Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Na fali historii o rowerzystach i kolejkach u lekarzy ja opowiem swoją...…

Na fali historii o rowerzystach i kolejkach u lekarzy ja opowiem swoją... z zupełnie innej beczki.

Jakiś czas temu, w związku ze zmianą pracy, przeprowadziłam się z 'prowincji' do Londynu. Jak już się zadomowiłam i ogarnęłam sytuację, zaprosiłam do siebie koleżankę na kawę i plotki. A że koleżanka jest wielką fanką polskich przysmaków, po drodze do domu wpadłyśmy do pobliskiego polskiego sklepu.

W sklepie trwała dość intensywna dyskusja pomiędzy Panią Ekspedientką a Panią Turystką (PT) z nastoletnią córką, które starała się uzyskać jakieś informacje na temat podróżowania po Londynie. Pani Ekspedientka powtarzała dosyć często że 'ona nie z tej dzielnicy, ona się nie zna' i sugerowała tzw. Oysterkę (kartę miejską na doładowania), ale Pani Turystka uparcie twierdziła, że ona nie chce Oysterki i woli 'normalne' bilety. Widząc sfrustrowaną minę Pani Ekspedientki, zasugerowałam PT i jej córce, aby przeszły całe 30 metrów do stacji metra, które jest tuż obok i tam zapytały kogoś z obsługi. PT błyskawicznie odpowiedziała 'to pani mi pokaże gdzie to' i z klientki sklepu stałam się przewodnikiem.

Zaprowadziłam więc PT do pobliskiej stacji i pokazałam gdzie jest kasa/punkt informacyjny. Już chciałam się żegnać i życzyć miłego pobytu, gdy PT nagle zaczęła usilnie prosić żebym jeszcze nie szła, bo córka mówi po angielsku ale się wstydzi (!) i czy mogłabym tak na chwilkę potłumaczyć? Skoro tylko 'na chwilkę', to w sumie mogę pomóc. No i się zaczęło.

PT zaczęła wyrzucać z siebie pytania z prędkością karabinu maszynowego, tak że momentami ledwo nadążałam tłumaczyć w obie strony – do pani w okienku na angielski i potem do PT na polski. Ile kosztuje bilet na jeden dzień? A na trzy? (nie ma takiego) To tygodniowy? A jak nie wykorzysta całego tygodnia, to może zwrócić? A na ile stref? (Londyn podzielony jest na strefy komunikacyjne, od których zależą ceny biletów). To który będzie lepiej? A gdzie jest więcej atrakcji do zobaczenia? A ile czasu zajmie dojazd? A o której jest ostatni pociąg? A jaką ulgę dostanie córka, która jeszcze nie ma szesnastu lat? Twarz pani w okienku pozostawała obojętna, za to ja z każdym pytaniem traciłam cierpliwość, bo miało być tylko 'na chwilkę', a stałyśmy przy tym okienku już dobre pół godziny. Widziałam, że koleżanka też już przestępowała z nogi na nogę i było mi głupio z powodu takiego opóźnienia, więc chyba po setnym pytaniu powiedziałam 'dosyć'. Pani z okienka podała całe naręcze mapek, broszurek informacyjnych i tym podobnych świstków – córka PT może i się wstydziła mówić, ale z czytaniem chyba sobie poradzi, więc resztę mogły sobie same doczytać.

Z wyraźną niechęcią PT powstrzymała dalszy nawał pytań, podziękowała mi (a jednak) i... poprosiła mnie o numer telefonu – na wypadek gdyby się z córką zgubiły bo one nikogo w Londynie nie znają, no wie pani... Żeby uniknąć dalszych dyskusji i błagań, numer podałam i w końcu się pożegnałyśmy. Przez następne trzy dni żadnych zdesperowanych telefonów nie było, a ja mogłam odetchnąć z ulgą.

Ale spotkanie PT i jej córki nie jest piekielnością którą chciałam opisać. Bo każdy może przecież się znaleźć w sytuacji gdzie będzie potrzebna pomoc życzliwego rodaka. To, że moja cierpliwość została poddana na próbę to pikuś. Ja pewnie też nierzadko działam ludziom na nerwy. Nie, piekielnością było to co stało się kilka miesięcy później.

Zadzwonił mój telefon – numer którego nie rozpoznałam, ale kierunkowy +48, czyli z Polski. Pomyślałam, że to może ktoś rodziny dzwoni z nowego numeru i odebrałam. Dzwoniła oczywiście PT, która sobie przypomniała nasze spotkanie w Londynie, że ja taka pomocna byłam, więc ona ma taką małą sprawę...

Trochę pokrętnie wyjaśniła, że podczas pobytu w Londynie razem z córką kupiły zestaw biletów na różne atrakcje, ale nie zdążyły wszystkich wykorzystać. Zostały im bilety wstępu do akwarium i tak szkoda żeby się zmarnowały... Wciąż nie rozumiejąc o co PT chodzi zapytałam wprost, czy ona chce mi te bilety dać w podzięce za pomoc? Ależ nie! PT szybko wyjaśniła: bilety przekazała panu kierowcy autokaru którego poznały podczas podróży do Anglii. Ale ten pan przyjeżdża do Londynu i zaraz będzie wracał (?!) więc nie będzie miał czasu ich sprzedać, więc czy ja mogłabym pojechać na stację Victoria (oddalonej jakiejś 45 minut od mojego biura) jeszcze dzisiaj przed 18 (ja kończę pracę o 17), odebrać od niego te bilety i od razu je sprzedać, bo ich ważność upływa jutro. No a potem to już tylko wysłać 'piniążki' do Polski, najlepiej jakimś transferem, bo pocztą to będzie długo szło i może zginąć...

Wciąż nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi zapytałam, czy ona już kupców ma i ja mam tylko te bilety przekazać, usłyszałam że nie, no ale to akwarium to takie fajne i znane (bzdura, całość można w 45 minut przelecieć) i na pewno nie będę miała problemów żeby te bilety sprzedać. Jak się pokręcę po Victorii, to na pewno ktoś z przyjezdnych Polaków się skusi...

W tym momencie przerwałam tyradę PT, oznajmiłam że ja już nie mogę rozmawiać bo jestem w pracy i szef daje mi znać, że muszę kończyć. Grzecznym, acz stanowczym tonem oznajmiłam, że absolutnie nie mam czasu aby ganiać po dworcach i próbować opchnąć jakieś lipne bilety, których ważność upływa prawie że natychmiast, po czym pożegnałam się i po rozłączeniu rozmowy zablokowałam numer.

I tak oto moja chęć niesienia pomocy rodakom za granicą znalazła swoją własną granicę. Jeśli to mnie zostanie przypięta łatka 'piekielnego Polaka', jakoś to przeżyję.

Londyn

by LinaGreen
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Jango_Fett
2 20

Mądrość ludowa powiada: "Daj rodakowi palec, a weźmie całą rękę"

Odpowiedz
avatar Zmora
11 23

@Jango_Fett: Mam wrażenie, że w oryginalniej wersji tej mądrości nie ma słowa "rodak", ale co ja tam wiem...

Odpowiedz
avatar Jango_Fett
6 16

@Zmora: bo nie ma :)

Odpowiedz
avatar jo73
6 8

A myślałam, że już nic mnie nie zdziwi.... A tu siedzę w osłupieniu, myśląc o szczytach szczytów cwaniactwa (to eufemizm) rodaków. Stanowczo to nie Ty jesteś piekielna, LinaGreen.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 17

Podziwiam, bo ja bym tyle czasu przy okienku z kobietą nie wytrzymała. Skoro córka mówi po angielsku, to niech się dogaduje, mogłabym ewentualnie z 5-10 minut postać, żeby pomóc gdyby faktycznie miała problemy z komunikacją, coś podpowiedzieć. Rozumiem pomóc, ale nie wyręczać.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 12

@pawel78: nieudolne?? o co chodzi?

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
-4 12

Kilkanascie lat temu lecialem "Lotem" do W-wy z Frankfurtu, a zagadal do mnie Polak, ze zasnal na lotnisku i przegapil lot "Lufthansa" tez do W-wy, a nie mowi po niemiecku, czy moglbym wytlumaczyc jego sytuacje przy okienku. Zrobilem to, okazalo sie, ze jego bagaz byl juz nadany, ale wlasciciela walizki brakowalo, wiec (jako, ze nie wolno wysylac jej samej bez pasazera, z powodow zrozumialego bezpieczenstwa), musieli zatrzymac caly samolot, doszukac sie jego rzeczy w celu wyladowania ich i spoznili sie kupe czasu. A i mi oberwalo sie, choc ja bylem w tej historii calkiem niewinny. Dlatego tez, jesli chcecie pomagac rodakom za granica, to zastanowcie sie przedtem dwa razy i dajcie sobie z gory sprawe dobrze wyklarowac, zeby nie bylo glupich nieporozumien, potem skupiajacych sie niepotrzebnie na pomagajacym i robiacych mu klopoty i ewentualnie nie wstydzcie sie odmowic problematycznej pomocy !

Odpowiedz
avatar ewilek
12 14

@ZaglobaOnufry: trudno tak od razu stwierdzić, czy pomoc w tłumaczeniu będzie problematyczna czy nie. Prościej jest pomagać, ale gdy ta pomoc zaczyna iść na niewłaściwe tory, po prostu się wycofać. Nigdy przecież nie wiem, czy kiedy my nie będziemy takiej pomocy potrzebować

Odpowiedz
avatar LenaMalena
7 9

Trochę asertywności Ci zabrakło, choć rozumiem, że sytuacja tak z zaskoczenia wyszła. Pani pewnie uznała, że Ty MUSISZ jej pomóc i już, bo jak pomożesz to jest ok, a jak nie to jesteś burak. Dziwię się, że obcej kobiecie dałaś numer telefonu od tak, bo mogła Cię mocno zamęczać swoją osobą. Pewnie opowiada teraz w domu, że poznała w Anglii taką jedną dziewczynę i jesteś jej dobrą znajomą...

Odpowiedz
avatar szamanisko
0 0

Byłem zagranicą ponad 2 lata.. Krótka rada - od Polaków lepiej trzymać się jak najdalej. Piekielnych jest jeszcze więcej niż w kraju...

Odpowiedz
avatar Timothy
3 3

Asertywność i konstruktywna krytyka: FUKO Fakty - chce Pani abym za panią sprzedała bilety, a uzyskaną kwotę przelała na pani konto. Dodatkowo, mam sama znaleźć klientów na Pani bilety. Uczucia - Czuję się przez panią wykorzystywana i nieszanowana. Być może na koniec usłyszę od Pani 'dziękuję', w co wątpię. Konsekwencję - Nie pomogę pani. Oczekiwania - gdyby pani POPROSIŁA o POMOC rozważyłabym to. Proste? TAK. Druga strona najprawdopodobniej się obrazi? TAK. Obrzuci Cię stekiem wyzwisk? Pewnie TAK. Co MNIE/CIEBIE to interesuje? NIC.

Odpowiedz
avatar asmok
1 1

@Timothy: Konstruktywna krytyka jest wtedy, kiedy druga osoba nie tylko się nie obrazi, ale zrozumie w którym momencie robi coś nie tak, zaakceptuje tą świadomość bez negatywnych emocji skierowanych do ciebie i następnym razem w podobnej sytuacji sama to uwzględni. Na tym polega asertywność. Powiedzieć "nie" jest łatwo. Sztuka to zrobić to tak żeby rozmówca zareagował na odmowę pozytywnynie i był święcie przekonany o twojej racji. Czyli w tym wypadku w skrócie coś w stylu: "rozumiem, chętnie bym pomogła, niestety, dojazd zajmie mi 3 godziny"

Odpowiedz
avatar Emiatko
3 3

Pracuje na Victorii (nie na stacji, ale niedaleko) i kiedys ktos nas zaczepil i chcial sprzedac bilety na London Eye :D

Odpowiedz
Udostępnij