I ja po przeczytaniu historii
http://piekielni.pl/66857 napiszę coś o weterynarzu, któremu powinni odebrać prawa do wykonywania zawodu.
Mieszkam sobie w Gdyni jak już wiecie. 15 minut spacerkiem od mojego domu, przy DT Chylonia urzęduje w niewielkim zielonym budyneczku pan M.S. Facet ma ewidentne problemy z trzeźwością, jest niedelikatny wobec zwierząt i niekompetentny. Byłam u niego zaledwie 3 razy.
1. 2007 rok, wrzesień. Sześciomiesięcznego szczeniaka mojej koleżanki walnęło auto. Szanowny pan M.S dał mu zastrzyk, pobieżnie go obejrzał i stwierdził,że mały będzie żył. A figę z makiem - biedne zwierzę wymiotowało całą noc krwią i odeszło w mękach.
2.Dokładnie rok po historii z szczeniaczkiem kumpeli. Mój tata uparł się abyśmy poszli do pana M.S zaszczepić mojego poprzedniego jamnika. Sam sposób robienia zastrzyku (wbijania na chama igły w psi zad) przyprawił mnie o ból serca.
3. Luty 2015. Jako,że weterynarz,który leczy mojego obecnego psa (Nero ma epilepsję) był na urlopie, byłam zmuszona udać się do tego pana po receptę dla psa na Amizepin. Od samego progu zapach gorzały, facet na ewidentnym rauszu. Wyszłam szybciej niż weszłam. Receptę załatwiłam w Gdańsku.
NIGDY WIĘCEJ!
Trzeba było dzwonić na policję - wykonywanie obowiązków służbowych pod wpływem alkoholu to chyba przestępstwo. A skoro pijany przebywał w lecznicy w godzinach przyjmowania zwierząt, to mamy piękne podejrzenie przestępstwa.
Odpowiedz@Litterka: Zatkało mnie do tego stopnia,że wolałam ''strusiować'' stamtąd czym prędzej. Wylecialam stamtad niczym Strus Pedziwiatr.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 czerwca 2015 o 15:23
@Nemesis92: Czyli lekarz dalej nawalony leczy chore zwierzęta, bo ty nie miałaś zamiaru tego nigdzie zgłosić? No brawo...
Odpowiedz@Nemesis92: Istotnie, następnym razem telefon na policję wystarczy. Jeżeli chodzi o tamte rejony to polecam rzut beretem gabinet na ulicy Chełmińskiej, tylko traw na właściciela.
Odpowiedz@Litterka: Jeżeli ten lekarz pracuje we własnym gabinecie to żaden telefon ani doniesienie nic nie zmieni. To nie jest lekarz dla ludzi gdzie można powołać się na przepisy o zagrożeniu zdrowia i życia> Przepisu kodeksu pracy mówią tylko o obowiązkach i prawach pracodawca-pracownik. Chcesz go "skrzywdzić"? Rozpowszechniaj takie informacje by nie miał klientów. Ale ostrożnie bo możesz zostać oskarzonym o pomówienia
Odpowiedz@Moritare: pan Bandura strasznie drze hajsy. Czaisz,że za dwa zastrzyki gdy Nero miał zapalenie gardła chciał 100zł?
Odpowiedz@Moritare: "tylko traw na właściciela". Ale że o co chodzi...?
Odpowiedz@PooH77: Bandura z tego co zauważyłem przez lata zna się na swoim fachu, ale o innych pracownikach u niego nie słyszałem dobrych opinii. A to, że tani nie jest. Rzucę przykładem - wolę kupić buty za 500zł i chodzić w nich 5 lat, niż kupić buty za 150zł które wytrzymają pół roku.
Odpowiedz@Moritare: Dalej nie złapałeś...?
Odpowiedz@Rammsteinowa: Dokładnie, ubolewasz jak to biedne zwierzę cierpiało i zdechło w mękach, ale mimo braku zmian od 8 lat tego nie zgłosiłaś?
Odpowiedz@onap93: nie wiem czy Policja sie interesuje takimi sprawami,a znając komisariat pod ktory przynależy dzielnica, będą mieli to w pupie.
Odpowiedzzdaje sie ze wterynarze choc to tylko lekarze zwierzat tez nie moga pracowac pod wpływem alkoholu? czemy wiec nie zadzwonilas na policje? chyba ze był to zapach alkoholu leczniczego np po odkażaniu rany lub narzędzi lub stanowiska? czy tylko po zapachu w pomieszczeniu stwierdziłaś stan tej osoby?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 czerwca 2015 o 18:33
umiem rozpoznac dziabniętą osobę. po prostu sie wystraszylam - ps.prawie tam nikt nie zagląda, bo wiedzą co to za ananas. poszlam do niego po recepte, bo musialam!! a skonczylo sie tym ze chlopak mnie wiozl zaplakana do GD (balam sie ze Nero dostanie ataku, musi przyjmowac Amizepin regularnie wiec Waldi mnie zawiozl do weta, ktory opiekuje sie jego Tigą)
Odpowiedzumiem rozpoznac dziabniętą osobę. po prostu sie wystraszylam - ps.prawie tam nikt nie zagląda, bo wiedzą co to za ananas. poszlam do niego po recepte, bo musialam!! a skonczylo sie tym ze chlopak mnie wiozl zaplakana do GD (balam sie ze Nero dostanie ataku, musi przyjmowac Amizepin regularnie wiec Waldi mnie zawiozl do weta, ktory opiekuje sie jego Tigą)
Odpowiedz@Nemesis92: a co to za argument, że "prawie nikt nie zagląda"? Wystarczy, że zajrzy tam jedna osoba, nie mająca pojęcia do kogo idzie i nieświadomie narazi swojego zwierzaka.
Odpowiedz@Irasiad: Słuchaj. Wiem od wszystkich,że jak ktoś do niego zajrzy to raz na dwa miesiące. Unikają go. W ogóle ten facet reprezantuje soba totalne dno - widzial kto przyjmowac klientow w przepoconej koszuli i brudnych dzinsach?
Odpowiedz@Nemesis92: I na bank facet jest w stanie utrzymać gabinet mając, tak jak piszesz, pacjenta raz na dwa miesiące.
Odpowiedz@Malibu: Nie obchodzi mnie to, taki ktoś nie powinien być w ogole weterynarzem. Ale wiem,że do niego zagląją kompletni desperaci.
OdpowiedzZastrzyki robi się w kark.
Odpowiedz@Soraiya_Farooq: Szczepienia, oprócz niewielkiej liczby preparatów wykonuje się podskórnie. Ostatnio czytałem artykuł głoszący, iż najlepszym miejscem na szczepienia(szczególnie u kotów) ze względu na ryzyko mięsaka poszczepiennego, są ogon i kończyny. Chociaż technicznie, może być to dość trudne. Ogólnie jako miejsca iniekcji, w codziennej praktyce, staram się unikać karku i ogólnie okolicy kręgosłupa. Chociaż tak jest poprawnie, zawsze może zdarzyć się odczyn po zastrzyku. W niektórych rzadkich przypadkach, nawet włos, który nieszczęśliwie "podejdzie" pod igłę może do niego doprowadzić. Dużo bardziej wdzięcznym miejscem, do podawania iniekcji, jest skóra na klatce piersiowej. Nawet jeżeli odczyn wystąpi, jego leczenie jest znacznie łatwiejsze.
OdpowiedzJak tam pies na amizepinie funkcjonuje? Miewa mimo stosowania leku ataki? Jak często miał ataki przed rozpoczęciem leczenia?
Odpowiedz@Rammaq: Nero przed braniem amizepinu miał ataki raz na x czasu. Powinnam w ogóle wam wyjaśnić, że to epilepsja pourazowa - miałam go na rękach i mi się wyrwał upadając z wysokości 160cm. Wet do ktorego pobieglam po zdarzeniu nic nie stwierdził. U niego pojawiały się one na tle emocjonalnym: 1.Pierwszy atak pojawil sie w miesiąc po upadku (lato 2013 - sierpień), szedł za mną do kuchni po ciastko i go zaczęło wyginać. 2. Wiosna 2014 - kwiecień - z radości po powrocie mamy 3. Lato 2014- czerwiec - dostał wieeelkiego gnata od mojej koleżanki, dodatkowo przyszla do nas sąsiadka na kawę i go tak to podjaralo , że atak gotowy Teraz jak jest na lekach, mamy ciszę i św spokój.
OdpowiedzNie wiem, czy w to wierzyć. Byłam u tego weterynarza dwa razy, rok temu, z kotką (wtedy jeszcze roczną). Otóż ok. 4 w nocy mój kot postanowił skoczyć z szafki na górę oszklonych drzwi, oczywiście spadając, ale przy okazji wytrącając szybę i wsadzając ogon w szczelinę między szybą a framugą. Ogon był przecięty, praktycznie 3/4 wisiało bezwładnie i lała się krew. Pojechałam do tego właśnie pana, bo tam dowiedziałam się, że jest całodobowo. Facet zajął się dobrze moim kotem, który cieszy się swoim ogonem do dzisiaj. Druga wizyta dotyczyła podania lekarstwa na drugi dzień po sytuacji. Absolutnie nie mam zastrzeżeń. Pan nie tylko nie był nawalony, ale był też profesjonalny pomimo pory, o której przyjechałam pierwszy raz (między 4 a 5 rano). Nie twierdzę, że kłamiesz, przedstawiłam tylko swoje doświadczenia z tym weterynarzem. Owszem, gabinet mógłby być nowocześniejszy, ale co do świadczonych usług nie mam zastrzeżeń. Jeśli Twoja historia jest prawdą, to fakt, że nie zgłosiłaś tego nigdzie, mówi też trochę o Tobie i jak dla mnie to możesz przybić sobie 5 razem z lekarzem, do którego masz zarzuty, ponieważ wyraziłaś zgodę , aby taki stan rzeczy trwał dalej :)
Odpowiedz@Melon: Boże święty. Biedny kot, nie dość że ogon to jeszcze Siwek. Proszę Cię, nie nazywaj go profesjonalnym buahahahahah.
Odpowiedz@Nemesis92: Jak tak czytam Twoje komentarze to dochodzę do wniosku, że sama nie jesteś za bardzo trzeźwa.
Odpowiedz@SunnyBaby: Hehe...dokładnie. Albo próbuje zrobić czarny PR temu wetowi. Albo i jedno, i drugie.
Odpowiedz@SunnyBaby: Wybacz, od tygodnia nie tykam alkoholu. Raz,że jestem odpowiedzialna za całą chałupę (rodzice wyjechali a ty sprzątaj nieszczęsna Nemesis, rob zakupy, prowadzaj psa na spacer, leki mu dawaj...). Dwa obiecałam mojemu ''prezesowi'' że nie będę pić.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 czerwca 2015 o 11:01
@Nemesis92: czyli delirium...
Odpowiedz@alexiell: absolutna trzeźwość. :)
Odpowiedz@Nemesis92: Każdy alkoholik tak mówi ;)...
Odpowiedz@PooH77: Spojrz sobie na mojego instagrama (mam link do niego w opisie ''o mnie'') i powiedz czy tak wygląda alkoholiczka. :)
Odpowiedz