Nie wiem czy piekielnie, na pewno przykre.
Pomagałam siostrze pochować kota, samochód go potrącił, przykre, zdarza się. Pomagając jej naszła mnie refleksja.
Drodzy kierowcy, zdarzy się czasem potrącić zwierzę, głupie toto, wyskoczyło, noc, ciemno, łup i po sprawie. Mam prośbę - jeżeli macie taką możliwość zatrzymajcie się kawałek dalej, włączcie awaryjne i zepchnijcie zwierzaka na pobocze. Nieuniknione jest, że jakiś kolejny kierowca chcąc nie chcąc najedzie na truchło. A uwierzcie mi, właściciel wolałby zwierzaka pochować w całości, bo ostatnią rzeczą o której marzy to skrobanie łopatą z ulicy flaków czegoś, co kilka godzin wcześniej miało imię i mruczało ci na kolanach.
Dużo łatwiej jest, jeżeli człowiek wie, że na pewno zakopuje swoje zwierzę, bo jest w stanie je rozpoznać, już nie mówiąc o tym, że najechanie na cztery kilo mięsa przez innego kierowcę nie jest bezpieczne.
Drogi
Chyba żartujesz. Uważasz ze po tej prośbie ktoś sie zatrzyma i będzie się fatygował? Życie jest niestety brutalne.
Odpowiedz@Zeus_Gromowladny: No i zbieranie truchła np. po ciemku przez kierowcę nie jest w ogóle niebezpiecznie :-D
OdpowiedzZacząłem się spotykać u motocyklistów z zachowaniem że jeśli nie ma dużego ruchu to zejdą z maszyny i przeniosą na pobocze. Sam mialem okazje na wlasne oczy zobaczyć lub zrobić coś takiego od początku sezonu.
Odpowiedz@Zeus_Gromowladny: jak dotrze chociaż do paru osób to by nie było źle. @vonflauschig: dlatego napisałam w miarę możliwości. Na autostradzie się nie zatrzymasz, ale przy wiejskiej drodze chyba można na minutę na awaryjkach stanac.
Odpowiedz@Ostryy13: jeżeli widzę przejechane zwierzę, a mogę to staję kawałeczek dalej na awaryjnych, i sciagam zwierzaka z ulicy. A może ktoś będzie szukal psa lub kota? I przynajmniej pozna swoje zwierzę. Kot siostry byl w stanie mocno "utrudniającym identyfikację". Co najmniej jeszcze ze dwa auta go najechały. NIKT się nie zatrzymal i nie zepchnąl bogu ducha winnego zwierzaka.
Odpowiedz@Ostryy13: Jestem motocyklistką ale akurat wtedy jechałam samochodem ze swom mruczkiem do weterynarza. Zobaczyłam martwego już kota na drodze. Popatrzyłam tylko na chłopaka, on bez słowa się zatrzymał. Stwierdził, że właśnie sam chciał to zaproponować. Wyszłam, ściągnęłam go na bok. Widać było, że zadbany był. Mi samej zrobiło się szkoda.
OdpowiedzNie. Zdarzyło mi się rozjechać lisa nocą na drodze szybkiego ruchu gdzieś w kierunku niemieckiej granicy i Szczecina. Musiałam się zatrzymać, żeby sprawdzić, co z autem, bo łupnęło niebanalnie. Ale nie ma takiej siły, żebym właziła na drogę szybkiego ruchu, żeby zepchnąć truchło, bo sama nie chcę truchłem zostać.
Odpowiedz@vonflauschig: dlatego napisałam "w miarę możliwości". Na drodze przy której mieszkam dałoby rade się zatrzymać. Jakoś dwóch dziewczyn skrobiących kota z asfaltu przez 10 minut nikt nie potrącił.
OdpowiedzA mnie nachodzi refleksja, żeby nie puszczać "tego co miało imię i parę godzin wcześniej mruczało na kolanach" samopas. Zwłaszcza w okolicach dróg o sporym natężeniu ruchu.
Odpowiedz@yannika: Musiałabyś trzymać wszystkie koty w zamknięciu. Co przy realiach domów jednorodzinnych jest z reguły niemożliwe. Nie trzeba wcale większej drogi. Koty, a w szczególności chyba kocury, to takie bestie, że drogę przekraczają jak kamikaze - nie patrzą na nic tylko przebiegają.
Odpowiedz@yannika: Wiesz co? Mojego kota rozjechali na drodze na takim zadupiu, że jak jeden samochód na godzinę się pojawi, to już jest spory ruch. W biały dzień jakiś pacan, który za nic ma ograniczenia prędkości i progi zwalniające w niego przywalił swoją terenówką. Z dobrego źródła wiem, że gość szaleje autem po okolicy już dobre parę miesięcy i potrącił jeszcze dwa inne koty i psa. Widać go to bawi. Także tego.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 sierpnia 2015 o 13:19
@Zmora: mieszkam koło tzw schetynowki. Już potrącili mi trzy koty na przestrzeni paru lat i ŻADEN z kierowców się nie zatrzymał. Raz potrąciłam kota. Zatrzymałam się, żeby mu pomóc, ale uciekl w pola tak szybko, że nie miałam szans go dogonić. A ci co mówią z żeby kota na wsi trzymać w domu cały rok niech się zastanowią nad tym, co mówią. Ani psa, ani kota nie utrzymasz w domu na wsi. A dla kota plot to nie przeszkodą.
OdpowiedzNie trzeba trzymać kota w zamknięciu. Wystarczy nauczyć go do spacerów na smyczy, co nie jest trudną sztuką. Wy wiecie,gdzie chodzi wasz pupil, a on sam jest bezpieczny.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 sierpnia 2015 o 14:22
@Aptekara85: Ale co jest takiego problematycznego w trzymaniu kota w domu? Mieszkam na parterze, nie jest to blok, jest tu dużo zieleni, bo to osiedle takich domków, ale ja wiem co to są drzwi i je po prostu zamykam. A w oknach mam zwykłe siatki na owady do kupienia w sklepach budowniczych za 10zł. Czasem kot pazurem ją rozerwie, ale po prostu kupuje nową. I wyobraź sobie, że potrafię utrzymać kota w domu.
Odpowiedz@Aptekara85: Nie da się, powiadasz? Muszę to powiedzieć mojej babci, że od 12 lat dokonuje niemożliwego. Trzymanie kota w domu to nie jakiś nieziemski wysiłek a zwykla odpowiedzialność za zwierzaka (żeby go nic nie rozleciało/zjadło ani żeby on nie robił szkód). Już nie wspominając o ułańskiej fantazji tych co puszczają koty niestyrylizowane w długą.
Odpowiedz@Zmora: Na mojej ulicy (miasto, ograniczenie do 50km/h) też jakiś kretyn przejechał mojego kota w środku dnia, ale nie wiem, co się stało ze zwłokami, bo ich nie znaleźliśmy... W ogóle na tej drodze co chwilę widać jakieś przejechane zwierzę czy to kot, jeż, czy coś innego. Droga wzdłuż domków jednorodzinnych, każdy ogrodzony a wzdłuż ogrodzenia chaszcze, że nic z drogi nie widać - niech tak dalej jeżdżą, jak im kiedyś jakieś dziecko wybiegnie, to może zmądrzeją. Szkoda, że wtedy już będzie za późno.
Odpowiedz@sixton: Bo: 1. Kocury się sterylizować powinno wtedy nie ma problemu z poruszaniem się jak kamikaze 2. Kota sę nie da w domu utrzymać? mieszkam w domku jednorodzinnym. 2 koty od 3 lat. Voila, ani razu nie uciekł mi żaden z nich. Wyprowadzane są na smyczy. trochę odpowiedzialności, jak to już ktoś wyżej napisał, wykastrowanie/sterylizacja i wszystko gra.
Odpowiedz@Limonka: Piszesz o kotkach maskotkach, pupilach. Jednak nadal w wielu domach traktowane są jako zwierzę "gospodarcze". O takich głównie piszę. Powiedz mojemu dziadkowi żeby chodził z kotem na spacer na smyczy, albo nie trzymał w lecie wiecznie otwartych drzwi. Bo jak czytam powyższe komentarze to mam wrażenie, że dla co niektórych kotek traktowany ma być bardziej jak dziecko niż zwierzątko, na dodatek chowany tylko wedle ściśle określonych reguł. Ot, taki kaprys wysublimowanych, nowożytnych elit. A co z innymi? Czy zażądacie odebrania zwierzaczków wszystkim, którzy inaczej chowają zwierzęta? Może odmówisz im prawa do trzymania zwierząt? Proszę tylko nie wycierać sobie wszystkiego tą swoiście pojmowaną, postępową odpowiedzialnością.
Odpowiedz@sixton: Oho, jestem elitą, bo dbam o mojego ukochanego zwierzaka, z którym spędziłam pół mojego życia. W końcu to tylko zwierzę-wpadnie pod koła, to sobie wezmę następnego. I kolejnego. W końcu też na co komu sterylizacja zwierząt wychodzących-kocięta/szczenięta tak fajnie topią się w rzece! A jak babcia się ucieszy, gdy to zobaczy. Taka rozrywka dla całych rodzin. Szkoda tylko, że moja babcia, która całe życie mieszkała na wsi, po tym jak przygarnęła swojego Micię (ipo krótkiej rozmowie o tym, jak jego żywot może się skończyć pod kołami), w wieku 78 lat, potrafi ubrać go w smycz, zejść z nim na podwórko i o niego zadbać.Da się? Da się. Ale co ja tam wiem. Nie jestem tak postępowa, jak twój dziadek, bo to tylko zwierzę gospodarcze. W końcu zamykanie stodoły jest takie prostackie i wielkomiejskie.
Odpowiedz@Habiel: A ja głupi myślałem, że ludzie tu będą rozumieć jaką rolę odgrywają zwierzęta w "nowoczesnej cywilizacji". I tak, chyba możesz się podpiąć pod tą wątpliwą współczesną elitę (a przynajmniej jako ich naśladowczyni). Może nie zauważyłaś ale nigdzie nie pisałem o tym jakie jest moje zdanie - piszę o faktach jakie znam na wsi. Będziesz je negować? A może każdy kto postępuje inaczej niż Ty jest barbażyńcą? Bo pozwala kotom biegać po okolicy to znaczy od razu że lubi topić kocięta?
Odpowiedz@Aptekara85: Skoro już 3 koty zginęły przez twój brak wyobraźni, to następnym razem weź kup sobie pluszaka?
Odpowiedz@Aptekara85: Wykastrujesz to utrzymasz.
Odpowiedz@sixton: Pisałeś o praktyce na wsi-topienie kociąt/szczeniąt/nadprogramowego przychówku zwierząt, jest niby normą. Z tą różnicą, że na jakie gospodarstwo (w mojej okolicy) nie zajrzałam, to zwierzęta były szanowane. Siedziały na podwórku, na polach. Jeśli wyszły na jezdnię zaraz je wołano do siebie, a jeśli jechało auto-potrafiło się ono zatrzymać. O wiele więcej rozjechanych zwierząt widziałam w okolicy miast, a nie wsi. To chyba też o czymś świadczy, tak jak powiedzenie, że dobrego rolnika-hodowcę idzie poznać po tym, że nim sam zje idzie nakarmić świnie.
Odpowiedz@Zmora: jakbyś swojego kota pilnowała i nie wypuszczala, to by go żaden "pacan" nie rozjechal. Pamiętam zresztą dyskusję pod jakąś historią, że wypuszczanie kotów jest bezpieczne. Twoja wina. Także tego.
Odpowiedz@lazy_lizard: swoje koty sterylizuje, to po pierwsze. Po drugie moj kot pochodzi z miasta, pierwszy rok życia nieba nie oglądał. I raz zobaczyl. Nie ma takiej siły co go utrzyma w domu. Ramę okna gryzie i drapie żeby wyjść. Jakoś cztery lata biega. Siostry kot pochodzil ze schroniska. Też w zamknięciu wychowany. Nauczyl się okno otwierać, żeby wyjść (pierwsze pietro)
Odpowiedz@novacianka: to nie jest brak wyobraźni. Dbam o swoje koty, ale zadem nie miał ochoty wychodzić na smyczy. Śpią i jedzą w domu, sterylizuje je. Siostra jak brała kota ze schroniska to nie miała zakazu niewypuszczania kota. Mimo ze nie chciala go wypuszcza, on sam jej wyszedł.
Odpowiedz@yannika: KASTRUJE swoje zwierzęta. W czynie społecznym opiekuje się też ptakami, współpracuje z lokalnym TOZem. Miałam 9 kotów i dwa psy, wszystkie były kastrowane i trzymane w domu, miały tzw wolny wybieg. Trzy zginęły. Nie mam żalu ze zginęły, mam żal ze nikt się nie zatrzymał, jedno potrącenie widziałam, gnoj nawet nie przyhamował, notabene rejestracja PO.
Odpowiedz@yannika: Każde zwierzę da się utrzymac w zamknięciu, jak się chce, ale ja będąc kotem bym wolała żyć krócej na swobodzie niż spędzić kilkanaście lat zamknięta w domu/mieszkaniu
OdpowiedzWłaściciel niech pilnuje kotka, bo może spowodować wypadek. Koleżanka powinna odkupować zderzak kierowcy, który potrącił jej kota.
OdpowiedzNie wiem jaki to musiałby być samochód, żeby uderzenie w kota zniszczyło zderzak :o poniosło cię chyba.
Odpowiedz@mietekforce: chyba jesteś niepoważny. Poza tym jak chce odszkodowanie to niech SIĘ ZATRZYMA i sprawdzi czy coś mu się nie urwało, a potem niech skopie truchło na bok, żeby jakiś samochod albo motor nie wpadl. Kota pilnuje, powodzenia. Nie pierwszy to kot który wlecial pod koła i nie ostatni, ale jakis minimalny szacunek dla braci mniejszych wypada mieć. Ja jeżeli mogę, a widzę coś potrąconego to sciagam na pobocze.
Odpowiedz@katzschen: Mój dziadek uderzył bodajże w królika. Nie zatrzymał się, ale czemu to nie wiem, może po prostu królik uciekł. Kilka kilometrów dalej zatrzymała go policja, bo jechał bez tablicy rejestracyjnej. Czyli jednak jakieś zniszczenia takie małe zwierzę potrafi zrobić.
Odpowiedz@pati9366: Oczywiście że potrafi spowodować szkody - nawet na lakierze. Te szkody są winą właścicielki, która nie pilnuje kotków. Poza tym kierowca, który potrąci takie zwierze, może się przestraszyć i nie wiadomo jak zareagować. Wtedy przez głupiego kotka mogą zginąć ludzie. Ale spoko, dalej spuszczajcie się nad życiem i truchłem bezmyślnego sierściucha.
Odpowiedz@mietekforce: weź nic więcej nie mów, bo Cię zjedzą. Nie wolno mówić źle o kotkach. Należy dla puszczanych samopas kotów ginąć i się poświęcać. Jaka jest różnica pomiędzy domem w mieście, a domem na wsi? Ludzie w domach w mieściech dają radę zamykać zwierzęta, ci na wsi już nie? Przykro mi, nie mam zrozumienia, dość opatrywałam ofiar wypadków, gdzie ktoś próbował nie rozjechać kocurka i pierdyknął w drzewo lub chciał być socjalny i zebrał truchełko - coprawda włączył awaryjne, ale sam był ciemno ubrany i go rozjechało.
Odpowiedz@vonflauschig: tia, dzieci też trzymajmy w domach, bo biedni, niewinni kierowcy mogą sobie zrobić krzywdę. I starsze osoby, bo wolno przechodzą przez przejścia. I nastolatków, bo są nieostrożni! Ech, odkąd mam prawo jazdy, widzę, że naprawdę wystarczy dostosować prędkość do warunków jazdy, żeby nikomu nie zrobić krzywdy. Ale pewnie, lepiej zawsze pędzić, bo jeszcze straci się kilka minut przez tę okropną przepisową jazdę.
Odpowiedz@jyyli: Jadąc przepisowo też zabijesz kotka albo pieska. Przy 50 kmh, czy 70 takie zwierzę też nie ma szans. I nie porównujmy dziecka czy babci do kota. Dziecko nauczysz, babcia idzie powoli, ale wie, jak ma iść.
OdpowiedzNie jestem za wypuszczaniem samopas zwierząt domowych, bo potem płacą one za to życiem. Jednak nigdy nie zrozumiem kierowcy, który w miarę możliwości się nie zatrzyma po tym jak potrąci zwierzę. Czasami ten pies czy kot jeszcze żyje np. z połamanymi kośćmi, kręgosłupem czy tylko w miarę lekkimi obrażeniami ale np. nie jest w stanie zejść z drogi. We Włoszech przepisy są takie, ze np. jeśli potrąci się psa i możesz to masz się zatrzymać i udzielić mu pomocy czyli wezwać odpowiednie służby lub zawieźć do lecznicy. Jeśli pies ma microchip i nie zostało zgłoszone zaginięcie to właściciel odpowiada za wszystkie wyrządzone szkody, czyli także za naprawę samochodu i dodatkowo może dostać mandat za spowodowanie zagrożenia na drodze. Jeśli jednak właściciel zgłosił zaginięcie nie odpowiada za szkody ale za leczenie oczywiście. Problem pojawia się jeśli pies jest bezdomny, bo teoretycznie ten kto potrącił to płaci. Był przypadek, że 60-letni facet potrącił psa w mieście, widział co zrobił ale odjechał, świadkowie i właściciel spisali rejestrację, zgłosili sprawę do carabinieri, sprawca został zidentyfikowany i dostał mandat w wysokości 389€ ( http://www.corriere.it/animali/10_settembre_03/investe-cane-multa_2c5195b4-b75e-11df-b2c1-00144f02aabe.shtml ) Problemem w Polsce jeśli chodzi o zwierzęta domowe jest to, że nie ma obowiązku chipowania zwierząt, nie mówię, że we Włoszech to działa aż tak dobrze, bo zwierzęta są też porzucane ale taki obowiązek istnieje i jeśli np. policja przeprowadzi kontrolę i twój pies nie ma chipa to płaci się mandat.
OdpowiedzA wg mnie to apel super. Takich wypadków jest codziennie mnóstwo. Wiele razy zdarzało się mi lub komuś z mojej rodziny ściągać potrącone koty z drogi. Część z nich była martwa, część tylko ogłuszona. Te drugie po godzinie leżenia w trawie na poboczu najzwyczajniej znikała, po tym jak już doszły do siebie. Ściągając takiego nieprzytomnego i oszołomionego sierściucha ratujesz mu życie, bo przecież kolejny samochód, który na takiego najedzie zostawi tylko mokrą plamę.
Odpowiedz@Dracona: Bo masz gwarancję, że jak się ogłuszony na poboczu ocknie, to nie pomknie po drodze po raz drugi i go i tak rozjedzie.
OdpowiedzZwierząt się nie "chowa" tylko utylizuje w odpowiedniej firmie. Gdybyś kota zostawiła na drodze, to zarządca musi truchło zebrać i koszty utylizacji spadają na niego. Zakopanie w ogródku itp jest łamaniem prawa i grozi za to grzywna. Proszę Cię zastanów się co wypisujesz na tym portalu albo zmień nick, bo przynosisz wstyd naszej grupie zawodowej. Co jak co, ale farmaceuta powinien przestrzegać prawa. Tym bardziej, że takie samowolne zakopywanie grozi skażeniem wód.
Odpowiedz@macaaron: Zgadzam się z przedmówcą, grzebanie zwierząt jest niezgodne z prawem, chociaż pojawiają się w Kraju cmentarze dla zwierząt, ale zasady są takie same jak dla zwykłego cmentarza. Sanepidy, pomiary, odwierty itd.. 2 Sprawa, jestem za obowiązkiem chipowania zwierzaków domowych. Ze względu na sytuację typu: "brutalnie" rozjadę psa (który ma właściciela który pozwolił aby jego ulubieniec latał wolno) i uszkodzę sobie auto. Koszty uszkodzeń auta pokrywa właściciel psa.
Odpowiedz@macaaron: ciekawe, czy byłbyś w stanie pozbierać flaczki kota do woreczka, do samochodu i szukać gdzie utylizują. Najbliższy zaklad mam 40 km od domu. Mieszkam na wsi, dom od domu kilometr. Zakopalam flaki w rowie. Straszne. Jak zwierzę w lesie padnie albo rozkłada się w rowie miesiąc to jakoś katastrofy ekologicznej nie ma
Odpowiedz@macaaron: poza tym, jaki zarządca? Jak trafił ktoś jelenia (lanie, duże bydle na pewno nie sarna) latem, i leżał na poboczu tydzień, to pomimo ze pół wioski dzwonił DO ZARZĄDCY żeby to zabrać to nikt się nie zainteresował. Sąsiad, który mieszkał najbliżej (i najbardziej u niego śmierdziało) wykopał dziurę w rowie i zepchnal padline, bo już wytrzymać nie szło. Jeszcze przez dwadziescia parę lat nie widziałam, żeby KTOKOLWIEK przyjechal po padlinę. Czekaja aż ktoś zepchnie albo żeby z asfaltem się zintegrowana.
OdpowiedzJeżeli zaczynasz historię od "nie wiem czy piekielne" to zmień stronę.
Odpowiedz@Austenityzacja: nie ja pierwsza tak napisałam, wiec wybacz, że używam nieodpowiedniego zwrotu na wstęp.
OdpowiedzLudzie ogarnijcie się ciut! Jak utrzymasz kota w domu na wsi? Moja babcia miała kilka kotów.
Odpowiedz@pokrzywdzona: moje jakos sprytne sa. i zywe. niecale 10 metrow od furtki mam tory kolejowe. kotelki oszukuja przeznaczenie ;)
Odpowiedzaha, kiedyś jechaliśmy z ojcem na wczasy przez jakąś wiochę, na drogę wbiegło stada psów, prosto pod koła, dwa zostały na ulicy, zatrzymaliśmy się, za chwilę musieliśmy ratować życie.....
OdpowiedzBlee, dotykać takie psie czy kocie zwłoki. Ohyda, nigdy w życiu. A jak ktoś tak bardzo kocha swoje zwierze to niech o nie dba i nie puszcza samopas.
OdpowiedzZwłaszcza, że nie wiadomo czy taki pies, kot czy inne zwierze nie miał np. wścieklizny, jakiś pasożytów itp. O zarażenie nie trudno.
Odpowiedzto fajna ta refleksja, nie dosc, ze nachodzi, to jeszcze pomaga... [przepraszam, musialam ...]
OdpowiedzNie. I jeszcze raz k***A Nie! KOT MA SIEDZIEĆ W DOMU. I nie ma dyskusji. Nie trzeba by było kota skrobać z asfaltu. Kochasz? Nie wypuszczasz!!!!
Odpowiedz