Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ostatnio poruszyliście temat pracy, dorzucę się i ja :) Pracuję w malutkiej,…

Ostatnio poruszyliście temat pracy, dorzucę się i ja :)
Pracuję w malutkiej, prywatnej firmie zajmującej się dystrybucją ekologicznych preparatów dla rolnictwa. Temat mało popularny w Polsce z różnych względów, a więc i klientela niechętna do otwarcia się na nasze rozwiązania. Rynek ciężki ale i niezwykle ciekawy.
1. Umowa.
Jak to w większości małych firm bywa jedna osoba jest człowiekiem do wszystkiego. Ja mam 3 posady: sprzedaż na terenie 3 województw, obsługę biura i doradztwo agronomiczne w całej Polsce. Wynagrodzenie mam jedno, niewiele większe niż najniższa krajowa.
2. Premie.
Jasne, że są. Ze sprzedaży. Problem w tym, że minimalna wielkość sprzedaży określona przez szefa jest tak duża, że przewyższa zapotrzebowanie 90% moich klientów. Mniejszych ilości nie realizujemy. Dodatkowo jeśli już uda mi się znaleźć klienta, który jest w stanie kupić wymagane ilości, nie wolno mi udzielić mu rabatu. Rabaty oczywiście widnieją w cenniku dla klienta, jednak za udzielenie rabatu odbierana mi jest premia. Dodam, że cena naszych produktów jest dwukrotnie wyższa niż standardowych nawozów, efekt ich działania jest ten sam...
3. Nadgodziny.
Oczywiście niepłatne. Szef lubi sobie zadzwonić do mnie w sobotę czy niedzielę, na tygodniu około 2 w nocy, bo niezwykle ważne jest i naglące, aby w tej właśnie chwili przedyskutować sytuację w firmie albo przygotować dla niego prezentację, gdyż przypomniał sobie, że obiecał komuś tam. 3 tygodnie temu...
4. Delegacje.
Również raczej w formie rozrywkowej i w celach bardziej rekreacyjnych niż zarobkowych. Jeździć muszę daleko, na drugi koniec Polski. Wyjeżdżam w nocy, cały dzień spędzam w polu, wykonując analizy, przekroje gleby i odbywając konsultację z klientami bądź prowadząc spotkania, szkolenia, pokazy. Wyjazdy takie potrafię mieć 2-3 razy w miesiącu, trwające kilka dni. Mnie się nie pyta o dostępność w tym terminie, ja tam po prostu mam obowiązek być wtedy i wtedy. Za odbyte delegację i pracę wykonaną ponad moje obowiązki widniejące w umowie nie otrzymuję dodatkowego wynagrodzenia. Teoretycznie mogę odbierać to w dniach wolnych. Ale tu wracamy do punktu 3...A! Diety niet.
5. Cenniki.
Ulegają zmianie kilka razy dziennie. Zabawna sytuacja kiedy stoisz u klienta na podwórku czekając na aktualny cennik, dostajesz go, a wychodząc z zamówieniem podpisanych zgodnie z cennikiem okazuje się, że jednak podpisałaś po starej niższej cenie i nie dostaniesz premii. Oczywiście ceny idą tylko w górę, nigdy w dół.
6. Wkład własny.
Z powodu kiepskiej sytuacji finansowej firmy zmuszona byłam korzystać ze swojego prywatnego auta przez 4 lata pracy. Jak podejrzewacie, nie zwracano mi kosztów remontu i użytkowania samochodu, jedynie faktyczne koszty paliwa. Wszelkie naprawy, usterki, rutynowe przeglądy leżały w moim zakresie. Na szczęście/nieszczęście auto wyzionęło ducha. Jazda po zakurzonych, wyboistych polach nie była dedykowana mu od nowości, stąd zapewne określenie auta miejskiego. Dostałam auto służbowe, w leasingu. Jak wiadomo w niezmierzonej łaskawości szefa był to gest ponadprzeciętny, a więc ja uniżony sługa winnam w swej wdzięczności przyjąć na barki dodatkowe obowiązki. Do zakupu nowego auta nie przyznałam się, lepiej dmuchać na zimne...
7. Podejście do klientów.
Klient ma w obowiązku pragnąć całym sercem naszych produktów, wszak są cudowne. My, pracownicy natomiast mamy podchodzić do klienta z wyższością, pozwalać mu prosić się o to, aby mógł kupić, traktować jak ciemną masę, której niesiony jest kaganek oświecenia. To nic, że większość tych klientów to doktorzy lub kilkukrotni magistrowie w tej dziedzinie, ludzie naprawdę inteligentni i światowi, obracający rocznie kwotami jakich my nie widzieliśmy przez 8 lat działalności, nawet po zsumowaniu.
8. Wiedza.
Temat bardzo delikatny, którego nie wolno poruszać w obecności szefa. To nic, że jako prezes firmy rolniczej nie potrafi odróżnić pszenicy od jęczmienia. To nic, że na spotkaniach w których bierze czynny udział głosi herezje i wywołuje salwy śmiechu. Przecież to on jest kimś, rekinem biznesu, dyktującym warunki! A to, że jesteśmy traktowani niepoważnie, to już nasza wina, pracowników. Wszak na niczym się nie znamy, niczego nie zrobimy dobrze.
9. Podejście do pracownika.
Przez 4,5 roku pracy w tej firmie nie usłyszałam nigdy dobrego słowa. Traktowani jesteśmy jak niewolnicy i służący, którzy bez słowa sprzeciwu mają wykonywać bzdurne rozkazy. Bo co to dla nas jest w międzyczasie załatwiać prywatne sprawy szefa? Czysta przyjemność! Jeśli próbujemy protestować, jesteśmy zwalniani i przyjmowani na nowo nawet kilka razy w roku. Nasze argumenty są zbywane, uwagi bagatelizowane w nieuprzejmy sposób, a my sami ciągle poganiani i rugani za nie swoje winy. W sytuacjach krytycznych obiecywane są premie i wynagrodzenia za dodatkową pracę, do których nigdy nie dochodzi, szef nie pamięta, żeby coś takiego obiecywał. Jeśli mu przypomnisz, stawia dodatkowe wymogi nie do zrealizowania tak aby jednak tych pieniędzy nie zobaczyć.

Zapytacie zapewne dlaczego nadal tu jestem. Po pierwsze lubię swoją pracę, lubię dziedzinę, którą się zajmuję. Po drugie lubię swoich kolegów z pracy, jedziemy na tym samym wózku. Po trzecie staram się to olać i nie przejmować się tym nadto, dopóki finansowo jakoś sobie radzę. Szukam innej pracy jakoś tak spokojnie i bez nerwów, ale na wschodzie Polski jest to naprawdę trudne. Wysyłam aplikacje na stanowiska, które się pokazują, ale proces poszukiwania pracy to temat na inną historię :)

by CzarnaMysz
Dodaj nowy komentarz
avatar Lypa
9 15

"ale na wschodzie Polski jest to naprawdę trudne" - to prawda, dlatego należy może pomyśleć również nad zmianą wchodu choćby na "Centrum Polski".

Odpowiedz
avatar Ara
5 13

@Lypa: Nie wiem za co Cię minusują. Doszedłem do tego samego wniosku. Autorka jest dorosła, zarabia, a skoro rynek w danym miejscu jest słaby, warto odłożyć i przenieść się tam, gdzie jest silniejszy. Wydaje się logiczne. Minusują pewnie roszczeniowcy co to narzekają że pracy nie ma, ale nigdzie tyłka nie ruszą, bo to do nich się powinno na kolanach przychodzić by zechcieli się łaskawie zatrudnić.

Odpowiedz
avatar Lypa
0 0

@Ara: Ja przecież też pochodzę ze ściany wschodniej, a aktualnie mieszkam i pracuję w Warszawie, gdzie powodzi mi się dobrze (obawiam się, że gdybym został tam gdzie byłem, w mojej branży - IT - nie miałbym raczej szans). Może też pomyśleć faktycznie nad pozostaniem na miejscu i zrobieniem facetowi konkurencji - przedsiębiorczość szanuję bardzo. :)

Odpowiedz
avatar katem
3 5

Radzę to co i @esku, jeśli nie masz w umowie żadnej klauzuli o antykonkurencyjności ? (z opisu szefa sądzę, że możesz nie mieć) Jeśli lubisz to, co robisz to tez proponowałabym założyć własną firmę tego typu - znajomość rynku posiadasz - i w zakresie zakupów i sprzedaży, a w dodatku wiedzę fachową.

Odpowiedz
avatar nipman
0 4

Chyba nic więcej dodawać nie muszę, bo zarówno esku, jak i katem powiedzieli to co trzeba.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
5 15

Skoro tyle czasu tam pracujecie, to znaczy że albo pensja wystarcza za te wszystkie nieprzyjemności, albo jesteście patałachami których nikt inny nie chce, ot i tyle w temacie.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
2 2

Z użalania się nad sobą nic nie wynika. Załóż sama lub z kolegami z pracy własną firmę, zresztą kilka osób już o tym wspomniało. Jeżeli wasz szef tak wariuje z cenami, to konkurencja nim jest prosta.

Odpowiedz
avatar Senites
4 6

Minusy się posypią, ale takie jest moje zdanie: Kto nie zna swojej wartości i nie posiada do siebie szacunku nigdy nie otrzyma go od innych. Jeżeli dajesz się dymać przez 4,5 roku za kasę niewiele niższą niż najniższa krajowa dodatkowo używając swojego auta( przez jakiś dłuższy czas) bo lubisz swoją pracę i kolegów to sorry, ale piekielna w historii jesteś Ty sama. Można lubić swoich kolegów w pracy, którą się lubi i być szanowanym i dobrze opłacanym w innych firmach. Trzeba tylko ruszyć się i ją znaleźć. Specjaliści są poszukiwani w każdym zawodzie/ specjalizacji. Życzę Ci zmiany poglądów i przyszłości z lepszą kasą za pracę.

Odpowiedz
avatar wumisiak
3 3

"Zapytacie zapewne dlaczego nadal tu jestem. Po pierwsze lubię swoją pracę, lubię dziedzinę, którą się zajmuję. Po drugie lubię swoich kolegów z pracy, jedziemy na tym samym wózku. Po trzecie staram się to olać i nie przejmować się tym nadto, dopóki finansowo jakoś sobie radzę". Po pierwsze, jak sądzę, dziedzina, którą się zajmujesz i którą tak lubisz daje więcej możliwości zatrudnienia, niż ta jedna firma, w której - jak wynika z historii - czujesz się źle, zarabiasz źle i jesteś źle traktowana, a na dodatek chyba nie masz zbyt wielkich szans na rozwój zawodowy. Po drugie, sympatia do kolegów z pracy nie wyklucza jej zmiany. Czy się na ciebie obrażą? Czy szef zakaże ci kontaktu z nimi? Po trzecie, albo "jakoś sobie radzisz finansowo" i starasz się nie przejmować, albo "zarabiasz ledwo ponad najniższą krajową" i z żalem piszesz o tym w historii. To jak? Nawet na wschodzie da się czasem znaleźć pracę, a skoro i tak jeździsz w te delegacje kilka razy w miesiącu, to co cię powstrzymuje przed szukaniem pracy w innym rejonie kraju?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 września 2015 o 8:57

avatar konto usunięte
3 3

Weszły do potocznego języka określenia 'na siłowni' czy 'na dyskotece', uparcie próbują się przebic 'na sklepie', 'na ochronie', ale kurde, 'na tygodniu' to chyba już przesada.

Odpowiedz
Udostępnij