Z cyklu: poszukiwanie pracy.
Po przeprowadzce do innego miasta zależało mi na szybkim znalezieniu pracy więc wysyłałam CV na różnorakie stanowiska, niekoniecznie związane z moim filologicznym wykształceniem. Po jakiś dwóch tygodniach odezwał się do mnie człowiek z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną w pewnej firmie finansowej. Nie pamiętałam do końca treści ogłoszenia, ale umówiłam się na spotkanie, bo siedziba tej firmy mieściła się dosłownie 2 minuty od mojego mieszkania i doszłam do wniosku, że co mi szkodzi.
Po wjechaniu windą na 4 piętro i kompletnej ciszy panującej w budynku, zaczęłam przeczuwać, że coś tu nie gra ale mimo wszystko zapukałam do wskazanego przez jegomościa pokoju.
Moim oczom ukazał się elegancko ubrany osobnik w moim wieku, z przyklejonym uśmiechem akwizytora. Zaprosił mnie do pokoju, w którym stało jedynie biurko z wystawionymi broszurami o działalności firmy. Miałam dziwne wrażenie, że ten człowiek wystawił te wszystkie ulotki sam parę minut wcześniej, a biuro zostało po prostu wynajęte na potrzeby łowienia naiwnych.
Zaczęło się ciekawie. Jegomość na wstępie podzielił się ze mną odkrywczą myślą, że na zachodzie zawód doradcy finansowego jest ceniony równie wysoko jak zawód prawnika czy lekarza. Oczywiście w Polsce nie ma takiego przekonania, nad czym on ubolewa, ale on się bardzo intensywnie szkoli na zachodzie i wie, że to się już niedługo zmieni. Głownie opowiadał o sobie, o tym, że jest młody a jest już hiper-ważnym-dyrektorem i ma tyle obowiązków, że poszukuje nowych ludzi koniecznie z aparycją.
Kiedy wtrąciłam, że z tego co wiem to każdy ma aparycję, z szelmowskim uśmiechem stwierdził, że jestem bardzo inteligenta i przeszłam już jeden z jego ukrytych testów. Po mniej więcej 20 minutach przeszedł do drugiego etapu rozmowy, w którym zapytał czy interesuje mnie wynagrodzenie prowizyjne czy godzinowe. Odparłam, że tylko godzinowe i uprzedzając to co chce powiedzieć, nie zmienię w tej kwestii zdania. Znowu z uśmieszkiem odparł, że to typowe, że na zachodzie nikt już tak nie myśli, że w krótkim czasie mogłabym się dorobić milionów i głupotą jest w ogóle myśleć o stawce godzinowej. I teraz wisienka na torcie:
On już nie pamięta kiedy płacił drobnymi, tak mu się dobrze powodzi.
Żeby nie przedłużać: praca miała wyglądać na wyciągnięciu od rodziny i przyjaciół informacji na temat ich kredytów, zobowiązań finansowych, należności, zrobieniu zdjęć dokumentom i przesłaniu ich do firmy. To, że nie mam żadnej wiedzy w zakresie ekonomii i finansów nie jest żadną przeszkodą. Ważne, że jestem kobietą, mam aparycję i jestem miła. Wtedy starsze osoby, ciotki i rodzina z chęcią mi się zwierzą z problemów finansowych.
Epilog tej historii był taki, że dwa tygodnie później kupując rano w sklepie jogurt ów jegomość stał przede mną w kolejce. Bez garnituru, w trampkach. Szukał drobnych.
Wrocław
No ok. Pokazałaś tą historię ze swojego punktu widzenia i chwała Ci za to, niemniej jest ona super subiektywna. Ja chciałbym napisać o tym zawodzie z drugiej strony, bo pracowałem jako doradca finansowy przez 3 lata. Zawód jak każdy inny akwizytorski - zarabiasz, sprzedając produkty finansowe po domach. Coś w tym złego? Nie patrz z perspektywy kogoś, kto nasłuchał się w tv/radio, że doradcy to zło. Popatrz obiektywnie? Przecież rozmawiamy tu o człowieku, który może się kierować swoimi wartościami a nie tylko chęcią zysku... Ja też zaczynałem wśród rodziny. I co z tego? Ciotka ma zmieniony kredyt na tańszy, babcia lepsze ubezpieczenie, a reszta rodziny i znajomych jeśli mają jakąś potrzebę finansową to do tej pory do mnie dzwoni, mimo, że moja przygoda z doradztwem skończyła się 4 lata temu... A pracownicy? Miałem pod sobą 16 osób. Jasne, jednym powodziło sie lepiej, innym gorzej. Jakie to ma znaczeni? ważne jest to, że każdy teraz ma pracę, częśc dalej jako doradca, część w zupełnie innym zawodzie. Każdy jest zadowolony, bo dzięki pracy w doradztwie nauczyli się podejścia do drugiej osoby, sprzedaży itd. Teraz nie mają problemów ze znalezieniem pracy, szczególnie banki poszukują byłych doradców, bo to świetni sprzedawcy... Podsumowując. Doradca Finansowy to zawód jak każdy. Ważny jest człowiek a nie stanowisko. Co więcej, jestem zdania, że każdy sprzedawca powinien przejść szkolenie jako Doradca, bo wtedy jakość sprzedaży w naszym kraju zdecydowanie by wzrosła
Odpowiedz@Vilio: Nie było moją intencją zdysklasyfikowanie zawodu doradcy finansowego. Uważam, że to zawód jak każdy inny i nic nie mam do ludzi, którzy go wykonują. Uważam jednak za śmieszną postawę człowieka, który mami młode osoby wizją niewiarygodnych zarobków, dyskredytuje ich postrzeganie świata poprzez ciągle aluzje do tego, że na Zachodzie wszyscy już to rozumieją i wmawianie, że każdy nadaje się do tej pracy. Żeby wykonywać jakikolwiek zawód trzeba mieć jakieś przeszkolenie czy minimalną wiedzę z tej dziedziny. Tylko o to mi chodziło.
Odpowiedz@archeolog: nie no, do tego nic nei mam... Dużo doradców finansowych kreuje się na znających się na wszystkim, mega bogatych itd... ale niestety to jest związane z potrzeba rynku. Młodzi, najczęściej studenci chcą zarabiać dużo i szybko. A jakbym komuś powiedział, że zarabiam 10k/miesiąc po trzech latach pracy to bym usłyszał, że on nie ma tyle czasu i chce to już, natychmiast. Stąd też cała otoczka przy rekrutacji na DF. Spotkania w drogich restauracjach, szybkie samochody, drogie zabawki... to kusi. Osobiście gdybym chciał dziś wrócić do zawodu, to długo bym szukał firmy, która by mi odpowiadała jeśli chodzi o jej politykę i etykietę zawodową. no ale ja sobie mogę:P tak czy siak - polecam każdemu pracę w tym zawodzie. Dużo uczy
Odpowiedz@Vilio: Moim zaś zdaniem akwizycja w każdym wypadku to wciskanie towaru zaskoczonemu. nieasertywnemu klientowi, niezależnie, czy to garnki, pościel, tańszy prąd czy oferta doradcy finansowego. To nachodzenie człowieka w domu. Automatycznie dyskryminuje to firmę w moich oczach. Chcesz prowadzić tego typu usługi? To proszę to robić normalnie, w jakimś biurze czy przychodząc do klienta na jego wyraźną prośbę. Ja sobie nie życzę, by ktoś do mnie dzwonił i próbował wciskać mi cokolwiek. Drugim chamstwem jest namawianie, by autorka wykorzystała więzy rodzinę i swoją aparycję by 'wyciągnąć' prywatne, wrażliwe informacje. Dobra firma nie musi uciekać się do tego typu praktyk.
Odpowiedz@Vilio: serio? moze w warszawach tak jest bo tutaj kazda oferta pracy jako "doradca finansowy" wyglada na zasadzie wcisnij komus kredyt to bedzie 100 zl - jakbys opchna wszytkim mieszkancom wliczajac niemowleta to by ta praowizja na rok max starczyla
Odpowiedz@sla: No widzisz, właśnie tak postrzegana jest praca DF w Polsce. Jak sprzedawanie odkurzaczy. A wcale tak to nie wygląda u PROFESJONALNEGO doradcy finansowego. Myślisz, że ja dzwoniłem do kogokolwiek z książki telefonicznej, albo że chodziłem bez zapowiedzi po domach? Nie chciałoby mi się. Jeśli do kogoś dzwoniłem to wiedząc, że taka osoba wie o moim istnieniu i chce się spotkać, bo jego znajomy zadowolony z moich usług mnie polecił. Jeśli do kogoś chodziłem to tylko na wyraźne zaproszenie. Nie byłoby dla mnie problemu spotykać się w biurze, ale wtedy zapowiadałem klientowi, że jeśli swoją pracę mam wykonać należycie to musi przynieść ze sobą wszystkie swoje umowy finansowe. Jak wcześniej powiedziałem - wszystko zależy od człowieka...
Odpowiedz@PolitischerLeiter14_88: jestem z Krakowa
Odpowiedz@Vilio: Sam nazwałeś pracę akwizycją, co w powszechnym rozumieniu oznacza chodzenie po domach od drzwi do drzwi, bez wcześniejszego umówienia się. Nie mam nic przeciwko DF, mam tylko coś przeciwko w akwizycji w polskim wydaniu.
OdpowiedzDla przejrzystości i prawidłowego zrozumienia historii i tematów z nią związanych trzeba rozdzielić dwa zawody: - Doradca finansowy - zawód popularny i szanowany w bogatych krajach. W Polsce - z racji biedy - występuje w minimalnej ilości. Polega ona na tym, że odpowiednio wykształcona osoba doradza osobom posiadającym wolny kapitał jak najlepiej go inwestować, aby na tym zarobić. Taki doradca, jest na bieżąco z kursami akcji, wiadomościami ekonomicznymi z kraju i ze Świata. Posiada on swoje BIURO i to do niego zazwyczaj zgłaszają się klienci. Za swoje usługi dostaje on wynagrodzenie od klientów, albo procent z uzyskanych zysków. - "doradca finansowy" akwizytor - zasraniec udający doradce finansowego. Zawód bardzo często spotykany w krajach średniozamożnych i biednych. Najczęściej bez żadnego wykształcenia ekonomicznego. Nie ma też zielonego pojęcia o ekonomii i tym co się dzieje na rynkach. Powtarza tylko wyuczone hasła i stosując sztuczki manipulacyjne namawia ludzi na "CUDOWNE inwestycje". To on szuka swoich klientów i nęka ludzi telefonami i łażąc od drzwi do drzwi. Za swoje usługi dostaje on wynagrodzenie od ilości podpisanych umów, a płacą mu firmy prowadzące te fundusze i banki. Mam nadzieję, że teraz wszyscy mają jasność o kogo chodzi w historii. ;) Ja poznałem dość dobrze to środowisko "doradców finansowych - akwizytorów". Kolega debil, mnie wkręcił do pracy w takiej jednej firmie tego typu. Pochodziłem sobie na szkolenia z ciekawości bo w czymś takim pracować bym nie chciał. Z drugiej strony poznałem pracę tych pseudo doradców jako potencjalny klient. Niestety nie skorzystałem, bo osoby które się ze mną spotkały nie miały pojęcia o wielu rzeczach z podstaw ekonomii i finansów. Walili tylko wyuczonymi tekstami, przygotowanymi na zwykłych Kowalskich. Praca takiego akwizytora polega na zachęcaniu klientów do usługi. Ma do tego wykorzystywać więzy rodzinne i przyjaźnie. Ma stosować sztuczki manipulacyjne. Najczęściej nie ma pojęcia jak wygląda dokładnie oferowana przez niego usługa... bo on tylko załatwia klientów, a dalej zajmują się nimi "bardziej doświadczeni" doradcy. Usługa to najczęściej jest jakaś forma lokaty, lub funduszu na który co miesiąc trzeba wpłacać określoną kwotę. Umowa natomiast jest skonstruowana często tak, że pełno w niej kruczków i klient zazwyczaj "tak jakoś" nie spełnia jakiegoś warunku i traci procenty. Skutkiem tego klienci dostają tyle ile wpłacili, a firma i banki zarabiają. Manipulowani są też sami szeregowi akwizytorzy. Te firmy mają zazwyczaj formę piramidy i często opierają się na systemie MLM w bardzo patologicznym wydaniu. Szefowie mamią szeregowych akwizytorów wizją pensji po 10-20 tysięcy zł i stanowiska kierowniczego po roku intensywnej pracy. Zwykli akwizytorzy mają sami się motywować i nakłaniać swoją rodzinę i przyjaciół do zainwestowania w "ich" usługę. Po kilku miesiącach ciężkiej pracy za grosze, najczęściej się tacy akwizytorzy "wypalają" i odchodzą. Niektórzy - jak np. mój były kolega debil - siedzą w takiej firmie ponad rok czekając na swoje "miliony i awanse".
Odpowiedz@Draco: "Ja poznałem dość dobrze to środowisko "doradców finansowych - akwizytorów". Kolega debil, mnie wkręcił do pracy w takiej jednej firmie tego typu. Pochodziłem sobie na szkolenia z ciekawości bo w czymś takim pracować bym nie chciał. " To zdanie całkowicie dyskredytuje Twoją wypowiedź. Jak możesz pisać, że znasz się na tym, skoro byłeś na paru szkoleniach? JA mogę napisać, że się znam, bo pracowałem w tym zawodzie 3 lata, zaczynając od znajomych i rodziny, a kończąc na stanowisku kierownika oddziału. Mówisz coś o nieukach? Jestem maklerem i robię doktorat z ekonomii. Masz lepsze wykształcenie? Co do wyzywania ludzi od zasrańców - cóż, masz prawo pokazać swój poziom. Co do reszty wypowiedzi - jak już napisałem wcześniej, nie znasz się na tym zawodzie i piszesz to, co każdy może sobie poczytać na necie. Napiszę jeszcze raz, zanim znowu "znawcy tematu" zminusują moją odpowiedź. Jeśli ktokolwiek już się wypowiada, niech to robi mając ku temu podstawy. Jeśli ktoś chce szkalować zawód DF bez jego poznania - to tylko świadczy o tej osobie. Nie napisze, że wszyscy DF są idealni, bo tak przecież nie jest. Dlatego uważam, że dla przeciętnego Kowalskiego SZTUKĄ jest znaleźć odpowiedniego doradcę. Jak wcześniej napisałem, nie pracuję jako doradca już 4 lata. Teraz to ja mam swojego osobistego DF, który pilnuje moich umów oc/ac na samochody/motor, ubezpieczenia mieszkania, hipoteki, szuka mi dobrych lokat i generalnie mega ułatwia mi życie...
Odpowiedz@Vilio: Jak ty tak samo się na tym znasz, jak na czytaniu ze zrozumieniem, to coś słabo wygląda ten Twój profesjonalizm :) Przecież Twoja odpowiedź nijak się nie odnosi do tekstu na który odpisujesz. Jak ty dajesz radę z jakąkolwiek analizą faktów przy doradzaniu klientowi jak ty nie dajesz rady z prostym tekstem?
Odpowiedz@Vilio: Czyżby OVB? Też miałam zostać w to wkręcona, byłam na kilku spotkaniach, tzw. wstępnym praniu mózgu, całość miała dokonać się na szkoleniach, do których nie dotrwałam, bo to jakaś masakra, zupełnie niezwiązania z DF, tylko z czystą akwizycją. Do tego fakt, że zabiegali o każdego chętnego, nie interesowali się zbytnio wykształceniem (które w tej branży powinno być przecież istotne) i, wisienka, "nikomu nie wolno ci o tym mówić, rozprzestrzeniać informacji". No kurde, top secret, pieprzona sekta. Nigdy więcej.
OdpowiedzNieustraszony łowco lirerówek- czuję różnice:)
OdpowiedzPo pierwsze: "jakichś", a nie "jakiś"... a po drugie: można napisać "kupując jogurt jegomość stał..."? A nie przypadkiem "kupując jogurt stałam...", albo "gdy kupowałam jogurt jegomość stał..."? Jestem umysłem ścisłym, ale ktoś po filologii chyba mi to wytłumaczy? ;)
Odpowiedz4/10
OdpowiedzAnna Izabella Kuśnierz.... to mamy pogratulować? :/
Odpowiedz