Taki ostatnio wysyp opowieści o służbach zdrowia, to i ja pociągnę temat.
Historia rozgrywała się w lipcu tego roku. Brat narzeczonej- niech będzie: Rafał- miał zamiar zacząć studia, więc przez wakacje chciał trochę zarobić. Tak wyszło, że akurat szef potrzebował dodatkowych pracowników, i Rafał trafił na miesiąc do mojej firmy.
Jakoś w drugim tygodniu pracy szwagier w pośpiechu tak nieszczęśliwie chwycił jakiś pręt, że rozorał sobie skórę na dłoni. Rana wprawdzie należała raczej do tych powierzchownych, niestety pręt sterylny nie był i do środka dostało się trochę brudu. Odkaziliśmy ranę, założyliśmy bandaż i szwagier już chciał wracać do pracy, ale szef uparł się, żeby zawieźć go do szpitala, bo wszystkich drobinek nie udało się z rany usunąć i może wdać się zakażenie.
Zostałem oddelegowany do pomocy Rafałowi (on prawa jazdy nie posiada, a poza tym nie zna tutejszego narzecza). Do szpitala dojechaliśmy bez kłopotów, w środku pustki- tym lepiej dla nas, mniej czekania. Zaanonsowaliśmy nasze przybycie i już po chwili uprzejma pani zaprosiła szwagra do gabinetu, informując, że lekarz zaraz będzie.
Czekaliśmy piętnaście minut. Kiedy wreszcie "doktór" się objawił, wysłuchał tylko opisu zajścia, po czym znów wyszedł, bez słowa wyjaśnienia.
Po kolejnym kwadransie pokazała się pielęgniarka, zapewniając, że "pan XYZ zaraz wróci". Faktycznie- wrócił, ale tylko po długopis, i ponownie zniknął, niby sen jaki złoty.
Minęło dokładnie PÓŁTOREJ godziny, zanim wreszcie się Rafałem zajęto. W tym czasie jeszcze dwa razy zajrzała do nas pielęgniarka, obejrzała ranę, i wyszła, zapowiadając rychły powrót doktora.
Kiedy w końcu lekarz znalazł chwilę czasu, usadowił Rafała na fotelu, ubrał rękawiczki, po czym... ranę odkaził i zabandażował. Tak, zrobił dokładnie to samo, co my wcześniej. Za tę przyjemność zażyczył sobie- w przeliczeniu- ok. 200zł.
Do pracy wróciliśmy po dwóch i pół godziny. Dwie i pół godziny strwoniliśmy w szpitalu, czekając na głupią dezynfekcję... I tutaj pytanie do Was, pracowników służby zdrowia- czy takiego zabiegu naprawdę nie mogła przeprowadzić pielęgniarka?..
zagraniczna służba zdrowia
Może był jeden lekarz dyżurny i był potrzebny na oddziale? A druga rzecz - oczywiście, że pielęgniarka mogła to zrobić. Ale niestety potrzebna jest pieczątka lekarza, więc siłą rzeczy i on się przewija :)
Odpowiedz@onna: Ale wystawienie pieczątki chyba nie jest aż tak czasochłonne, żeby nie dało się tego gdzieś "wcisnąć" w grafik :)
Odpowiedz@Public_Enema: oj zdziwłbyś/zdziwiłabyś się ;>
OdpowiedzPółtorej godziny. I w szpitalu chyba nie mówią narzeczem?
Odpowiedz@BlueBellee: To tylko takie sformułowanie.
OdpowiedzZgadzam się mógł zrobić coś więcej za 200zł, na przykład lewatywę, ale prywatną nie publiczną. :>
Odpowiedztak sobie myślę, że to czekanie to nie było przypadkowe. Po prostu lekarz obejrzał ranę raz i ponownie obejrzał za 1,5h. Ponieważ po tym czasie lekarz nie zaobserwował zaognienia rany, wydobywającej się z rany ropy, wysokiej gorączki u pacjenta etc. stwierdził, że wystarczy zwykłe odkażenie rany. :)
Odpowiedz@marekp: Spryciarz :)
OdpowiedzNaprawdę myślisz, że w ciągu 1.5 h rana zacznie puchnac czy saczyc się ropa?
OdpowiedzZa granicą stawka pielęgniarki za zabieg na ranie tez by Cię zdziwiła.
OdpowiedzMnie się wydaje, że nie minęło PÓŁTORA godziny, tylko PÓŁTOREJ godziny.
Odpowiedz@Fomalhaut: Poprawiłem, dzięki!
OdpowiedzTak swoją drogą, może 200 złotych to rzeczywiście przesada, ale... Jak idzie się do mechanika z autem i on puknie w 1 miejsce młotkiem mówiąc, że naprawione i 100 się należy, to płaci się nie za puknięcie, ale za wiedzę, gdzie puknąć. Tak samo lekarzom płaci się za wiedzę czy tylko dezynfekcja starczy, czy jednak trzeba robić coś innego. Ale dalej utrzymuję, że 200 to jednak dużo za dużo.;)
Odpowiedz@Rammsteinowa: Zwłaszcza, że w to samo miejsce alegorycznym młotkiem już puknęliśmy :)
Odpowiedz@Public_Enema: Fachowe oko was nie zawiodło.:D
OdpowiedzNorwegia: upadek ze schodów na promie. Obrażenia: rozcięty łuk brwiowy, rana na powiece, rozcięta nasada nosa. Karetka, wywiad, zawiezienie do lekarza (nie do szpitala, ale do lekarza. Lekarz: dezynfekcja, szycie (w sumie 8 szwów) i zastrzyk przeciwtężcowy. Koszty: 500 koron
Odpowiedz@tick: Jeśli w tej cenie dojazd karetki z załogą, wszystkie czynności lekarskie, oraz koszt wykorzystanych środków/zużytych materiałów - to naprawdę prawie darmo...
Odpowiedz"Dwie i pół godziny strwoniliśmy w szpitalu, czekając na głupią dezynfekcję..." Na dodatek dezynfekcję kosztowną i zupełnie bezsensowną. Bo po takim czasie pomogłaby ona dokładnie tyle samo, co umarłemu kadzidło... Ale zaraz... Może lekarz chociaż skrupulatnie oczyścił ranę wypłukując z niej pozostałe drobinki?........ NIE??? Tak właśnie myślałam!
Odpowiedz