Pracuje na ochronie.
Od dłuższego czasu mam tak zwany "stały obiekt", biurowiec w którym zacumowały banki, biura zagranicznych firm, restauracja "studencka" i kawiarnia.
Jednym z zadań dziennej zmiany jest selekcja pojazdów wjeżdżających na wewnętrzny dziedziniec, będący zarazem drogą ewakuacji w czasie pożaru (droga pożarowa), która ma być drożna dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zasada jest prosta, wpuszczamy wszystkie taxi, kurierów, technicznych, "szychy" (o których powiadamia się nas wcześniej pismami) i klientów (max 3 samochody na raz) kawiarni. Nic ponadto.
Klienci kawiarni potrafią być bardzo niewyrozumiali, gdy powie się im, ze muszą odjechać, bo aktualnie "brak miejsc". Czasami takie sytuacje zakrawają na czarną komedię, o ile nie czystą abstrakcję.
Regularnie przyjeżdża do nas pan prowadzący Jaguara. Nie przeczę, świetne auto, niestety, kierowca to koszmar.
Regularnie też obraża zatrzymujących i pytających go o powód wizyty ochroniarzy, ubliża i wyzywa, często też pisze skargi. To osoba spod znaku drogiego garnituru i złotego zegarka, bowiem niejednokrotnie mieszał z błotem nawet innych klientów kawiarni, ubranych gorzej od niego. Tamtego dnia miał po prostu pecha, bo z przyczyn osobistych wyszedłem na chwilę, za zgodą kierownika, poza obiekt i widziałem coś, co miało być kamieniem milowym zmian w zaistniałej sytuacji. Nie powiem o tym od razu, przejdę na razie do chwili w której Jaguar zahamował centymetry ode mnie. Jak zwykle, podszedłem od strony kierowcy i anteną krótkofalówki zastukałem w szybę.
- Czego? - pytanie padło jeszcze zanim szyba zdążyła się na dobre uchylić, klient "Jaguar" nie był w najlepszym humorze.
- Dokąd pan jedzie?
Pan wykonał klasyczny gest rozpaczy, chowając twarz w dłoni wolnej od papierosa ręki. Popatrzył na mnie z pogardą i wdusił niedopałek do popielniczki.
- Przyjeżdżam tu co trzy dni, a ty dalej nie pamiętasz, że NA KAWĘ?! - warknął na mnie, ale ja już wiedziałem, że jestem górą. Pozwoliłem więc sobie na kontynuowanie rozmowy.
- Wie pan, codziennie pojawiają się tu setki osób, jak mam pana zapamiętać?
- No jak to ku**a?! Nie widzisz czym jeżdżę?! - wiedziałem, że palnie coś podobnego, bo w sumie tylko do podobnego gadania był zdolny.
- Wie pan... każdy może wziąć samochód z salonu na jazdę próbną i pojechać po kawę. - odparłem z najbardziej prostodusznym wyrazem twarzy na jaki było mnie stać.
Jaguar natychmiast zamknął okno, wycofał i wyjechał. Przez kolejne trzy tygodnie nie widzieliśmy go ani razu, potem zaś, gdy się już pojawił, wymownie milczał, czekając na miejsce do parkowania.
Tak, zgadza się. Widziałem jak tuż przed naszym obiektem pacan zdejmuje z samochodu oznakowanie "jazda próbna". Jak się potem okazało, ten pan jest podrzędnym pracownikiem salonu, odpowiedzialnym między innymi za utrzymywanie floty testowej w dobrym stanie, do czego konieczne są też stałe jazdy, celem "rozruszania" samochodu.
Ochrona
pięknie! :D chyba mogę pogratulować, jednego cwaniaczka mniej :)
OdpowiedzCzy aby napewno petował w popielniczce? Swego czasu pracowałem w salonie pewnej bawarskiej marki, nie jest tak prestiżowa jak Jaguar niemniej jednak. Mój menager jaja przez gadrło by mi wyrwał gdyby poczuł, że w środku palone lub popielniczka ze śladami używania i z tego co wiem od kolegów z byłej branży w pokazowych drogich modelach wszelkich marek musi być cacy.
Odpowiedz@dzidasek: Na 110%
OdpowiedzSecuritySoldier - marnujesz się. Masz zdolność nie tylko do zaciekawiania czytelnika, ale i do poprawnej polszczyzny co w dzisiejszych czasach nieczęste. Popieram osobę, która wspominała o tym wcześniej - powinieneś pisać bloga ;-)
OdpowiedzA może pisze a się nie przyznał :P
OdpowiedzSecutiry nie żebym coś miał ale wyjaśnij Ty piszesz te historie na bieżąco czy z całej swojej kariery bo trochę to dziwne żeby ochroniarz w ciągu miesiąca zmienił prace przynajmniej 10x :P
OdpowiedzPracuje dla firmy ochroniarskiej, a ta dostaje zlecenia od różnych firm. I raz jest ochroniarzem w markecie, a innym razem siedzi w budce i otwiera szlaban na parking.
Odpowiedzgrejon, dokładnie. Warto też dodać, że przez pewien czas pracowałem równolegle w dwóch firmach, a stały obiekt mam od stosunkowo niedawana. Wcześniej byłem "skoczkiem", czyli zapchajdziurą grafikową.
OdpowiedzSecuritySoldier, masz tyle ciekawych opowieści nawet jak na pracującego w wielu miejscach że albo wszystko zmyślasz, w co śmiem wątpić ze względu na szczegółowość, albo masz około 145 lat. :p
OdpowiedzJa wiem? Po prostu wysyłają mnie ciągle na "ciężkie" obiekty, mam dobrą opinię to i wierzą, że dam sobie radę tam, gdzie inni zawodzą.
OdpowiedzSą takie specyficzne zawody, w których piekielnych klientów spotyka się codziennie - to np. ochroniarz, konsultant telefonicznej obsługi klienta, sprzedawca w sklepie odzieżowym itp. Pracowałam na słuchawce, więc ilość historii mnie nie dziwi.
OdpowiedzA możesz zdradzić nazwę tego "stałego obiektu"? ;)
OdpowiedzNiestety, przepisy zabraniają mi podania nie tylko tego, ale też np nazwy firmy, personaliów kierownictwa czy nawet imion kolegów.
Odpowiedzświetna historia, jak wszystkie tego użytkownika
Odpowiedzpieknie :D
OdpowiedzNo, historia fajna.
OdpowiedzŚwietnie go załatwiłeś :) To smutne, że niektórzy ludzie za wszelką cenę próbują udowodnić, że są lepsi niż inni. Mam nadzieję, że ten pan się dzięki Tobie czegoś nauczy :P
Odpowiedzswietna historia, super opowiedziana! burakokm mowimy STOP
OdpowiedzNo to go skasowałeś. Brawo.
OdpowiedzDobra historia. I gratuluję podejścia.
OdpowiedzChciałabym zobaczyć minę tego gościa po tym jak mu dojechałeś ;) PS. Hisroria świetna gratuluję ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 kwietnia 2011 o 18:12