Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia sprzed roku. Późny wieczór, któryś z dni roboczych – w każdym…

Historia sprzed roku.
Późny wieczór, któryś z dni roboczych – w każdym razie było już ciemno. Wracając od dziewczyny do domu jedną z głównych ulic Warszawy, która przez większość odcinka ma 3 pasy i prowadzi w stronę Raszyna, staję na światłach jako pierwszy na skrajnym, prawym pasie. Z zasady jeżdżę powoli i ekonomicznie (zwłaszcza to drugie), więc spokojnie poruszam się po stolicy w okolicach dopuszczalnego limitu prędkości – stąd częsty wybór pada na prawy pas. Na środkowym pasie – po mojej lewej stronie – stanął samochód dostawczy, popularna „szafa”.

Zgodnie z normą, zapala się światło żółte pod czerwonym i po chwili zielone. Lekko dodaję gazu, kątem oka widząc, jak równo ze mną rusza samochód obok, po czym nagle sprzed jego maski wyskakuje ciemna postać i „łup!” – odbija się od lewego boku mojego samochodu i ląduje jeszcze na pasach, metr przed moim autem. Z mojej strony szok, ale ogarniam się w dwie sekundy, zaciągam ręczny (o światłach awaryjnych nie pomyślałem, ale nie było potrzeby. Ruch obok mnie i za mną zamarł) i wyskakuję z samochodu.

Prędkość nie mogła być większa niż 5-7 km/h, ale – jak się okazuje na oko piętnastoletni chłopak pod wpływem alkoholu – wstaje jak najszybciej, jęcząc i trzymając się za bolące prawe udo, ewidentnie chcąc biec dalej. Z chodnika obok podbiega facet i wraz ze mną znosimy chłopaka z ulicy, żeby mógł usiąść na pobliskiej ławce. Następnie wracam do samochodu i parkuję nim obok, żeby nie tamować ruchu. Zjawia się też ok. trzydziestoletnia kobieta z sąsiednich pasów, która mówi, że była świadkiem i może powiedzieć jak wszystko przebiegało (w domyśle – wskazać na winę chłopaka, nie moją). Jednak charakter jej wypowiedzi nie miał piekielnego charakteru nastawionego na naskakiwanie na poszkodowanego, a raczej uczciwą, obywatelską postawę.

Chłopak był ewidentnie przestraszony, ale nie zdarzeniem, a możliwością konsekwencji picia alkoholu i niepełnoletności. Wraz z facetem, który mi pomógł, musimy wręcz trzymać go za rękę, bo poszkodowany próbuje cały czas uciec. W tym czasie nawiązuje się dialog – [J] – ja; [Ch] – chłopak:

[J] – Słuchaj, niedaleko jest szpital, podwiozę cię i lekarz zobaczy twoją nogę.
[Ch] – Nie, nie! Ja już muszę iść. Nic mi nie jest, nic mi nie jest. Moja wina, nic mi nie jest.
[J] – To może być poważne, lepiej sprawdzić.
[Ch] – Nie, nie! Nic mi nie jest, jest ok.

Niby kość udowa jest najtwardsza ze wszystkich w ludzkim organizmie, a i prędkość czy samo uderzenie nie były duże. Ale według mnie, lepiej zawsze to sprawdzić. W namawianiu (i ciągłym przytrzymywaniu) wtóruje mi cały czas mężczyzna, podobnie zresztą jak kobieta, która chwilę temu się zjawiła. Będąc świadomym obaw chłopaka, z którego wypowiedzi dawało się wyczuć promile, mówię uspokajającym głosem:

[J] – Słuchaj, piłeś tak? I jesteś niepełnoletni? To nieważne w tej chwili, ok?

Chłopak nie skomentował, tylko dalej się szarpie, w oczach mając rosnące przerażenie moim odkryciem. Zapewne w jego głowie większy strach budziła wizja spotkania z policją (wszak nieletni, pod wpływem i wiedział, że wyskoczył na czerwonym na pasy), a następnie – z rodzicami.

[J] – Daj się podwieźć, najważniejsze jest twoje zdrowie. Nie przejmuj się tamtym.

Jednak chłopak wykorzystując moment, kiedy na pobliskim przystanku zatrzymał się autobus i otworzył drzwi, wyszarpnął się z i tak przecież lekkiego uścisku i mocno kuśtykając popędził do pojazdu, wskoczył i odjechał. Wymieniłem z innymi spojrzenia, skomentowaliśmy sytuację i uznaliśmy, że więcej nie mogliśmy zrobić, więc rozeszliśmy się. Na wszelki wypadek, kobieta podała mi swój numer telefonu, gdyby jednak potrzebny był świadek zdarzenia.

Co miałem innego zrobić? Wsiadłem i pojechałem dalej. Efektem uderzenia było lekkie wgniecenie maski nad lewym światłem. Mam tylko nadzieję, że chłopak „jedynie” stłukł sobie nogę i nie miał poważniejszych obrażeń. Oby też wyciągnął lekcję na przyszłość...

skrzyżowanie w Wawie

by ~Torpi
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar goodfather
4 18

Przede wszystkim nie powinieneś ruszać samochodu z miejsca a po drugie odrazu dzwonić na policję i zgłaszać wypadek.

Odpowiedz
avatar zirael0
8 18

@goodfather: Przede wszystkim powinien, jeżeli to możliwe przestawić auto na bok by nie blokowało ruchu. Z resztą się zgodzę

Odpowiedz
avatar goodfather
7 13

@zirael0: Jeśli była by to zwykła stłuczka to tak. W przypadku potrącenia auta się nie przestawia. Tak samo w przypadku wypadku kiedy są ofiary.

Odpowiedz
avatar pati9366
7 13

@zirael0: Oczywiście, że nie powinien przestawiać samochodu! Radzę zapoznać się z przepisami. Gdy w wypadku są ofiary samochodu się NIE PRZESTAWIA!

Odpowiedz
avatar zirael0
2 12

@pati9366: Ofiara jest wtedy gdy mamy doczynienia ze zgonem, jeśli nie umarł mamy do czynienia z poszkodowanym. Pierwszą i podstawową zasadą przy każdym zdarzeniu drogowym jest zadbanie o to by nie stwarzać dalszego zagrożenia - awaryjne, trójkąt, a jeśli jest możliwość to zjechać na bok, zwłaszcza że jeśli wezwana była by policja to ich zadaniem jest wymierzenie śladów i dodatkowo w oparciu o zeznania świadków ustalenie przebiegu zdarzeń. Dodatkowo przed ruszeniam auta można zrobić fotki poglądowe telefonem, które okazuje się do informacji policjantów.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-5 15

@zirael0: Sam jesteś ofiara. Na dodatek nie znająca PoRD.

Odpowiedz
avatar samezrp
1 3

@goodfather: nie mam pojęcia co za paj%^ce minusowali Twoją odpowiedź. Mam nadzieję, że nie będą mieli z tego powodu kłopotów, ale na przyszłość wszystkim rozsądnym: -wypadek z udziałem pieszego NIGDY NIE RUSZAĆ SAMOCHODU! Nawet jak tamujesz ruch, w 4 literach to miej; -zawsze wzywać policję mówiąc, że jest poszkodowany pieszy, jak ucieknie czekać grzecznie i zbierać świadków; Tym razem się może udało, następnym może się skończyć wyrokiem, a znam przypadki, kiedy taki nic nie chcący pieszy przychodził do sądu o kulach i w gorsecie, który śmiejąc się zdejmował po rozprawie. A teraz sobie munusujcie.

Odpowiedz
avatar gateway
3 3

I pomyśleć, że takie szaleństwa na Alei Krakowskiej.... :) Przy okazji z ciekawości spytam, jakie konsekwencje poniósłby chłopak w takiej sytuacji?

Odpowiedz
avatar asmok
5 5

@gateway: Jeśli autor historii nie upierałby się żeby go pociagnąć do odpowiedzialności za wgniecenie na błotniku (a prawie na pewno nie), to najpoważniejszymi konsekwencjami byłaby konfrontacja z rodzicami.

Odpowiedz
avatar Krolewna
10 10

Już tam olać jego nogę. Szkoda, że będziesz musiał pokryć szkody ze swojej kieszeni, a nie za pomocą hajsów tego nieodpowiedzialnego dzieciaka.

Odpowiedz
avatar Pan_Siekierka
11 11

A poszkodowanego do szpitala nie wieziemy. Wzywamy karetkę. I policję. Zawieziesz go sam - niebiescy moga to potraktować jako "ucieczkę z miejsca wypadku". Miałem taki przypadek w rodzinie (za kółkiem sieidzał ktoś z lekarskiej rodziny, i sam też z medycyną związany, jakiś łepek wlazł mu pod koła i krewniak od razu zawinął go do szpitala, bo na pierwszy rzut oka rozpoznał złamanie. I potem miał DUŻE nieprzyjemności, bo "uciekł z miejsca wypadku").

Odpowiedz
avatar asmok
2 2

@Pan_Siekierka: Dodatkowo jak by go zabrała karetka to miałby od ręki zrobione badania, w przypadku normalnego przyjęcia na izbę to nie jest takie pewne. Ale te przepisy jednak są głupie i szkodliwe na dłuższą metę. Komplikują sprawy zamiast je upraszczać bo czasem do drobiazgu trzeba niepotrzebnie angażować zespół ratunkowy, machinę biurokratyczną itd. zamiast załatwić sprawę od ręki.

Odpowiedz
avatar egow
7 7

Podsumowanie: gówniarz się schlał, spowodował wypadek, uszkodził ci samochód i uciekł z miejsca wypadku, by ukryc przed mamą, że pije.

Odpowiedz
Udostępnij