Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem osobą o anielskiej cierpliwości. Czasem mam wrażenie, że ta moja cierpliwość…

Jestem osobą o anielskiej cierpliwości. Czasem mam wrażenie, że ta moja cierpliwość nie ma żadnych granic i być może przez to raczej nie doświadczam piekielności (najwyraźniej moja łagodność jest zaraźliwa i nawet "szatan" rozmawiając ze mną staje się łagodnym barankiem). I pewnie nie widać po mnie, że przez cztery lata byłam w związku z psychopatą, który znęcał się nade mną psychicznie i fizycznie. Przeszłam piekło, którego nikomu nie życzę. Ale udało mi się z niego uciec i mam nadzieję, że moje historie pomogą jakiejś ofierze przemocy domowej w uwolnieniu się od tyrana.

Na początku może pokrótce wyjaśnię w jaki sposób takie związki funkcjonują i dlaczego kobiety są na tyle głupie, żeby godzić się na złe traktowanie. Otóż na początku jest zauroczenie. Nic nie wskazuje na to, że w obiekcie westchnień siedzi diabeł. Później pojawiają się drobne kłótnie, z czasem przeradzające się w wymuszanie określonych zachowań, manipulacje. Kobieta uważa, że kocha swojego tyrana i nie potrafi od niego odejść. Jest dla niej czymś w rodzaju narkotyku - raz na jakiś czas jest dobrze i myśli tylko o tym, czeka na dobre momenty. Mój były partner do perfekcji opanował sztukę manipulacji. Rodzina próbowała mnie "ratować", ale nikogo nie słuchałam. Za bardzo byłam zaślepiona miłością.

Pół roku przed moim odejściem zachorowałam na coś neurologicznego bliżej nieokreślonego. Początkowo lekarz rodzinny podejrzewał, że może to być zapalenie błędnika, ponieważ chodziłam przy ścianach, żeby się nie przewrócić. Po tygodniu leczenia do zawrotów głowy doszły kolejne objawy: ból prawego ucha, sparaliżowana prawa połowa twarzy. Przestraszona poszłam prywatnie do laryngologa (było to w piątek). Stwierdził zapalenie nerwu trójdzielnego i rozwijające się zapalenie opon mózgowych.
- Ma pani młody, silny organizm, więc zaatakujemy chorobę agresywnie, dopóki jeszcze się nie rozwinęła - powiedział i przepisał bardzo silne leki w tym steroidowe. Głupotą moją było, że nie wspomniałam o niedomykalności zastawki mitralnej. Wada ta nie wpływa znacząco na moje życie i jest na tyle niewielka, że po prostu o niej zapominam.
Wróciłam do domu z siatką leków, powiedziałam partnerowi jak wygląda sytuacja. Po pierwszej porcji chemii nie byłam w stanie się poruszać, czułam się fatalnie. Dodam jeszcze, że moja córka była wtedy na etapie stawania przy meblach, a nawet włażenia na te niższe. Zakomunikowałam, że nie jestem w stanie opiekować się dzieckiem, wręcz sama potrzebuję opieki. Ale partner miał już plany... Umówił się ze swoim bratem, który mieszkał w mieście oddalonym o 10 km od naszego mieszkania. Poszedł mi jednak na rękę: wykąpał dziecko, pomógł uśpić i pojechał dopiero jak córka zasnęła. Miał wrócić wczesnym rankiem. Zgodziłam się na to, bo i tak niewiele miałam do gadania. Poza tym skoro miał wrócić rano, to jakoś się za bardzo nie zamartwiałam.
Nie wrócił. Udało mi się do niego dodzwonić koło południa. Powiedział, że będzie za 3-4 godziny. Przeraziłam się, bo naprawdę problematyczne dla mnie było zrobienie dziecku jedzenia czy pilnowanie go. No ale postanowiłam, że jakoś wytrzymam. Kiedy po pięciu godzinach wciąż byłam z córką sama, zaczęłam się bać. Dzwonię do partnera - wyłączony telefon. A ze mną jest coraz gorzej. Ledwo przeżyłam dzień. Położyłam się spać z kołaczącym sercem i bólem każdej części ciała. W niedzielę już nie byłam w stanie się poruszać. Do dziś jak sobie przypomnę tamte chwile, ogarnia mnie jakieś dziwne uczucie lęku... Pamiętam jak leżałam na łóżku i skupiałam się na swoim oddechu, bo bałam się, że jeśli nie będę myśleć o oddychaniu, to się uduszę. Widziałam jak córka wspina się na szafę, a ja nie potrafiłam wstać i jej ściągnąć, żeby sobie nie zrobiła krzywdy. Wiedziałam, że jest coraz gorzej. Idąc dosłownie na czworakach doczłapałam się do mieszkania sąsiadki. Jak przez mgłę pamiętam, że dzwoniła po karetkę. Skończyło się to tak, że przyjechał lekarz, zbadał, dał skierowanie do szpitala (nie była to najwyraźniej szpitalna karetka, tylko jakaś świąteczna pomoc) i powiedział, że muszę koniecznie znaleźć kogoś, kto zaopiekuje się dzieckiem, bo z małą mnie nie zabiorą. Pojechał, a ja znów zostałam sama. Zadzwoniłam do moich rodziców, którzy mieszkali 350 km ode mnie, tata i siostra mieli przyjechać pociągiem następnego dnia rano. Oczywiście nie powiedziałam im, że nie mam seledynowego pojęcia, gdzie znajduje się ojciec mojego dziecka. Wymyśliłam, że pojechał na jakieś szkolenie. Niedzielę przeżyłam, chociaż ledwo.
W poniedziałek rano obudziłam się z nieopisanie wielkim uczuciem niepokoju. Na samo wspomnienie drżą mi ręce... Przeżywałam horror. Około 8 partner wrócił, a jego stan wskazywał na coś grubszego niż alkohol. Zaczęłam na niego krzyczeć, że zachował się jak gówniarz zostawiając mnie z małym dzieckiem, a on w odwecie wydarł się, że w mieszkaniu jest burdel - wszędzie leżały zabawki, a ze śmietnika wysypywały się śmieci. Nie dotarł do niego fakt, że nie mogłam się poruszać, a co dopiero sprzątać. Nie pamiętam, co działo się potem. Wiem tylko, że w końcu trafiłam do szpitala, a w międzyczasie przyjechał mój tata z siostrą, żeby zabrać dziecko do siebie, skoro nie jestem w stanie zapewnić mu właściwej opieki przez chorobę (i chwała im za to, że potrafili przejechać 350 km, zabrać małą i jeszcze tego samego dnia wrócić do domu). W szpitalu nafaszerowano mnie jakąś chemią przeciwzawałową, bo na podstawie wykonanych na szybko badań okazało się, że z sercem coś złego się działo przez to całe neurologiczne leczenie. Połowę leków musiałam odstawić, bo okazały się zbyt agresywne.

Jak po tym wszystkim zachował się partner? Otóż okazało się, że wcale nie pojechał do brata, tylko na Woodstock. Nie widział w swoim zachowaniu niczego złego. JA zachowałam się źle krzycząc na niego, wypominając mu, że jest egoistą. Przeraził się wprawdzie jak straciłam przytomność (to on wezwał karetkę), więc był w miarę spokojny i równie spokojnie tłumaczył mi, co go zraniło.

Nic nie mówiłam, chociaż rzucały mi się na usta panie lekkich obyczajów i inne przekleństwa. W tamtym momencie już wiedziałam, że go zostawię, ale jako że jestem jak już wspomniałam wybitnie cierpliwą osobą, jeszcze przez pół roku się z nim męczyłam, bo po prostu czekałam, aż nie wytrzymam nerwowo.

Może dla niektórych moja historia nie wydaje się piekielna, ale dla mnie to było piekło w najpiekielniejszej postaci. I przyznaję się bez bicia, że byłam głupia nie odchodząc od razu.

by Nieniecierpliwa
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
16 18

Wiem jak ciężko odejść. Przez rok (całe szczęście, że "tylko" tyle) byłam w związku z takim facetem. Manipulowanie mną było na porządku dziennym. Tak samo jak obrażanie, wyżywanie się na mnie, obrażanie o dosłownie wszystko (bo np. gdy zamawiałam kebaba właściciel dał mi darmową herbatę, bo nie zaśmiałam się z jego żartu, bo gdy byłam z przyjaciółmi nie odpisywałam mu w ciągu minuty itd.) i oczywiście zwalanie winy na mnie... Taki związek to koszmar i mimo że zdawałam sobie sprawę to nie potrafiłam odejść, bo gdy czasem było dobrze.

Odpowiedz
avatar BlackCat
15 15

Doskonale wiem, co przeżywałaś. Coś podobnego miałam 3 lata. I chociaż zerwałam z delikwentem już 1,5 roku temu, to do dziś odkrywam, jak bardzo robił ze mnie idiotkę i mnie okłamywał.

Odpowiedz
avatar kayetanna
16 16

@BlackCat: Ze mną dokładnie to samo: dopiero po rozstaniu zaczęłam zdawać sobie sprawę jak bardzo toksyczna relacja to była. Tym trudniejsze to było, bo przez kolejny rok po rozstaniu starał się trzymać mnie blisko siebie. A mnie z każdym dniem uderzało jak bardzo byłam wymęczona psychicznie, do tej pory czasami dopada mnie "zespół stresu pourazowego".

Odpowiedz
avatar choleraa
5 19

Jedna z piekielniejszych historii jakie tu czytałam..

Odpowiedz
avatar LenaMalena
-1 13

Dziwi mnie, że nie zostawiłaś go od razu po zdarzeniu, bo jakby nie patrzeć naraził Twoje życie i życie swojej małej córki. Możliwe, że już wcześniej tak robił z małą (może kiedyś po całym dniu spędzonym z nim była senna, bo może dał jej piwka do buteleczki?), a może uniknęłaś tragedii. Rozumiem jednak, że ciężko jest odejść, bo sama miałam podobną, choć jednak inną sytuację. To dziwne, że sama nie potrafiłabym powiedzieć czemu brnęłam w coś złego dla mnie

Odpowiedz
avatar irulan
5 7

@LenaMalena: piwka do buteleczki... skad Ci to wogole przyszlo do glowy? :D

Odpowiedz
avatar RudaMaupa
16 28

@abcd1234: Jest to istotne choćby ze względu na to, że autorka się wyrwała. Nie tylko nieprzeciętnie nieodpowiedzialnemu mężowi, ale i sadyście, który gra na emocjach - a to trudniejsze niż się wydaje. Czekałeś na pikantne szczegóły czy co...?

Odpowiedz
avatar Kurka
28 28

Ja też miałam takiego partnera, ale w moim przypadku bardzo źle trafił. Stosował dokładnie takie same sztuczki, o jakich mówią tutaj inne dziewczyny, ale ostatecznie wyszło tak, że to ja doprowadziłam go to tego, że ze mną zerwał, potem chciał żebym wróciła, ale nie wróciłam. Przez długi czas słyszałam od naszych wspólnych znajomych, że się załamał i strasznie źle to przeżywał. Nie ma lepszej obrony przed psychopatą niż jeszcze większy psychopata. ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

@Kurka: No i to mi się podoba :)

Odpowiedz
avatar yenn
7 7

@Kurka: Jako że mój eks groził samobójstwem, gdybym odeszła, zastosowałam tę samą technikę, jaką opisujesz. I miałam gdzieś jego wygórowane żądania. Efekt? Poleciał do drugiej i miałam święty spokój. Taktyka w 100% skuteczna. ;)

Odpowiedz
avatar Nomamah
0 4

I tak dobrze że egoista a nie sadysta

Odpowiedz
avatar vonflauschig
6 22

@jagababa91: @jagababa91: No właśnie. Panienka ma rodzinę, która dla niej i dla dziecka jedzie 700 km w obie strony, która robi wszystko, a ona zostaje z tępym kutafonem, bo czeka, aż nie wytrzyma psychicznie. Co proszę? To co on miał zrobić, czy tez zrobił, że panienka w końcu odeszła? Za mało? A jakby dzieciak piznął z tej szafy na głowę? Albo złamał kręgosłup? Durna baba. Można ślepo faceta kochać, ale dziecko kocha się bardziej. A teraz proszę o minusy, bo się nie lituję.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 12

@vonflauschig: i w dodatku płacze, oczekując współczucia i poklepania po ramieniu... Ma rodzinę, ma gdzie się podziać, ale jakiś debil który dręczy ją psychicznie jest ważniejszy od ludzi, którzy ją kochają. Jak dla mnie nic nie tłumaczy głupoty, i nie współczuję takim osobom.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 12

Kurcze. Szkoda,że takie typy nie trafiają na kobiety pokroju mojej szwagierki. Za pyskowanie facet dostaje w ryj,ewentualnie jakimś przedmiotem. Albo w ruch idzie nóż.

Odpowiedz
avatar Rak77
2 16

@Day_Becomes_Night: kobieca logika Jak facet tak robi to kutafon, sadysta, egoista (to tylko epitety zastosowane wyżej) - natomiast kobieta to ... No co ?

Odpowiedz
avatar Ahmik
5 5

@Rak77: tak samo, tylko że jesli ona jest w stosunku do niego taka, bo on pierwszy zaczal byc, to jest to jego wina. Ale tak samo bedzie, jesli to kobieta pierwsza byla 'kutafonem, sadystka i egoistka' Choć kobieta zwykle walczy jeszcze o dziecko...

Odpowiedz
avatar sla
4 4

@Day_Becomes_Night: Tylko taki typ jest gotowy oddać. Jeśli kobieta nie jest mistrzynią sztuk walk to niech lepiej nie bije kretynów.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 6

@sla: o nią się nie bój. Pier#nięty na pier#niętą trafił.

Odpowiedz
avatar yenn
2 6

2,5 roku here. Manipulant, rozpieszczony przez rodziców do granic możliwości. Wszystko musiało być po jego myśli - począwszy na moim wyglądzie, na moich relacjach z innymi skończywszy. Spędzałam z nim każdą wolną chwilę, ale i tak fakt, że w czasie przerwy między zajęciami chciałam zjeść kanapkę/porozmawiać z koleżanką zamiast meldować się u niego przez telefon, powodował u niego spazmy złości. I do pewnego momentu też nie widziałam w tym nic złego... :/ Zakazywał wszystkiego, nawet samodzielnego korzystania z portali społecznościowych (serio!). Nie mówiąc już o takich przywilejach, jak pójście na wieczór panieński mojej siostry ciotecznej. Jak się okazało, sam w tym czasie notorycznie mnie zdradzał. Wniosek? Jeśli intuicja podpowiada, że coś jest na rzeczy, warto jej posłuchać i nie dać się wciągnąć w takie piekło.

Odpowiedz
avatar Zmora
-1 11

A ja przyznam, że absolutnie nie rozumiem jak można być tak kompletnie zaślepionym. Tak, tak, miłość jest ślepa, nie wybiera itp. itd., wszystko to już słyszałam. Dalej nie rozumiem.

Odpowiedz
avatar sla
7 11

@Zmora: Nie do końca miłość. To pranie mózgu, manipulacja i uzależnienie. Oraz często strach przed odejściem bo takim osobom może zwyczajnie odbić.

Odpowiedz
avatar yenn
6 6

@Zmora: sla dobrze to opisała. Jedyne, co mnie trzymało przy eksie to jego szantaż emocjonalny - "idę się zabić, nałykałem się tabletek, podciąłem sobie żyły". Poważnie. Nie chciałam mieć nikogo na sumieniu. A że byłam dosłownie głupia i naiwna (pierwsza miłość), wierzyłam w te bajki. Cóż, eks się nie zabił, sprawę rozwiązałam w nieco inny sposób, od historii minęło kilka lat i jestem szczęśliwa i mądrzejsza o te doświadczenia. Czasem tylko przypomni mi się jakaś sytuacja z przeszłości i robi mi się strasznie głupio, że dałam się tak zmanipulować. Przeszłości nie zmienię, ale przyszłość już tak - mam nauczkę na całe życie i trzymam się z dala od takich ludzi. ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 maja 2015 o 10:12

avatar vonflauschig
0 10

Miłość miłością, ale do jasnej, ludzie, co z dzieckiem? Miłośc do dziecka w du(ie, bo miłośc do faceta? Narażać dziecko, bo facet? Bo on się zmieni i będzie ok? Bo ona czeka, aż nie wytrzyma? A co z rozwojem psychicznym małego człowieczka? Co z jego rozwojem fizycznym? (bo jak walnie głową o podłogę z kilku metrów, to będzie płacz i zgrzytanie zębów?)Ważne, że mam się dowartościowała, bo ktoś ją chciał? Sorry, zero zrozumienia i zero tolerancji.

Odpowiedz
avatar monisiorek
-2 4

Piszecie o dziecku... Jestem w podobnej sytuacji, tyle że od dwóch lat i nie mam rodziny, która mogłaby pomóc. To jest trudne tak po prostu odejść. Dziecko kocha tatę i nie rozumie wielu rzeczy. Nie chcę odbierać dziecku ojca ale chyba będę musiała.

Odpowiedz
avatar vonflauschig
4 6

@monisiorek: Jasne, poczekaj, aż dziecko będzie dośc dorosle, żeby widzieć, jak tata tłucze/zdradza/wykorzystuje mamę. To są odpowiednie widoki dla dziecka. Albo jak dziecko będzie dość duże, żeby tata mógł dziecku spokojnie dać w pysk bez strachu, że uszkodzi. Ale tata kocha dziecko, a dziecko tatę.

Odpowiedz
avatar monisiorek
3 3

@vonflauschig: Nie mówię, że nie odejdę ale to wymaga czasu, zorganizowania sobie mieszkania, pracy, przedszkola dla dziecka, w całkiem innym miejscu. Nie jest to łatwe, nie każda kobieta ma tyle siły żeby się odciąć. Szczególnie jeśli nie ma wsparcia.

Odpowiedz
Udostępnij