Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zainspirowane kolejną historią o dziekanacie. Należę do dość licznej grupy wykładowców -…

Zainspirowane kolejną historią o dziekanacie.
Należę do dość licznej grupy wykładowców - wolnych strzelców, którzy w oczekiwaniu na konkurs na etat dorabiają, prowadząc pojedyncze zajęcia na różnych kierunkach. Ponieważ jestem pracownikiem zewnętrznym, typowa pani Grażynka z sekretariatu i typowy pan Waldek portier nie mają żadnego powodu, by być dla mnie mili.

W każdym semestrze kilka telefonów, zwykle w piątek po południu. Jest do podpisania przydział zajęć, protokół, oświadczenie itp., trzeba przyjechać już, teraz, najpóźniej jutro, bo dokumenty muszą trafić do kolejnego działu w poniedziałek rano. "A to pani nie ma jutro zajęć?". Nie, nie mam, a pani Grażynka może to sprawdzić w minutę, bo sama ustalała mój grafik. Za to gdy oni muszą coś podpisać - pojęcie "pilnie" nie istnieje. Umowa na prowadzenie zajęć - jak się upomnisz, będzie w styczniu. "Bo wie pani, we wrześniu są zapisy, sesja poprawkowa, w październiku nowi studenci, umowy przygotowujemy zawsze w listopadzie, a zanim dyrektor podpisze, kwestor zatwierdzi...". I jeszcze "zawsze tak było i nikt się nie skarżył". "Przygotowanie umowy" polega na zmianie daty i numeru na zeszłorocznym formularzu. I tak pracuje się 4 miesiące bez umowy. A bez niej nie można nawet przedłużyć karty do biblioteki uniwersyteckiej.

Przelew wynagrodzenia za zajęcia trwające cały rok?
Nawet pod koniec października kolejnego roku akademickiego. Swoją drogą, o stawkach, które płaciła słynna Wyższa Szkoła Nie Pamiętam Czego w Nowym Tomyślu można tylko pomarzyć ;)
Nigdy nie zdarzyło się, żeby informacja przesłana do sekretariatu trafiła na stronę internetową, tak jak prosiłam. Na szczęście można wysłać wiadomość przez USOS, ale i tak znajdzie się kilku studentów, piszących maile z pretensjami, że na stronie instytutu nie podano terminu egzaminu.

Kilka razy dowiedziałam się, że zajęcia są odwołane (np. w związku z konferencją naukową) dopiero wtedy, gdy na nie przyjechałam. "To przecież pani, jako pracownik, powinna wiedzieć najlepiej, co się dzieje w instytucie" - usłyszałam od portiera. Niby skąd, skoro bywam w nim w sumie 3 godziny w miesiącu i nie spotykam nikogo poza moimi studentami?
Przestałam już zgłaszać usterki sprzętu. Na uczelni pojawiam się gdy sekretariat już nie pracuje, a telefonicznie niczego nie wyegzekwuję. Po dwóch miesiącach zaczęłam wozić własny kabel do rzutnika i pisaki do tablicy. Tłumaczenia, że nie mogę prowadzić zajęć, jeśli każde zdjęcie jest niebieskie, nie działały.

Nie można się postawić - etykietka awanturnicy z pretensjami nie ułatwia zdobycia kolejnych zleceń, stawki są zatwierdzane przez Radę Wydziału, a zmuszaniem wykładowców do pracy bez umowy nikt się nie przejmuje. Zresztą jakie to ma znaczenie, skoro data podpisania umowy nie wpływa na datę wypłaty wynagrodzenia? Innymi słowy - jest super :)

uczelnia

by inga
Dodaj nowy komentarz
avatar FikMikfeegiel
5 5

sprawę umów u mnie na uczelni rozwiązały magiczne 3 literki: PIP. Polecam, chyba że to uczelnia państwowa...

Odpowiedz
avatar inga
1 1

@FikMikfeegiel: Tak, to uczelnia państwowa...

Odpowiedz
avatar Ara
9 13

@FikMikfeegiel: Oczywiście, że państwowa. Dlatego na prywatnej uczy ta sama kadra co na państwowych, tylko za lepsze pieniądze i na lepszym sprzęcie, oraz w lepszych warunkach, co przekłada się też na jakość przekazywanej wiedzy. Oczywiście znajdzie się też pełno takich, którzy łyknęli propagandę państwówek i nadal będą twierdzić, że lepiej skończyć "elitarną" z odpadającym tynkiem, książkami sprzed 30 lat oraz niechętnymi nikomu i niczemy wykładowcami którzy nie mają nawet sprzętu, by w interesujący i skuteczny sposób przekazać wiedzę, niż jakieś demoniczne uczelnie "prywatne", gdzie na pewno każdy jest głąb i płaci wykładowcy za zaliczenie. Tylko potem trzeba wymyślić dlaczego typ po "elitarnej państwówce" siedzi na kasie, a po prywatnej posiedział na kasie na studiach, a potem poszedł wyżej. I to też się znajdzie - znajomości, pieniądze, niesprawiedliwość wielka. A fakty które temu przeczą? Zaminusować ;D

Odpowiedz
avatar inga
3 3

@Ara: Uczę też na prywatnej. Za lepsze pieniądze, na lepszym sprzęcie, z dostępem do ksera, kawy i klimatyzacją w gabinetach. Pracownicy administracji - uprzejmi i profesjonalni. Studenci - lepsi niż na zaocznych studiach na Prestiżowym Uniwersytecie. Ale to jedna z czołowych uczelni prywatnych a nie wydział zamiejscowy Kup Sobie Dyplom. Ale nie należy demonizować - są lepsze i gorsze uczelnie, a na nich - lepsze i gorsze kierunki, wielu z nich w ogóle nie da się uruchomić w placówce niepublicznej (fizyka, biotechnologia itp). Ale mając porównanie, przestaję dziwić się tym, którzy wolą pracować w godnych warunkach w prywatnych szkołach zamiast czekać wieki na etat za 2 tys. zł na państwowej uczelni. A potem wszyscy dziwią się, że na uczelniach nie zawsze zostają najlepsi absolwenci...

Odpowiedz
avatar FikMikfeegiel
1 1

@Ara: no właśnie ja pracowałem na uczelni prywatnej. Jednej z najlepszych (wg rankingów) w moich okolicach. Historii z wypłatami i umowami była cała masa i do póki nie zagroziłem i PIPem nic się nie dało załatwić. Wtedy, jak za pociągnięciem magicznej różdżki, moje umowy się znalazły i pieniądze się pojawiły na koncie...

Odpowiedz
avatar zyxxx
4 4

"zmuszaniem wykładowców do pracy bez umowy nikt się nie przejmuje" Oj przejmuje, przejmuje. PIP, ZUS i skarbówka.

Odpowiedz
avatar inga
0 2

@zyxxx: Wiem, że brak umowy przez kilka miesięcy to patologia i łamanie prawa. Ale w praktyce powoduje tylko drobne niedogodności (wspomniana karta biblioteczna). Poza tym w przeciwieństwie do kelnerki czy kasjerki mam pewność, że umowa na ustalonych z pracodawcą warunkach będzie kiedyś podpisana. Z rozmów ze znajomymi po fachu wiem, że to standard na uczelniach państwowych. Gdyby ktoś się tym przejmował - od dawna umowy podpisywano by w terminie. Nikt nie ma odwagi tego zgłosić, bo każda skarga na uczelnię prawie na pewno zmniejszyłaby do zera szanse na etat.

Odpowiedz
avatar FikMikfeegiel
0 0

@inga: całkowita racja. Ja się postawiłem i na uczelni już nie pracuję.

Odpowiedz
avatar inga
0 0

@FikMikfeegiel: Równie źle kończyły osoby, które protestowały przeciwko niejasnym procedurom konkursów i ich ustawianiu, np. dr Mirosława (Miłka) Stępień, o której swego czasu pisała prasa.

Odpowiedz
avatar LittlePretty
-1 5

Co do zamieszczania informacji na stronie internetowej- jeden z profesorów na mojej uczelni 2 lata upominał się o zmianę jego tytułu naukowego z prof. dr hab. na profesora zwyczajnego. Zmienili to dopiero teraz, kiedy na egzaminie mojego kierunku miał dość oglądania każdego indeksu z błędnymi informacjami na jego temat, które studenci brali ze strony wydziału ;)

Odpowiedz
avatar inga
3 3

@LittlePretty: To chyba musiało być inaczej... Prof. dr hab. to profesor belwederski, więc zapis był w 100% prawidłowy. Może był zapisywany jako dr hab. Jan Nowak, prof. UW, czyli jako profesor uczelniany/nadzwyczajny a nie zwyczajny/belwederski?

Odpowiedz
avatar LittlePretty
-1 3

@inga: Ja tutaj użyłam niepoprawnego zapisu, ale chyba chodzi nam o to samo :D. kiedy profesor przyszedł na moją uczelnię był profesorem nadzwyczajnym, na stronie zapisali go jako dr hab. XXX, prof. UW, co wtedy było zgodne z jego rangą. Jednak później "awansował" na profesora zwyczajnego, czyli powinni go zapisać jako prof. zw. dr hab. XXX, o co bezskutecznie prosił się 2 lata, aż w końcu puściły mu nerwy przy oglądaniu kilkudziesięciu indeksów z błędnym zapisem zaczerpniętym ze strony wydziału :)

Odpowiedz
avatar inga
0 2

@LittlePretty: Ok, to już wszystko jasne :)

Odpowiedz
avatar Maniana
0 0

@LittlePretty: ojej... bo on te tytuły zdobywa po to żeby studenci musieli je pisać w indeksach ? Dla mnie najważniejsze jest co on osiągnął a nie czy te wszystkie skrótowce przed nazwiskiem. Po prostu uwielbiam ludzi którym brakuje tylko śp. przed imieniem i nazwiskiem a potem się oburzają że ktoś nie zwraca się do nich per pan profesor. Blee... Do najlepszych profesorów na swojej uczelni mogłem zwracać się per Pan i jakoś żaden z nich nie miał o to pretensji i powiewało im jak ich ktoś na stronie opisał. Tylko zakompleksieni robili straszne burze o to że ktoś całego tytułu nie zapisał w indeksie.

Odpowiedz
avatar tick
0 4

Studiuję zaocznie. Za tydzień pierwszy zjazd i (być może) egzamin z odbytych praktyk... Praktyki dla zaocznych? Skromne 6 tygodni (czyli 6 x 5 dni = 30 dni, gdy urlopu jest... 26 dni, a dodatkowo na każdy zjazd [6 w semestrze] trzeba brać wolne, bo zajęcia zaczynają się w piątek o 14, a większość musi dojechać co najmniej 100 - 200 km). Oczywiście, do kobitki odpowiedzialnej za praktyki i egzamin z praktyk dodzwonić się nie można od ponad 3 tygodni.

Odpowiedz
avatar asmok
1 1

@tick: Praktyki dla pracujących? Dziwne :)

Odpowiedz
Udostępnij