Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W nawiązaniu do wcześniej historii o pasożytach na uczelni. Mam w tym…

W nawiązaniu do wcześniej historii o pasożytach na uczelni.

Mam w tym semestrze zajęcia, na których obecność nie jest obowiązkowa. Są pierwsze, więc teoretycznie można nie przyjść jak się nie chce. Wykłady prowadzone są w ten sposób, że wyświetlanych jest kilka informacji na slajdach, a reszta jest mówiona. Przepisywanie slajdów bez notowania dodatkowych treści jest w zasadzie bezcelowe, chyba że ktoś chce mieć tylko zarys tematu, a resztę sobie poszukać. Same slajdy jednak nie wystarczą nawet jako plan, bo to zaledwie mały procent poruszanych zagadnień przez całe zajęcia, bo czasem jest to kilka krótkich zdań, czasem jakieś nazwiska itp.

Ja notuję sobie wykład, inaczej robi jednak pewna grupka dziewczyn, która siedzi przede mną. Przez całe zajęcia dziewczyny bawią się telefonem, albo czytają sobie gazetki, a jak tylko widzą, że slajd się zmienia, jak zaklęte zaczynają pisać. Piszą nawet coś, co nie ma znaczenia: jakąś sentencję którą wykładowczyni sobie znalazła, jakiś cytat (nawet po łacinie), a raz to nawet zaczęły przepisywać historyjkę, którą prowadząca wyświetliła tylko po to, by coś nam zobrazować. Z rzadka notowały coś, co było mówione. Potem dziewczyny wracają do swoich zajęć. Po kilku minutach znowu to samo. I tak całe 1,5 godziny.

Tuż po ostatnim ustnym kolokwium okazało się, że jednak warto było notować (choć nigdy w to nie wątpiłam), bo bez notatek nie dało się zaliczyć. Wchodziliśmy parami i chyba wszyscy spodziewali się, że będzie łatwiej, ale ponad połowa grupy zaliczyła. Jak wspomniane dziewczyny weszły do sali, to za chwilę wyszły, bo na żadne pytanie nie znały odpowiedzi. Zorientowały się, że to co sobie znalazły w necie nie jest wystarczające. A tyle się uczyły! A tyle czasu straciły na szukanie wszystkiego! Były oburzone, że wykładowczyni pytała o coś, czego nie było! Potem były złe, bo dowiedziały się, że było, nawet na tych zajęciach, na których one siedziały, tylko że nic nie notowały. Bo tego nie było na slajdzie.

Oczywiście nie tylko wspomniane dziewczyny nie zaliczyły. Jakoś udało im się zdobyć od innych dobre notatki, kserowane hurtowo i czasami bez wiedzy autora. Skąd o tym wiem? Bo słyszałam jak rozmawiały między sobą, że ta i ta zaliczyła dobrze, więc ma dobre notatki i trzeba je zdobyć. Ale po co się pytać czy można skorzystać, prawda? Dziewczyny zauważyły, że ktoś idzie do ksera, złapały tą osobę przed windą, wcisnęły w rękę pieniądze i powiedziały, żeby im też zrobić kilka kopii. Solidarność osób bez zaliczenia była na tyle silna, że za kilka minut dziewczyny miały już w rękach cały materiał z wykładów.

Nie powiem, dziewczyny uczą się na błędach i na następnych zajęciach widać było, że notują i że się starają. Potem jednak wszystko minęło, telefon wzywał niemiłosiernie i było po staremu. Z drobnym wyjątkiem.

Raz widziałam jak po zajęciach dziewczyny podeszły do kogoś i poprosiły o pożyczenie notatek. Notatek z zajęć, na których były. I niewiele robiły. Dostały je.

by LenaMalena
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
10 12

Jest to przykra praktyka. Do mnie zawsze korowody przychodziły, choć bazgrałam strasznie, pisałam skrótami zrozumiałymi praktycznie tylko dla mnie. Często odmawiałam pożyczenia notatek z prostego powodu - od 3 roku studiów wszystko wpisywałam w kołonotatnik. Każdy wykład/ćwiczenia na nowej kartce, jak trzeba było coś przypomnieć, to wystarczyło cofnąć się parę stron i się miało, co potrzeba. Wyrywania kartek bez powodu (bo ja potrzebuję notatek, bo esemesowałam zamiast uważać) nie uznawałam, bo inaczej bym nie mogła ich wpiąć na powrót. Prośba o pożyczenie zatem całego zeszyciku, jak nie chcę wyrywać, spotykała się z odmową kategoryczną. Miałam tam notatki z zajęć, ale także własną "radosną twórczość", którą płodziłam na wykładach-fakultetach (z których nie było żadnych kół, a zaliczenie dostawało się za samo siedzenie na d*pie i słuchanie). Jak ktoś chętny na zapożyczenie systemu z kołonotatnikiem, to proszę. Przetestowałam i się sprawdza :)

Odpowiedz
avatar Pendrak
0 4

@piekielnakunegunda: Jeśli chodzi o nie dawanie notatek, to na prawie na najstarszym uniwersytecie w Polsce popularna jest praktyka że pisze się ołówkiem na fioletowym papierze (tak naprawdę to urban legend, ale sama przyznasz że równie skuteczne jak Twoj sposób, tylko nieco droższe). U nas w grupie mamy taki system, że ja zbieram wszystkie możliwe notatki w obrębie naszej małej grupy i na ich podstawie tworzę skróconą wersję, zawierającą tylko najważniejsze informacje (uczę się kompresując wiadomości :)) a następnie skanuję moje małe kompendium wiedzy i przesyłam wszystkim należącym do stowarzyszenia :P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
14 26

@nieboniebonie: Żałosne to jest żerowanie na innych, to dopiero zachowanie godne "he he polaczka", jeśli już musisz posługiwać się takimi określeniami.

Odpowiedz
avatar LenaMalena
13 21

@nieboniebonie: Kłania się czytanie ze zrozumieniem. Ktoś zaliczył i dał do skserowania swoje notatki koleżance. Opisywane dziewczyny podeszły do tej koleżanki i poprosiły o kopie. Autor notatek o tym nie wiedział.

Odpowiedz
avatar sapphire101
8 18

@nieboniebonie: Piekielne to jest Twoje podejście. "Jak ktoś jest sprytny i coś ma małym wkładem..."- za przeproszeniem, że co kur*a? Sprytny? Chciałeś chyba powiedzieć żałosny i w dodatku złodziej (skoro autora notatek nawet o pozwolenie nie zapytały). Wyobraźmy sobie, że przez rok składasz altanę w ogrodzie, a jak już skończysz, okazuje się że w nocy sąsiad przewiózł ją na swoje włości. Wtedy też powiesz że sprytny? Do Twojej definicji pasuje :) Zresztą co ja będę tłumaczyć. Pojęcie masz na czym polega studiowanie? Bo, (o zgrozo!), nie na kserowaniu notatek i robieniu ściąg pod salą egzaminacyjną, kombinowaniu jak tu zdać i się przy tym nie narobić, czy symulowaniu obecności na zajęciach. I Ty wybacz, ale żałosne.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 maja 2015 o 14:22

avatar jabuszko
1 15

@sapphire101: To nie to samo, bo ty stracisz altanę, a właściciel notatek wciąż je ma.

Odpowiedz
avatar jabuszko
1 13

@sapphire101: Nie do końca, bo wymiar szkody jest inny. Ze "skradzionych" notatek wciąż możesz korzystać, a z altany nie. Po prostu przykład jest zły, bo nie jest analogiczny do przedstawionej sytuacji.

Odpowiedz
avatar LenaMalena
8 8

@jabuszko: Chyba że człowiek przejdzie do sąsiada posiedzieć w swojej/jego altance :) Ja wychodzę z założenia, że lepsze jakiekolwiek notatki niż żadne, ale lepsze swoje niż czyjeś. Jak jest możliwość zrobienia własnych, to chyba tylko ze zwykłego lenistwa nie korzysta się z tej możliwości.

Odpowiedz
avatar ewilek
4 8

@nieboniebonie: Ja na ogół udostępniam swoje notatki osobom które znam. Ale to ja chcę decydować o tym, kto z nich korzysta, bo to jest moja i tylko moja praca (piszę na notebooku więc są czytelne i dlatego bardzo pożądane przez ludzi z mojego roku). Niby z jakiej racji ktoś bez mojej wiedzy i zgody miałby je sobie kserować i zabierać? Sorki, ale to ty jesteś żałosny. A pomiędzy sprytem i żerowaniem na pracy innych jest kolosalna różnica.

Odpowiedz
avatar sapphire101
0 4

@jabuszko: Na płaszczyźnie moralnej nic nie zmienia. Więc nie "nie do końca".

Odpowiedz
avatar mariamasyna
6 22

Najgorszy typ wykładowców - dla których nie liczy się wiedza z przedmiotu tylko czy się wynotowało jakiś nieistotny szczegół który oczywiście "był tylko na wykładzie" albo jedyną słuszną ich własną definicję

Odpowiedz
avatar LenaMalena
3 15

@mariamasyna: Najgorszy typ to ten, co w ogóle nie uczy. Tutaj nie do końca było tak, że trzeba było mówić wszystko tak jak wykładowczyni przedstawiała. Bardziej chodziło o to, że notując było widać na co wykładowczyni zwraca uwagę, co jest dla niej istotne przy omawianiu tematu. Nazwa przedmiotu wskazywała, że temat był obszerny. A dziewczyny nauczyły się tego, co akurat inny wykładowca, na innej uczelni wybrał sobie do omawiania, bo akurat takie notatki znalazły w necie.

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
5 17

@mariamasyna: Gdzie w historii jest sugestia, że tak właśnie było? Jest napisane, że na slajdach było niewiele informacji, np hasło "rozwój zarodkowy nietoperza" i zdjęcie małego nietoperza. Kto słuchał, co wykładowca miał do powiedzenia, ten wiedział, jak wygląda rozwój zarodkowy nietoperza. Kto poszukał w Internetach i znalazł artykuł o dzieciństwie Batmana, ten pisał na egzaminie o dzieciństwie Batmana. Nigdzie nie jest wspomniane, że egzaminator u*ał studentów za pomocą nieważnych szczególików podanych na wykładzie.

Odpowiedz
avatar LenaMalena
0 10

@mariamasyna: Tak sobie myślę, że może właśnie tak samo myślały opisywane dziewczyny. Może żaliły się innym, że wykładowczyni to małpa, bo każe się uczyć słowo w słowo. Przypomniał mi się jeden egzamin z poprzedniego semestru, na którym była tylko 1/3 mojej grupy, w tym ja. Tuż po egzaminie krążyły o nim takie plotki, że na początku nie skojarzyłam w ogóle, że to to kolokwium sprzed godziny, w którym uczestniczyłam. Sporo rzeczy było podkoloryzowanych, poprzekręcanych i powtarzanych przez osoby, które były z innej grupy.

Odpowiedz
avatar SirCastic
7 19

Wiedzę można posiąść na mnóstwo sposobów. Są ITS, externy, mrówcze chodzenie na wykłady, są koledzy, są dojścia, są publikacje, internet, biblioteka. Każdy sposób dobry. Oczekujecie chyba, żeby wszyscy pracowali na sukces co najmniej tak samo ciężko jak Wy, tymczasem każdy rozpoczyna i kończy studia z własnym, indywidualnym zasobem wiedzy i umiejętności. I nie ma i nie będzie równości między sumiennym, pracowitym średniakiem, inteligentnym i błyskotliwym hulaką czy cwaniakiem z dojściami i znajomościami. Ani na studiach, ani po studiach. Życie.

Odpowiedz
avatar LenaMalena
-4 16

@SirCastic: Nie oczekuję, że wszyscy będą pracowali na sukces tak jak ja. Oczekuję, że nie będą na mnie żerowały (nie wiem, czy jutro te dziewczyny mnie nie poproszą o notatki tuż po wykładzie). Tak jak napisałam, dziewczyny nie miały nawet wypisanych wszystkich zagadnień z przedmiotu, bo na slajdach ich nie było, a wykładowczyni nie przedstawiła szczegółowego planu. Trochę w ciemno uczyły sie na przedmiot, na który chodziły.

Odpowiedz
avatar jabuszko
5 17

@LenaMalena: Będziesz chciała to dasz, nie zechcesz to nie dasz, nie dramatyzuj. Widać inni nie mają z tym problemu, skoro notatki zdobyły. Jak to mówią - "głupi kto daje, głupszy kto nie bierze". Nie da się żerować na kimś, kto na to nie pozwala.

Odpowiedz
avatar LenaMalena
-4 12

@jabuszko: Z jednej strony masz rację, ale z drugiej szkoda patrzeć jak ktoś jest wykorzystywany przez pasożytów, bo brakuje mu np. asertywności.

Odpowiedz
avatar jabuszko
9 11

@LenaMalena: Wyłudzanie notatek to jeszcze nie jest jakieś straszne pasożytnictwo, jak chciałam to dawałam, bo nic mi z tego nie ubywało. Trzeba się z nich jeszcze nauczyć, a bywają takie przedmioty, że jak się na wykładach nie uważa, to nawet notatki nie pomogą. Sprawiedliwość się jeszcze upomni o swoje, spokojna głowa :) Za to projekty w grupach, o, to jest dopiero pole do popisu dla sępów.

Odpowiedz
avatar LenaMalena
-1 3

@jabuszko: Wiem, że projekty to sposób na zdobycie dobrej oceny niewielką/żadną pracą. Sądzę, że albo głupi to ma szczęście, albo niektórzy to są w czepku urodzeni. U mnie jedna dziewczyna dowiedziała się o kolokwium 5 minut przed zajęciami, ale w wyniku przesadzenia przez wykładowcę! usiadła obok dziewczyny, która wszystko wiedziała i oczywiście zaliczyła (to był teścik). Ta sama dziewczyna została ulgowo potraktowana przez wykładowczynię podczas pisemnego kolokwium (tutaj trudniej spisać kilka stron), bo chociaż napisała na 1 (nawet nie na 2), to dostała 3, bo jako jedyna miałaby poprawkę i wykładowczyni nie chciało się z nią umawiać.

Odpowiedz
avatar SirCastic
4 10

@LenaMalena: Po prostu studia są bardziej rzeczywiste i życiowe niż sielanka w szkole. Nie ma mamusi, wykładowcy robią co chcą, brać studencka albo sępi albo żeruje. Pracusie odpadają, farciarze przechodzą, lenie pasożytują...życie. Lepiej nie będzie. Przywyknij.

Odpowiedz
avatar jabuszko
3 3

@LenaMalena: O, a cóż to za studia, na których można jedynkę zarobić? ;)

Odpowiedz
avatar LenaMalena
-1 3

@jabuszko: No własnie napisałam przekornie, że to było poniżej studenckiego 2. Czasem jak ktoś coś tam napisze, to ma 2/3 i dostaje to 3. Ta dziewczyna miała poniżej tego 2, czyli absolutnie zerowa wiedza z przedmiotu.

Odpowiedz
avatar Agness92
6 8

U mnie na uczelni jest solidarność i wszyscy się dzielą notatkami i materiałami, nawet nie trzeba prosić. Po prostu ludzie wrzucają do grupy na fb.

Odpowiedz
avatar minus25
0 8

I potem zamiast 20 osób które POWINNY dostać dyplom ukończenia studiów- mamy takich osób 100 bo wszyscy "tacy solidarni" się wymieniają notatkami a potem wielkie zdziwienie że "ojej, rynek pracy nie gwarantuje pracy ludziom z moim wykształceniem, ojeeeej".

Odpowiedz
avatar jabuszko
2 2

@minus25: Taa, bo na rynku pracy ktoś cię będzie pytał jakie oceny miałeś na dyplomie i kto ci pisał notatki. Posiadanie notatek nie równa się zdaniu przedmiotu, to chyba jasne dość - trzeba jednak tę wiedzę przyswoić. A to w jaki sposób i z jakich źródeł jest sprawą drugorzędną. Nie ważne skąd wiem, ważne że wiem i tyle.

Odpowiedz
avatar minus25
0 0

@jabuszko: Nie chodzi o oceny na dyplomie a o sam fakt ze zamiast 20 magistrow nagle magicznie robi sie 100.

Odpowiedz
avatar Veltoris
2 2

Cóż. "Każdy może studiować, ale jednak nie każdy powinien." Piszę to z lekka zestarzałej, ale jednak perspektywy "drugiej strony katedry". Jeśli jakieś wykłady nie są "obowiązkowe" w sensie sprawdzania obecności, to nikt nie powiedział, że zaliczenie będzie równie trywialne. Jak dziś pamiętam propozycje "odrzuć albo idź do dziekana" ludzi, którym się wydawało, że "się da załatwić". Często gęsto się nie da, bo niestety trzeba coś tam jednak umieć. Skserowane notatki naprawdę nie zawsze załatwiają sprawę, jeśli się nie ma pojęcia, o czym się próbuje mówić.

Odpowiedz
avatar LenaMalena
0 0

@Veltoris: Ale z drugiej strony tylko fizyczne przebywanie na wykładzie też nie załatwia sprawy.

Odpowiedz
avatar Aniela
2 2

U mnie na studiach stworzyliśmy małą grupkę, w której prawie każdy miał swój wkład. Dzieliliśmy się zagadnieniami na egzamin i opracowaliśmy je, pomagaliśmy sobie ucząc się razem (wyjątkiem jest koleżanka, która zawsze liczyła, że komuś się noga powinie a nie jej) i tłumaczyliśmy co trudniejsze zagadnienia. Razem spędzaliśmy czas i naprawdę miło wspominam ten czas. Niestety po dwóch latach ja wybrałam inną specjalizację niż reszta i się skończyło. Nagle byłam jedną z nielicznych, która regularnie notowała, robiła projekty i inne. Fajnie było pomagać innym, tłumaczyć coś bo i ja wtedy utrwalałam sobie wiedzę ale w końcu pomaganie zmieniło się w bycie jeleniem, który dzień w dzień odbiera telefon z idiotycznymi pytaniami i odpowiada na coś co było albo co można dopytać wykładowcy na zajęciach gdyby się słuchało i chodziło. Szybko ukróciłam ten proceder, za bardzo szanowałam swój czas.

Odpowiedz
avatar LenaMalena
1 1

@Aniela: Ja zaobserwowałam niefajną sytuację. Taka trochę odstająca od grupy, trochę dziwna koleżanka nagle zaczęła mieć wianuszek koleżanek po pierwszej sesji, jak się okazało, że zawsze zalicza na 4-5. Na początku nikt nie zajmował jej miejsca i niewiele osób z nią rozmawiało, a teraz jest inaczej.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
0 2

Ile razy czytam na piekielnych historie ze studiów tyle razy dochodzę do wniosku, że muszę być strasznym frajerem i dziwadłem, bo zawsze chętnie dzieliłam się swoimi notatkami, czasami nawet z własnej inicjatywy. Nie rozumiem czemu niektórzy traktują studia i szkołę jak wyścig szczurów, gdzie nie wystarczy, że ja dostanę dobrą ocenę, dobrze będzie dopiero jak ktoś inny uwali.

Odpowiedz
Udostępnij