Od wielu lat jeździmy w to samo miejsce do Chorwacji, nie wyolbrzymiając niektórzy sprzedawcy czy kelnerzy nas znają i zawsze miło witają. No złego słowa na Chorwata nie powiem. Tym bardziej boli mnie, jak kilka lat temu potraktowała nas tamtejsza służba zdrowia.
Jeździmy na wyspę, więc dostęp do szpitali raczej ograniczony, w "naszej" okolicy jedno pogotowie i mała przychodnia. Tak się złożyło, że złapałam wirusa i zachorowałam na anginę- tydzień na prochach, i dopiero kiedy przestałam mówić lekarz zdecydował się na zastrzyki. Pielęgniarka uprzedziła, że są bolesne i muszą być robione bardzo powoli, żeby nie zmęczyć mięśnia. Dostałam trzy dawki penicyliny, z czego na zaaplikowanie drugiej miałam się zgłosić właśnie na pogotowie.
Tu zaczyna się piekielnie.
Bo o ile w przychodni było super miło, to na pogotowiu za bardzo się ze mną nie "cackali". Młoda kobieta, ratownik (ratowniczka?), jak mniemam, bez oporów wbiła mi strzykawę w pupsko, nie martwiąc się za bardzo, czy robi to szybko, czy wolno. No nic, boli, jak diabli, ale jakoś dam radę. Idę na korytarz rozmasować to trochę, ale słyszę, że między ratownikami, a moimi rodzicami wywiązała się jakaś żywa dyskusja.
Okazało się, że brakowało ostatniej dawki penicyliny. Mama podała kobiecie torebkę, w której były dwie, z czego jedną mi zaaplikowano i teraz chciała drugą z powrotem. Niestety, ja jedna mówiłam wtedy po angielsku, a wtedy nawet polski sprawiał mi trudność, ale jakoś wybełkotałam o co chodzi.
Nie, ona nie wie o co chodzi, daliśmy jedną dawkę. My po sobie spojrzeliśmy i prosimy, żeby sprawdziła, czy nigdzie nie leży, bo na pewno dostała do ręki dwa opakowania. Pocmokała, ale przerzuciła kilka kartek na biurku, no i nie, nie ma. Tłumaczymy, że jesteśmy pewni, niech poszuka, musi gdzieś być. Nie, nie ma. Ona wie.
Do dziś nie wiem o co chodziło, czy była jej ta jedna dawka do czegoś potrzebna, czy co, no, ale nie udało się jej odzyskać. Szła w zaparte, potem dołączył do niej kolega, do szukania się nie kwapili a przecież nie mogliśmy sami przegrzebać gabinetu.
Po prostu niezrozumiałe jest dla mnie, że ratownik może w tak bezczelny sposób zabrać choremu penicylinę.
słuzba_zdrowia
Złapałaś raczej bakterię, nie wirusa, skoro to leczyli penicyliną. A co do zastrzyków - każdy urodzony przez około 1990 rokiem dostawał zastrzyki z antybiotyku w tyłek, bo po prostu innej opcji nie było. To jeden z koszmarów mojego dzieciństwa :)
Odpowiedz@sihaja88: Domniemywam, że 88 to twój rok urodzenia. To pojechałaś po bandzie. Mam dziecko w twoim wieku i ja jako dziecko dostawałem antybiotyki w formie doustnej. To że ty nie dostawałaś to nie dlatego, że nie było.
Odpowiedz"... wbiła mi strzykawę w pupsko, nie martwiąc się za bardzo, czy robi to szybko, czy wolno..." - Bzdura! wbija się igłę dość szybko, wstrzykuje lek wolno.
Odpowiedz@zmywarkaBosch: Skoro tak bolało, to raczej chodzi o szybkie podawanie, a nie wbicie igły. Niestety wielu medyków wychodzi z założenia "nie moje dupsko, to niech boli", mimo ze lek można podać powoli. Ja wiem, że od tego się nie umiera i można powiedzieć "bez przesady", ale zawsze staram się podawać leki i.m. powolutku, dopytuje - czy boli, czy wolniej itp. Przecież każdy, by wolał być tak obsłużony, nie na zasadzie mam Cię w...
OdpowiedzMoże wstrzyknęła Ci obie dawki.
OdpowiedzTo po co dawali dwie?
Odpowiedz