Dwa lata temu studiowałam zaocznie, jednak, jak się okazało, kierunek nie był 'mój', więc postanowiłam po dwóch miesiącach zrezygnować. Udałam się do dziekanatu, odpowiednie pismo napisałam, pani w dziekanacie kazała mi czekać na decyzję dziekana, a następnie zgłosić się, oddać legitymację i odebrać dokumenty.
Wszystko pięknie, ładnie, decyzja przyszła, odczekałam dwa miesiące, coby jeszcze z ulg studenckich trochę skorzystać i pojechałam.
O dziwo kolejki nie było, nikogo w dziekanacie również, jednak gdy chciałam wejść, panie kazały mi czekać. No ok, rozumiem, kawka i ciasto same się nie zjedzą/wypiją. :D
W końcu jest! Pół godziny później pozwoliły mi łaskawie wejść.
[J](Ja) - Dzień dobry, moje nazwisko taka i owaka, z kierunku takiego i takiego, ja w sprawie rezygnacji ze studiów, chciałabym...
[D](Pani z dziekanatu) - Ale co mi tu rezygnować chce?! Kierunek taki i taki jest bardzo dobrym kierunkiem, niepoważna jest?!
[J] - Ale...
[D] - Połowa semestru jest, sesja, egzaminy, a tu chce rezygnować, pozdaje i będzie mieć semestr zaliczony, a nie mi tu głowę zawraca!
[J] - Ale...
[D] - Żadnego ale, niech mi wraca na zajęcia, a nie tu czas zajmuje, ja mam ważniejsze sprawy.
[J] - Ale ja nie chodzę na zajęcia od dwóch miesięcy, chciałam tylko oddać legitymację i odebrać dokumenty.
[D] - To nie mogła mi od razu tego powiedzieć? Ja tu czas marnuję.
[J] - Powiedziałabym, gdyby mi pani za każdym razem nie przerywała.
Popatrzyła na mnie spode łba, legitymację zabrała i oddała dokumenty, które okazały się być tylko... zdjęciem. :D
EDIT
Nastało wielkie oburzenie, że dwa miesiące odczekałam z oddaniem legitymacji, jednak w ramach wyjaśnienia chciałabym powiedzieć, że zaraz po otrzymaniu decyzji od dziekana zadzwoniłam do pań z dziekanatu z pytaniem, czy muszę się spieszyć z przyjściem po dokumenty i oddaniem legitymacji (miałam wtedy też dość ciężki okres w pracy i nie mogłam ot tak wziąć wolnego), one powiedziały, że nie, bylebym tylko zrobiła to w pierwszym semestrze. :) Gdyby taka sytuacja była czymś bardzo złym, dostałabym pewnie ochrzan od pani z dziekanatu na wieść, że od dwóch miesięcy nie chodzę na zajęcia, a legitymację oddaję dopiero teraz. :)
Czekaj, czekaj...przyszła decyzja a Ty "poczekałaś" sobie z oddaniem legitymacji, żeby korzystać z ulg, które Ci już nie przysługują. Potem jak już zdecydowałaś się legitymację oddać to byłaś wielce oburzona, że musisz pół godziny czekać bo kawka i ciastko..A widziałaś tę kawkę i to ciastko? Bo nie wiem czy wiesz, ale praca w dziekanacie to nie tylko obsługa studentów, którzy akurat przyszli danego dnia...Bo im się zachciało w końcu oddać to do czego nie mają już prawa. Widzisz tu hipokryzję?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 września 2015 o 20:18
@Evergrey: No właśnie nie do końca jest tak, że sama sobie poczekałam z oddaniem legitki, bo dzwoniłam wcześniej do dziekanatu i Pani powiedziała ze bez problemu mogę przyjechać za miesiąc :) A kawę i ciasto widziałam gdy weszłam zapytać się czy mogę coś załatwić :) Ogólnie na dziekanaty nie marudzę bo na aktualnych studiach mam Panią które jest po prostu do rany przyłóż. Wszystko zależy od Pani która siedzi w dziekanacie i od jej podejścia :)
Odpowiedz@Eile_M: A kawę i ciasto widziałam gdy weszłam zapytać się czy mogę coś załatwić :) A co złego w tym, że stała kawa i ciastko? A gdzie miały stać? W toalecie? Panie piły sobie kawkę i podjadały zamiast zająć się tobą? Czy wkurza cię sam fakt, że trakcie pracy posilają się?
OdpowiedzOsoba, która zwraca legitymację po dwóch miesiącach odczekanych, by móc korzystać z ulg pomimo tego, że faktycznie nie jest studentem i nie jest do owych ulg uprawniona, przychodzi w końcu łaskawie do dziekanatu i oburza się, że nie zostaje przyjęta już, teraz, natychmiast, tylko musi czekać aż pół godziny (!) - bo pracownice dziekanatu z pewnością nie mają do zrobienia nic poza jej obsłużeniem. Zapewne cały dzień siedzą leniwie i złośliwie nad kawą i ciastem, a uczelnia funkcjonuje zupełnie bez ich udziału. A biedny student czeka. O, przepraszam, nie student, a osoba uzurpująca sobie prawo do studenckich zniżek. Tak, rzeczywiście piekielna sytuacja.
Odpowiedz@wumisiak: Zaraz zaraz, półgodzinne czekanie nie było powodem mojego oburzenia :D Poczekałam, nic mi się nie stało, oburzyło mnie wcinanie się w zdanie Pani z dziekanatu która 'wie lepiej'
OdpowiedzAle rzeczywiście ustawiłaś kobietę do pionu i pokazałaś, że nie można Tobą pomiatać. Ona do Ciebie na "ty", szarogęsi się, a Ty przez całą rozmowę nieśmiało "proszę pani", "bardzo przepraszam". Ciekawe, czy głowę tez miałaś pokornie pochyloną. Kobieta na pewno zapamięta tę nauczkę do końca życia :D
Odpowiedz@Ara: Szczerze to ja, wtedy jest mając te 19 lat i zbytnio nie spotykając się z piekielnymi osobami po prostu zwyczajnie nie wiedziałam co jej powiedzieć bo mnie zatkało ;D
OdpowiedzTylko zdjęcie? I... Nie pomyślałaś,zeby jednak spytać "a gdzie moje Świadectwo Maturalne?" O ile mi wiadomo, to przy każdej rekrutacji na studia jest wymagane i zostaje w dziekanacie aż do ukończenia/odejścia ze studiów. Przynajmniej nie słyszałam żeby gdziekolwiek NIE wymagały.
Odpowiedz@Nastia: Hmm, u mnie ( na państwowej uczelni) wystarczyła kopia z potwierdzoną zgodnością z oryginałem, a potwierdzenie to była po prostu pieczątka od pani z sekretariatu w liceum, które ukończyłam.
Odpowiedz@paski: serio o.O? Nie powiem, zatkało mnie. Na mojej, też państwowej, uczelni wymagali oryginału. Na wszystkich innych, państwowych czy nie, na które zdawali znajomi również. Nawet na studia drugiego stopnia chcą oryginał matury... Pierwszy raz słyszę żeby chcieli kopię...
Odpowiedz@Nastia: A na mojej, również państwowej, uczelni sami sobie kopiowali świadectwo a oryginał oddali ;)
Odpowiedz@Nastia: serio, kopia w zupełności wystarczy. Również na studia II stopnia. ;) A potwierdzić, że to to samo co oryginał może osoba, której daje się dokumenty.
Odpowiedz@Nastia: Na UŁ potrzebują tylko kopii :)
OdpowiedzPrzyznaję się wszystkim do bycia z zeszłej epoki: z ciekawości sprawdziłam obecne wymagania mojej uczelni i wiecie co? Też chcą kopii :P A ja na parę ładnych lat moja maturę musiałam oddać...
Odpowiedz@Nastia: Uczelnie już od września 2011 roku nie powinny wymagać od kandydatów oryginałów świadectw i dyplomów, gdyż zabrania tego Rozporządzenie MNiSW w sprawie dokumentacji przebiegu studiów. W teczkach osobowych powinny być same kopie.
OdpowiedzA ja się zastanawiam jak na pierwszym semestrze można stwierdzić że to "nie mój" kierunek. Na każdym kierunku przez pierwsze kilka semestrów są przedmioty bardzo ogólne tak naprawdę nie mające za wiele wspólnego z prawdziwym tematem studiów. Faktycznie ciekawe studiowanie zaczyna się dopiero mniej więcej w połowie lub dwóch trzecich studiów.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 września 2018 o 9:06
@mooz: ja w sumie u siebie na calym pierwszym roku zwiazane z psychologia przedmioty mialam 2- historie psychologii i wprowadzenie... ciekawe rzeczyz aczely sie tka od 3 roku
OdpowiedzJaki ty płytka jesteś... Mam nadzieję że tak w życiu w dupe dostaniesz że zmadrzejesz. No typ cwaniary, nie ma praw do ulg ale będzie z nich korzystać i głupi tekst o tym że siedzą i kawkę piją z ciastkiem, a nie księżniczkę obsluguja
Odpowiedz@Va_faill_Elaine: Tak ogólnie wygląda świadomość społeczna. Jak ukradniesz i nikt Cię nie złapie to nie jesteś złodziejem tylko jesteś sprytny. Jak coś potrzebujesz, a nie dostajesz już teraz to na pewno ktoś inny się opierdziela albo na złość przedłuża procedury.
Odpowiedz@falcion: Tylko idioci wierzą, że w urzędach się siedzi i kawusie pije zamiast pracować. Na dodatek idioci, którzy nigdy w urzędzie nie pracowali.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 września 2018 o 13:16
Naprawdę straszne, przetrzymać legitymację 2 miesiące. Ja bym to gdzieś zgłosiła. Ludzie, poluzujcie trochę majty.
Odpowiedzaj tam, pisze sie, papier, ze legitymacje zgubilas i po problemie
OdpowiedzWygląda na to, że ustrój się zmienia, czasy się zmieniają, a panie z dziekanatu nie. Przynajmniej nie wszystkie. A tak trochę z innej beczki. Czytam te wasze komentarze i ludzie, wy jeszcze mentalnie żyjecie w komunie. Dogadała się wcześniej w sprawie legitymacji. Dowiedziała się, że bez problemu może ją przetrzymać jeszcze 2 miesiące. Dobrze to rozumiem, bo wiem, ile znaczą zniżki studenckie, jak często się korzysta z transportu publicznego. Czasami to wręcz kwestia przetrwania z miesiąca na miesiąc. Dostała na to pozwolenie, więc w czym widzicie problem? Jakby się dowiedziała, że jednak musi zwrócić legitymację jak najszybciej, a jej dalsze używanie jest zwyczajnie nielegalne, wtedy byłby problem. No i wasze komentarze na temat zachowania tych pracownic dziekanatu. Otóż nie, nie ma prawa tak się odzywać do petenta, czy to studenta czy wykładowcy czy kogokolwiek innego. Ma obowiązek wysłuchać, po co ktoś przyszedł i załatwić tę sprawę lub skierować do innego działu lub miejsca, jeśli to wykracza poza jej kompetencje. Ma prawo podnieść głos czy w ogóle mówić bardziej szorstko, jak petent jest chamski albo upierdliwy i nie da mu się czegoś wytłumaczyć. No i to ciasto. Nie. Nie ma prawa sobie jeść, jak ktoś czeka, aż zostanie obsłużony. Od tego są przerwy. Oczywiście może się zdarzyć, że ktoś nagle zgłodnieje i po prostu musi coś zjeść, choć to bardziej przy pracy fizycznej niż biurowej, z wiadomych powodów. Ale jak się zdarzy, to można grzecznie przeprosić petenta i coś przegryźć na szybko, a potem wrócić do pracy. Ale pół godziny jeść sobie ciasto, pić kawkę, plotkować, jak ktoś czeka... To powinno być dozwolone tylko i wyłącznie w czasie przerwy. O zachowaniu tej pani wspomniałem już wcześniej. Jakiś czas temu czytałem artykuł o kierowcy, który bardzo chamsko odniósł się do pasażera. I co ciekawe, wielu komentujących go broniło. Otóż, moi drodzy. Takie zachowania są niedopuszczalne i nie powinny być tolerowane. Jeśli będą jakkolwiek usprawiedliwiane, to nic się w tej kwestii nie zmieni. Od ponad 10 lat mieszkam poza Polską, wiele spraw załatwiałem w różnych urzędach i nigdy nie zdarzyło mi się być tak potraktowanym ani też nigdy nie widziałem, żeby ktoś sobie jadł zamiast obsługiwać petenta. Od tego są przerwy i akurat w Irlandii, w wielu miejscach pracy są święte. Wystarczy powiedzieć klientowi czy petentowi, że akurat jest się na przerwie i 99% z nich to rozumie. Ale nie w godzinach pracy. Jak chcecie, żeby w Polsce były podobne standardy, to przestańcie coś takiego usprawiedliwiać.
Odpowiedz