Dużo osób opisuje jaki syf ludzie potrafią zostawić w wynajmowanych mieszkaniach. A co jeśli ktoś kto nie sprząta ma chorobliwą manię zbieractwa? No właśnie.
Czasami dorabiałam sobie z mamą sprzątając prywatne mieszkania. I tak trafia się małżeństwo, które chciałoby żebyśmy posprzątały szafki kuchenne, umyły okna i jeśli starczy czasu to ogarnęły ogólnie kuchnię.
Wchodzimy i pierwsze co się rzuca w oczy to mnóstwo rzeczy. Wszędzie, na stole, na parapecie, na blacie. Jakieś stare sprzęty kuchenne i ogólnie góra rupieci. Pośród tego młoda mama karmi dwójkę dzieci w wieku ok. 3 lat. Pomiędzy kręcą się dwa psy. Pani mama mówi co ma być zrobione, zabierze dzieci na dwór, z nami zostanie mąż. Wróci za 4 godziny, bo tyle czasu powinno wystarczyć.
Jakieś płyny zawsze nosiłyśmy własne ale pytamy o jakieś mleczko, czy cokolwiek do czyszczenia. Pani ma płyn do naczyń, nic poza tym. Na pytanie o domestos zapytała co to jest. No nic poradzimy sobie jakoś.
Zaczynamy od szafek kuchennych, wyciągamy szklanki, słoiki, miseczki i przeróżne rzeczy w ilości takiej, że dla wojska by starczyło. Wszystko brudne, lepi się do rąk. Więc ja opróżniam, mama wszystko myje.
Sama szafka nie myta nigdy. W międzyczasie gadka szmatka z panem mężem, który mówi, że on pracuje a żona zajmuje się dziećmi, ale nie sprząta bo maluchy są bardzo wymagające. Ciekawie.
Szafka nad zlewem z wewnętrzną suszarką na talerze. Po raz pierwszy mam odruch wymiotny. Talerze brudne, suszarka pokryta w 90% czarną pleśnią. Pan mąż mówi, żebyśmy te talerze zostawiły tam bo oni ich używają codziennie. Szybko z mamą wymieniamy przerażone spojrzenia, ale nie będziemy się wtrącać. Szafki pokryte tłustym, paroletnim kurzem. Czas ucieka bo minęły ponad 2 godziny, a my jeszcze w lesie.
Kolejna szafka, mam łzy w oczach. Wyjmuję leki (przeterminowane o 2 lata), masę śmieci, brudne kubeczki po jogurtach z zapleśniałymi resztkami w środku, przeterminowane gerbery dla dzieci. Prosimy o worek na śmieci, żeby to wyrzucić, ale pan mąż mówi, że mamy mu to podawać a on to przejrzy. To mu podajemy, a on to kładzie gdziekolwiek, czyli na stół i podłogę. Przy zapleśniałych opakowaniach po jogurtach, pytam po co mu to. On to przejrzy, coś się przyda.
Zanim skończyłyśmy same szafki, w kuchni urosła ogromna sterta tych wszystkich rzeczy. Mamy jeszcze pół godziny, więc pan chce żebyśmy zobaczyły do zmywarki bo "tam coś śmierdzi". Zmywarka odłączona od prądu, nigdy nie była używana. Żeby ją otworzyć musiałyśmy przełożyć (bo nie mogłyśmy wyrzucić) masę śmieci i rupieci. Kuchnia już cała zawalona, ale dostajemy się do środka zmywarki.
Uderza nas okrutny smród i ciężko opisać to słowami. W środku mnóstwo wody, która, wnioskując z opowieści stała tam od 2 lat.
Ogólny obraz to mnóstwo śmieci, podłoga pokryta zaschniętym brudem, kuchenka czarna, nic nigdy nie umyte. Okna przebijały się zza tych rupieci, ale podwórka nie widać, bo całe pokryte tłustym, paroletnim brudem.
Żeby nie przedłużać, jak wróciła pani mama z dziećmi zadała tylko pytanie jak to nie zdążyłyśmy umyć okien. Byłyśmy tak przerażone tym co widziałyśmy, że nie dyskutowałyśmy. Zapytałyśmy tylko jakim cudem, przez dwa lata nie zajrzeli do zmywarki, skoro czuli, że coś śmierdzi.
Po wyjściu stamtąd, do końca dnia, nic nie mogłyśmy już przełknąć. Do dzisiaj mam w głowie obraz dzieci, jedzących przy brudnym stole, z brudnych talerzy, które stały na suszarce pokrytej pleśnią.
Dzieciaki po takiej szkole przetrwania będą odporne na Ebolę, HIV i H5N1.
Odpowiedz@manson1205: No i sama widzisz. Po cholerę komu szczepionki?
OdpowiedzMoże warto było wywiedzieć się, jaka instytucja zajmuje się pomocą takim dzieciom?..
Odpowiedz@bloodcarver: Bez przesady. Jakiej niby pomocy te dzieci potrzebują? Lepiej by im było u obcych, byle w czystej kuchni? Moim zdaniem pomocy potrzebują raczej rodzice, lub przynajmniej jedno z nich.
Odpowiedz@Armagedon: Przecież jeśli zgłoszą to do jakiegoś MOPRu czy gdzieś nie zabiorą im od razu dzieci. Oni są od tego, żeby im pomóc. Jakiś psycholog czy coś. Wytłumaczą, pomogą może nawet w sprzątaniu. Pokażą co i jak. Może jeśli rodzicie się wystraszą, że zabiorą im dzieci to zaczną myśleć trochę?
Odpowiedz@nisqa: Jest taka instytucja jak asystent rodziny, powinien pomóc. I to właśnie się załatwia w MOPS-ie.
Odpowiedz@bloodcarver: Ale przecież zauważyli, że jest brudno i próbują coś na to poradzić. Po coś zatrudnili autorkę czy mi się wydawało?
OdpowiedzAle skąd wniosek o zespole zbieractwa? Tylko na podstawie tego, że pan nie chciał nic wyrzucać? Patologiczne zbieractwo zazwyczaj występuje w wieku podeszłym, chociaż oczywiście niekoniecznie, natomiast dziwne, że na taką sytuację godzi się żona (z historii wynika, że mąż ogranicza porządkowanie a nie żona). Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że właściwie żadna instytucja i tak nie zadziała. Metraż mieszkania zapewne odpowiedni, dzieci nie chodzą głodne i są zadbane. Ktoś musiałby uświadomić rodzicom istotę problemu ale skoro autorka historii tego nawet nie podjęła się zrobić to raczej nie zrobił też tego nikt inny. Natomiast sprawę może rozstrzygać sąd. Tutaj w oparciu o informacje kuratora sąd odebrał dziecko:http://www.papilot.pl/wydarzenia/5606/SONDA-Czy-balagan-w-domu-jest-wystarczajacym-powodem-by-odebrac-matce-dziecko.html Komentarze na tej stronie są dość interesujące: http://psychika.net/2012/05/syllogomania-czyli-emocjonalne.html Wypowiadają się i osoby mające problem z utrzymaniem porządku i dzieci zbieraczy. Tu filmy dokumentalne BBC o ludziach cierpiacych na syllogomanie: https://www.youtube.com/watch?v=fpgLxe9dHmw&list=PLVRYknQq5kYs9aH6lukZdUI4WJJ70VX37&index=2
Odpowiedz@Pieklik: oglądałam programy dokumentalne o zbieraczach, ich dom wyglądał identycznie. Mnóstwo rzeczy, wszystkiego. Śmieci, rupieci, kubeczków, robotów kuchennych. Pan nie pozwolił wyrzucić nic. Jeśli to nie było zbieractwo to nie wiem co to jest. A żona widocznie miała to samo. Jej w ogóle nie przeszkadzał syf. Niepracująca kobieta, siedząca w domu z dziećmi i nie mająca pojęcia o jakichkolwiek środkach czystości. A propo uświadamiania, to spędziłyśmy tam 4 godziny, więc w historii pominęłam basze rozmowy, bo wyszłaby za długa. Mówiłyśmy, że to wręcz niebezpieczne, podpowiadałyśmy jak utrzymać porządek. Ba, podałyśmy listę podstawowych środków czystości, ale co oni z tym zrobią to nie wiem. A dzieci oprócz tego, że żyły w tym syfie, to były zadbane, nakarmione, czyste i kochane
Odpowiedz@Pieklik: Z historii wynika, że to mąż ogranicza porządkowanie? Czyżby? Ja to widzę tak, że oboje ograniczają, i to po mistrzowsku; żona "zajmuje się wymagającymi dziećmi" i sił jej nie wystarcza na przetarcie pleśni użytkowanych na co dzień utensyliów, a pracującemu mężowi nie przeszkadza bród, smród i sterta uzbieranych fantów - i sam też nie kiwnie palcem. Ech... ja rozumiem, że ludzie pracują, że dzieci faktycznie wymagają sporo zaangażowania... Ale jest gros osób, którym jakoś, mając dzieci i będąc aktywnymi w pracy, udaje się utrzymać w miarę estetyczne warunki otoczenia; więc taką sytuację trzeba uznać za patologiczną i winą obarczyć, zapewne, oboje dorosłych mieszkańców.
Odpowiedz@wumisiak: Nie wiem za co obarczać. Wezwali ludzi do pomocy przy sprzątaniu. Ciekawe skąd im się wziął taki pomysł. Może coś chcą zmienić ale nie wiedzą co i jak. Sytuacja jest patowa bo nie wiadomo kto i jak miałby im pomóc.
Odpowiedz@Pieklik: wezwali nas głównie do oczyszczenia szafek, reszta miała być przy okazji. Więc podejrzewam, że nie chcieli nic zmienić, ale po prostu brakowało im miejsca na dalsze upychanie śmieci. Syf jaki był, taki został, a nawet gorszy bo wszystkie rupiecie piętrzące się w szafkach, znalazły się na środku kuchni.
Odpowiedz@pusia: ostatnie zdanie jest najważniejsze. a było brudno, to zamówiły sprzątanie, i tyle. na co te dywagacje o MOPSie????
Odpowiedz@wumisiak: gdyby mój mąż odkładał zapleśniałe jogurty i zepsute gerbery, "bo się przyda", to pewnie też byłabym "zmęczona" i musiała wynająć kogoś do sprzątania. Chociaż bardziej prawdopodobny byłby rozwód ;) Ale związki są różne, czasem jedna strona nie jest niezależna i taka sytuacja jest jak najbardziej realna.
OdpowiedzHm zgłodniałem.
OdpowiedzHohooo a myślałam, że to ja jestem bałaganiarą...
OdpowiedzTeż tak myślałam zanim poznałam piekielnych ;)
Odpowiedztu nie trzeba się wstydzić ani hamować, na takie sprzątanie to stawka powinna wynosić 150-200% , to nie jest zwykłe sprzątanie, tylko praktycznie uzdatnianie...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 września 2015 o 21:20
A najciekawsze jest to, że z tej całej, czterogodzinnej harówy -jakby gówno wyszło. Bród i smród przełożony z jednego miejsca w drugie, a bałagan jeszcze większy, bo wszystko stoi na środku. Może tylko szafki dopucowane, a i tak nie wszystkie, ponieważ tej zapleśniałej gospodarz ruszyć nie pozwolił. Może trzeba było zacząć od okien? Przynajmniej jakiś efekt byłby widoczny.
Odpowiedz@Armagedon: szafki były wg państwa najważniejsze więc od tego zaczęłyśmy, tylko nikt nie wiedział, że zajmie to tyle czasu. I masz rację, efektu żadnego, wychodząc byłam po prostu przerażona, że ta kuchnia od zewnątrz wyglądała jeszcze gorzej. Oni byli zadowoleni, nie wiem z czego. Może z tego, że po 2 latach przestało śmierdzieć ze zmywarki. Do tej pory nie rozmawiałyśmy z mamą na ten temat. Za dużo tego było, za dużo syfu, za dużo naszej pracy i o wiele za mało efektu
OdpowiedzMyśląc o pracy w takim miejscu wyobrażam sobie, jak dziką satysfakcję miałabym, gdyby ktoś pozwolił mi to wszystko wywalić :D Ale w Waszym przypadku to musiała być męka, toż takie sprzątanie to jakby myć naczynia i co jakiś czas między te umyte wtykać zasyfione, tak, żeby jeszcze resztkami uwalić te czyste. Głupiego robota.
OdpowiedzMnie to nic już nie zdziwi od czasu gdy szukałem lokalu do wynajęcia na biuro - w paru miejscach po prostu smród aż szczypał w oczy..
Odpowiedzchodzę czasami odczytywać wodomierze w mieszkaniach... to co ludzie, którzy na codzień wyglądają jak wycięci z okładki żurnala potrafią mieć w domu przyprawia o gęsią skórkę i sprawia, ze mimowolnie zaczynam sie drapać, bo mam wrażenie, ze coś po mnie łazi... a szafka po zlewem bije wszelkie rekordy...
Odpowiedz