Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Wiem, że historie o spotkaniach kierowców aut i rowerzystów budzą na piekielnych…

Wiem, że historie o spotkaniach kierowców aut i rowerzystów budzą na piekielnych skrajne emocje. Ale zaryzykuję i dorzucę swoją - bo wydaje mi się, że bardzo dobrze pokazuje przyczyny wielu drogowych konfliktów.

Gdyby bohater historii (elegancki pan 60+, w nowiutkim terenowym Mercedesie, u jego boku równie elegancka żona w futrze) miał opisać swoją wersję historii, pewnie brzmiałaby ona następująco:
Jadę spokojnie ulicą, przede mną wlecze się rowerzystka. Znacie ten typ - torebeczka, obcasy, damka i myśli że jest królową szosy. Ma tuż obok ścieżkę rowerową - ale nie, musi jechać ulicą. Nie dość, że jedzie nieprzepisowo, blokuje ruch, to jeszcze uparcie nie daje się wyprzedzić. Po drugiej próbie zatrzymałem się wkurzony, próbuję tłumaczyć durnej babie, że łamie przepisy. Tylko się na mnie wydarła.
Dopóki wszyscy rowerzyści nie będą zdawali obowiązkowego egzaminu z przepisów ruchu drogowego, takie idiotki będą stanowiły zagrożenie dla uczciwie jeżdżących kierowców!

Z mojej perspektywy wyglądało to następująco: jadę spokojnie ulicą w centrum (Kraków, Łobzowska), w tempie spacerowym, bo kierowca auta przede mną szuka miejsca parkingowego. Trzymam bezpieczną odległość, na pół długości auta. Nagle facet jadący za mną zaczyna mnie wyprzedzać. "Wyprzedzanie" to nie jest chyba najlepsze słowo. Po prostu jedzie równolegle do mnie, stopniowo się zbliżając (na ok. 30 cm) i spychając mnie ku wysokiemu krawężnikowi. Kurcze, chyba celowo, musi mnie widzieć, bo jestem na wysokości jego bocznej szyby. Ale sytuacja się powtarza. Dwutonowe auto, ja z rowerem jakieś 80 kg, zaczęłam się denerwować. Znów dzwonię, facet się zatrzymuje, opuszcza szybę i... jak nie wrzaśnie! Żem głupia baba! Mam obok ścieżkę, to czemu nią nie jadę! Zdążyłam tylko odkrzyknąć: to KONTRPAS! Służy do jazdy w przeciwnym kierunku! Pan ewidentnie nie rozumie o co chodzi. Odkrzykuje: po pasach się nie jeździ! A WY zawsze jeździcie! I odjechał z piskiem opon.

Mam prawo jazdy od 12 lat, znam przepisy i się do nich stosuje. Nie, nie przejechałam po pasach ani dziś, ani żadnego innego dnia. Wiem, że nie wszyscy rowerzyści jeżdżą zgodnie z prawem - ale dlaczego ja dostaję za to ochrzan w imię zbiorowej odpowiedzialności? I czy to w jakimkolwiek stopniu uzasadnia próbę zepchnięcia mnie z drogi? Niestety kierowcy, którzy - jak ten pan - robili prawo jazdy, gdy żadne kontrpasy nikomu się nie śniły, nie znają obowiązujących przepisów i za tego typu niebezpieczne sytuacje winią rowerzystów. Regularnie dostaję ochrzan za jazdę bez świateł w dzień, za "wymuszenie pierwszeństwa" na przejeździe rowerowym, jazdę pod prąd (gdy poruszam się kontrpasem lub w miejscu gdzie to dopuszczalne) itp.

[Mam nadzieję, że moja historia nie zostanie uznana za szczucie na siebie nawzajem obu grup, bo jako rowerzystka i kierowca widzę zarówno grzechy, jak i sympatyczne zachowania po obu stronach. Ot, idioci poruszają się różnymi środkami transportu, ale każdy ponosi winę wyłącznie za łamanie przepisów przez samego siebie].

by inga
Dodaj nowy komentarz
avatar Wredzma
4 4

@mskps: NIE jechała kontrapasem, ponieważ jechała w tym samym kierunku, co pan "spychający".

Odpowiedz
avatar inga
1 1

@Wredzma: Dokładnie, jechałam ulicą w stronę centrum, na odcinku gdzie dla samochodów jest już jednokierunkowa.

Odpowiedz
avatar inga
1 1

@mskps Miałam obowiązek jechać ulicą a nie kontrpasem (przeznaczonym do jazdy w przeciwną stronę). Pan "ścieżką" nazwał kontrpas, bo najwyraźniej nie odróżnia jednego od drugiego. Na krawężnik spychał mnie na wysokości klasztoru karmelitanek bosych i między ul. św. Teresy a ul. Szlak, gdzie po prawej stronie parkowanie jest niedozwolone (a krawężnik ma dobre 15 cm wysokości).

Odpowiedz
avatar mskps
1 1

@inga: Dziękuję. Przepraszam, już rozumiem sytuację. Zgubiłam się po prostu czytając historię.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
3 3

Nie rozumiem dlaczego rowerzyści są zwolnieni z obowiązkowego egzaminu ze znajomości przepisów ruchu drogowego i opłat ubezpieczenia z poruszaniem się po drogach publicznych związanego. Kiedyś były karty rowerowe, których uzyskanie poprzedzało przepytywanie ze znajomości znaków i ogólnych zasad poruszania się po drogach. Pewnie, nie był to egzamin tak szczegółowy, jak ten na prawo jazdy, ale istniała przynajmniej jakaś namiastka oficjalnych uprawnień do korzystania z dróg. A przecież wtedy i rowerzystów i samochodów (tych to szczególnie) było nieporównywalnie mniej.

Odpowiedz
avatar inga
2 2

@Fomalhaut: Ok, ale jak to się ma do historii? W tym przypadku ja (rowerzystka) znałam przepisy, pan - posiadający prawo jazdy zapewne od kilku dekad - nie. Jak widać, posiadanie dokumentu nie oznacza znajomości prawa i jego przestrzegania.

Odpowiedz
avatar krusty4
0 2

A ja nie rozumiem tej walki kierowców z rowerzystami. Przecież to podcinanie gałęzi na której się siedzi. Przecież im więcej rowerzystów tym mniej kierowców. Ale wytłumacz to w kraju cebuli i własnego nosa.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
1 1

1m odstępu, no chyba, że ktoś nie lubi swojego prawego lusterka

Odpowiedz
avatar inga
1 1

Czy ktoś z minusujących mógłby wyjaśnić, dlaczego nie uznał opisanej przeze mnie sytuacji za piekielną? Czy pojawiły się w niej jakieś błędy, które powinnam poprawić?

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
0 0

@inga: racja w głosowaniu demokratycznym nie ma znaczenia, to zależy od szczęścia, czy akurat na piekielnych będzie więcej dwu- czy czterokołowców

Odpowiedz
avatar inga
0 0

@PiekielnyDiablik: No niestety. Wydawało mi się, że akurat w tym przypadku sytuacja była jednoznaczna. Przepisowo jadący rowerzysta (posiadający prawo jazdy) vs. nieznający przepisów kierowca. Niestety, moje obawy (wyrażone w pierwszym akapicie) były uzasadnione :(

Odpowiedz
Udostępnij