Sezon maturalny tuż tuż, więc powspominam czasy mojego egzaminu dojrzałości. Akcja miała miejsce kilka lat temu w liceum, które zazwyczaj zajmuje górne miejsca we wszelkich rankingach szkół ponadgimnazjalnych.
W ostatniej klasie liceum, gdzieś w trakcie pierwszego semestru zostaliśmy poinformowani, że czas najwyższy składać swoje deklaracje maturalne. Oczywiście oprócz podstawy z polskiego i matematyki każdy maturzysta miał obowiązek wybrać sobie język obcy obowiązkowy - i właśnie na językach się skupię. Postanowiłam zdawać maturę z dwóch języków obcych na poziomie rozszerzonym. Któryś nich musiałam i tak wskazać jako obowiązkowy - żeby zdawać z niego podstawę, ustny i moje upragnione rozszerzenie. Cała klasa wybrała angielski - zrobiłam to też ja.
Tygodnie mijały. Od dyrekcji przyszła wiadomość, że nowych deklaracji składać już nie można, ale za to można zmieniać wybrane przedmioty na deklaracjach już złożonych. Mniej-więcej w tym czasie rozpisałam sobie plan wybranych matur i uznałam, że siedzenie cały dzień w szkole w pierwszym tygodniu (rano podstawa z angielskiego, później rozszerzenie, na którym większość ludzi ma po prostu dość wszystkiego) nie bardzo mi pasuje i z chęcią przełożę sobie taką całodzienną pisaninę na późniejszy termin, tzn. zamienię język obowiązkowy z nieobowiązkowym (podstawy z języków innych niż angielski były w trzecim tygodniu maja bodajże). Jak postanowiłam tak zrobiłam. Udałam się więc do dyrekcji, wyjaśniłam jasno sytuację. Kazano mi coś pokreślić na deklaracji, podpisać się i tak dalej. Zapytano mnie czy chcę zdawać dodatkowo ustny z angielskiego - powiedziałam, że dziękuję, jeden ustny z obcego wystarczy. Sprawa wydawała się załatwiona, ale coś mi nie dawało spokoju, więc kilka dni później poszłam się upewnić czy wszystko zmieniono tak jak należy. Usłyszałam, że oczywiście i żebym (kolokwialnie mówiąc) nie zawracała im czterech liter. W porządku.
Gdzieś chyba w kwietniu wywieszono rozpiskę egzaminów ustnych. Ze zdziwieniem odkryłam, że nigdzie nie ma mojego nazwiska - ani przy języku niemieckim, ani angielskim. W te pędy do dyrekcji sprawę wyjaśnić. Oj, przeoczenie, przepraszają, dopisali. Pytam czy na pewno w systemie wszystko wprowadzone dobrze - tak, tak, naturalnie.
Minął maj, wszystko wydawało się w porządku. Pod koniec czerwca najbardziej stresujący okres - wyniki egzaminów. Wchodzę sobie na stronę, patrzę w zakładkę egzaminów ustnych, a tu... wynik z polskiego, z niemieckiego i... z angielskiego. 0%. Oczy jak pięć złotych, zszokowana dzwonię do pomocy technicznej strony, że coś jest źle wprowadzone. Pan z drugiej strony słuchawki informuje mnie, że wyniki wprowadza dyrekcja szkoły, u nich wszystko się zgadza i mam kontaktować się z moim liceum w celu usunięcia pomyłki. Dzwonię więc do sekretariatu, łączą mnie z osobą odpowiedzialną za wprowadzanie danych do systemu (tak, tą samą osobą, u której byłam trzykrotnie i wszystko było w jak najlepszym porządku), przedstawiam sytuację i uprzejmie proszę żeby usunąć informację o egzaminie, którego nie zdawałam i koniec końców w mojej deklaracji nie było. Dowiaduję się, że już takiej możliwości nie ma i przecież mogłam przyjść i zapytać (sic!). Zestresowana (krążyły plotki, że jak się z czegoś ma 0% to cała matura uznawana jest za niezdaną), ale nadal trzeźwo myśląca pytam więc jaka komisja i kiedy wystawiła mi tyle punktów, bo gdybym wiedziała o wyznaczonym terminie egzaminu to bez problemu bym przyszła nawet mimo błędu w systemie, bo z językiem bardzo dobrze sobie radzę. Po drugiej stronie jąkanie, kręcenie, ale po dłuższym zastanowieniu dostaję informację, że to w sumie nie jest problem szkoły tylko mój, po czym trzask słuchawki. Drugiego telefonu nikt nie odebrał.
Dla mnie w tamtym czasie piekielność była spora - wiadomo, tak ważny egzamin raz w życiu, świadectwo takie piękne. Do dzisiaj kiedy komuś je pokazuję to ludzie zastanawiają się jakim cudem z pisemnego rozszerzenia miałam ponad 90%, a z ustnego okrągłe zero ;)
i tak btw. - wszystkim tegorocznym maturzystom z całego serca życzę powodzenia :))
szkoła matura
Oczywiście to nie Twoja wina, ale masz nauczkę na przyszłość: nie zmieniać nic w dokumentach, deklaracjach, PITach jeśli nie jest to niezbędne i konieczne (a i wtedy się zastanowić ;p), bo niestety zazwyczaj coś zostanie pomylone, a to Ty będziesz miała problemy.
Odpowiedz@menevagoriel: zmieniać, zmieniać... jak potrzeba to się nawet nie zastanawiać, ale za każdym razem brać ze sobą kopię na której będzie pieczątka instytucji do której składamy papier i napis "wpłynęło dnia XX.XX.XXX" jak ktoś się podpisuje, że papier przyjął to potem tego papieru pilnuje. jak masz papier, że szkoła to dostała, a potem zignorowała to można im krwi napsuć i jakieś konsekwencje wyciągnąć...
Odpowiedz@apoksyomenos: niestety nie do końca. Miałam takie przeprawy z naszym ukochanym US :) na wszystko mam papiery (pilnuję tego), ale i tak to ja musiałam się zrywać z pracy i pisać wyjaśnienia, bo w urzędzie nie dopilnowali.
Odpowiedz@menevagoriel: od czego są maile i poczta? od czego jest system składania zeznań podatkowych online? Prowadzę działalność, kilka razy US coś ode mnie chciał, a mimo wszystko nigdy do nich nie pojechałem. Jak ktoś lubi tracić czas to wiadomo, że można co chwilę jeździć. Łatwiej i szybciej jest wziąć telefon do ręki i zadzwonić (prawie zawsze jest podany numer telefonu lub inny namiar do osoby prowadzącej sprawę) i dowiedzieć się o co chodzi.
OdpowiedzI jak się ta cała akcja skończyła?
OdpowiedzBardzo mi Cię żal. Dla mnie wyniki matur to był ogromny stres i nie wyobrażam sobie sytuacji, w której zobaczyłabym 0%. Chyba bym dostała ataku serca i padła martwa na podłogę. Podziwiam Cię za ogarnięcie i jednocześnie łączę się w nienawiści do postępowania Twojej szkoły.
OdpowiedzByło się kontaktować z oke, powiedzieć jaka sytuacja zaistniała. A "osobę odpowiedzialną" postraszyć jakimś prawem czy coś. ;)
OdpowiedzDlaczego to tak zostawiłaś? Po maturze mogli Ci już naskoczyć! Trzeba było użyć wszelkich możliwych kroków do skutku. Nawet z drogą sądową za poświadczanie nieprawdy w dokumentach, było nie było, urzędowych. Myślę jednak, że dużo wcześniej wywalczyłabyś naprawienie błędu.
Odpowiedz@doktorek: zostawiłam sprawę głównie dlatego, że (jak się okazało) moja matura dalej była ważna i uznawana za zdaną, bo do nieobowiązkowego ustnego można nie podejść. Bałam się, że jeśli złożę gdziekolwiek skargę to unieważnią mi ten papierek z wynikami matury (bo przecież zawiera nieprawidłowe informacje), a na poprawny będę czekać i czekać, aż minie rekrutacja na studia i po wyjaśnionej sprawie miałabym jedynie satysfakcję z ładniejszego świadectwa. I gap year, bo nikt w uczelnianych komisjach nie słuchałby wyjaśnień ;)
Odpowiedz@limes: to czemu nie mogłaś zadzwonić do oke i się dowiedzieć czy unieważnią Ci ją czy nie? W czym tu problem? Ja rozumiem, wstyd, strach, ale do licha! TU CHODZI O TWOJE DOBRO I PRAWA.
OdpowiedzDobra rada od dawnej maturzystki: Im bardziej "prestiżowe" szkoły, tym bardziej mają cię gdzieś, jak tylko opuścisz ich mury.
Odpowiedz