Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Po historii KaczkaNoweli o zimowym obozie harcerskim przypomniało mi sie jak pracowałam…

Po historii KaczkaNoweli o zimowym obozie harcerskim przypomniało mi sie jak pracowałam na ośrodku kolonijnym jako sprzataczka.
Praca wakacyjna, nad morzem- sympatycznie. Dopóki nie przyjechała grupa Zuchów. Dzieciaczki w wieku 6-8 lat. Opiekunowie średni wiek lat 16, najstarszy 22 plus higienistka lat koło50+. Grupa łącznie 90 osób. Przestroga dla rodziców: zanim swoje maluszki wyślecie na dwa tygodnie z bandą dzieci zamiast opiekunów przemyślcie 5 razy.

1.
Opiekunowie w pierwszy dzień chcieli na ośrodku zrobić "obozy" dla dzieci na piętrach. Inicjatywa fajna (jak się później okazało jedna z nielicznych). Efekt? Wszystko pomazane farbą, markerami, kredami czym się dało.

2.
Ośrodek był szkołą podstawową, przerabianą na ośrodek kolonijny w okresie letnim.Drzwi do sal były zatrzaskowe- z korytarza nie było zwykłej klami, drzwi nalezało otwierać tylko kluczem. Zwykła klamka była od wewnątrz (pomijam sensowność takiego systemu w szkole). Notorycznym było wzywanie kierownika szkoły z drugiego końca miasta w celu odnalezienia klucza uniwersalnego- opiekunowie (nie 6 letnie dzieci!) regularnie zatrzaskiwali klucze w sali. Wspinanie sie po drabinie, szukanie zapasów tylko po to by z "heheszkiem na ustach" drugie opiekun klucz odnajdywał w pokoju koleżanki. Oczywiscie przy akcji otwierania drzwi uczestniczyli wszyscy opiekunowie, a dzieciaczki pozostawały bez opieki.

3.
Jak się okazuje 90 dzieci na ośrodku równa się epidemii grzybicy.

4.
Mój absolutny hit. Nie tylko grzybica była epidemią. Po dwóch-trzech dniach od przyjazdu dzieci zaczęły chorować- wysokie temperatury, biegunki, wymioty (nie, nie było to zatrucie. Wszyscy jedliśmy to samo, miałam wstęp do kuchni, czystość zawsze była zachowana produkty świeże). Po czterech dniach brakowało nam już wolnych pokoi na izolatki, pościeli na zmianę. Reakcja pani higienistki? Cóż. Pogłaskanie po głowie. Wezwać lekarza? Po co? Trzydzieści chorych, malutkich dzieci to nie problem.

5.
Program rozrywkowy dla dzieci też wymagał wielu poprawek. W ciągu pobytu dzieci były zabrane na plażę jakieś trzy razy. Nie trzy razy wszystkie. Trzy grupy z tych 90 osóbek po razie. Owszem nie były nie wiadomo jakie upały. Ale chociażby na spacer. W okolicy było również dużo atrakcji dla dzieci, jak choćby Dziki Zachód, czy pokazowy ośrodek wojskowy gdzie była możliwość przejazdu wozami wojskowymi. Kilkulatki, które nad morze tłukły się pociągami z Krakowa spedzały wakacje na ośrodku i przez większość czasu dzieci puszczone były samopas, nudziły się tym samym zaczynając rozrabiać i co gorsza tłuc się między sobą. Nieletni opiekunowie jednak tego nie widzieli- byli zbyt pochłonięci... nie chcę wiedzieć czym.
Dlatego jeśli masz w domu swojego Małego Zucha- zastanów się jeszcze raz czy aby chcesz go wysłać, na obóz. Jeśli dalej uważasz, ze tak- przeczytaj jeszcze raz tę historię.

by schogetten123
Dodaj nowy komentarz
avatar dzikaciekawosc
7 15

Gdzie te czasy? Jak za prl wywieziono nas na kolonie zakładowe nad morze z gór, to wycieczki były dwa razy dziennie, w ośrodku tylko się jadło i spało, plus wieczorem konkursy, zabawy i tańce... Byliśmy tak zajęci, że nie było czasu rozrabiać. Było wesołe miasteczko i wszelkie muzea z okolicy, plus morze codziennie, a wszystko za niewielkie pieniądze. Przedział wiekowy grupy od 18 do 6 lat, pewnie ze sto osób, jakoś dało się wszystko zorganizować tak, że wszyscy byli szczęśliwi i zaopiekowani, a kolonie wspominało się latami.. Opiekunami byli młodzi nauczyciele a program kolonii przygotowywali miejscowi kierownicy ośrodka. Gdzie te piękne czasy, kiedy wszystko było oparte na solidności, a nie szybkim zysku przy minimalnych nakładach?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@dzikaciekawosc: no właśnie gdzie te czasy.. kolonie podobnie wyglądały jeszcze w latach 90' na które regularnie jeździłam, tyle było zajęć,że w pewnym momencie miałam ich dość :)

Odpowiedz
avatar Rammsteinowa
3 3

@dzikaciekawosc: Zielone szkoły organizowane przez moją matkę wyglądają dokładnie tak, jak opisałeś. Co rok zapisuje się więcej dzieciaków, aż do limitu miejsc, jest świetna zabawa, mnóstwo wycieczek i wszyscy są naprawdę zadowoleni. W podstawówce sama jeździłam i wspominam to bardzo dobrze, więc te twoje "piękne czasy" dalej trwają, tylko nie wszędzie.;) Jedyne co się zmieniło to dzieci. Jak ja byłam mała to na hasło "idziemy nad morze" wszyscy biegli do pokojów byleby się szybko wyzbierać i wyjść, a teraz co? "Proszę pani, my nie chcemy, tutaj jest wifi". Z 8 lat temu mieszkaliśmy z grupą w świetnym ośrodku, obok którego było wielkie boisko(bieżnia, boisko do siatki, do piłki nożnej, no czego dusza zapragnie) i jak akurat gdzieś nie wychodziliśmy to na boisku aż się roiło od dzieciaków. Rok temu mama była z dzieciakami w tym samym miejscu i z innymi nauczycielami musieli wyganiać gówniarzy na zewnątrz, bo "wifi". W końcu przyszedł zakaz używania telefonów. Po prostu dramat. Mój poprzedni komentarz chyba się nie dodał-słaby Internet.:)

Odpowiedz
avatar maruda12
10 10

Trochę mnie to uogólnianie denerwuje. Demonizacja całego ZHP czy ZHR, bo banda źle przeszkolonej kadry dała popis na jakimś wyjeździe. Byłam harcerką przez 9 lat i przeszłam przez większość szczebli kariery. Od uczestnika obozów do kadry. I na każdym obozie było super. Jako dzieciak miałam z tych wyjazdów niesamowitą frajdę, jako nastolatka byłam dumna, że dzieciaki dobrze bawią się na moich zajęciach. Obozy często liczyły grubo ponad 150 osób i zdarzały się choroby i "epidemie" przeziębień, ale personel medyczny zawsze świetnie sobie radził. Rodzice przede wszystkim niech sprawdzają z kim ich dzieci jeżdżą. Niech poznają kadrę. Wtedy nie będzie takich wpadek.

Odpowiedz
avatar Nastia
0 0

@maruda12: Amen. Moje środowisko też wspominam miło i z łezką w oku. A z tego typu wyjazdów, pamiętam głównie zabawę. Jeśli nie w plenerze, to w ośrodku/schronisku zawsze się coś działo i raczej narzekaliśmy na brak snu (nocne alarmy ahhh xD) niż na nudę.

Odpowiedz
avatar ninquelotte
6 8

Chyba z tą generalizacją trochę przesadzasz... Wielokrotnie brałam udział w tego typu wyjazdach jako kadra - że względu na mlody wiek pomocnicza. Dzieci miały zorganizowaną masę zajęć, zabaw itp. nie było czasu na nudę. Na każdym wyjeździe było kilka osób z wykształceniem pedagogicznym wczesnoszkolnym. Nigdy się nie spotkałam z higienistka na takim wyjeździe. Nie była potrzebna - harcerze mają to do siebie ze często posiadają znaczną liczbę kursów, odznak, certyfikatów i dużą wiedzę, przeciętna higienistka może się przy tym schować. Jak doczekam się pociechy to na pewno będę wysyłać ją na takie obozy. Sama też jeździłam i wspominam z łezką w oku ;)

Odpowiedz
avatar Nietoperzyca
4 4

Zaliczyłam niejedne kolonie i z przykrością muszę stwierdzić, że olewanie wszelakich problemów podopiecznych nie jest wcale domeną nieletnich/młodych opiekunów. Szczególnie "ciepło" wspominam zieloną szkołę, na której koleżanka z pokoju dostała anginy. Do lekarza, owszem, została zawieziona, leki dostała, ale na tym się udział nauczycielek skończył. Pilnowanie zmiany kompresów (gorączka chwilami sięgała 39,8) czy wciśnięcie półprzytomniej pannie do ust antybiotyku o drugiej w nocy należało już do naszych obowiązków. Rankiem wychowawczyni spytała nas tylko z uśmiechem - No jak? Wszystko dobrze?

Odpowiedz
Udostępnij