W moim liceum nauczała straszna jędza, Pani B. Bali się jej wszyscy. Potrafiła tak upokorzyć delikwenta przed tablicą, że niejeden chlipał przez następne dwie lekcje. A sposób gnębienia uczniów był niezwykle perfidny. Wywoływała bez ostrzeżenia i niekoniecznie na początku lekcji. Zaczynała od oceny nie stanu wiedzy ale zdekoncentrowania delikwenta. Mojej przyjaciółce stojącej na miejscu kaźni, pod tablicą, powiedziała, że chyba puściła bąka tak od niej śmierdzi. Dziewczyna tak się speszyła, że nie była w stanie odpowiedzieć na żadne pytanie. Zawsze znalazła jakieś czułe miejsce, w którym zatapiała swe żądło i nie darowała nikomu.
Ponieważ była postrachem szkoły, była również w centrum zainteresowania swoich uczniów. Krążyły o niej legendy. Dziesiątki historyjek mniej lub bardziej prawdziwych. Jedna szczególnie przypadła mi do gustu.
Jeden z gnębionych, niejaki K., po ukończeniu szkoły został milicjantem. I legenda głosi, że na początku swej kariery zawodowej "pilnował" skrzyżowania. Pierwszą osobą jaką złapał na nieprawidłowym przechodzeniu przez ulicę była Ona, Pani B.
- Obywatelko, przeszła Pani na czerwonym świetle. Proszę o okazanie dowodu osobistego.
Postrach szkoły się nie poddawał.
- No co ty, K. nie poznajesz mnie?
- Ależ oczywiście, że poznaję. Dlatego obywatelko B. zapłacicie mandat w najwyższej możliwej wysokości.
Nie wiem czy to prawda. Ale wtedy, w szkole wierzyliśmy w to całkowicie. I to dawało nam ulgę i nadzieję na przyszły rewanż. Ne miałam szansy konfrontacji z Panią B. ale w wypadku innych piekielnych historii role się odwróciły.
Szkoła
gdyby moja córka przyszła do mnie i powiedziała że nauczycielka powiedziała do niej ze "chyba pusciła bąka tak od niej śmierdzi" to szanowna pani profesorka zjechałaby po schodach szkolnych :)
OdpowiedzMówimy od dzieciach w wieku licealnym. Jasne, pogadać z nauczycielką można i oczywiście z wychowawczynią, bo zachowanie naganne, ale bez przesady z tym zrzucaniem ze schodów. Dziecko na tym etapie już samo powinno umieć babę ogarnąć, nie trzeba wszystkiego za nie robić.
Odpowiedz@Zmora: Zauważyłaś zwrot "MILICJANT"? Co prawda autorka nie napisała o którą klasę chodziło ale przyjmując, że np. pierwszą to były to dzieciaki, które dziś byłby dopiero w klasie trzeciej gimnazjum. Uważasz, że wszyscy oni na tym etapie są tak, obeznani z życiem i sobie świetnie radzą? Bo ja nie uważam. Moja córka radzi sobie świetnie a jednak nie wiedzieć czemu (w sumie to ja wiem czemu) z angielskiego ciągnie w szkole na miernych i jedynkach, pomimo faktu, iż chodząc dodatkowo do szkoły językowej przynosi stamtąd oceny dobre i bardzo dobre. Pani od j. angielskiego, ciągle ją zbywała, gdy młoda chodziła za nią z pytaniem o możliwość poprawy tych ocen. O tej Pani chodzą słuchy, że jej sytuacja domowa powoduje, iż jest trochę zahukana i strachliwa, co rekompensuje sobie na niektórych uczniach a dodatkowo zauważyłem iż lubi gnębić uczniów którzy dodatkowo uczą się języka angielskiego. Udałem się więc do szkoły a że przemieszczam się motorem typu chopper, odziany byłem na czarno w skórę, Pani jakoś tak strachliwie na mnie spoglądała mimo, że mówiłem bardzo spokojnie i grzecznie. Nazajutrz, córka mogła dziwnym trafem poprawić aż trzy negatywne oceny a w kolejnych dniach następne.
Odpowiedz@lalai: W mojej klasie w liceum było coś podobnego. Uraczyliśmy wtedy nauczyciela staropolskim powiedzeniem "kto poczuł, ten wytoczył" :P
Odpowiedz@Iceman1973: Zauważyłam słowo "milicjant". I nie uważam, że ten magiczny rok między pierwszą klasą liceum teraz a dawniej nagle robi aż taką wielką różnicę. Za to zauważ, że ja napisałam, żeby z nauczycielką porozmawiać i z wychowawczynią, ale reakcja typu "zrzucę ze schodów" (czyt. tak nagadam, że d*py z podłogi nie pozbierasz przez miesiąc) to jest przesada, bo to nie są już malutkie dzieciaczki zastraszone samą ideą odezwania się do nauczyciela, bo to taki "autorytet". Matka ma pomagać, nie robić wszystko za pociechę. Gdyby chodziło o moje pociechy, to bym poszła porozmawiać, powiedziała co myślę o tego typu zachowaniach, ale nie podejmowałabym prób mordu. Za to dziecku bym podpowiedziała jak radzić sobie z babą, może dała kilka pomysłów na riposty na przyszłość i wyedukowała trochę na temat asertywności. A nie, kurna, "córusiu, ty się nic nie martw, mamusia wszystko załatwi", jakby za mało było rozpuszczonych dzieci na tym świecie...
Odpowiedz@Zmora: milicjant, nie policjant czyli czasy, kiedy nauczyciel byl niemal bogiem nie to co teraz, jutuby i kosze na glowach wtedy nauczyciela SZANOWANO albo sie go BANO i nie bylo pogotowia obywatelskiego a nastolatkowie pyskujacy nauczycielom konczyli na dywaniku u dyrektora, z obnizona ocena ze sprawowania
Odpowiedz@bazienka: nie myl szacunku ze strachem.
Odpowiedz@Kurka: wtedy nauczyciela SZANOWANO albo sie go BANO "ALBO", mowi ci to cos? ja pamietam pania od polskiego, z ktora bylo utrapienie, kazde okienko, wychowawcza, czasem religia byla polskim, sprawdzian z kazdej czesci mowy, zdania itp. a dzis bardzo jej DZIEKUJE i pana od matematyki ktory zaadawal po 56 przykladow na strone a4 kazdy bysmy sie wzorow nauczyli. oczywiscie z dnia na dzien. i stawial paly za brak znajomosci wzorow przy tablicy tu akurat strach laczyl sie z szacunkiem ;)
Odpowiedz@bazienka: To chyba ze zmęczenia, ale przeczytałam "bo" zamiast "albo". Przepraszam za pomyłkę, zwracam honor.
OdpowiedzTo mi przypomniało "gnębienie" kumpla przy tablicy. Matematyka, jakoś 5 klasa. Kumpel wyjątkowo niekumaty był tego dnia. Nauczycielka, zmęczona tłumaczeniem, mówi w końcu: "masz 5 jabłek", a kolega na to, z zastanowieniem w oczach: "gdzie?". My w śmiech, on w płacz. Aż uszy miał czerwone. Nie zawsze to nauczyciel jest ten wredny ;)
Odpowiedz@grisznik: nie mam nawet słów na tą przepiękną historyjkę. Super.
Odpowiedz