Dzień otwarty w szkole Łuczniczki. Napisze to w dwóch częściach.
Z racji tego że jest to mój ostatni rok w tej szkole i trzeba zadbać o oceny (dodatkowe dostajemy do wybranych przedmiotów) zapisałam się do opowiadania o profilu mojej klasy i robienia doświadczeń, do sali biologicznej oraz do sali chemicznej.
Część 1
Przygody w sali chemicznej
Jako że niespodziewanie zachorował mój kolega z którym miałam stanowisko, robiłam na zmianę oba doświadczenia. O ile wulkan nie był trudny i dawałam do zrobienia szczególnie młodszym dzieciom towarzyszącym starszemu rodzeństwu, o tyle trudniejszym doświadczeniem było wykrywanie alkoholu w np.perfumach, które robiłam sama ( potrzebny był kwas siarkowy VI, bardzo żrący!) i zachęcałam do obserwowania.
Myślałam że będzie miło i przyjemnie...
Przychodzi jedna Piekielna Matka z dwoma syneczkami.
Starszy pyta się mnie o różne rzeczy dotyczące klasy i szkoły, widziałam że młodszemu się nudzi więc poinstruowałam go, jak zrobić wulkan(mamy bardzo fajną makietę z wulkanem z gliny), mały ucieszony, ja więc nie odrywając się od rozmowy ze starszym, zaczęłam robić drugie doświadczenie. Już mam w pipecie H2So4, już mam dodawać i nagle coś łapie mnie za nadgarstek i zaczyna na mnie wrzeszczeć(wulgaryzmy pominę):
PM-Dawaj zaraz mojemu słoneczku ono nie będzie się tylko gapić, na to co ty robisz.
Ja-Ale to kwas...
Nie zdążyłam skończyć bo zaczęła wyrywać mi z ręki pipetę.
Ten kto bawił się słomką wie że jak ją zanurzymy, zakryjemy koniec i wyjmiemy, będzie w niej trochę płynu ale jeśli odkryjemy końcówkę ciecz wyleci. Na tej samej zasadzie działają nasze szkolne pipety.
Niestety gdy wyrwała mi ów przyrząd kwas rozlał się po mojej ławce i od razu zaczął siać spustoszenie w drewnie. Na szczęście koleżanka obok robiła coś z wodorotlenkami więc wszystko skończyło się w miarę dobrze (nie licząc nadpalonej ławki).
Co zrobiła PM? Zabrała swoich synków i w nogi nim przyleciała nauczycielka chemii z drugiego końca sali.
I tylko chłopaków szkoda, że mają taką matkę.
dzień otwarty
UF przyrząd?
Odpowiedz@ziaja: 100% możliwych błędów w wyrazie ;) BTW: Jakie miasto ma najkrótszą nazwę w Polsce? Odpowiedź: Uć.
Odpowiedz@ziaja: Sorry, ale nie chciałam powtarzać po raz kolejny słowa pipeta. Po za tym nie mów mi że nigdy się z takim połączeniem słów nie spotkałeś, w wielu polskich książkach tak jest np."a uf panowie..." to akurat z trylogii o ile dobrze pamiętam
Odpowiedz@PonuraLuczniczka: ziaji chodziło o to, że powinno być "ów przyrząd" a nie "uf". Spokojnie. :)
Odpowiedz@PonuraLuczniczka: co najwyżej: "uff jak gorąco", ale Twoja interpretacja jest mocno oryginalna ;).
Odpowiedz@PonuraLuczniczka: Proponuję przeczytać tę trylogię jeszcze raz, a najlepiej to sięgnąć po słownik ortograficzny.
Odpowiedz@PonuraLuczniczka: Jak jestem za patrzeniem przez palce na drobne błędy, szczególnie na portalach rozrywkowych, to tym razem aż się za głowę złapałam. Edytuj tę historyjkę i zastąp to nieszczęsne "uf" słowem "ten". A na przyszłość unikaj używania słów, których nie znasz i nie potrafisz używać albo nie jesteś pewna ich znaczenia.
Odpowiedz@PonuraLuczniczka: Płakam. :D
Odpowiedz@ziaja: Racja, mój błąd ale dyslektykom się czasem zdarza. Już poprawiłam. Dla mnie obie formy "uf" i "ów" wyglądają poprawnie i mam takie problemy z większością wyrazów, ale staram się nad tym pracować. Dzięki Riddle za wytłumaczenie mego błędu :)
Odpowiedz@PonuraLuczniczka: Żeby mylić "uf" i "ów" to już nie dysleksja tylko chyba upośledzenie...
Odpowiedz@PonuraLuczniczka: "a uf panowie..." Spadłam z fotela. KOMPROMITACJA W PEŁNYM ZAKRESIE. I jeszcze to głębokie przekonanie, o własnej racji... "...nie mów mi że nigdy się z takim połączeniem słów nie spotkałeś..." "Uf panowie", "uf dziewczynka" i "uf doświadczenia chemiczne" - no nie, nie spotkałam się - chyba, że na "Piekielnych".
OdpowiedzOj no już dajcie spokój, mi tłumaczenie autorki, że "uf" i "ów" wydają się dyslektykowi identyczne, jest wiarygodne. Fakt, wpadka idiotyczna, ale przyznała się dziewczyna do błędu ;) no a poza tym, wydaje się, że jeszcze jej parę ładnych lat w szkole zostało, więc się jeszcze wyćwiczy, spokojnie :)
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 29 marca 2015 o 22:22
@rahell: sęk w tym, że dyslektyk rozróżnia tego typu błędy, tylko popełnia je nieświadomie. Nieznajomość ortografii to nie to samo co dysleksja.
Odpowiedz@Aes: Poza tym tłumaczenie "no wiesz, nie jesteś oczytany, więc nie znasz takiego mądrego słowa jak uf" zupełnie nie pasuje do dyslektyka ;) Typowy dys upewniłby się jak ma być, zdziwiłby się bardzo, ze wcale nie wygląda lepiej niż błędna wersja i poprawił (testowane od dekady na drugiej połówce). W dodatku błąd nie dotyczy tylko pisowni, ale i odmiany. W historii jest "uf przyrząd", w komentarzu "uf panowie". Autorka chyba po prostu gdzieś spotkała tego "owa", ale nie bardzo wiedziała, z czym to się je i dlatego popełniła jeden z najzabawniejszych błędów, jakie ostatnio widziałam :D
OdpowiedzCzepiacie się drobnych błędów a cała historia wali fejkiem na odległość. Ręka do góry kto samodzielnie w gimnazjum przeprowadzał doświadczenie z kwasem siarkowym. Na pokazie. Bez środków ochronnych. Za wiedzą i na polecenie nauczyciela. W obecności dzieci. Uff, rozpisałem się :)
Odpowiedz@Rak77: Ręka do góry u kogo w szkole robili jakiekolwiek doświadczenia.. choćby na lekcji. W LO miałam takie "wypasione" ławki ze zlewem i kranem.. nie była nawet podłączona woda...
Odpowiedz@Yennefer_: Kończyłem szkolę podstawową w czasach gierkowskich. Pracownia chemiczna była wyposażona doskonale i faktycznie przeprowadzaliśmy doświadczenia. Ale pamiętam ze te z odczynnikami z szafy metalowej (kwasy, sód , brom itp...) mogliśmy tylko oglądać
Odpowiedz@Rak77: Obawiam się, że rzeczywistość jest gorsza niż się zdaje : Primo - na dni otwarte szkoły wystawiają creme de la creme gadżetów (tablice interaktywne, mikroskopy USB, palniki gazowe, zimne ognie itp.) a w roku szkolnym jest jak zawsze; Secundo - obecne matki-wariatki to pokolenie, które było wychowywane bezstresowo, więc postawa ultraroszczeniowa się zdarza coraz częściej (hrabiny potrafią próbować przeczołgać dyrekcję, a co dopiero nauczycieli, nie mówiąc o uczniach)
Odpowiedz@SirCastic: Możesz mieć 100^ racji tylko że nie wierzę że nauczycielka dostała zgodę na wykorzystanie dwu niebezpiecznych substancji podczas pokazu. (zarówna sam kwas jak i dwuchromian potasu są określane jako niebezpieczna). Sama też by nie zaryzykowała. Dodatkowo dochodzi jeszcze potrzeba podgrzewania (palnik ?) i oczywiście sam alkohol :). Pomijam że z pewnością w granicach 98% w gimnazjum tych substancji nie ma.
Odpowiedz@Rak77: Ja. Po pierwsze, w 3 gimnazjum gdzie nauczycielki po 2 i 3/4 roku nauki wiedzą kto jest odpowiedzialny i można mu dać kwas, a kto świr i nie chcą go na dniu otwartym. Po za tym cały czas były w klasie tylko rozmawiały z rodzicami przyszłych uczniów. Po drugie, wszystkie substraty miałam za stołem pokazowym i babka weszła mi za stół gdy chciałam dodać kwasu do probówki w statywie stojącym tuż przede mną. Po trzecie chodzę do klasy biol-chem (w dość dobrym gimnazjum)i pierwsze pół roku wpajano nam zasady BHP, więc miałam zarówno rękawiczki jak i gogle ochronne i fartuch roboczy na sobie. Po czwarte reakcja jest widowiskowa, przy odpowiedniej temp. szybko zmienia kolor. Masz linka: https://www.youtube.com/watch?v=IHmUgIGqiz8 To samo tylko z czystym alkoholem. Po ostatnie nigdy nie mów że to fejk jeśli nie znasz realiów w niektórych gimnazjach.
Odpowiedz@PonuraLuczniczka: Proponuję jednak filmik https://www.youtube.com/watch?v=XkCNIO3eyWw Masz już pełną lekcję z pokazem, tłumaczeniem i wzorami :)
Odpowiedz@PonuraLuczniczka: czuję fejk. Choćby dlatego, że: 1. Nawet jeśli jesteś odpowiedzialna, żaden myślący nauczyciel nie dałby ci kwasu siarkowego, bo nawet przez PRZYPADEK może się coś stać 2. gimnazja nie mają klas profilowanych (z wyjątkiem klas sportowych i językowych) i wymiar godzin lekcyjnych dla wszystkich uczniów gimnazjum jest taki sam. Zmienia się to dopiero w liceum.
OdpowiedzJa chodziłam do gimnazjum, które oprócz klas ogólnych miało profilowane. Ja akurat byłam w klasie humanistycznej i wyglądało to tak, że mieliśmy dwie godziny fakultetów z polskiego i dwie z angielskiego.
Odpowiedz@Rak77: Wiesz, w kwas siarkowy w gimbazie ciężko uwierzyć, ale jeszcze ciężej w na tyle stężony kwas by "natychmiast zaczął siać spustoszenie w ławce" postawiony obok wulkanu, który przecież robi się z octu i sody. Sorry, ale nie widzi mi się, by nauczyciel zlecający robienie wulkanu (banał absolutne dla 4-latków) dawał komukolwiek stężony kwas. Pomijam już fakt, że rzeczywiście "drewniane" ławki trafiają się obecnie jedynie w szkołach przedwojennych, a i tam w mizernych ilościach. Większość ławek jest ze sklejki, obklejona plastikową okleiną, która jest trudniejsza do przeżarcia. A w salach chemicznych itp. w ogóle ławki są często zrobione w całości z jakiegoś tworzywa, któremu nic się od odrobiny kwasu nie stanie... Co nie zmienia faktu, że i zalaniu drewna normalne stężenia kwasu nic przez chwilę nie robią, spokojnie zdąży się go zetrzeć... Ogółem się historia kupy nie trzyma. @kissedbyfire: Jeszcze nie widziałam gimnazjum, gdzie klasy nie byłyby profilowane...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 30 marca 2015 o 2:10
@kissedbyfire: U mnie już w gimnazjum każdy musiał wybrać określony profil - kilka dodatkowych godzin w tygodniu z danego przedmiotu. Doświadczenia były, także te niebezpieczne, czy był kwas - nie pamiętam.
Odpowiedz@Rak77: Ja ! Widzisz moja lapke ? :) Robilam to i inne w podstawowce w 8 klasie na zajeciach kólka chemicznego )
Odpowiedz@ijabuba: Kółko chemiczne to co innego, a sala pełna dzieciaków...
OdpowiedzJeszcze nie spotkałam się z tym żeby do mojego LO ktokolwiek przyszedł z rodzicem. Nie wiem czy u nas są takie wybitnie samodzielnie jednostki, czy ta historia to fejk.
Odpowiedz@Rammsteinowa: Zakładam że to dni otwarte gimnazjum (model wulkanu, bachory...)
Odpowiedz@Rak77: A całkiem możliwe, zmylił mnie ten "profil".
Odpowiedz@Rammsteinowa: Przyjście z rodzicem na dni otwarte gimnazjum też było obciachem...
OdpowiedzMożesz mi zdradzić skąd taki nick? Strasznie mi się podoba ;)
OdpowiedzChory czy głupi jesteś?
OdpowiedzZamiast za chemię to się za polski weż.
Odpowiedz@MeYouBumBumNow:"Weż"? Jak już się kogoś poucza, to wypadałoby poprawnie.
OdpowiedzKlawiatura w telefonie, to chyba nie jest ortograf...
OdpowiedzMówiąc delikatnie - chyba koloryzujesz. Nie wierzę, żeby w GIMNAZJUM ktokolwiek dostał do ręki kwas tak silny, żeby zaczął wypalać dziurę w ławce. Na polibudzie pracuje się na stężeniach, które co najwyżej "zmyją" linie papilarne, więc wybacz... PS. Nieco pokory na przyszłość. Jeśli "uf" i inne nowotwory tego typu wyglądają dla ciebie wiarygodnie, to nie pouczaj innych odnośnie ortografii, tylko SPRAWDŹ, zanim na kogoś naskoczysz.
OdpowiedzZacznijmy od tego, że mało stężony kwas siarkowy, który mógł zostać wykorzystany w tego rodzaju doświadczeniu nigdy nie wypaliłby dziury w ławce, co więcej nie zostawiłby nawet śladu na ręce. Prace przy stężonych odczynnikach mogą być wykonywane tylko i WYŁĄCZNIE pod dygestorium, które jest wyposażone w kafelki i wyciąg. Ponadto osoby znajdujące się w pobliżu muszą mieć na sobie fartuchy ochronne i okulary. Wymagane są też (najlepiej nitrylowe) rękawiczki, chociaż z doświadczenia wiem, że stężony kwas azotowy V lepiej usuwać z gołej ręki, niż takiej odzianej:) I nie uwierzę, że nauczycielka zgodziłaby się na używanie stężonych kwasów bez nadzoru, bo pamiętam jak na pierwszym roku studiów laborantka pilnowała nas dokładnie, żeby żaden idiota nic sobie nie zrobił. Oczywiście to nie powstrzymało mojego kolegi od włożenia głowy pod wyciąg przy pracy ze stężonym amoniakiem... trochę mu się zemdlało:D
Odpowiedz@oranzmetylowy: A jaki wspaniały nick, z oranżem metylowym też się pracowało na zajęciach chemii. Pamiętam, że stężone odczynniki dostałem do ręki, dopiero na studiach. W podstawówce i liceum, nie było o tym mowy. Nauczyciel pokazywał doświadczenie, człowiek co najwyżej do ręki dostawał papierek lakmusowy i mógł sobie sprawdzić ph. A co dopiero stężony kwas czy też zasadę, przecież nawet opary są niebezpieczne. Nawet dorośli, potrafią zrobić sobie krzywdę, bawiąc się w chemików, a co dopiero dzieci. Ktoś się za dużo amerykańskich filmów naoglądał.
OdpowiedzA ja twierdzę, że to jest prawdziwa historia. Obecnie chodzę do LO i styczność z odczynnikami(nawet tymi niebezpiecznymi) mamy od pierwszej lekcji chemii. Na pierwszej lekcji nauczycielka pokazywała nam jak mamy się wyposażać i jak postępować z poszczególnymi substancjami. Raz w tygodniu mamy dwie godziny zajęć laboratoryjnych, dostajemy kartki z zadaniami i każdy sam musi zrobić doświadczenia z bloku tematycznego, który akurat omawiamy na lekcjach teoretycznych. Wtedy każdy dobiera sobie odczynniki(te które ma wypisane na kartce), robi roztwory, zapisuje obserwacje, przy czym każdy dba o swoje bezpieczeństwo. A pracownia wyposażona jest w materiały, które umożliwiają nam pracę jak studenci(bierzemy udział w zajęciach na uczelniach i szczerze powiedziawszy oglądanie za każdym razem spalającego się wodoru jakoś nie zadowala nas). A więc stwierdzenie, że ktoś naoglądał się za dużo amerykańskich filmów jest błędną teorią :) ale pokolenie ludzi starszych pragnie wierzyć, że młodzieży nie należy niczego dawać do rąk bo zrobią sobie krzywdę, bo ,,to nie to samo co byliśmy my"...
Odpowiedz@galmol7991: To w takim razie mam nadzieję, że każdy z was ma zrobione badania lekarskie potwierdzające waszą możliwość do pracy z odczynnikami niebezpiecznymi, mogącymi wywołać reakcje alergiczne itp. Jeżeli nie to w przypadku, kiedy coś komuś się stanie, wasz nauczyciel może mieć spore kłopoty.
Odpowiedz"Starszy pyta się mnie o różne rzeczy" ??? To pisze nauczycielka???
Odpowiedz„Dzień otwarty w szkole Łuczniczki. Napisze to w dwóch częściach.” Kto to napisze? ;>
Odpowiedz