że nie wziął swojego samochodu...

PS. Nie bardzo pamiętam ile wtedy zarabiałem, było to około 2000-2500 zł, on miał na rękę około 8000, więc koszt naprawy to nie była to dla niego jakaś ogromna kwota.

Od tego czasu nigdy nikomu obcemu nic nie pożyczam. Nie bo nie. Bez wyjątków.


Autko: http://www.office-az.com/salecar/?detail=1247235075

chytry dwa (?) razy traci

by Garrett
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Jango_Fett
21 21

Twoja historia tylko potwierdza regułę: Dobry zwyczaj nie pożyczaj.

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
5 7

@Jango_Fett: Slowo w slowo chcialem to samo napisac ale uprzedziles mnie.

Odpowiedz
avatar Garrett
2 4

@ZaglobaOnufry: teraz to ja też jestem mądry :)

Odpowiedz
avatar Drzewo
1 1

@Garrett: Mądry Polak po szkodzie :D

Odpowiedz
avatar Jango_Fett
0 0

@Drzewo: i czasami nawet po niej nie.

Odpowiedz
avatar kamirru
10 14

Nie pożycza się żony, ani samochodu

Odpowiedz
avatar milantos
11 11

Szczoteczki do zębów raczej też nie ;)

Odpowiedz
avatar timo
7 7

@kamirru: ani aparatu ;) muzyk doda zapewne "ani instrumentu", informatyk "ani komputera", kucharz "ani patelni"... ;)

Odpowiedz
avatar Zlodziej_Zapalniczek
2 2

@timo: instrumentów też nie. Smutne doświadczenie...

Odpowiedz
avatar timo
3 3

@Zlodziej_Zapalniczek: no ja na szczęście nie miałem smutnych doświadczeń, a mimo wszystko sprzętu fotograficznego bym nie pożyczył. Niestety, większość ludzi nie pojmuje, że coś małego, jak aparat czy obiektyw, może mieć wartość porównywalną z autem, często z niezłego rocznika i klasy.

Odpowiedz
avatar Zlodziej_Zapalniczek
0 0

@timo: Ja pożyczyłem instrument innemu muzykowi. No cóż, widać uznał, że cudze to nie musi dbać, a że fajnie puścić dziecko żeby szarpnęło sobie strunę a przy okazji przewróciło kontrabas w którym zrobi się dziura to już inna sprawa. "no wiesz, stary, głupia sprawa..."

Odpowiedz
avatar timo
0 0

@Zlodziej_Zapalniczek: jak już się stało, to odpowiedź jest prosta: "no głupia sprawa, że będziesz musiał auto sprzedać, żeby pokryć straty" ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@wytwornadama: Historię mogą się powtarzać, bo piekielności mimo wszystko nie jest nieskończoność. Tak ja też nienawidzę userów tej strony, ale nie musisz się wyżywać na historiach i chwalić się tym.

Odpowiedz
avatar tvh
5 5

Mercedes V230 czyli popularne Vito. Tutaj w wersji osobowej.

Odpowiedz
avatar Slayer1989
3 3

Sam chyba bym wyszedł z siebie i stanął obok... skąd tacy ludzie się biorą...

Odpowiedz
avatar sparxx
1 3

Każdy dobry uczynek zostanie przykładnie ukarany. Można pożyczyć coś z czego utratą jestem w stanie żyć, jednak samochód to wydaje mi się, że jest daleko poza tą granicą.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Zgodziłeś się na 2500? O.o Stary, kwota x10 albo sąd... Tylko dobrego prawnika ogarnąć.

Odpowiedz
avatar LoonaThic
0 4

"Wersja ciężarowa miała bodajże 960 kg ładowności, a osobowa 350 kg" Skąd wziąłeś tą różnicę? Ciekawi mnie to bo bzdury piszesz. Jak zdechł kompresor to nie dlatego, że przewoził towar w tym aucie, a za dużo towaru. I jak mam być szczery to sam kompresor był już padnięty na 200% bo przez kilka kursów go nie zatrzesz przecież, no proszę Cię. Twoja ładowność to 350 kg PLUS 6 OSÓB! Każda wersja MB VITO czy klasy V ma ładowność od 960 kg do 1030 kg. Więc nie różnicuj tego tak. Wywalił siedzenia, wiec tonę mógł przewieźć. Kompresor BEZ NAJMNIEJSZEGO problemu powinien to wytrzymać przecież. Nie piszę tutaj o postępowaniu tej osoby, bo nie o tym chciałem pogadać.

Odpowiedz
avatar Vege
0 2

@LoonaThic: Właduj w samochód 1,5 czy więcej dopuszczalnej ładowności to nówkę z salonu zajedziesz (jak gość cały dzień nim jeździł), zważywszy na fakt jaki facet miał stosunek do nieswojej własności (najarane w aucie i wyrzucenie zapachu) to nie wykluczam tego, ze pacjent mógł jechać przeładowanym samochodem jak Hołowczyc po Dakarze co też na stan zawieszenia nie koniecznie dobrze wpłynęło

Odpowiedz
avatar imhotep
0 0

Dobry kredyt, że z takimi zarobkami kupiłeś takie auto ;)

Odpowiedz
Udostępnij