Kiedyś już wspominałam, że pracuję w ośrodku jeździeckim na obczyźnie. Piekielności specjalnie nie było aż do teraz.
Na początek małe wprowadzenie:
Inteligentny człowiek gdy kupuje psa od hodowcy to wie, że musi go sobie wychować, żeby np. chodził przy nodze, słuchał poleceń, nie właził na kanapę i przy okazji właścicielowi na głowę. To, że pies ma respekt przed hodowcą nie oznacza, że będzie miał respekt przed każdym obcym człowiekiem.
Podobnie jest z koniem i w sumie chyba większością innych zwierząt.
Do rzeczy:
Mieliśmy 3-letnią klacz na sprzedaż. Bez narowów, defektów i innych takich, wstępnie ułożoną. Poprzednia właścicielka sprzedawała, bo chciała zmienić dyscyplinę sportową na inną, do której akurat ta klacz się nie nadawała.
Zgłosiła się chętna, pani była bardzo zainteresowana. Przyjechała na kilka jazd i zakochała się w zwierzaku. Zakupiła klacz z całym osprzętem, przez pewien czas trzymała ją u nas i przyjeżdżała na treningi, wzięła też udział w większym, grupowym szkoleniu. Ogólnie pełen zachwyt i szał na granicy rzygania tęczą.
Potem zabrała klacz do siebie do domu i nastała cisza.
Niestety była to cisza przed burzą, gdyż kilka tygodni temu szef dostał dwa listy - jeden od klientki, a drugi od jej prawnika. Ogólnie było tam napisane, że szef oszukał panią sprzedając jej piekielnego konia z narowami i ona żąda, żeby "ktoś coś z tym zrobił, bo koń miał chodzić jak w zegarku, przecie wyszkolony jest!". Po głębszym dochodzeniu okazało się, że pani pod okiem trenera radziła sobie dobrze, ale samodzielnie nie była już tak konsekwentna. Zwierzak szybko to wyczuł i zrobił kilka numerów m.in. odmówił współpracy. A czyja to wina? "Doświadczeni" znajomi pani orzekli, że nasza.
Koniec końców klacz do nas na pewien czas wróciła. Jeździł na niej szef, jeździłam ja. Narowów nie stwierdziliśmy.
Niestety happy endu na razie nie ma, gdyż pani dalej twierdzi, że została perfidnie oszukana i żąda zadośćuczynienia za doznane krzywdy. Jak się sprawa rozwinie? Nie wiemy.
zagranica
Bo tak najlepiej, nie podołać zadaniu i winą z swoje błędy zrzucić na kogoś innego
Odpowiedz@Bryanka: a inny hodowca nie moze sprawdzic konia i wydac opinii?
Odpowiedz@pawel78: Klacz niedawno wyjechała do innej trenerki i ona też nie stwierdziła niczego odbiegającego od normy. Zwierzak jest młody, dopiero się uczy i wymaga konsekwentnego postępowania. Ot i cała filozofia. Wystarczyłoby gdyby pani właścicielka kontynuowała zajęcia pod okiem osoby doświadczonej. Problem polegał na tym, że osoby z otoczenia tej pani zawyrokowały, że to wina sprzedającego.
Odpowiedz@bryanka: rozumie i zgadzam sie. Sa osoby niekonsekwentne lub kupujace zwierze np.do zabawy. A chodzilo mi tu o Was, zebyscie mieli opinie do sadu od niezaleznego instruktora/hodowcy. Natomiast babka po przegranej sprawie i tak bedzie musiala zwrocic koszty:)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 sierpnia 2015 o 12:13
A z taką opinią to nie będzie problemu, tylko szef się martwi, że plotki będą i zła fama pójdzie. On bardzo dba o dobry PR i przejmuje się takimi sytuacjami. Chociaż ponoć w całej historii ośrodka to pierwsza taka sytuacja. Na razie babka nas postraszyła, a jak to się rozwinie to cholera wie. Druga trenerka zawyrokowała też, że jakby pani właścicielka wyraziła chęć to jeszcze ma szansę "dogadać się" z klaczą i miałaby na serio fajnego konia.
OdpowiedzIleż to słyszałam historii o tym, że ktoś wziął psa/kota z hodowli, czy schroniska i oddawał zwierza, bo mu nasikał w domu, albo pogryzł meble.. Ludzie są nienormalni, kupują zwierzaka tak samo jak np. komputer - kupiłem, więc ma działać i już i oczekują, że zwierzak sam się wszystkiego domyśli...
Odpowiedz