Stało się, trafiło i na mnie.
Kurierzy mnie nie zaskakują. Na matki roku jestem uodporniony. Słowem - lektura (mniej lub bardziej prawdopodobnych) historii znieczuliła mnie na większość piekielności świata otaczającego.
Warszawa Żoliborz.
Godziny późno popołudniowe.
Przystanek tramwajowy przy ruchliwej, remontowanej ulicy.
Niewidoma pani z labradorem.
Ad rem.
Wysiadłem ja z tramwaju z nosem wetkniętym w książkę i kroki swoje kieruję ku przejściu dla pieszych. Na dobrą sprawę, to przejście właściwe dopiero "sie buduje" i trzeba skorzystać z (również nieukończonego) przejazdu dla rowerów. Przejazd - co oczywiste - jest zrównany z płaszczyzną jezdni i nie ma żadnych oznaczeń ani znaków dla niewidomych.
Doszedłem na bezpieczną odległość od jezdni i czekam na zielone. Słyszę, że pani idzie kilka metrów za mną i wydaje polecenia psu przewodnikowi. Kiedy mnie mijali powiedziałem: "uwaga, przed Panią przejście. 2 kroki." Pani mnie zignorowała i dalej włazić pod samochód. Pies wprawdzie się zatrzymał, ale w taki sposób, że 2/3 swojego ciała był już na jezdni. Ruchliwej, którą przepisową pięćdziesiątką raczej nikt nie jeździ. Chcąc zapobiec nieszczęściu ostrożnie dotykam ramienia pani i mówię, żeby się 3 kroki cofnęła, bo uderzy w nich samochód.
W ramach "podziękowania" otrzymałem ładny ślad podeszwy na spodniach i bolący piszczel do chwili obecnej.
Pada pytanie: "dlaczego mnie pani kopie?"
"Bo mnie szarpiesz".
o_0 Aha...
Ja wiem, że to nie reguła. Że ludzie, którzy czasem muszą polegać na pomocy z zewnątrz nie zawsze są mili... Ale następnym razem upewnię się, że pani nie będzie nosiła szpilek.
niewidomi; przejscie_dla_pieszych;
Może to i odosobniony przypadek, ale wszyscy zadajmy sobie pytanie, czy po takiej sytuacji pomożemy w podobnym przypadku?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 lipca 2015 o 15:35
@Rammaq: Tak, pomogę. W sumie nic mi się nie stało. Po prostu zaliczyłem lekki zawias - podobnie jak inni ludzie czekający na zielone. Im też się oberwało, aczkolwiek tylko werbalnie, bo stanęli w mojej obronie.
Odpowiedz@Soutyss: To chwalebne, ale czy wszyscy będą jednakowo wyrozumiali?
Odpowiedzw szpilkach? sama dla siebie stwarza niebezpieczensto! przeciez szpilki nie sa tak stabilne jak plaskie buty. Kobiety WIDZĄCE nie raz sobie zwichną kostkę w szpilkach a co dopiero osoba niewidoma...
Odpowiedz@celica: ta pani (na moje szczęście) nie nosiła szpilek, tylko trampki. Jakby były szpilki, to pewnie teraz leżałbym w domu, z dziurą w nodze i wypisem ze szpitala w ręku. Napisałem, że następnym razem upewnię się co do tych szpilek coby zachować bezpieczną odległość... Tak na wszelki wypadek.
Odpowiedz@celica: Masz całkowitą rację! Niewidome kobiety NIE CHODZĄ w szpilkach. Trzy lata pracowałam z osobami niewidomymi. Panie zakładają buciki na niewysokim obcasie tylko w wyjątkowych okolicznościach, normalnie chodzą w obuwiu płaskim.
Odpowiedz@Soutyss: Mnie zastanawia jakim cudem osoba niewidoma trafiła cię tak precyzyjnie w piszczel? Więc - albo historia jest zmyślona, albo MOCNO przekoloryzowana, albo ta pani nie była niewidoma.
Odpowiedz@Armagedon: Co Ty gadasz? Jak Cię ktoś "szarpnie" z lewej strony, to prawdopodobnie ta osoba stoi po Twojej lewej stronie. Jaki problem kopnąć w ciemno? Może kobiecina chciała trafić w splot słoneczny i trafiła nie ten narząd?
Odpowiedz@Azuru: No to zasłoń sobie DOKŁADNIE oczy i wykonaj ten eksperyment ze znajomym. I nie zapomnij wziąć do ręki psiej uprzęży, łącznie z psem, oczywiście. Dużym! Powodzenia. Ciekawe za którym razem trafisz?
Odpowiedz@Armagedon: osoby niewidome mają inne wyczucie przestrzeni niż osoby widzące... dużo lepiej potrafią ustalić położenie innej osoby na podstawie dźwięku... więc eksperyment z zawiązywaniem oczu na 100% się nie powiedzie...
OdpowiedzNiestety z moich doświadczeń wynika, że nie jest to odosobniony przypadek...do tej pory każdy niewidomy, którego spotkałam był, jakby to powiedzieć, niezbyt uprzejmy...
Odpowiedz@kayetanna: A z moich doświadczeń wynika coś wręcz przeciwnego. NIKT mi nie wmówi, że zagubiony niewidomy, który potrzebuje pomocy, będzie się ciskał i pyskował. A to z tej prostej przyczyny, że DOSKONALE WIE, iż w pewnych sytuacjach sam sobie nie poradzi. Oczywiście, że nieudolna chęć pomocy osób widzących jest dla nich irytująca, nie lubią się czuć, jak ktoś niedorozwinięty, lub ubezwłasnowolniony, ale jeszcze się nie spotkałam u niewidomego z agresją słowną, a tym bardziej fizyczną.
Odpowiedz@kayetanna: W szkole uczyli mnie, że niewidomym czy innym niepełnosprawnym trzeba pomagać. Ale jakoś kurna nie wspominali, że jeśli niewidomy jest, zagubiony, to jest zestresowany i może przypuszczać, że ktoś chce go napaść! Tego nie uczyli, jak wtedy pomimo wszystko, ratować mu dupę. ... szkoda pieska
OdpowiedzNie pasuje mi w tej historii pies przewodnik siadający 2/3 ciała na jezdni.
Odpowiedz@lazy_lizard: A gdzie ja napisałem, że usiadł?
OdpowiedzA dla mnie w tej historii piekielni są kierowcy. Niewidomy nie musi szukać przejścia dla pieszych, bo w terenie zabudowanym ma bezwzględne pierwszeństwo, nie ważne gdzie przechodzi. Tylko kto o tym wie/pamieta. Młodzi kierowcy, bo tluka o tym na prawku.
Odpowiedz@rzeczony: Możesz podać podstawę tego stwierdzenia? Bo jedyne co mnie udało się znaleźć to, że niewidomy jest zobowiązany nieść w sposób widoczny białą laskę.
Odpowiedz