Otóż jak powszechnie wiadomo, pracuję jako konserwator urządzeń dźwigowych (wind).
Poza zwykłymi obowiązkami (konserwacja, naprawy, modernizacja itp. itd.), muszę raz na jakiś czas brać dyżur (pogotowie dźwigowe).
Polega to na tym że po skończeniu swojej normalnej pracy (po godzinie 16), jestem pod telefonem. Czyli w razie poważniejszej usterki czy uwięzienia człowieka w windzie, mam się tym zająć po godzinach. System jest taki, że stojące windy "robi się" do ok. 23, a po tej godzinie jeździ się już tylko do uwięzionych, stojącymi windami zajmując się z rana (aczkolwiek od tej reguły również są różne odstępstwa).
Po urlopie z miejsca dostał mi się dyżur. W środę ok. 24 dostałem wezwanie do kobiety uwięzionej w windzie. Tak więc sprawdzam adres, grzeję do fury. Okazuje się, że są to świeżo przez nas przejęte urządzenia i nie do końca wiem czego się spodziewać (jakie sterowanie, część budowy, marka itp.), ale adres znam, no to grzejemy.
Po drodze rozbudziłem się już zupełnie, biorę narzędzia, wchodzę na klatkę. I tu pojawia się pierwszy problem, nie mam ani kodu do klatki, ani klucza, a po kumplach nie będę dzwonił bo godzina nie najlepsza. No to tradycyjnie, trzeba obrać numer na domofonie i wejść po formułce "Witam, konserwator do windy."
Pięknie nie ma, pierwsze dwie próby - wyzwiska (w sumie sam bym człowieka o 24 zwymyślał, ale taki zawód), do trzech razy sztuka, trafiam na starszą panią, którą po zapewnieniu że nie jestem żadnym złodziejem i może zerknąć na samochód z nadrukiem przez okno, zostaję w końcu wpuszczony.
Od zgłoszenia do wejścia na właściwą część klatki minęło 25 minut. Nasza norma dojazdu uwięzionego to maks 45 minut.
I nagle zamieram, winda jeździ. Już klnę że pomyliłem klatki i znów czeka mnie akcja domofonowa (nie lubię ludziom krwi psuć). Dzwonię, potwierdzam adres zgłoszenia, dostaję przy okazji numer do zgłaszającej. Dzwonię, pytam jak pani sama wyszła. Ta prosi bym poczekał, rozłącza się i schodzi na dół (nawet nie zdążyłem spytać po co).
PaniPiekielna: - Długo to panu zajęło (sic!)! -
Ja: - Musi pani wiedzieć że to i tak było ekspresem, swoją drogą jak pani wyszła z windy? Sama zaczęła jeździć?
Zaczynam czuć jakiś wałek, bo kobieta zero stresu, poza wyrzutem w głosie ciężko stwierdzić, że rzeczywiście zacięła się w windzie.
PP: - Jakoś sama wyszłam ze środka, a potem winda ruszyła..
No rzecz praktycznie niemożliwa, ale co ja tam, patrzę na drzwi od windy, znam ten rodzaj, może jakiś zanik napięcia czy coś. Ale to i tak mało prawdopodobne.
Ja: - W takim razie nic tu po mnie.
Chcę już zrobić przysłowiowe w tył zwrot i jechać spać.
PP: - Poczeka pan, skoro już pan jest to może mi pan klucze wyjmie? Bo jak wychodziłam to mi wpadły... -
No i nagle przychodzi olśnienie, już wiem co ta babka chce.
Ja: - Prawdopodobnie pani nie poinformowali, bo dzwoniła pani w innej sprawie. Ale za przyjazd do wyciągnięcia kluczy będzie 50zł za dojazd. -
Było trochę krzyku, odgrażania się. Ale nienawidzę takiego cwaniakowania, kosztem mojego czasu, nocnych pobudek bogu ducha winnych ludzi.
A teraz o co chodzi konkretnie. Nie każdy wie, ale dojazd pogotowia dźwigowego do uwięzionego (z racji usterki windy > czytaj z racji złej konserwacji etc.) jest darmowy, po prostu tak wypada, zazwyczaj się jeszcze człowieka uspokaja i przeprasza (wszak duży stres).
Dojazd po zgubione klucze, karty dostępu, dziecięce zabawki etc. jest płatny. Stawki są różne, u mnie jest to 50zł zarówno w dzień jak i w nocy (a w nocy powinno być 100zł jak nic), dlaczego? Pierwszy przypadek to nasza wina, drugi to gapiostwo, przypadek czy pech użytkownika. Traktowane więc jest jako usługa dodatkowa.
Piekielna o tym wiedziała, dlatego zgłosiła uwięzienie (czas dojazdu do uwięzienia też mamy ograniczony, trzeba się spieszyć, do kluczy bym mógł jechać nawet rano), by było szybko, za darmo, być może jeszcze oczekiwała przeprosin że jej klucze wpadły.
Wczoraj udało mi się porozmawiać z kolegą który pracuje w firmie, od której przejęliśmy te dźwigi, otóż babce co i rusz coś wpada, a oni posiadając tablety i system elektroniczny nie mogli zmienić przyjazdu do uwięzienia na coś innego. Babsko na tym korzystało, a dyżurni wnerwieni jeździli po klucze, książki i zabawki w naprawdę piekielnych godzinach.
My jeszcze systemu nie mamy, być może się Pani tego złego zwyczaju oduczy :)
WojennaPiła City
Gdzie jej te klucze wpadły? W szyb windy?
Odpowiedz@butterice: Dokładnie, by było śmieszniej dość spory pęczek. Do tej pory zastanawiam się jak tego dokonała.
Odpowiedz@lift_man: Pytam, bo windą jeżdżę często, wyobrażam sobie, że winda może wciągnąć np. kawałek ubrania ale klucze? Jeden płaski klucz, owszem ale pęk? Może to jakaś winda starego typu, zamykana od wewnątrz? Bo jak jej te klucze i zabawki tam wpadają???
Odpowiedz@butterice: Czasem wpadają takie rzeczy że aż wierzyć się nie chce, pęki kluczy, samochodziki, lalki, ale też miecze, torebki (typu kopertówka), telefony, etc.
Odpowiedz@lift_man: Zabawki w sumie mnie nie powinny dziwić... Dzieci są zdolne do różnych rzeczy. :D
OdpowiedzHeh... A potem jak kiedyś kobieta faktycznie utknie w windzie w środku nocy, to nikt jej nie uwierzy i będzie czekać zamknięta do rana :) Swoją drogą, ja mimo wszystko wezwanie do kluczy w środku nocy mogę zrozumieć. Jeśli ktoś wraca późno do domu, ma jeden komplet kluczy (który mu przypadkiem wpadnie do szybu), w domu nikogo nie ma, to co ma zrobić, spędzić noc na korytarzu bo nie ma jak wejść do domu? Oczywiście, że dojazd za odpłatnością, to się zgodzę.
Odpowiedz@Kropucha: Dlatego na wszelkie tego typu sytuacje zabezpieczyłam się w postaci zostawienia zapasowego kompletu u rodziców. Rozważam również zostawienie dodatkowych u cioci która mieszka 5 minut drogi od mojego mieszkania. Da się więc wybrnąć obronną ręką z takiej sytuacji tylko trzeba zawczasu pomyśleć.
Odpowiedz@MyCha: Oczywiście. O ile się ma tą zaufaną rodzinę czy znajomych w pobliżu, a nie jest się na przykład studentem mieszkającym z dala od rodziny samotnie, albo i ze współlokatorami, którzy akurat wyjechali na weekend. Albo nie zostało się w domu samemu tylko chwilowo, bo reszta rodziny wyjechała akurat na wakacje. Wiesz, różnie bywa.
Odpowiedz@Kropucha: Owszem, też to rozumiem, ale powyższe to przykład cwaniactwa w czystej postaci. Swoją drogą jak schodziła to słyszałem dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi, tak więc problemu z dostaniem się do mieszkania nie miała :)
Odpowiedz@Kropucha: Niestety, jeśli się nie ma zaufanych znajomych w pobliżu, to się klucze zostawia u takich, którzy mieszkają 30 km od nas i się pilnuje, żeby kluczy nie gubić. :)
Odpowiedz@Kropucha: Zadzwonić, wyjaśnić sytuację i grzecznie zapłacić te 50 zł za dojazd.
Odpowiedz@Kropucha: Tak jak mówi Bastet - wezwać "windykatora" do wpadniętych kluczy i zapłacić mu te słuszne 100zł, albo 50zł i np. flaszkę (w zależności od tego, którą walutę mamy w danej chwili dostępną). A następnym razem rozpocząć poszukiwania kluczy w kieszeni/torebce dopiero po opuszczeniu kabiny windy. Pozostałe - mniej niezbędne - wpadnięte do szybu przedmioty zgłosić administracji, by zostały stamtąd wyciągnięte (potencjalnie nieodpłatnie) podczas przeglądu technicznego. W przypadku zabawek wizyta "windykatora" będzie wyczekiwana jak wizyta św. Mikołaja.:)
Odpowiedz@Kropucha: od pomocy w takiej sytuacji są sąsiedzi, rodzina i/lub przyjaciele ;) Noc przekimasz u nich, a rano skontaktujesz się z pogotowiem i odzyskasz klucze. No i cała procedura zajmie mniej czasu w wykonaniu wyspanego serwisanta, niż zbudzonego w środku nocy :D
Odpowiedz"Otóż jak powszechnie wiadomo, pracuję jako konserwator urządzeń dźwigowych" <--- pytałam współlokatorki i chłopaka, żadne z nas nie wiedziało :( Widać do Wrocławia jeszcze fama o Tobie nie dotarła...
Odpowiedz@victoriee: O, doprawdy dziwne. Może za dużo siedzicie w domu? Bywam dość często we Wrocku, szczególnie w pewnym lokalu prowadzonym w starym więzieniu :) A już tak w zupełności na poważnie. Chodziło mi o osoby czytające moje historie na tym portalu. Pozdrawiam :)
Odpowiedz@lift_man: Może po schodach latają, dla zdrowotności... ;)
Odpowiedzlift_man ja pierdziele wykazałeś się totalnym chamstwem. Czemu? Bo nie chciałeś dzwonić do kumpli po kody wejściowe, ale już dzwonić przez domofon do totalnie obcych ludzi o północy to całkowicie ok? To jest Twój OBOWIĄZEK posiadania tych kodów które udostępnia wam administracja. Co by było gdyby nikt nie chciał Cię wpuścić? Czekałbyś do rana? Czekałby też osoba uwięziona w windzie? A ta kobieta pewnie robi to specjalnie. Serio. Pracowałem w administracji Wspólnot Mieszkaniowy i kilka razy były takie sytuacje (koledzy też o tym opowiadali), że panie wzywały konserwatorów i administratorów licząc, że scenariusz potoczy się jak w filmach dla dorosłych. ;)
Odpowiedz@Draco: Chciałbym by administracja nam te kody tak chętnie dawała. Powinno być tak jak mówisz. Ale bywa często gęsto tak, iż jedziesz na obiekt i kod który posiadasz nie wchodzi. Dlaczego? Adm. zmieniła kod i nie raczyła poinformować Cię o zmianie. Mamy w firmie ok. 50 konserwatorów, wiele rejonów. Na dyżurze obrabiasz takich rejonów kilka. Windy doszły kilka dni przed moim powrotem z urlopu. Do tej pory kodów nie ma. Administracja nam ich nie dała. Najczęściej kody dostajemy od sprzątaczek, ochrony itp. (o ile szczęście dopisze i się ich złapie). Jeśli nie, zostaje dzwonienie. Większą pewność na wejście, mam jak zadzwonię do kogoś na miejscu, niż jak zadzwonię do kumpla/szefa/sekretarki i usłyszę : "Nie wiem, radź sobie..." A tu liczy się czas.
Odpowiedz@lift_man: To bardzo dziwna sprawa. Albo Twoja firma nie ma zaufania wśród ludzi, albo tam są jakieś mało rozgarnięte administracje. Normalnie wygląda to tak, że firma rozpoczynając współpracę dostaje zestaw "informacji startowych". Czyli informacja jakie windy, gdzie i do tego kody wejściowe. Ewentualnie jest wskazanie, żeby konserwator chodził po osiedlu z ochroniarzem który będzie mu otwierał drzwi. Ale jeżeli to wygląda jak opisujesz, to masz dupę wołową, a nie szefostwo. Skoro w umowie macie wypisany czas reakcji to pewnie też są kary umowne za jego przekroczenie. Tak więc to w interesie firmy (szefostwa) jest zaopatrzyć Was w aktualne kody i je uzyskać od administracji.
Odpowiedz@Draco: Być może pracowałeś w dobrej administracji, moje kontakty z administracją bywają różne. O ile na Mokotowie wszystko działa pięknie, mam kartę dostępu, numery prywatne do administracji, gorącą linię do ochrony. Tak na Pradze niektórzy mają taki burdel w papierach że nie wiedzą nawet że na danym budynku jest winda i wymaga ona naprawy/wymiany części/modernizacji. Informacje o tym jakie to są windy, zazwyczaj także trzeba zweryfikować, osobiście, na miejscu. Swego czasu przeżyłem szok jak administrator osiedla dzwonił do sekretarki po kody do klatek, bo sam ich nie miał, by było śmieszniej szliśmy na wizualne oględziny windy, więc miał czas się wcześniej przygotować. Tak więc różnie to działa. A w naszym pięknym kraju jest masa rzeczy która nie działa tak jak powinna. Swoją drogą kontakty z administracją to coś z czego może powstać kolejna historia.
OdpowiedzCo ta baba musi robić, że ciągle jej coś wpada?
OdpowiedzCo ta baba musi robić, że ciągle jej coś wpada?
Odpowiedzplus za historię, ale: nie, nie wiadomo powszechnie ;) U mnie w ostatnią sobotę zepsuła się jedyna winda i mimo płaconych co miesiąc składek za serwis 24/7, nikt nie przyjechał. Nie dało się dodzwonić, a firma niby światowa. I tak przez dwa dni starsze osoby, matki z wózkami, osoby niepełnosprawne - wszyscy chodziliśmy po schodach. Dramat. Mam nadzieję, że nie pracujesz dla Kone :P
Odpowiedz@sotalajlatan: No dobra, z tym powszechnie "nieco" poleciałem :P Co do KONE, powiedzmy że znam kogoś kto tam pracuje. Dziwne podejście do konserwatorów, jeszcze dziwniejsze do klienta. Wiadomo, są wyjątki od reguły. Ale że nie mogliście się połączyć z linią alarmową to aż dziwne. Nie powiem, w każdej firmie czasem nie ma siły ludzi, ale jakieś informacje zawsze się pojawią, gdzie kiedy, dlaczego...
Odpowiedz@lift_man: fakt, byli w poniedziałek, najbliższy dzień roboczy. SIEDMIU dużych chłopa w czterech samochodach! Podobno musieli swoim ciężarem opuścić windę, która niestety stanęła na piętrze najwyższym. I tak skakali kilka minut :P
Odpowiedz1 Nagrywać zgłoszenia. 2 Przeszkolony operator słuchawki poprowadzi rozmowę tak, że ustali jej personalia i złapie na taśmie. 3 Za każdy wyjazd faktura według cennika. 4 Za wezwanie w trybie pilnym bez uzasadnienia cena 200% standardowej. Odechce się cwaniakowania jak zacznie płacić za kombinowanie.
OdpowiedzJaki przypadek. Mnie właśnie wpadły klucze pod windę i ogólnie wkurzona jestem, bo sobota dziś. Jest możliwość bezpłatnego wyjęcia kluczy, np. jak konserwator będzie coś przy okazji robił?
Odpowiedz@imagi: Wiem że po czasie ale... Powiem tak, zależy od konserwatora, są tacy (jak np. ja) którzy wyciągają zguby (zabawki, klucze itp.) opisują je adresem z którego zostały wyjęte i trzymają w kartonie, szufladzie etc. a np. pod koniec miesiąca oddają administracji. Czasem da się zgłosić zgubę do administracji i wtedy przy np. przeglądzie konserwator wyjmie i zaniesie do adm. zgubę. Ale... może być też tak że trafisz na chama, powie że nic nie ma a klucze wyrzuci ze śmieciami. Minimum raz w miesiącu serwisant musi odwiedzić urządzenie, ale czasem to aż 29 dni czekania :D Pozdrawiam serdecznie. Ps. mam nadzieję ze klucze się wróciły do właścicielki :)
OdpowiedzW UK fachowcy zarabiają minimum 10k przeliczając na pln.
Odpowiedz