Miał być komentarz do historii Dronki, ale za bardzo się rozpisałam.
Historia Dronki ściska za serce i wierzę, że poradzisz sobie sama ze sobą.
Ja do szkoły podstawowej chodziłam 30 lat temu, wtedy nie do pomyślenia było, żeby po rozwodzie rodziców dziecko zostało przy ojcu.
Ja zostałam, moja mama wolała rozrywkowe życie, ale ojciec też nie był ideałem. O tym, że "nie mam mamy", tak mówiły dzieci w klasie wiedzieli wszyscy i to był dla nich powód do znęcania się nade mną, często wracałam w porwanych ubraniach, zapłakana i odrzucona przez wszystkich, oczywiście nikt z nauczycieli też tego nie widział i o ironio baba z techniki kiedyś nawyzywała mnie od "chamek" przez to że chwilę wcześniej któryś z kolegów zniszczył mi zeszyt.
Dałam radę, nikt się nie spodziewał, że wyrosnę na kawał baby, która nie da sobą pomiatać. Wiele lat później jakiś gimnazjalista próbował znęcać się nad moim synem, bo syn był mały, kruchy, spokojny. Kiedy rozmowa z rodzicami chłopca nie dała zamierzonego rezultatu, wzięłam sprawy w swoje ręce.
Podjechałam samochodem w miejsce gdzie dzieciak na ogół przebywa, podeszłam, złapałam za ucho, a że paznokcie długie to potrafią krzywdę zrobić i wycedziłam przez zęby w mało kulturalny sposób, że jeśli jeszcze raz zobaczę gówniarza w pobliżu mojego syna, to zapakuję do bagażnika, wywiozę do lasu i każę wracać pieszo do domu, a jak będzie się stawiać to jeszcze grzecznie poproszę o jego garderobę. Od tego czasu syn miał spokój i tylko kiedy mnie widział kolega gimnazjalista to z daleka wołał "dzień dobry pani".
Tak więc nie każdy rodzic jest obojętny na krzywdę swojego dziecka, a jeśli trzeba to i sięgnie po ciężką artylerię.
Pozdrawiam
dawne czasy szkoła
Rozumiem jak strasznie musiało być Ci ciężko, jeżeli sama doświadczyłaś przemocy w szkole to krzywda dziecka działa jak plachta na byka. Cieszę się, że potrafiłaś zabrać się konkretnie do rzeczy i uciszyć tego gnoja (inaczej tego chłopaka nie potrafię określić). Masz ode mnie wielkie pozdrowienia i mam nadzieje, że Twój syn już nigdy nie przeżyje takich upokorzeń jak ja czy Ty.
Odpowiedz@Dronka: Teraz to już dorosły facet, który poszedł właśnie na studia, no i nie chucherko a konkretny chłopak. :)
Odpowiedz@Enyulek: Gratuluję Ci postawy! Taki rodzić to skarb. Z drugiej strony żałuję, że wielu nauczycieli/pedagogów NIGDY nie powinno nimi zostać i że byli obojętni na krzywdę dziecka. Nie ważne skąd dziecko pochodzi, czy to bogata, czy biedna rodzina, czy jest sierotą - nauczyciel winien reagować pierwszy, a jeśli tego nie robi, a nawet co gorsza dokłada swoje 3 grosze do dręczenia... Niechaj pamięta, że karma wraca i mam szczerą nadzieję, że życie odpłaci mu się za jego "zasługi".
Odpowiedzto zaleta? U mnie w podstawówce właśnie opieka"mamusi" nad synem była powodem że stał się on obiektem drwin aż do jej zakończenia. (Wliczając "niewinne" żarty typu obrzucenie śmieciami, kulki papierowe itp) I nie piszę o sobie na mnie mieli inne powody, ale miałem pewien "respekt" i dzięki temu spokój. Tylko tyle że respekt trzeba sobie wyrobić samemu w grupie
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 października 2015 o 10:17
@Isegrim6: nie bardzo wiem jak dzieciak z trzeciej klasy podstawówki miałby sobie wyrobić respekt jak to nazywasz u rozhukanego gimnazjalisty.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 października 2015 o 10:19
@Enyulek: A to przepraszam nie jest zamieszona w historii duża różnica wieku pomiędzy dręczycielem a ofiarą. Założyłem że "mały, kruchy, spokojny" odnosi się do postury i charakteru U mnie było raczej na zasadzie tego samego wieku +/- jeden rocznik bo to był obciach lać "dzieciaki" (prowodyr nic z tego nie miał poza śmiechem reszty)
Odpowiedz@Isegrim6: Spoko, nic się nie stało, w sumie o różnicy wieku mogłam napisać.
OdpowiedzPopieram, zrobiłabym to samo gdyby ktoś znęcał się nad moim dzieckiem. I powiem wam szczerze, że ja nie wyszłam ze szkoły tak dawno temu, a i tak było to samo. Jak mnie próbował jakiś chłopak udusić (na szczęście dostał od innych uczniów bo by faktycznie zrobił krzywdę) to pedagog i nauczycielki mnie przekonywały żebym do nikogo z tym nie szła bo on już ma coś w papierach i tak dalej. Także niewiele się zmieniło w polskim szkolnictwie, to raz, a dwa - moi rodzice też sprawę olali. Dlatego dobrze widzieć że ktoś swojego dzieciaka broni :)
OdpowiedzBrawo! Serio. Cieszę się, że zamiast pielęgnować w sobie traumę (która i tak nie da się łatwo wykorzenić, więc po co ją jeszcze dodatkowo dokarmiać i podsycać), stanęłaś na nogi, masz jaja i nie pozwalasz sobie w kaszę dmuchać :)
OdpowiedzPamiętam jak w pierwszych klasach podstawówki dokuczał mi jakiś wyrośnięty gówniarz, gdy sama ledwo odstawałam od podłogi. Nauczyciele nie reagowali, dyrektorka wzruszyła ramionami, a rodzice gówniarza stwierdzili, że to przecież dobry chłopak jest. Nic to, mamcia wkroczyła na przerwie do szkoły, wypatrzyła gnojka, przyłożyła "z liścia", raz ale porządnie i nastał spokój. Najlepsze, że nagle znaleźli się nauczyciele, przecież dziecku dzieje się krzywda, jak tak można?! Mamcia z uśmiechem na to "wy nie chcieliście się tym zająć, więc musiałam sama".
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 października 2015 o 10:43
Ja aż takich traumatycznych wspomnień z podstawówki nie mam ale też pierwszych trzech lat nie wspominam dobrze. Moja wychowawczyni postanowiła na pierwszej lekcji w pierwszej klasie posadzić każdą dziewczynkę z chłopcem. I tak miało zostac do trzeciej klasy. Mój współławkowicz nie był z tego faktu zadowolony ( nigdy się nie dowiedziałam czy chodziło o mnie czy o sam fakt, że musi siedzieć z dziewczyną). Swoją niechęć, wrogośc i ogólną frustację okazywał mi na każdym kroku. Jedno zdarzenie utkwiło mi w pamięci-byłam w sklepie na drobnych zakupach, kupiłam co miałam kupić, zapłaciłam a że w ręce zostały mi jakieś drobne pieniądze pognałam między półki po coś słodkiego dla siebie. W jednej ręce trzymałam te zapłacone zakupy a w drugiej coś słodkiego i to podałam pani do skasowania. Ów kolega zobaczył całą sytuację (mieszkaliśmy blisko siebie, jeden sklep w okolicy) i wyciągnał wniosek, że część zakupów po prostu ukradłam, nawet coś powiedział pod nosem ale pani w sklepie wiedziała, ze to co trzymam w ręce jest zapłacone. Możecie się juz domyslic reszty...kiedy przyszłam na drugi dzień do szkoły byłam okrzyknięta złodziejką, co jeszcze bardziej pogłębiło złość i frustrację kolegi bo to właśnie on musiał ze mna siedzieć w jednej ławce. To jest drobna rzecz w porównaniu z tym co tutaj czytam ale dla dziecka 7 czy 8 letniego jest to sytuacja stresująca i niezwykle upokarzająca. Chłopaka nienawidzę po dzień dzisiejszy. Został nauczycielem (podobnie jak ja) Różnica jest taka, że dzieciaki co rusz się z niego śmieją i go drażnią bo nie potrafi panować nad emocjami, ze mną dzieciaki chcą nader chętnie rozmawiać.
OdpowiedzWykorzystam twój pomysł,w przypadku, gdyby ktoś chciał znęcać się nad moim synem.
Odpowiedzswietna postawa rodzica, tak trzymac!! ;) tak z czystej ciekawosci, bo przyszlo mi do glowy, dzieciak nie poskarzyl sie rodzicom? wydaje mi sie, ze mogly Cie spotkac powazne konsekwencje za to (tak czy tak jestem jak najbardziej za;) )
OdpowiedzChwalę! Dumną się staję, gdy powiedzonko "matka za dziecko zabić potrafi" jest zawsze aktualne. :) Ale... Skoro rodzice tacy oporni na twoje prośby byli, to nic ci się nie stało? Mam na myśli, czy chłopiec się nie poskarżył? Bądź, co bądź mogłaś mieć całkiem poważne problemy. I jeśli można wiedzieć, co mówili rodzice tego "biedaczka"?
Odpowiedz@Narisa: Podczas rozmowy usłyszałam tylko, że ich synuś to chodząca świętość i on w życiu młodszego dziecka by nie ruszył. Powiedziałam im tylko, że ok i że ja też jestem "chodząca świętość" tak żeby na przyszłość zapamiętali. Biedaczek chyba się rodzicom nie pochwalił spotkaniem ze mną :) może uznał, że jego wizerunek w oczach rodziców zostanie za bardzo naruszony.
Odpowiedz@Enyulek: Może bardziej przed kolegami. Gdyby wyszło, że on/ty macie jakieś problemy i byłaby afera, to mógłby wyjść na "frajera", co to się młodszego boi i jego mamy. :P No cóż. Nigdy nie zrozumiesz, co w głowach młodych ludzi siedzi, ale u chłopców zazwyczaj jest to chęć popisania się, bo i dziewczyną w takim wieku imponuje ten niegrzeczny. Niektóre z tego nie wyrastają, ale to już inny temat. :P
Odpowiedz@Enyulek: + Nienawidzę robienia przed rodziców świętego ze swojego dziecka. Zawsze to wychodzi na gorsze. Trzeba się liczyć z tym, że nawet wzorowemu dzieciakowi może przyjść mniejsza/większa głupota do głowy. Rodzice wszak też wywijali za młodu różne numery, to czemu sądzą, że ich "przekazane geny" mają być inne? :P
OdpowiedzJestem w stanie zrozumieć reakcje i w pełni ją popieram. Oczywiście w sensie emocjonalnym. Z bardziej przyziemnego punktu widzenia, mogę tylko pogratulować szczęścia, ze bachor był reformowalny i jakieś refleksje go naszły. Gdyby był takim, jakich ja często spotykam, to albo skończyłoby się wizytą rodziców z policją, albo w ekstremalnym przypadku, jeśli miałby wysokie ego, do użycia przez niego ostrych narzędzi na Tobie lub Twoim synu. Z komentarzy widzę jednak, ze to były czasy gdzie @Isegrim6: Interwencje rodziców powinny być wyważone. Ja wywalczyłem sobie kolegów w podstawówce, choć z jednym z nich dopiero po roku od "walki" zaprzyjaźniłem się. Dopiero po roku przeszło mu nabijanie, się, ze matka mnie broni. Tak, w czasie walki moją matkę napadła chęć odebrania mnie ze szkoły. Widząc bójkę wtrąciła się i oponent zwiał do domu.Niestety mieszkał niedaleko a drugi kolega powiedział gdzie mieszka. A moja rodziciela poszła do niego i wylała żal jego siostrze. Rodzice się nie dowiedzieli. Ale w końcu zostaliśmy kolegami. Od tej pory moja matka nie interweniowała w moje sprawy, póki nie "pobiłem" najbardziej znęcającego się nade mną i nie została wezwana do szkoły. do tej pory pamiętam jej słowa: "Nie możesz bić ludzi. Nie znasz swojej siły i możesz zrobić im krzywdę." Wtedy byłem wściekły, że mnie nie rozumie. Teraz, po 22 latach od tego zdarzenia wiem, że miała rację. Póki można staram się rozwiązywać problem słownie, choć jestem z tych, których ręce świerzbią jeśli ktoś mnie wkurza.
OdpowiedzMój syn też był wiecznie "goniony" przez starszego kolege (o jakieś 3 lata). Syn był wtedy mały, chudy i zahukany. Nauczyciele wzruszali ramionami, bo nic na niego nie pomaga - rozmowa z rodzicami, pedagogiem itp. Mąż poszedł pod szkołę, syn pokazał mu który to i mąż zawołał go na stronę aby nikt nie widział, złapał za szmaty i podniósł na wysokość oczu i bardzo wolno oświadczył, że młody tylko raz się poskarży, a wtedy on na dupę nie usiądzie przez miesiąc, albo i dłużej :D O tamtego czasu spokój był :D
Odpowiedz