Znajoma wyprosiła współlokatora z mieszkania, z błogosławieństwem właścicieli. Dlaczegóż?
O ile znajoma jest cierpliwa i o ile można jakoś objąć rozumem, że dorosły (ładną dekadę starszy ode mnie) facet wynajmujący pokój:
- nie posiada żadnego "osprzętu": pościeli, kubka, talerza, ścierki, wszystko pożycza od współlokatorów i właścicieli;
- nie sprząta przestrzeni wspólnej, mimo napomnień - bo nie;
- zmusił lokatorów do trzymania papieru toaletowego i środków czystości w pokojach, bo nie kupował swoich;
- zostawia po sobie syf w kuchni, bo przecież okruchy po kanapkach same wyjdą do kosza;
- nie rozumie, dlaczego należy prać oddzielnie kolorowe i białe;
- żywi się tylko mrożonkami;
- nie używa zmywarki, woli lać wodę; okazało się, że nie wie, jak wkładać do niej rzeczy, a nie chciał pytać (przez pół roku);
- nie umie zamontować dostarczonych mu do pokoju przez właścicieli żaluzji (nakładanych), wieszaka (przyklejanego), półki.
- "nie da się zmusić" do odkupienia zniszczonych rzeczy (wyrzucane do śmieci sztućce, kubki, nieprane od pół roku prześcieradło itp.)
itp., itd., to zrozumienie faktu, dlaczego w dwa tygodnie już trzy razy niemal spalił mieszkanie, przekracza możliwości percepcji.
Jak prawie spalił?
P. potrafi ugotować co prostsze rzeczy: ziemniaki, makaron, jajka. Ma też tendencję do zapominania. Tak więc: nastawia jajka/makaron/ryż, idzie się kąpać, kładzie się spać. Jeśli ktoś jest w domu, to wyłączy jego wiktuały, jeśli nie, to budzi go swąd spalenizny. Dwa razy w tym miesiącu to uczynił.
Jednak tydzień temu przeszedł sam siebie. Otóż: wyjął blachę z piekarnika, wstawił kratkę i bez żadnego zabezpieczenia włożył na nią pizzę (zawsze tak robi, bo "jest smaczniejsze" - a że w mieszkaniu smród od palących się resztek z dna piekarnika, to nie jego interes, jemu nie przeszkadza...), po czym... zapomniał i wyszedł z domu. Gdy wrócił drugi z lokatorów, zastał chmurę dymu, smród nieziemski, w piecu węgiel. Reakcja P.? "Każdemu może się przecież zdarzyć, nic się nie stało!"
Otóż stało się. Wypowiedzenie, litościwie do końca miesiąca. Szkoda, że nie ma jak ostrzec jego przyszłych współmieszkańców...
Nie wiem ile masz lat, ale jeśli założyć, ze facet ma 40-50, to albo jest tak nie odpowiedzialny, że już nie da się go niczego nauczyć (może w domu nic nie musiał, wszystko uchodziło mu płazem, może mama/żona sprzątała taki przypalony piekarnik?), albo ma już coś z głową.
Odpowiedzwypowiedzenie do końca miesiąca? w umowach powinien być i często jest punkt, że jeśli ktoś niszczy mieszkanie, to jest z niego usuwany bezzwłocznie.
OdpowiedzA kanapki, ziemniaki, makaron i jajka to tez mrozonki?;)
Odpowiedz- nie rozumie, dlaczego należy prać oddzielnie kolorowe i białe; - żywi się tylko mrożonkami; Te dwa punkty to akurat po prostu nie wasza sprawa.
Odpowiedz@bloodcarver: Moja nie. Ale koleżanki, od której pożyczył prześcieradło i uprał z kolorowymi ciuchami, po czym odmówił odkupienia ("Czyste jest, co się pieklisz") już tak.
Odpowiedz@Skarpetka: "Dobry zwyczaj, nie pożyczaj." A żywić mogłby się nawet wodą i światłem słonecznym - co was to?
OdpowiedzNie dość, że to nie Wasz interes, to przecież skoro je ziemniaki, makaron itp. to już nie "tylko mrożonki". A z ciekawości, jaki jest problem z tymi mrożonkami, że wymieniłaś taki podpunkt? Przecież, jakby nie patrzeć, to dla reszty lokatorów lepsze, niż jakby jadał dwudaniowe obiady, brudząc do tego kilka garnków i, od czasu do czasu, spalając te garnki naraz :D
Odpowiedz@bloodcarver: nie ich, ani nie nasza, ale w moim odczuciu miały pomóc ukazać stopień niezaradności życiowej chłopaka. Mnie w sumie też irytuje zerkanie mi do talerza, szczególnie, że moja była współlokatorka hiperchrześcijanka potrafiła mnie wypytywać o to czy aby na pewno wiem że jest piątek, bo przecież jak to tak jeść w taki dzień mięso?!
OdpowiedzOdpowiedziałbym: Następna będziesz Ty :-D
OdpowiedzKurde, też bym nie umiała zamontować żaluzji :D Ale cóż, znajoma może tylko liczyć, że facet do końca miesiąca nie odstawi jeszcze czegoś, a potem cieszyć się, że pozbyła się problemu.
Odpowiedz@mitzeh: Normalny człowiek jak czegoś nie potrafi to prosi kogoś o pomoc a nie czeka aż samo się zrobi.
Odpowiedz@archeoziele: Nie. Normalny człowiek, jak nie potrafi czegoś zrobić zatrudnia osobę, ktrórej płaci za wykonanie tejże usługi. Wyobrażasz sobie współlokatora proszącego Cie o coś po kilka razy dziennie? Na przykład posprzątanie pokoju, bo sam nie potrafi?
Odpowiedz@Shaienne: Człowiek, który po kilka razy dziennie prosi o pomoc w prostych domowych czynnościach nie jest do końca normalny. Tak więc, normalny człowiek jak czegoś nie potrafi, zwraca się o pomoc jeżeli ma do kogo. Ten z historii natomiast to jakaś kaleka albo co najmniej nieudacznik.
Odpowiedz@Shaienne: Człowiek który nie potrafi po sobie posprzątać nie jest normalny (o ile ma więcej niż 3 lata). Ale gdyby mój współlokator poprosił mnie o pomoc w zawieszeniu półki to bym pomogła. Ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Bo ja mu dzisiaj pomogę z półką a on mi jutro przykręci żyrandol.
OdpowiedzCo do samego gościa opisanego w historii to nie mam słów bo to szkoda tylko strzępić klawisze dla takich jednostek. Ale co do stwierdzenia że nie ma jak ostrzec przyszłych jego współlokatorów to mam jedną radę: Wymalować mu na czole czymś niezmazywalnym link do tej historii i sprawa załatwiona ;)
OdpowiedzLudzie w wynajmowanych mieszkaniach (kiedy jest więcej niż dwóch współlokatorów) zazwyczaj mają tendencję do niesprzątania. Dzisiaj zabawiłam się z mamę i dwóch dorosłych chłopców zagoniłam do mycia prysznica i kuchenki. Bo bez mojej sugestii, że jest syf, to by chyba tego nie zauważyli (a i sama dałam im przykład zamiatając i myjąc podłogę). Jeszcze jakieś pięć lat i może będzie mnie stać na samodzielny wynajem...
Odpowiedz@Krolewna: to nie kwestia ilości ludzi w mieszkaniach- ale kwestia wychowania i kultury osobistej.
Odpowiedz