Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W nawiązaniu do historii 6572, bo na komentarz trochę za długo. Kilkanaście…

W nawiązaniu do historii 6572, bo na komentarz trochę za długo.

Kilkanaście lat temu miałam podobny przypadek tyle, że mój był bez happy endu.
Uwielbiam bernardyny ze względu na ich "straszne" gabaryty i głos oraz za gołębie serce i opanowanie. Miałam już jednego, a kiedy padł mi ze starości mieszaniec owczarka z ... czymś, postanowiłam kupić do towarzystwa drugiego "BigBena".

Po długich poszukiwaniach (ze względu na moją fanaberię, miał to być bernardyn o umaszczeniu płaszczowym), znalazłam w hodowli psiaka, może nie do końca właściwie umaszczonego, ale za to oryginalnie. Był cały rudy z białym podbrzuszem i czubkiem ogona oraz czarną szczęką. Oryginał jednym słowem.

Psy budziły zachwyt, bo duże, łagodne, chętne do zabawy, uwielbiające dzieci, koty, kurczaki i jeże. Gdy ten młodszy miał około pół roku, dostałam propozycję jego kupna od pana, który często przejeżdżał koło mnie. Pan zajmował się skupem bydła w okolicy i z tego względu jego częste przejazdy pod moim domem oswoiły psiaki, bo wreszcie ktoś obcy miał ochotę się zatrzymać i czas, aby pobawić się z nimi.

I oto pewnego dnia ten młodszy zniknął bez śladu, a starszy zaczął chować się po wszelkich zakamarkach.
Najpierw zaczęliśmy poszukiwania po okolicy, bo to był akurat czas rui u suk i być może młody, głupi popędził przed siebie i zgubił drogę. Ktoś wtedy przekazał informację, że rzeczywiście rano, feralnego dnia widział oba moje pieski na równoległej, lokalnej drodze oraz przy nich samochód pana od skupu. Można się było tylko domyślić, że pewnie udało mu się psa zwabić na platformę, a często próbował robić to koło mojego domu i tyle go widzieliśmy.

Od tamtego momentu pan już nigdy nie przejechał szosą koło mnie, a ponieważ mieliśmy na niego namiary, poszło zgłoszenie do policji. I tyle... pan policjant wziął dane z książeczki, zdjęcie, spisał moje podejrzenia.
Potem dopiero okazało się dlaczego nikt niczego nie ruszył. Tak się złożyło, że syn dalszej sąsiadki mieszkał w tej samej miejscowości, w której znajdowała się ubojnia i gdzie mieszkał jeden ze skupujących.
Informacja się rozeszła i to od tego syna otrzymałam wiadomość, że chyba widział opisywanego przeze mnie psa (przypominam, że był dość oryginalny) na podwórku sąsiada- policjanta z komendy powiatowej.

Informacja przekazana na posterunek i dalej nic.
No to książeczka w rękę i jedziemy do faceta. Tylko jak wejść na podwórko policjanta i nie być oskarżonym o napad? Drzwi domu tworzyła mi kobieta, zapytałam o tego syna sąsiadki, niby szukając jego domu, a przy okazji zlustrowałam podwórko. Jedyne co udało mi się ustalić to, że w stodole stojącej na końcu dużej posesji szczekają co najmniej trzy psy.

Nie było możliwości podejścia tam niezauważenie i sprawdzenia, a na "chama" skończyłoby się to dla mnie rozprawą sądową. Tylko policja może robić rewizję i to z nakazem sądowym. Bez nakazu też pewnie, ale ja nie policja.

Psa nie odzyskaliśmy. Pewnie gdyby nie zgłoszenie na policję, to udałoby się bernardyna zobaczyć na podwórku, zrobić zdjęcie, zadzwonić po świadków, policję. Może coś by się dało w ten sposób zwojować. A tak, policjant- paser, ostrzeżony przez kolegę, spodziewał się wizyty i zamknął psa w budynku stojącym najdalej od bramy, przy okazji zamknął razem jeszcze ze dwa lub więcej kundli, żeby dziwnym nie było, że część biega luzem, a przy okazji mogły również zagłuszyć szczekanie mojego.

Nikogo za rękę nie złapaliśmy, świadkowie też byli mało wiarygodni, bo psa nie znali osobiście, zdjęcia można pomylić, a zadzierać z sąsiadem i na dodatek policjantem?


*dla wyjaśnienia: psiaki zwiały, bo brat nad ranem wyjeżdżał do pracy, otworzył bramę i nie zauważył w ciemności, że psy wybiegły poza posesję, a one akurat poczuły zew natury i pobiegły na sąsiednią ulicę do suki.
Ja wiem, że to nasza wina, iż pies zwiał z podwórka, bo przecież okazja czyni złodzieja, ale żeby policjant wiedząc, nawet po fakcie, że kupił kradzionego psa, nie zareagował odpowiednio? tego kompletnie nie rozumiem.

policja

by luska
Dodaj nowy komentarz
avatar anetqueen
5 5

Ja pikole dlaczego go nie ukradliście? Mieliście na pewno dowody, ze to wasz pies! Był z hodowli wiec nic prostszego. Najwyżej by was potem oskarżyli o włamaniem czy tez kradzież. Ale w każdym sadzie byście wygrali. Zgłoszenia na policje tez musiały być odnotowane i ze nic z tym nie zrobili. No krew mnie zalała jak przeczytałam ta historie. Az tak malo dla was znaczył? Ja bym niebo i piekło poruszyła jakby którekolwiek z moich zaginął. Jak kotka mi zwiała pól miasta obkleiłam. Jak kota mi zamordowali animalsi pomogli doprowadzić do wyroku skazującego ( nie mieszkam w pl). No jak mogliście tak odpuścić??

Odpowiedz
avatar luska
-4 4

@anetqueen: ukradliście?!? Policjantowi?! Uwierz mi, że to Polska, gdzie w żaden sposób nie wytłumaczę napadu na dom policjanta; mogłam się tylko domyślać z dużym prawdopodobieństwem, gdzie psiak jest; nic nie zrobiła w tej sprawie policja... nie takie cuda w naszym kraju się dzieją, wystarczy obejrzeć jakikolwiek program z cyklu np. "Uwaga". Pies nie był chipowany, bo wtedy o czymś takim nawet nie wiedziałam, a jeśli były takie usługi to w dużych miastach, nie w mojej pipidówce. Weterynarz u którego pies był szczepiony, to kolega komendanta policji. Jest jedna zasada, że nie ma samosądu i żaden sąd mnie wtedy nie uniewinni. Wyrok skazujący w zawieszeniu miałabym na mur beton. W przypadku mojej pracy, oznaczałoby to zakaz wykonywania zawodu. A to nie policjant kradł, "tylko" kupił kradzionego. Nie wiem w jakim świecie wy żyjecie, ale nic nie jest czarno-białe, a prawdziwe historie to nie "happy endy" z serialu "Sędzia Anna Maria Wesołowska", gdzie winny zawsze przyznawał się do przestępstwa i wszyscy zadowolenie wracali do domu. Jeśli komornik jest w stanie zabrać ciągnik rolnikowi mimo, że to sąsiad rolnika jest dłużnikiem, to co znaczy jeden półroczny szczeniak? Wartość rynkowa wtedy to "tylko" 500 zł, bo psiak nie miał wzorcowego umaszczenia.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 kwietnia 2015 o 22:07

avatar anetqueen
3 3

@luska: Tak a program Animalsi pamiętasz? Ciężko było się zwrócić do tego typu fundacji? Jak kupiłaś z hodowli to musiałaś miec papiery, do prawnika trzeba było iść jak w policji tacy znajomi. Prawo w Pl jest chore, ale uwierz mi, ze jak się naprawde chce to można. A wy praktycznie nic nie zrobiliście poza zgłoszeniem i jedna wizyta. Jak jedno nie pomaga to próbujesz następnego i tak do skutku. A ty wymówki. Widocznie wam tak bardzo nie zależało. Ja bym nie odpuściła. Za nic. I nie ze to tylko szczeniak kilku miesięczny. Moje psy, koty to przyjaciele, mala rodzina. Od pierwszego dnia.

Odpowiedz
Udostępnij