Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Udało mi się dziś rozwiązać pewną zagadkę. Ponad dwa lata wyjechałam do…

Udało mi się dziś rozwiązać pewną zagadkę.

Ponad dwa lata wyjechałam do Niemiec. Język znałam, ale jednak pierwszy raz tak daleko od rodziny, szukanie pracy w obcym kraju, do tego studia itd. Generalnie stres. Znajomy mojego chłopaka (mieszkającego w Niemczech, do którego zresztą jechałam) powiedział, że jeśli chcę pracę, to jego rodzice mają restaurację, w której zawsze potrzebne są kelnerki, mogę sobie zmiany dopasować do planu zajęć, dobra kasa, do noszenia talerzy mnie przyuczą (miałam wtedy 0 doświadczenia w gastronomii). Ofertę z wdzięcznością przyjęłam. Rodziców zresztą poznałam już kiedyś, bo cała rodzina była parę lat temu na wycieczce we Wrocławiu, to ich trochę oprowadzałam.

Miałam dostawać 7 euro/h, napiwki dla mnie, plus 5% od utargu powyżej 500 euro na zmianie. Właścicielem był ojciec znajomego, a menadżerką jego żona. Na zmianie zawsze barman/barmanka plus kelner/kelnerka.

Na początku wszystko ok, szybko się wszystkiego nauczyłam, super atmosfera w pracy, wypłaty codziennie. Nie powiem, wkręciłam się w tą pracę, lubiłam klientów, kolegów i szefostwo. Przymykałam oko na to, że czasem wykonywałam czynności niewchodzące w zakres moich obowiązków (sprzątanie, pomoc w kuchni, wdrażanie nowych pracowników w obowiązki, nawet prowadzenie rozmów kwalifikacyjnych lub przygotowywanie drinków, bo menadżerka będąca jednocześnie barmanką, prowadziła właśnie ważną rozmowę... od godziny), że czasem musiałam zostać "trochę dłużej" (nieodpłatnie, bo kto by liczył te "kilka" minut)

Z czasem zaczęły się jednak problemy, na które już nie mogłam przymykać oka. Procenty z utargu praktycznie przestały być wypłacane, bo tylko menadżerka i szef mieli wgląd w rozliczenia z kasy i twierdzili, że utarg nie przekroczył 500 euro (mimo, że klientów nie ubywało), regularnie miałam minus na kasie (gdzie przez kilka miesięcy praktycznie mi się to nie zdarzyło), menadżerka opieprzała mnie za wszystko, co jej nie pasowało, nawet jeśli nie była to moja wina. Inne kelnerki zaczęły odchodzić i wciskano mi zmiany regularnie gryzące się z moim planem zajęć, a do tego zabroniono nam (kelnerkom) zamieniać się między sobą, nawet jeśli obu nam bardziej pasowało się zamienić niż pracować według planu. Generalnie skończyło się na tym, że rzygać mi się chciało ze stresu przed pójściem do pracy, zarabiałam grosze, bo nie dość, że napiwki tam było średnio imponujące, to jeszcze 2-3 razy w tygodniu musiałam pokrywać minusy na kasie z własnej kieszeni, a temat procentów w utargu kompletnie umarł.

Odechciało mi się. Chciałam zachować się w porządku, więc wzięłam menadżerkę na rozmowę i powiedziałam, że muszę z pracy zrezygnować. Szefowa była zdecydowanie niezadowolona, ale obiecałam, że popracuję jeszcze tydzień lub dwa, aby znalazła kogoś na moje miejsce. Szefowa stwierdziła, że nie jest to konieczne, bo właśnie ma przyjść nowa dziewczyna do pracy, więc jak mi tam tak źle, to mogę iść natychmiast. Można powiedzieć, że rozstanie przebiegło w chłodnej, acz pokojowej atmosferze.

Od tego czasu owa rodzina kompletnie urwała kontakt ze mną i moim chłopakiem. O ile mi nie zależało na tym jakoś bardzo, to mojemu chłopakowi było przykro, że jego znajomy z dnia na dzień, po kilku latach znajomości przestał odpowiadać na wiadomości i unikał spotkań. Byłe koleżanki z pracy również urwały ze mną kontakt, mimo, że wcześniej często spotykałyśmy się prywatnie. Ok, było, minęło, przeboleliśmy, zapomnieliśmy.

W ostatni weekend zupełnie przypadkiem spotkałam byłą koleżankę z tej właśnie pracy. Porozmawiała ze mną zdawkowo, powiedziała, że niedługo po mnie też się zwolniła, a zaraz po niej poleciała ze stanowiska menadżerka.

- No, ja to ci się w sumie nie dziwię, że zrobiłaś, to co zrobiłaś.

- Że odeszłam? No wiesz, że ja nie lubię stresu i...
- A nie, nie, że odeszłaś... To drugie
- Jakie drugie?
- No wiesz, z tą kasą...
- Jaką kasą?
- No, te 3 tysiące...
- ???
- Co ukradłaś...

- ??????????

- Noooo, tak nam szefostwo powiedziało, że cię zwolnili, bo ukradłaś 3 tysiące euro
Momentalnie zrobiło mi się gorąco i ciemno przed oczami. Zaczęłam dopytywać o szczegóły.

- No słuchaj, jak cię zwolnili to był kryzys u nas. Nikogo do pracy, musieliśmy pracować na podwójne zmiany. Ale szefowa mówiła, że tak wyszło, bo musiała cię wywalić, bo ukradłaś ponad 3 tysiące euro. Dlatego też niby spóźniały się wypłaty itd. Ja potem odeszłam, bo mi nie chcieli za cały tydzień zapłacić. A krótko potem dowiedziałam się od tej Włoszki, z którą pracowałyśmy, że menadżerka poleciała ze stanowiska, ale to już nie wiem czemu.

Tego mi było za wiele. Kosztowało mnie to dużo nerwów, ale postanowiłam zadzwonić do znajomego i wyjaśnić, czemu jego matka gadała o mnie tak rzeczy. Rozmowa mało przyjemna, na początku w ogóle nie chciał ze mną gadać. Nie chciał wierzyć, że nic nie ukradłam. Ale powiedział mi jedną ważną rzecz:

- W każdym razie mój ojciec odkrył, że matka go okrada. Na duże sumy. Zwolnił ją i się rozstali.

Teraz zastanawiam się, co to miało być? Miałam być jakimś kozłem ofiarnym, który akurat się napatoczył, bo chciałam odejść? Bo już tam nie pracowałam, to można na mnie zwalić brakujące sumy i do tego oczernić? Do tego zastanawiam się, ile przedsiębiorcza małżonka okradała swojego męża, zanim ten cokolwiek wyniuchał.

gastronomia

by digi51
Dodaj nowy komentarz
avatar Armagedon
5 29

Pewnie powinnam to olać, ale moja feministyczna natura wygrała. Jakim sposobem żona może OKRADAĆ męża we wspólnym interesie? Jeśli już, to "okrada" firmę, a przy okazji samą siebie. I dlaczegóż to mężuś jest WŁAŚCICIELEM, a żonę tylko "zatrudnia"? I co? Płaci jej pensję, jaką zechce, a reszta "konfitur" ląduje na jego koncie osobistym? Mimo, że zapier_dalają na własnym oboje? No to może za mało jej płacił? No bo, urwał, nie rozumiem. Zysk był jego, a jej tylko jakaś pensyjka? Przecież to chore jest. Nie prowadzili wspólnego domu, nie mieli wspólnych pieniędzy, nie planowali wspólnych wydatków, na przykład na meble, czy samochody? I dlaczego żona nie mogła wprost powiedzieć mężowi "słuchaj no, Rysiek, biorę z utargu trzy tysie, bo planuję większe zakupy, kosmetyczkę, fryzjera, spa, prywatnego ginekologa, aha, i widziałam śliczny stolik do salonu? A tu - proszę! Żona ze wspólnego biznesu pieniądze PODKRADA (ciekawe na co jej były, o czym nie mógłby wiedzieć jej mąż?), a on ZŁAPAWSZY ją na tym procederze - ZWALNIA JĄ Z PRACY, a potem, pozbawiwszy środków dożycia - wywala z domu i się rozstają! Co to w ogóle za jakiś posrany układ?

Odpowiedz
avatar Mavra
5 9

@Armagedon: dokłądnie cos w ten desen miałam napisać.jakis chory zwiazek

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
2 14

@Armagedon: ano taki układ w którym mąż wie, że jego żona to tępa dzida i trzeba ją co chwila kontrolować bo bez kontroli przepuści dobytek życia w parę tygodni/miesięcy. Zresztą z historii wynika, że mieli dorosłego syna więc było to małżeństwo z co najmniej +20 lat stażem. Skoro po takim okresie zatrudniał ją na etacie w swojej firmie i najwidoczniej nie mieli wspólnego majątku (co zresztą wnioskujesz stwierdzając, że zostawił ją bez środków do życia) to znaczy, że poznał ją na tyle i wiedział, że nie nadaje się ona do samodzielnego niekontrolowanego dysponowania jego pieniędzmi.

Odpowiedz
avatar grruby80
9 15

@Armagedon: nie pomyślałaś że facet mógł mieć tą restauracje przed poznaniem żony. Mieli rozdzielność majątkową. Co ma znaczyć że mogła "leżeć i pachnieć, a on ma obowiązek..." , tu cie poniosło. Dużo pracuje i dużo zarabiam, nie wymagam tego samego od partnerki, ale jak by mi powiedziała że rezygnuje z pracy bo ja zarabiam wystarczająco to byśmy się pożegnali. Partner to nie sponsor coś ci się pomyliło.

Odpowiedz
avatar Eko
7 11

@Armagedon: Jak napisał grruby80 facet mógł mieć firmę wcześniej lub nawet założyć działalność w trakcie małżeństwa - np. jako odpowiednik naszej jednoosobowej działalności gospodarczej - wtedy można powiedzieć, że firma to on ;)Jak sama zauważyłaś okradała firmę. Pieniądze w kasie nie były ani jego ani jej tylko firmowe. Jego, jako właściciela, stawały się po opłaceniu kosztów prowadzenia działalności i opodatkowaniu. Podkraść to może dziecko ciastko z blachy albo dobry kąsek z cudzego talerza, a to co zrobiła ta babka to defraudacja. Kobieta za swoją pracę dostawała wynagrodzenie, więc raczej miała na swoje wydatki. Jakiej wysokości i jak prowadzili wspólne gospodarstwo nie wiemy, bo nie ma tego w historii. Nagdybałaś sobie i wyciągnęłaś "wnioski". Ja sobie nagdybam i powiem, że facet oszczędzał, żeby zrobić remont lokalu, a żonie było mało. Kiedyś menadżerka zaakceptowała takie warunki. Jak jej przestało odpowiadać mogła się zmienić pracę i się rozstać z mężem. Wybrała kradzież. Poniosła konsekwencje. Tez bym się wkurzyła, gdyby najbliższa zaufana osoba mnie tak potraktowała.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
12 18

@Armagedon: "Jako ŻONA mogłaby sobie leżeć w domu i pachnieć, on miałby obowiązek ją utrzymać" Tobie się chyba małżeństwo z prostytucją pomyliło, feministko roku...

Odpowiedz
avatar Armagedon
-4 18

@grruby80: To TOBIE się pomyliło. Za dużo dziś tego "partnerowania" w wynajętych pokojach, bez większych zobowiązań. Mentalność "to - twoje, to - moje". I coraz częstsze przenoszenie tej mentalności na grunt małżeński. Tyle, że prawo (nie tylko polskie) podchodzi do tego inaczej. Wszystko, czego dorobili się małżonkowie w trakcie trwania związku stanowi własność WSPÓLNĄ. Bez względu na to, ile który małżonek zarabia. Majątek odrębny jest tylko ten, który został nabyty przed zawarciem związku (a chodzi tu głównie o nieruchomości, pojazdy, cenne przedmioty, biżuterię), lub spadek dla jednego z małżonków. Jakoś słabo widzę scenariusz, że dwudziestoletni facet pod koniec lat osiemdziesiątych wyjeżdża do Reichu "za chlebem" i błyskawicznie dorabia się restauracji, a dopiero POTEM żeni się z Polką na miejscu. A nawet gdyby - nie znaczy to, że po rozwodzie nie należy się żonie nic ze wspólnego majątku. W każdym sądzie udowodni, że przyczyniła się w znaczącym stopniu do jego pomnożenia zapi_erdalając od rana do nocy w knajpie. I NAWET, jeśli mężulo jej tylko płacił za to pensję, to i tak ta pensja, oraz JEGO dochód od momentu zawarcia związku - są traktowane jako majątek wspólny. Więc wszystko to, czego się dorobili prowadząc lokal (dom, meble, samochody, biżuteria, lokaty, obligacje itp.) stanowi własność wspólną. I nie wyobrażaj sobie, że pan małżonek ma prawo wylać swoją połowicę z roboty, bo JEMU podkradała WSPÓLNĄ kasę, a potem wywalić z domu i zostawić na ulicy bez środków do życia. Istnieje coś takiego jak podział majątku i alimenty. Na tym właśnie polega instytucja małżeństwa i jego, powiedzmy, przywileje. Między innymi dlatego pary homoseksualne walczą o legalizację swoich związków. A "leżeć i pachnieć" może sobie KAŻDA żona i KAŻDY mąż, o ile druga strona nie ma nic przeciw temu i zarabia dostatecznie dużo. I - niestety, niestety - nawet w takiej sytuacji podział majątku obowiązuje. "Partner to nie sponsor...". Aaaa, to też zależy tylko i wyłącznie od "układu". Niemniej, ja mówię tu o MAŁŻEŃSTWIE. Ale dobra. Skoro uważasz, że mąż nie ma obowiązku SPONSOROWAĆ swojej niepracującej żony, to może również niepracująca żona nie ma obowiązku dbać o dom, gotować, prać i sprzątać, a także darmo dawać dupy?

Odpowiedz
avatar Eko
3 7

@Armagedon: Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie zwrot ""leżeć i pachnieć" w przypadku żony (i nie tylko) oznacza, że ona nie zajmuje się domem, a tylko sobą. Jeśli uważasz, że ona ma prawo robić nic, a on ją utrzymywać to chyba inaczej rozumiemy równe prawa i obowiązki w małżeństwie i dla mnie taka sytuacja równością nijak nie jest. "Jakoś słabo widzę scenariusz, że dwudziestoletni facet pod koniec lat osiemdziesiątych wyjeżdża do Reichu "za chlebem" i błyskawicznie dorabia się restauracji, a dopiero POTEM żeni się z Polką na miejscu." Skąd w ogóle taki scenariusz? Z historii nie wynika jakiej narodowości jest ta para. To, że byli we Wrocławiu na wycieczce o niczym nie świadczy. Podział majątku owszem (jeśli nie mieli rozdzielności), ale alimenty już nie zawsze. Nie znam prawa niemieckiego, ale jeśli rozwód będzie z jej winy to raczej nie. Nie jest to również przypadek kobiety niepracującej zawodowo i zajmującej się domem, tudzież alimentów na niepełnoletnich (choć pewności nie ma, ale jest mowa tylko o jednym synu - znajomym chłopka autorki). Pracę miała, ale straciła ją na własne życzenie. Może znaleźć nową. Oprócz konsekwencji swojego działania - utrata pracy i rozbicie małżeństwa - mogła jeszcze ponieść prawne, gdyby mąż złożył doniesienie na policję o kradzieży.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 października 2015 o 12:51

avatar GuideOfLondon
3 9

@Armagedon: "Partner to nie sponsor...". Aaaa, to też zależy tylko i wyłącznie od "układu". Niemniej, ja mówię tu o MAŁŻEŃSTWIE. Ale dobra. Skoro uważasz, że mąż nie ma obowiązku SPONSOROWAĆ swojej niepracującej żony, to może również niepracująca żona nie ma obowiązku dbać o dom, gotować, prać i sprzątać, a także darmo dawać dupy?" Ja nadal uważam, że to forma prostytucji tyle tylko, że opartej prawnie poprzez podpisania papierka w USC. Nie można sądzić inaczej skoro twierdzisz, że połowa dochodów męża należy się żonie za leżenie i pachnienie (nic o gotowaniu, praniu, sprzątanie nie wspominałaś wczesniej) i od czasu do czasu dawaniu dupy jak stwierdziłaś. Płacz i płać frajerze! Mi się należy! Podpisałeś to teraz masz! A później ludzie się dziwią, że tyle rozwodów z powodu kłótni o pieniądze jest. Rozumiem, że biedni nie mają u Ciebie szans, bo ich nie stać, żeby sponsorować Twoje leżenie i pachnienie?

Odpowiedz
avatar grupaorkow
6 10

@Armagedon: bez jaj. Małżonkowie mają święte prawo mieć rozdzielność majątkową, własne pieniądze, biznesy, oszczędności. I owszem, jak jeden małżonek cichaczem podbiera pieniądze drugiego to jest to kradzież. Nie wyobrażam sobie jakim trzeba być człowiekiem, żeby okraść swojego ślubnego, a jeszcze bardziej sobie nie wyobrażam jaki trzeba mieć kisiel w głowie, żeby to popierać, tylko dlatego, że złodziej ma cipkę. Gdyby sytuacja była odwrotna to twoja feministyczna natura stanęłaby w obronie okradanej żony, czy męża złodziejaszka?

Odpowiedz
avatar Pennywise
4 8

@Armagedon: Z technicznego punktu widzenia, nie ma nic zlego w ukladzie Maz wlasciciel, Zona pracownik. Co wiecej, jest to dosyc korzystne dla obu stron. Maz ma zaufana osobe, ktora zajmuje sie interesem na codzien, zona ma prace, dzieki ktorej zbiera sobie na emeryture. Wszyscy sa szczesliwi. Co do podzialu majatku, to zapewne bylo to robione jak w standardowym malzenstwie, czyli rowny udzial. Jednakze na papierze wyglada to zgola odmiennie. Stwierdzenia jakoby wlasciciel nic nie robil, a wszystko zalezy od manager, to nawet nie chce mi sie zbytnio komentowac. Widac tutaj bardzo dobitnie, ze nie masz wiekszej stycznosci z biznesem. Co do relacji maz-zona, to ja mam takie zdanie, ze to ich prywatna sprawa i ludzie nie powinni wtykac nosa tam gdzie nie trzeba. Co do podkradania - znowu wychodzi Twoja ignorancja w biznesie. Firma to nie jest skarbonka, nie mozesz sobie ot tak wyciagnac 3 tysiace na kosmetyczke. Sa ksiegi, sa procedury i nalezy ich przestrzegac, bo inaczej skarbowka szybko sie zainteresuje. Nie wiemy jak duza byla ta firma, im wieksza tym wyciagnac pieniadze jest trudniej. Ogolnie jesli firma faktycznie byla na meza, to autorka miala pelne prawo stwierdzic ze zona podkrada mezowi. Wszak on jest wlascicielem. A co do rozstania, no coz moze Ty tutaj widzisz wine meza, ktory w brutalny sposob pozbawia malzonke srodkow do zycia. Ja tu natomiast widze odciecie sie od pasozyta. Jesli jest cos czym sie brzydze to jest to wlasnie zlodziejstwo i mysle ze zachowalbym sie podobnie. Tu nie chodzi o to ze ta zona okradla firme czy nawet jego bezposrednio. Chodzi tu o sam fakt ze jest zlodziejka oraz klamca w stosunku do najblizszych osob, a to sa naprawde powazne argumenty na zerwanie znajomosci.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-4 10

@Eko: Moja droga, powiedz mi jedną rzecz. Czy jeśli mąż i żona prowadzą razem sklep spożywczy, a ona stoi za ladą cały dzień, ogarnia interes, robi zamówienia, rozlicza dostawców, pilnuje personelu i porządku, a on przyjeżdża tylko na wieczór rozliczyć kasę - to oznacza, że mąż powinien płacić żonie pensję ekspedientki, traktować ją jak personel pomocniczy, patrzeć na ręce i rozliczać co do grosza? Czy to jest w ogóle małżeństwo, czy posrany układ, o którym wspominam? Defraudowała firmowe pieniądze? A czyż on nie "zatrudnił" jej właśnie dlatego, żeby płacić mniejszy podatek? W końcu pensja pracownika wchodzi w koszty, czyż nie? A postulujesz traktowanie żony przez męża jak pośledniego pracownika, którego się WYNAGRADZA uznaniową kwotą, bo...? Taka jest jej rola w związku? I dlatego miał prawo oczekiwać, że żona będzie waliła po rogach pracowników lojalnie i solidarnie wespół z mężem, żeby JEMU nabijać kabzę? W nagrodę za co pan właściciel ZWALNIA małżonkę z obowiązków pracowniczych, tudzież wszystkich innych i puszcza wolno w skarpetach? Powiedz mi, koleżanko, czy to NA PEWNO było małżeństwo, czy para nienawidzących się ludzi uwikłanych w pewne biznesowe zależności? Aha. I oczywiście jesteś zdania, że po kilkudziesięciu latach pożycia para nie dorobiła się żadnego WSPÓLNEGO majątku, bo ona zarabiała tylko pensję, a cała reszta jest JEGO? I w związku z tym nic jej się od niego nie należy? Wiesz co? Jeśli ON wychodził z tego samego założenia, to WCALE SIĘ NIE DZIWIĘ kobiecie, że dbała o swoje interesy nie do końca uczciwie. Być może dzięki temu nie musi teraz sypiać w noclegowniach.

Odpowiedz
avatar Eko
1 5

@Armagedon: Czy naprawdę muszę kolejny raz powtarzać, że w historii znajduje się tak mała ilość faktów, że niewiele da się wnioskować o ich układach małżeńskich? Dlaczego zakładasz, że zatrudnił ją dla zwiększenia kosztów, a nie dlatego, żeby miała zapewniony socjal? Wybacz, nie chce mi się już tracić czasu na wskazywanie co jest faktami z historii, a co "faktami" wg. Ciebie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 4

A skąd wiecie, że pan mąż płacił żonie?! Mogło być tak: Mąż rozkręcił

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

... biznes razem z żoną, później zaproponował, że żona będzie pracować jako manager i barmanka, by więcej zarabiali. Po pewnym czasie wyszło na jaw, że mąż zrobił żonę w konia, nie płaci jej i daje brudną robotę. Żona chciała na coś forsę, on mógł nie dać. Postanowiła wtedy sama sobie wziąć.... Ja popieram Armagedon.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@GuideOfLondon: to po coz czynil ja menagerem ( odpowiedzialne w koncu stanowisko, na ktorym dbasz o finanse bezposrednio i posrednio- budujac relacje z pracownikami, ktorzy na twoj zysk pracuja), a nie np. barmanki czy jakiekolwiek o znikomej odpowiedzialnosci?? @Armagedon: "Jako ŻONA mogłaby sobie leżeć w domu i pachnieć, on miałby obowiązek ją utrzymać." jak ty ladnie wymawiasz slowo SPONSORING ( taki tam, rodzaj prostytucji)

Odpowiedz
avatar konradszympanski
-2 2

Piszesz, że dostawałaś 7 Euro za godzinę. a czy minimalnastawka na rękę to nie 8,50?

Odpowiedz
avatar Drzewo
5 5

@konradszympanski: Historia miała miejsce ponad dwa lata temu. 8,50 przeforsowali dopiero na początku tego roku i to jest stawka brutto, a nie na rękę.

Odpowiedz
avatar Kecaw
6 6

Trochę nie halo bo już po fakcie ale osobiście postarał bym się znaleźć kobietę. Podejść do niej, dać jej w pysk i powiedzieć " ty wiesz za co" a potem pójść jakby nigdy nic. I nawiasem mówiąc tak miałaś być kozłem ofiarnym, miałaś być polskim żydkiem złodziejem który był skory na kasę pracodawcy.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 października 2015 o 1:03

avatar digi51
8 8

Ok, dyskusja pod historią poszła w kierunku, którego się nie spodziewałam, ale ok, postaram się rozwiać wątpliwości dyskutantów, na tyle, na ile starcza moja wiedza na temat rodziny. Małżeństwo nie było Polakami. Szef Niemiec, szefowa Austriaczka. Zaznaczam, że nie znam wszystkich szczegółów, więc piszę tylko to, co wiem z luźnych, prywatnych rozmów z członkami rodzinami - nikt mi się ze szczegółów nie zwierzał. Mąż jest kilkanaście lat starszy od żony. Gdy się poznali był on już dość majętnym człowiekiem i posiadał kilka różnych biznesów. Żona nie pracowała do czasu gdy mąż postanowił kupić podupadającą wówczas restaurację. Z początku menadżerem był człowiek kompletnie spoza rodziny, z czasem, gdy żona trochę poznała ten biznes, mąż postanowił jej zostawić kierowanie biznesem, sam zajmując się swoimi innymi firmami. Nie wiem jak wyglądała sytuacja prawna restauracji, na jakiej umowie i ile zarabiała żona. Co do kradzieży - choćby restauracja była wspólna, chowanie pieniędzy do własnej kieszeni i ukrywanie prawdziwych przychodów knajpy jest kradzieżą. Przychody to nie tylko czysty zysk właścicieli, ale także kasa na opłacenie dostawców, rachunków, pracowników. Jeżeli faktycznie było tak, że szefowa manipulowała przy księgowości i ukrywała prawdziwe przychody przed mężem, to tak, jest to kradzież. Druga sprawa, ona była naprawdę złą menadżerką. Swoje obowiązki zwalała po trochu na każdego pracownika (np. ja, pracując tam dwa miesiące prowadziłam już rozmowy kwalifikacyjne, ktoś inny zajmował się dostawami, aktualizacją menu itd). Jej rola sprowadzała się do stania za barem, gdy brakowało pracowników, przy czym 75% tego czasu spędzała na telefonowaniu i surfowaniu po necie w sprawach PRYWATNYCH). Sama menadżeruje teraz w małej knajpie i naprawdę nie obejmuje to nie wiadomo jak wielkiej ilości obowiązków, menadżerowanie tak małej restauracji jak ta opisana w historii to nie jest zajęcie na cały etat, więc nie ma co się oburzać, że żona stała też czasem za barem. Nie chodzi mi o to, żeby jakoś szczególnie bronić szefa, bo nie wiem na 100%, że nie był zamieszany w oszukiwanie pracowników, ale zakładając, że pierwszą osobą mającą wgląd w utarg była żona, to wierzcie mi, można sporo zmanipulować, więc jeżeli szef Ci ufa na 100% to można go bardzo łatwo okraść w białych rękawiczkach. Fakt faktem, to ona była odpowiedzialna za wypłaty za pracowników, my z szefem nie mieliśmy prawie kontaktu, a manipulowanie firmowymi pieniędzmi było jeszcze łatwiejsze, że wszyscy byliśmy zatrudnieni na odpowiedniku polskich śmieciówek i całą kasę dostawaliśmy do ręki. Nie wiem. Nie wyrokuję, że tylko żona była winna całej sytuacji, nie wiem też na 100% jak wyglądały prawdziwe powody prywatnego i zawodowego rozstania małżonków, ale wiem, że to właśnie szefowa mnie oczerniła przed pracownikami, więc ją opisałam jako piekielną.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
3 7

i jak @armagedon nadal podtrzymujesz swoje feministyczne zdanie jak to żona była strasznie pokrzywdzona w tej historii i jak wszyscy ją źle oceniali? wyszło, że to była zwykła dziwka, która miała wszystko i zachciała jeszcze więcej...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 28 października 2015 o 19:06

avatar 12345
1 1

@GuideOfLondon: Armagedon wie najlepiej wszystko o wszystkim, a jak nie wie, to wymyśla fakty pod swoje teorie aby mieć rację. Z takimi ludźmi się nie dyskutuje.

Odpowiedz
avatar voytek
0 2

skoro masz świadków możesz iśc do sądu cywilnego i oskarżyć kobietę o pomówienie żadając przeprosin np. na pierwszej stronie lokalnej gazety!

Odpowiedz
Udostępnij