Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zaczynam od października przygodę ze szkolnictwem wyższym. Po maturach, wiadomo, dużo wolnego…

Zaczynam od października przygodę ze szkolnictwem wyższym. Po maturach, wiadomo, dużo wolnego i jak z człowieka stres trochę opadnie, to wypadałoby pomyśleć o rejestracji na jakieś studia. Wybrałam trzy kierunki na trzech różnych uniwersytetach. Pomijając fakt, że przy rejestracji można się nabawić porządnej nerwicy (ale to materiał na inną historię), wszystko szło dobrze, wstępne dokumenty poszły, opłaty uiszczone, git.

Jakiś czas temu szczęście się do mnie uśmiechnęło i udało się załatwić bardzo dobrą pracę na wakacje, tyle, że w Niemczech.
Zapytałam ciocię, czy w razie gdybym się dostała, zaniesie moje dokumenty w odpowiednie miejsce. Zgodziła się, więc patrzę na stronie internetowej na obu kierunkach, jakie dokumenty są wymagane w dalszej rekrutacji. Wymagana jest kopia dowodu osobistego i oryginał do wglądu. Myślę, "kurde, dowód mi będzie potrzebny do rozpoczęcia pracy, a ciotka się moim posłużyć nie może". Dzwonię więc do mamy, pytam, co tu zrobić, a ona wpadła na pomysł, żeby pojechać do biura rekrutacji, niech ten dowód zobaczą, zrobią kopię i przybiją pieczątkę, że zgodny z oryginałem. Ale na wszelki wypadek kazała zapytać, czy tak można.

Wybrałam się do miasta zaraz w piątek po Bożym Ciele, ale oczywiście do głowy mi nie przyszło, że ludzie mają wtedy wolne, na uniwerkach również, o czym poinformowała mnie miła pani w portierni. Pokazała mi, do którego budynku mam przyjść w przyszłym tygodniu, żeby załatwić sprawę. Na drugi uniwersytet już nie poszłam, rozumując, że tam też pewnie nikogo nie będzie.

No to dzisiaj właśnie, jako, że z babcią miałyśmy przy okazji zrobić jakieś większe zakupy, pakujemy się do samochodu i jedziemy. Zostawiam babcię na parkingu w samochodzie z pootwieranymi oknami i obietnicą, że wrócę za pół godzinki, bo obie uczelnie blisko siebie, pewnie szybko pójdzie.

Otóż nie. Wchodzę na campus, idę do wskazanego przez panią z portierni budynku i pytam o biuro organizacji studiów. Zostałam skierowana na odpowiednie piętro, szukam, nie widzę, pytam jakiegoś pana o drogę, zaprowadził mnie przez drzwi pod wielkim napisem REKTORAT i wskazał po odpowiedni pokój. Po drodze mijam siedzącego na krześle chłopaczynę ze zrezygnowaną miną. Pukam, po zaproszeniu - wchodzę. Wyłuszczam pani przy biurku, o co mi chodzi, a ta po chwili w lekkim zamyśleniu: "Mhmmmm... Ale wie Pani, ja to nie mam pojęcia... Bo ja to właściwie się rekrutacją nie zajmuję, pani pójdzie do drzwi obok, do pani X." No ok, dziękuję, żegnam się. Pukam do wskazanych drzwi, a tam ONA, panieneczka niewiele starsza ode mnie, każe wyjść, bo przede mną ktoś na korytarzu czeka na spotkanie z panią X. (mała dygresja - jeżeli ktoś z Was oglądał "Kogel-mogel", to tam jest scena, gdy główna bohaterka poszukuje dla siebie miejsca w akademiku i napotyka podobną osobę biegnę-się-przywitać w sekretariacie, ta, która mówi, że dom studencki jest NA ZAMENHOFA). Siadam obok wspomnianego chłopaka, czekamy jakieś 10 minut, wychodzi paniusia i prosi chłopaka do środka. Mija kwadrans, chłopak wychodzi, myślę, fajnie, teraz ja. He, he, naiwna. Po jakimś czasie wychodzi z pokoju kobieta, ubrana na zielono (gdzie reszta pracownic wbita w formalne stroje w stonowanych kolorach) i pomyślałam, że to ktoś do sprzątania może, czy cuś. No nic, czekam dalej. Cierpliwość zaczyna mi się kończyć, ponownie pukam do gabinetu i pytam, czy mogę porozmawiać z panią X, a paniusia z piskiem: "No przecież właśnie wyszła, ta w zielonym!".Aha, skąd miałam wiedzieć. Powstrzymałam się jednak od rzucenia grubszym słowem, bo po co palić za (przed?) sobą mosty. Wychodzę, patrzę, pani X stoi na korytarzu kilka metrów ode mnie, rozmawia z kimś, sądziłam, że zaraz skończy, nie będę jej przeszkadzać. Mija kolejny kwadrans, wku*womierz zaczyna pokazywać coraz wyższe wartości. Pani owszem, skończyła rozmawiać, ale nie wróciła do gabinetu, tylko potuptała gdzieś w zupełnie innym kierunku.

I, moi drodzy, nie zobaczyłam jej nigdy więcej.

Poczekałam jeszcze trochę sądząc, że może poszła do toalety, na papierosa, na obiad, no to uzbroję się w cierpliwość, jako, że nie mogę przyjeżdżać do Lublina codziennie celem załatwienia tej samej sprawy, a Pani X na pewno zaraz przyjdzie. W międzyczasie pod ten sam pokój przyszła grupka studentów z płonną nadzieją, na rozmowę z tą kobietą, ale zrezygnowali po dłuższej chwili. Co ciekawe, do owego pokoju weszła jakaś pani, która co parę minut wystawiała głowę przez szparę w drzwiach, patrzyła na nas ze złością i znikała. Stojący wśród studentów chłopak skomentował, iż zapewne sprawdza, czy dalej czekamy i może ma nadzieję, że pójdziemy. Mityczna Pani X nie pojawiła się. Po ponad godzinie czekania (w sumie), miałam prawo do bycia zdenerwowaną. W końcu weszłam po raz trzeci do pokoju z Paniusią za biurkiem i wywiązała się rozmowa:

[J]a
[P]aniusia

J: Przepraszam, czy mogłaby pani, nie wiem, zadzwonić do Pani X i zapytać, czy wróci?
P: No nie, bo ja nie wiem, gdzie ona jest.
J: No to właśnie dlatego pytam, czy nie mogłaby pani...
P: (ton wyżej) NIE! Bo ja nie wiem gdzie ona jest.
Kurde co z tego, że nie wie?
J: Ale przecież są komórki.
P: (jeszcze dwa tony wyżej) Ale pani mi nie mówi, co ja mam robić, pani jest niegrzeczna!
Lalalala, słonko pięknie świeci, pszczółki latają....
J: Przecież nie mówię, co ma pani robić, zaznaczam tylko, że istnieją komórki, które nie wymagają znajomości położenia osoby, do której się dzwoni. Poza tym niegrzeczne raczej to, że interesant czeka na łaskę przyjęcia na 5 minut rozmowy (wkurzona już byłam) i przez okrągłą godzinę tej łaski nie dostępuje.
Wdech, ogarnęłam się. Spróbowałam ją zmiękczyć.
J: Poza tym w samochodzie czeka na mnie od godziny babcia, zaraz się pewnie tam ugotuje, jest po udarze.
P: Ja nie wiem, gdzie ona poszła! A jak wychodziła, to nie mogła pani zapytać?! Może jest w kadrach, może poszła do dziekana, albo gdzieś wyszła, PROSZĘ CZEKAĆ.
J: Nie wiedziałam, że to ona, a poza tym poprzednią osobę prosiła pani do gabinetu, myślałam, że też zostanę poproszona, nie chciałam się wpychać.
P: Ja NIE JESTEM osobistą sekretarką pani X.
To rzekłszy z dumą, zagłębiła się z powrotem w czytanych papierkach

Spojrzałam na tę wymalowaną gębę, przylizane włosy, przaśną różową bluzeczkę i minę a la Królowa Angielska, jak walnęłam drzwiami, to tyle mnie widzieli. Jeszcze tego samego dnia postarałam się o zwrot opłaty rekrutacyjnej, bo jak tak ma być przez 5,5 roku studiów, to ja serdecznie dziękuję.

Na uczelni obok sprawę załatwiłam w pięć minut. Wszystko w jednym miejscu, bez łaski, za to z uśmiechem na twarzy wytłumaczono mi co i jak, pieczątka przybita, wszystko załatwione. Można?

UP Lublin

by alicjaukapelusznika
Dodaj nowy komentarz
avatar Starrk4ever
2 10

Ja na UP w lublinie nie spotkałem sie jeszcze z taką akcją. Ale powiedziałbym że wszedzie na każdej uczelni tak jest. Ja na swoim wydziale Nauk o Żywności i Biotechnologii nie spotkałem sie z podobnym zdarzeniem, ale na innych pewnie coś jest. Powyższa historia nie jest niczym niezwykłym. Bo takie rzeczy dzieją sie nie tylko na uczelniach

Odpowiedz
avatar alicjaukapelusznika
-1 9

@Starrk4ever: Szkoda, że nie jest niczym niezwykłym, bo pierwszy raz się z czymś takim spotkałam i przeżyłam lekki szok, myślałam, że opowieści o upiornych paniach z dziekanatu to mit sfrustrowanego studenta, a tu takie rzeczy na porządku dziennym. W takim razie zwracam honor każdemu studentowi :)

Odpowiedz
avatar Starrk4ever
0 10

@alicjaukapelusznika: Student: Dzień dobry, ja w spra... Baba z dziekanatu: JAK ŚMIESZ PRZERYWAĆ MI SPOŻYWANIE KAWY?! WON ZA DRZWI!!

Odpowiedz
avatar Zmora
2 4

@Starrk4ever: Dlaczego biotechnologia jest na tym samym wydziale, co nauki o żywności? O.o Trochę to dziwne. Zwłaszcza, że ten UP ma taki wydział jak "Inżynieria Produkcji", który zdawałby się znacznie lepiej pasować. O.o Sorry, po prostu przykuło to moją ciekawość, nic próbuję nic złego wytknąć, ani nic takiego.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 czerwca 2015 o 22:48

avatar Yenefer
4 4

@Zmora: To tak jakby pytać czemu na UŁ Informatyka jest wydziale Matematyczno-Informatycznym, Fizyczno-Informatycznym oraz na EKONOMICZNO-SOCJOLOGICZNYM... Obstawiam, że po prostu może być na jednym wydziale więcej sal lub większe sal by pomieścić studentów, nie mówiąc już że teraz nazwa wydziału a kierunek na wielu uczelniach nie ma za sobą nic wspólnego. Otwierane są kierunki przyciągające uwagę byle by mieć wystarczającą ilość studentów...

Odpowiedz
avatar Zmora
-4 4

@Yenefer: "To tak jakby pytać czemu na UŁ Informatyka jest wydziale Matematyczno-Informatycznym, Fizyczno-Informatycznym oraz na EKONOMICZNO-SOCJOLOGICZNYM... " A to jest taka sama informatyka, czy czymś się różni w zależności od wydziału? Bo jeśli to drugie, to mas to sens, prawdę mówiąc. "teraz nazwa wydziału a kierunek na wielu uczelniach nie ma za sobą nic wspólnego" Mówisz? Zawsze mi się wydawało, że nazwa wydziału pokazuje (a przynajmniej powinna), co mniej więcej jest wykładane na danym kierunku. Ale, jak już mówiłam, nie znam realiów, więc to wszystko to takie moje gdybanie.

Odpowiedz
avatar Yenefer
0 0

@Zmora: Tak, na ekonomicznym jest zwykła informatyka :) co do drugiego - to tak , kiedyś tak było i łatwiej się było odnaleźć , ale kiedyś też studia były na innym poziomie, teraz to chyba już tylko przedłużenie dzieciństwa :) Bo ciężko się nie dostać na studia, jak sie zdało jakkolwiek maturę ;)

Odpowiedz
avatar Zmora
0 0

@Yenefer: No właśnie też mam takie wrażenie, że na studia się nie dostają jedynie ci, którzy matury nie zdali i którzy głupawo za wysoko celują. Mój kuzyn tak bardzo chciał studiować informatykę na PW, że się uparł fizyki nie zdawać "bo na pewno go na PW przyjmą". Potem za rok fizykę pisać musiał, bo na PW go nie chcieli, ale za to spokojnie by go przyjęli na WAT, gdyby miał fizykę...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 14

Dopiero zaczynasz studia więc przyda ci się hierarchia jaka panuje na uczelniach wyższych: Doktor -> Profesor -> Prodziekan -> Dziekan -> Prorektor -> Rektor -> Pani z dziekanatu :)

Odpowiedz
avatar alicjaukapelusznika
0 2

@innaem: mam nadzieję, że z podobnymi paniami z dziekanatu będę mieć do czynienia jak najrzadziej...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

@alicjaukapelusznika: Jakie te baby by nie były, to lepiej się z nimi nie kłócić, bo na prawdę potrafią życie utrudnić.

Odpowiedz
avatar done
11 11

Gdy zaczynałem studia, też mnie takie akcje dziwiły. Po pięciu latach już mnie nic nie zdziwi. PS: Nie byłbym taki pewny, że na tamtej drugiej uczelni sprawa jest załatwiona. Okaże się w praniu ;-).

Odpowiedz
avatar Zmora
14 16

"Kampus" przez "k". I wytłumacz mi proszę, w jaki sposób paniusia miała "przaśną różową bluzeczkę", skoro wcześniej piszesz, że pracownice były "wbite w formalne stroje w stonowanych kolorach? Mam pewne wrażenie, że przynajmniej część wydarzeń/opisów jest wymyślona/wyolbrzymiona. Zwłaszcza dialog brzmi jak typowy dialog z wymyślonych historyjek. Jednakże, jako że ja z paniami z dziekanatu w życiu nie miałam do czynienia, to przy swoim wrażeniu się nie upieram, bo po prostu brak mi doświadczenia.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 czerwca 2015 o 21:11

avatar alicjaukapelusznika
0 2

@Zmora: to był długi korytarz z wieloma pokojami i niemal wszystkie panie, które tam pracują to właśnie tak, jak mówię: garsonki, sukienki, wszystko czarno-biało-granatowe, panowie w garniturach, a w tym pokoju, do którego ja miałam wejść, to mnie samą to zdziwiło, bo obie kobiety tam pracujące były ubrane właśnie zupełnie inaczej, jedna jak do prac w ogrodzie, druga jak na piknik, nie wiem, dlaczego. Może taki styl po prostu? A jeśli chodzi o wyolbrzymienie, to wcale się nie dziwię, że pani tak pomyślała- jak wcześniej pisałam też nie wierzyłam w te historyjki o paniach z dziekanatu i pewnie dalej bym nie wierzyła, gdybym się z tym nie spotkała. Niemniej dialog przytoczyłam wiernie, bo pisałam to dość krótki po wyjściu stamtąd

Odpowiedz
avatar Zmora
1 1

@alicjaukapelusznika: Ja nie twierdzę, że nie wierzę w historyjki o paniach z dziekanatu, bo wiem, że się diablice zdarzają z doświadczenia znajomych, a i mnie na studiach się trafiła przynajmniej jedna kretynka (nie piekielna/złośliwa, tylko po prostu niekompetentna), która pracowała w biurze, które z mocnym przymrużeniem oka można by pewnie nazwać odpowiednikiem dziekanatu (które jednak ma znacznie mniej wspólnego ze studentami), więc ja wierzę w ich istnienie. Ja tylko twierdzę, że ten dialog wygląda, jak wygląda. Tyle.

Odpowiedz
avatar Cille
7 11

"Poza tym niegrzeczne raczej to, że interesant czeka na łaskę przyjęcia na 5 minut rozmowy (wkurzona już byłam) i przez okrągłą godzinę tej łaski nie dostępuje." Hahaha, witamy na studiach! :D Studia zmieniają człowieka, przede wszystkim uczą cierpliwości. Rok i takie akcje nie będą Cię dziwić, a w torebce będziesz zawsze mieć ze sobą krzyżówki. :D Wysiadywanie pod gabinetami to połowa czasu spędzonego na wydziale. Ale warto, bo wielu wykładowców lubi dociekliwych studentów, którzy czasem pojawiają się na dyżurze (tak przynajmniej wynika z mojego doświadczenia). Życzę Ci, żebyś dostała się na wymarzony kierunek i żeby pozostał tym wymarzonym aż do dnia odebrania dyplomu. :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

Jest jeszcze inna opcja - możesz sporządzić kopię dowodu osobistego potwierdzoną notarialnie. Nie ma bata, taki papier uznać muszą. Życzę powodzenia na studiach. Sam studiuję na UM, ale mam kilku znajomych, którzy dostąpili wcześniej zaszczytu studiowania na UP. Z ich opowieści (jeśli nie są one przerysowane) wynika, że podobne atrakcje są tam na porządku dziennym.

Odpowiedz
avatar GoHada
3 5

Przyzwyczajaj się. Takie są realia na naszych uczelniach. Ja dzisiaj siedziałam od 7:30 do 15:00, by dopilnować wpisania mojej oceny w odpowiednie miejsce.

Odpowiedz
avatar Rammaq
2 2

Pięć i pół roku, czyżby weterynaria? Jak koniecznie chcesz studiować ten kierunek, nie polecam Lublina. Nie i koniec. Tylko Warszawa albo Wrocław, Lublin to dno, koniec kropka. Skończyłem to i żałuję, bardzo. Jak chciałabyś zasięgnąć dokładniejszych informacji, odpowiem na priv.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 czerwca 2015 o 23:12

avatar konto usunięte
0 0

@innaem: @Rammaq: Jeśli weterynaria to teraz jeszcze jest Kraków

Odpowiedz
avatar Rammaq
0 0

@funmilayo: Wybacz, ale jak ja studiowałem weterynarii w Krakowie nie było. Nie wiem więc jak tam jest, natomiast kolegów po Wrocławiu i Warszawie mam.

Odpowiedz
avatar kaede
-1 1

Standard, u mnie na UW było to samo :) W takiej sytuacji zawsze bardziej opłacało sie pisać maila bo z a)maili sie rozliczaja, b)jesli coś pojdzie nie tak, to nie dlatego że 'Pani źle zrozumiała' tylko dlatego, że ktoś źle powiedział. A dowód jest na piśmie.

Odpowiedz
avatar Zmora
-1 1

@kaede: To ja akurat z doświadczenia powiem, że na wydziale biologicznym UW (najbardziej zbliżony do kierunku autorki, zdaje się) wszelkiego rodzaju maile mieli głęboko w czterech literach. Ile razy pisałam, tyle razy mnie zlano.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

Panie z dziekanatu to temat-rzeka. Na pierwszy kierunku miałam przemiłe panie w dziekanacie, u których wszystko można było załatwić, co ciekawe nawet poza godzinami pracy! Na drugim kierunku była jedna pani w dziekanacie,prawdziwa legenda. Na pierwszym roku, załatwianie spraw wyglądało mniej więcej tak: Student: mogę o coś zapytać? Pani z dziekanatu: NIE Student: Czy mogę złożyć wniosek? Pani z dziekanatu: Możesz, dziekan i tak nie zgodzi się. Na drugim i trzecim roku pani już była milsza :)

Odpowiedz
avatar proporczyk
5 15

Oj, dziewczynka tupnęła nóżką, zabrała papierki i się obraziła. W życiu to ty sobie dziecko nie poradzisz.

Odpowiedz
avatar Sine
2 4

@proporczyk: Przeciwnie, poradzi sobie doskonale. Jako studentka czy klientka - ma wybór, gdzie chce zostawiać swoje pieniądze i korzysta z tej możliwości.

Odpowiedz
avatar onap93
5 9

Skoro widziałaś, że zmieniła strój formalny to chyba logiczne, że do pracy raczej już nie wróci. Stojąc koło niej na korytarzu mogłaś podejść, jak widziałaś że sobie idzie nie wiadomo gdzie to też mogłaś ją dogonić i porozmawiać. Niestety, to już nie liceum, na studiach są dorośli ludzie i nikt za nimi nie chodzi i nie bierze za rączkę żeby coś załatwić.

Odpowiedz
avatar alicjaukapelusznika
-2 2

@proporczyk: Pożyjemy - zobaczymy @onap93: Nie wiem, czy zmieniła, obie panie w tym pokoju miały strój nieformalny, w tym jedna była cały czas w pracy, dlatego sądziłam, że tak się właśnie ubrały do pracy, trochę chaotycznie, ale mam nadzieję, że wie pan/pani o co mi chodzi. Jeśli chodzi o trzymanie za rączkę to nie oczekiwałam tego, a że nie przeszkadzałam w jej rozmowie i nie poleciałam za nią to efekt mojego wychowania i nadziei, że owa pani zaraz wróci.

Odpowiedz
avatar calodniowysen
6 10

Jakbym miała pisać na piekielnych historię za każdym razem jak Pani z dziekanatu/sekretariatu czy inny pracownik wydziału/uniwersytetu był niemiły, to pisałabym średnio co dwa dni. Pomijając kawki niektórych pracownic - większość pracowników uniwersytetu ma bardzo, bardzo, bardzo dużo pracy z której my - studenci nawet nie zdajemy sobie sprawy. Są wiadomo przypadki patologiczne, ale ja naprawdę nie wiem o co ten cały szum, bo z powodu obowiązków bardziej służbowych mam częsty kontakt z paniami ze wszelkich sekretariatów i dziekanatów (samorząd) i jeśli mają one czas to bardzo chętnie poświęcają go studentom i nawet czasami są miłe, pożartują (jeśli mają na to czas).

Odpowiedz
Udostępnij