Będąc nastolatką miałam okazję przekonać się o tym jak wygląda życie w internacie. I to jakim - żeńskim katolickim. Wylądowałam tam z powodów rodzinnych i uprzedzając komentarze i dobre rady - nie, nie miałam możliwości zmienić miejsca pobytu :)
Opieką, ewangelizacją, administracją i wszystkim oprócz stołówki i sprzątania zajmowały się siostry zakonne. Jadalnię miałyśmy w dość odległej części budynku od naszych sypialni, za to ściana w ścianę z jadalnią naszych opiekunek. Oto kilka piekielności z czasów, które aktualnie wspominam nawet czasem z uśmiechem na ustach ;)
1) Przydział jedzenia. Kolacja była wydawana o określonej godzinie i w celu jej odebrania ustawiano się w kolejce przy kuchni. Zazwyczaj na ostatni posiłek przychodziło około 20 na 50 lokatorek. Kiedy w jadłospisie było podane, że oprócz chleba, masła i serka będzie jajko, kucharki gotowały 50 jajek. Nawet jeżeli przyszło się wygłodniałym ze szkoły i stołówka świeciła pustkami, a biedne dziewczę prosiło o drugie jajko (widząc, że jest ich cała miska), nie było możliwości dokładki. Bo to dla innych lokatorek. Nie przyjdą? Trudno. Chcesz czyjeś jajko/kawałek pomidora/pasztetu/plaster szynki? Odstępująca musi przyjść i zgłosić, choćby całe kosze jedzenia miały się zmarnować. Absurd? Może. Zdychaj.
2) Siedzę w jadalni, dzieląc te dwa plasterki sera tak żeby wystarczyło na więcej kanapek. Chleb suchawy. Jestem głodna. Nagle widzę jak korytarzem przemyka kucharka, niosąc świeżutkie, pachnące drożdżówki z kruszonką. Niespodzianka? Święty Mikołaj przyszedł wcześniej? A skąd. Ty płać i chodź głodna, dobre żarcie jest tylko dla obsługi.
3) Obiad różnił się od innych posiłków sposobem wydawania. Brało się najpierw naczynia z szafki, wchodziło się do kuchni i prosiło o pierwsze lub/i drugie danie, które było wręcz rzucane w Twoją stronę (jak śmiesz zakłócać spokój kucharki). Potem wracało się do jadalni, gdzie po posiłku trzeba było naczynia wyszorować i odstawić do okienka. Jeśli miało się pecha to biorąc 'czyste' naczynia można było trafić na fragmenty obiadu sprzed tygodnia, bo komuś myć się nie chciało. Ale do meritum.
Przychodzę raz prosto po zajęciach, biorę talerze i udaję się do kuchni, a tuż przy drzwiach wita mnie niezwykle uśmiechnięta kucharka, nawet 'dzień dobry' odpowiada. Robię wielkie oczy, próbuję wejść, ale zagradza mi drogę. 'Nie trzeba przecież, hihi, przecież ja podam, nie ma problemu, poczekaj chwilkę'. W tym momencie opada mi szczęka, ale dzielnie odbieram obiad i idę usiąść. Po chwili do jadalni wpada ta sama kucharka, pyta się czy mi smakowało (?!), po czym mówi, że za mnie umyje naczynia. Poczułam, że ktoś mnie wkręca albo internat pomyliłam, więc zapytałam pani wprost, dlaczego jest dla mnie miła i w ogóle o co chodzi. Konspiracyjnym szeptem otrzymuję odpowiedź, że dostali cynk i SANEPID przyjechał, więc się przygotowały. Przez chwilę miałam nadzieję, że już tak będzie codziennie. Niestety, nazajutrz wszystko wróciło do normy.
Ach, te siostry miłosierdzia :)
internat
1) Wcale nie absurd. A co jeśli by wydawały drugie jajko "na dobre słowo", a potem by przyszła lokatorka, której to niby miało nie być i by dla niej jedzenia nie było? A więcej jedzenia na osobę przeznaczyć nie mogą, bo to przecież kosztuje, więc wy byście musiały więcej za pobyt płacić. 2) Tak na moją głowę, to naprawdę nic ci do tego, co je obsługa. Mogliby nawet jeść najwykwintniejsze dania z kawiorem i posypane złotymi płatkami i wciąż, by to nie oznaczało, że muszą was lepiej karmić. Po prostu obsługa miała prawdopodobnie opłacone co innego, niż klientela. Do tego, to tak w sumie równie dobrze mogły zrobić zrzutkę i kupić te drożdżówki dla siebie za własną kasę, ale to już inna kwestia. 3) No sorry, ale jedyna piekielność jaką tu widzę, to to, że wy same nie umiałyście umyć po sobie talerzy, co jest wyjątkowo ohydne, a kucharki przymykały na to oko. Nie widzę powodu, by kucharki miały wam na co dzień za kelnerki robić i jeszcze michy po was myć. Jeszcze jakieś inne interesujące prośby Wasza Wysokość miała wobec kucharek?
Odpowiedz@Zmora: Tobie się chyba w głowie potentegowało...
Odpowiedz@zielony_szwin: Na prawdę nie powinieneś sobie Zmorą głowy zawracać, wszyscy tu wiedzą że ten Troll wie wszystko najlepiej.
Odpowiedz@tomdomus: Ja wiem czy troll... Ona raczej wykazuje patologiczną potrzebę napisania czegoś innego niż większość. Bywa. Czasem zdarzy jej się coś mądrego wysmarować, ale nie tym razem.
Odpowiedz@zielony_szwin: Czy ja wiem, czy patologia? Po prostu ostatnio się jakoś zmieniła grupa ludzi na piekielnych, a ci obecni najwyraźniej uważają, że mają święte prawo do każdej drożdżówki w promieniu 50m, a umycie talerza to dla nich za wiele... Ja rozumiem, że jedzenie było paskudne i miejscami było go mało, ale tak to jest praktycznie z każdym stołówkowym żarciem, więc to mnie nie zaskakuje, choć przyznam, że to piekielne. Ale w takim razie trzeba było komuś z góry zgłosić, że jedzenie paskudne i mało i poprosić o zmianę, a nie umierać z głodu na widok cudzego jajka i cudzej drożdżówki i jeszcze się upierać, że cudze jedzenie się autorce należy, bo tak i już. No ludzie święci.
Odpowiedz@tomdomus: Czyżbym dorobiła się własnego hejtera? Bo nie odpowiedziałeś na żaden mój komentarz, z którymi to się przecież ponoć nie zgadzasz, a argumentum ad hominem wobec mnie używasz do woli. A tacy, co tylko w obrażaniu są szybcy, to przecież hejterzy. O.o Ale spokojnie, jeśli się gdzieś ze mną nie zgadzasz, to zapraszam do sensownej dyskusji, bo wymienianie obelg jest mało interesujące.
Odpowiedz@Zmora: @Zmora: a ja sie zgadzam z kazdym twoim slowem i czytajac historie mialam takie same przemyslenia
Odpowiedz@Zmora: Co do pktu 1: wystarczyłoby, żeby dziewczyny się samozorganizowały i przed godziną posiłku zebrały deklaracje rezygnacji z kolacji. Wtedy wiadomo by było, ile jest nadwyżkowej żywności i można by ją podzielić.
Odpowiedz@Jorn: O, no na przykład. Tak na prawdę zorganizowanie tego w jakikolwiek sensowny sposób nie byłoby problemem. Ale mi głównie chodziło o to, że na miejscu kucharek to też bym w sumie dziewczynom tak na słowo nie wierzyła, bo wiadomo, że część osób będzie zmyślać, żeby tylko dostać więcej... EDIT: Patrząc po komentarzach niżej, to jednak sporo osób ma podobne zdanie do mnie, więc te moje domniemane "potrzeby patologiczne", jak to zielony_szwin ujęła, chyba jednak możemy wykluczyć. Uf. :D
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 marca 2015 o 18:54
@Zmora Jednak nie tylko ja uważam, że jesteś złośliwym i głupim trollem. Vide twoje debilna twierdzenia, że od tłuszczów się tyje. Cholera, a mialem miałem nie wdawać się w polemikę z trollam.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 3 marca 2015 o 19:18
Oj Zmorcia, Zmorcia... Nie musisz się tak zaraz pultać i popadać w kompleksy. Na pewno jest ktoś, kto myśli tak jak Ty. Mało tego - mam wrażenie, że jesteś ich mentorem :D
Odpowiedz@MrRIP: Boże, MrRIP, co ty tu jeszcze robisz? Będę to powtarzać za każdym razem jak cię zobaczę, bo to co ty mówisz, to jest szczyt wszystkiego. Nawet te patafiany, co w ewolucję nie wierzą nie są sceptyczni wobec tłuszczów, tylko ty jeden... A więc: Od jedzenia tłuszczu też się tyje. I jeszcze w skrócie przedstawię "wierzenie" MrRIPa, dla tych, którzy nie wiedzą, o co chodzi: MrRIP uważa, że tłuszcze nie przyczyniają się w żaden sposób do odkładania się tkanki tłuszczowej. Sami oceńcie ile w tym sensu. @zielony_szwin: Świnko Zielona ma droga, nie popadam w kompleksy. Ja naprawdę nie wiem, co ci się tam dzisiaj roi. Próbowałam jedynie żartobliwie odpowiedzieć na twój komentarz (czy mi wyszło, to kompletnie inna kwestia). Nie widzę twojego problemu, szczerze przyznam.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 3 marca 2015 o 23:40
@Zmora: To jak nie popadasz, to ok :) Bo już się martwiłam...
OdpowiedzA ja Cię rozumiem, bo co prawda w internacie nie byłam, ale taką szkołę kończyłam i wiem do czego zdolne są zakonnice, którym dano trochę władzy. Znam nieracjonalne decyzje podyktowane "dobrem uczennic". Co by komu szkodziło, biorąc pod uwagę, jak to wyglądało codziennie, dodać to jajko, ale jeżeli kucharki nie były zakonnicami, to w domu jajko się też przyda, po co ma się marnować. Wyobrażam sobie kolejkę do zmywania naczyń po obiedzie. Nie łatwiej byłoby ustalić dyżury po kilka osób, od razu wyrabianie odpowiedzialności, a dla reszty trochę czasu. A, i jeszcze jedno, za darmo przecież nikt nikogo nie karmił, to nie przytułek, tylko szkoła "elitarna", za którą się płaci, więc karmienie na dobrym poziomie (nie mówię, że luksusowym) powinno być. Minęło naprawdę sporo lat od skończenia przeze mnie szkoły, niby złe wspomnienia powinny się przyćmić, ale własnego dziecka nie posłałabym tam.
OdpowiedzSkoro kolacja była wydawana o określonej godzinie, to trzeba było ustalić jakiś margines, jak długo czekać na spóźnialskie dziewczęta i w przypadku niezjawienia się, wydawać ich porcje obecnym na stołówce głodomorom. Btw, marnowanie jedzenia to także grzech, jeden z najbardziej olewanych i (mnie przynajmniej) bardzo, bardzo wkurzających.
Odpowiedz@zielony_szwin: Dlatego myślę, że nie marnowały, tylko wynosiły do domu
Odpowiedz@myscha: Mnie w ogóle zastanawia ten limit jedzenia. Jedno jajko, serio? Rodzice płacą ciężką kasę za to, żeby ich córki dostawały po jednym jajku? Trochę to śmieszne.
OdpowiedzBędąc na studiach mieszkałam przez kilka miesięcy w bursie prowadzonej przez siostry. Trochę rygoru było, ale ogólnie siostry były bardzo życiowe. Cisza nocna o 21, ale furtiantki były "cywilne" i można było się dogadać. W budynku palić nie wolno, ale było wydzielone miejsce dla palaczy. Można było sobie piwko walnąć, a jak jakaś większa impreza to udostępniały salkę w podziemiach przy kuchni. Zasada była taka, żeby nie hałasować na piętrach. A co do tego głodowania z historii - nie mieliście wspólnej lodówki gdzie można było trzymać własne jedzenie?
Odpowiedz@Bryanka: Na studiach znałam 3 osoby, które mieszkały w bursie katolickiej, do końca dotrwała jedna (była w innej bursie niż 2 pozostałe). Wszystkie narzekały na jedzenie, te 2 pozostałe dodatkowo na warunki - zdarzało się, że podczas twojego wyjazdu weekendowego siostrunie udostępniały komuś twoje łóżko. Z twoją pościelą.
Odpowiedz@soraja: U nas też pokoje były udostępniane np. pielgrzymkom, albo wycieczkom, ale jak wyjeżdżaliśmy to się swoje pościele i inne takie rzeczy chowało. No i w "mojej" bursie nie było wyżywienia. Była lodówka, dostępna kuchnia i samemu się "działało". Słyszałam, że katolickie bursy to masakra, akurat dobrze trafiłam chociaż do teraz mnie to dziwi :P
OdpowiedzChwila, chwila - sama napisałaś, że siostry nie zajmowały się stołówką. Więc zaistniałe tam piekielności to nie bezpośrednie i celowe działania sióstr a pracujących tam kucharek. Siostry co najwyżej piekielne są w tym, że pozwalały na takie akcje. W takim układzie mogłoby się to przydarzyć w każdym innym internacie.
Odpowiedz@TheCuteLittleDeadGirl: Exactly. A jednak szkoła średnia to nie podstawówka i ewentualne niedopatrzenia i zaniedbania można było zgłosić. Ale po co, lepiej siedzieć z językiem za zębami i po latach napisać historyjkę na Piekielnych. Pomijając już fakt, że niektórzy nie wyrośli jeszcze z typowo "polskiego" sposobu stołowania się, polegającego na tym, że kolacja ma polegać na stawianiu przed biesiadnikami całych bochnów chleba i paru kilogramów szynki w plasterkach ułożonych na półmisku. Przygotowany posiłek nie powinien przekraczać wielkości pięści i jeśli jedynie Wasz jadłospis z internatu pokrywał dzienne zapotrzebowanie kaloryczne, to nie widzę w tym niczego piekielnego.
Odpowiedz@e4rs44: Wiesz, ale nawet jeśli "nie wyrosła" ze stołowania się na bogato podczas kolacji, to chyba ma do tego prawo, nie? Tak napisałeś/łaś, jakby to było przewinienie, a przecież powinna móc jeść tyle, ile chce i potrzebuje...
Odpowiedzjak ktoś nie zje drugiego jajka, ma szansę "zdechnąć'???
Odpowiedz@the: Widziałeś dzisiejsze nastolatki? Dla nich tuzin jaj to tylko przekąska. Autorka pewnie też z tych co w samolocie musza wykupować dwa miejsca.
Odpowiedz@Sharp_one: Dwa miejsca w samolocie bo jedno jajko na kolacje to mało? Jadam na kolacje dwa jajka, czasem nawet trzy jak mi się zechce i jakoś nigdy nie miałam problemu ze zmieszczeniem się na jednym fotelu w samolocie. Odnoszę wrażenie, że masz spaczone pojęcie o o odżywianiu.
Odpowiedz@Sharp_one: 1 jajko - 78 kcal. Źródło: www.ilewazy.pl/jajko-gotowane Istna rozpusta ;D
OdpowiedzTeż chodziłam do szkoły katolickiej, żeńskiej, z internatem. Nie mieszkałam wprawdzie w internacie osobiście, ale bywałam tam często, a czasami nawet nocowałam u koleżanki jak współlokatorka gdzieś wybywała i było wolne łóżko. Wspominam to miejsce bardzo pozytywnie. Rygor oczywiście był, ale większość rzeczy dało się załatwić i w uzasadnionych przypadkach nie było problemu, żeby siostry zgodziły się na nagięcie reguł - trzeba to było tylko uzgodnić. Jeśli chodzi o jedzenie, to, jak mówię, nie mieszkałam tam na co dzień, ale z tego, co zaobserwowałam i z zeznań "stałych" internatek, mogę się ustosunkować do Twoich zarzutów: 1. To prawda, że niektóre potrawy były przydzielane, ale za zgodą obu zainteresowanych stron nie było problemu z odstąpieniem porcji kogoś, kto nie miał na nią ochoty. Bułki zawsze były w koszyku na stole i każdy mógł brać ile chciał, ale dlatego czasem zdarzało im się kończyć zanim ktoś się załapał na choć jedną. Była na to rada - w sklepie 20m od szkoły można było kupić sobie bułkę, szynkę, ser, czy co tam innego i zjeść w pokoju. Wiem, że rodzice płacą za internat i między innymi też za wyżywienie, ale jak dla kogoś standardowe stołówkowe wyżywienie to za mało, może sobie radzić we własnym zakresie. 2. Hm, no dobrze, nie wiem co jadły siostry i obsługa, ale znowuż - jeżeli jedzenie było rzeczywiście stare, albo było go nieludzko mało, można to było zgłosić/napisać petycję/reagować. A jeśli komuś po prostu nie odpowiadało, bo woli drożdżówkę niż kanapki z serem, to może przecież sobie kupić. 3. A nie łatwiej było ustalić dyżury, żeby codziennie dwie osoby zmywały wszystkie naczynia? Wtedy byłyby mniejsze kolejki, a i wiadomo by było kto zmywa niedokładnie i można by na przyszłość upominać takie osoby. To, że musiałyście zmywać same i nie robiła tego za Was kucharka to akurat normalne - to stołówka, nie restauracja. Podsumowując, nie umiem ocenić jak dokładnie było u Ciebie, ale wydaje mi się, że z większością tych problemów można było sobie poradzić, zamiast je znosić, a potem narzekać jakie to siostry niedobre.
OdpowiedzNie za bardzo rozumiem o co Ci chodzi w tej historii. Sama piszesz, że stołówką nie zajmowały się siostry a masz do nich pretensje? Ad.1 Porcje są podzielone dla każdej osoby. To że ktoś nie przyszedł nie upoważnia Cię do wpieprzenia czyjeś porcji. Ad.2 Co Cię obchodzi co inni jedzą? "Płać i chodź głodna"? A Ty za to płaciłaś? Czy może rodzice? Jak nie starcza to kup sobie więcej a nie czepiasz się ludzi których stać. Ad.3 A tu do kogo pretensje? Że nie potraficie po sobie pozmywać? Rączki granat urwał czy to jednak był pensjonat dla księżniczek i fizyczny wysiłek poniżej godności?
Odpowiedz@Sharp_one: siostry zatrudniały kucharki, które przygotowywały jedzenie. Jeżeli tak bardzo pragniesz szczegółów - siostra, która nas budziła i prowadziła modlitwę, schodziła także z nami do kuchni i wydawała śniadanie, a wieczorem kolację. Także podpunkt nr 1 odnosi się właśnie do sióstr zakonnych, przypadkiem przeoczylam ten szczegół. Poza tym rozumiem to, że każdy miał przydział jedzenia, nie jestem w stanie ogarnąć jednak tego, że właśnie w tego typu internacie jedzenie specjalnie marnowano - wszak uczono mnie: głodnych nakarmić' :) Po drugie: wydaje mi się, że naprawdę bez znaczenia w tym momencie jest to, kto płacił. Korzystać miałam ja, lodowki na zapasy nie posiadalysmy (i z tego co wiem to mimo wielu prosb do dzisiaj jej nie zakupiono). A te kobiety było stać głównie dlatego, że moi rodzice placili im co miesiąc naprawdę niemałe sumy i oczekiwaliśmy przyzwoitego posiłku za to. po trzecie: w ostatnim podpunkcie naprawdę nie o to chodziło. z tego co wiem to zgodnie z przepisami sanepidu do kuchni wchodzić można tylko obsłudze i tylko w czepkach (w ktorych w ciągu trzech lat widziałam na ich głowach raz - właśnie opisanego dnia). Naczynia tez (w takich miejscach jak internat) powinny być myte oraz wyparzane. O ile mycie zalatwialysmy same (jak wspomnialam, niektore dziewczyny się nie przykladaly) to obsługa powinna je przynajmniej wkładać do wyparzarki. I jak widac panie były świadome swoich powinności, a jednak miały to w czterech literach ;)
OdpowiedzPozwolić klerowi wychowywać dzieci, to jak ślepemu dać samolot do pilotowania, albo wilkom powierzyć opiekę nad owcami.
OdpowiedzLimes kwestia kto prowadził internat jest tu zdecydowanie drugorzędna. Mogli go nawet prowadzić kosmici albo krasnoludki. Właściciel internatu ustalił pewne zasady (identycznie jak w hotelach, czy sanatoriach) których trzeba było przestrzegać bo inaczej by był bajzel. Może postaraj się spojrzeć nieco z boku na to co napisałaś. Żalisz się, że: 1. Wydawano każdemu tylko posiłek za który zapłacił 2. Obsługa kupiła sobie drożdżówki, ewentualnie ktoś inny im je sponsorował. 3. Trzeba było po sobie zmywać. Przepraszam bardzo, ale prezentujesz postawę roszczeniową w najgorszym jej wydaniu. Pomyśl chwile nad tymi wydarzeniami: 1. Kucharki nie chciały wydać więcej niż powinnaś dostać. A co by było gdyby pozostałe dziewczyny jednak przyszły na kolacje i dla nich by zabrakło? Niestety wina za taką sytuację leży po stronie Twoich koleżanek - powinny zgłosić, że nie będą jeść kolacji, to kuchnia by nie przygotowywała dla nich posiłku. 2. Jeżeli uznawałaś, że kolacje są dla Ciebie za małe to mogłaś skorzystać z magicznego środka zwanego pieniędzmi i sobie to jedzenie kupić w sklepie! Od koleżanek też wymagałaś żeby oddawały Tobie swoje jedzenie kupione za ich pieniądze? 3. SANEPID nie sprawdza czegoś takiego jak uprzejmość obsługi. Obstawiam, że kucharki wydawały wam posiłki w ten nietypowy sposób, żebyście nie zrobiły syfu do którego mógłby się SANEPID przyczepić... bo skoro dla niektórych z was umycie talerza było ponad siły. Limes rozumiem, że chciałabyś mieszkać w hotelu pięciogwiazdkowym, mieć osobistą kucharkę i kamerdynera, do tego pięć posiłków dziennie bez limitów ilościowych. To wszystko oczywiście za cenę łóżka w internacie.
OdpowiedzJakiś głupi ten zwyczaj, że każdy zmywa po sobie. We własnym domu, to jeszcze ok. Zazwyczaj to panie kucharki mają obowiązek zmywać i mają za to płacone. Ja bym nie chciała dostać talerza niedomytego przez niekoniecznie schludną koleżankę z mocnym katarem... Btw... czy na zmywak nie trzeba mieć książeczki sanepidowskiej? Nie pytam retorycznie - naprawdę nie wiem, ale mnie to ciekawi.
Odpowiedz@zielony_szwin: Internat powinien zrobić najprostsze możliwe rozwiązanie i zakupić zmywarkę ;) Kucharki zajmują się gotowaniem, a od zmywania jest inna osoba. Zmywać trzeba na bieżąco bo mało która stołówka ma aż tak wiele talerzy i sztućców. Czyli trzeba by było zatrudnić kogoś na zmywak, a to by spowodowało zwiększenie kosztów za posiłki. Moim zdaniem jednak to zmywanie miało dziewczyny trochę uspołecznić i nauczyć życia w grupie. Pozmywanie po sobie to prosta sprawa, zajmująca dosłownie chwile. Tutaj jednak był ten myk, że nie zmywało się dla siebie, tylko dla jakiejś innej osoby. Szansa na to, że się trafi na zmyty przez siebie talerz była niewielka. Tak więc trzeba było umyć naczynia porządnie, tak by kolejna osoba która je weźmie jadła z czystego. Jeżeli wszystkie dziewczyny by tak zrobiły, to WSZYSTKIE jadłyby z czystych naczyń. Ale niestety teraz rodzice wychowują często "księżniczki" które nawet tak prostej czynności nie zrobią i olewają to, że jakaś inna dziewczyna będzie miała brudne naczynia.
Odpowiedz@Draco: Myślę, że w każdej grupie, nie tylko tej, którą mamy na celowniku, zdarzyłoby się multum źle umytych talerzy. Niekoniecznie ze złośliwości, niechlujstwa, ale nawet przez zwykłe niedopatrzenie. Możnaby ze sobą zamknąć 100 prawdziwych czyściochów, a i tak zdarzyłoby się niedopatrzenie. Także, proszę, nie zakładaj istnienia utopii :) Z zakupieniem zmywarki się zgadzam, absolutnie. Ale... Skoro podczas kontroli sanepidu kucharki jednak wzięły się za zmywanie, to mam podejrzenie, graniczące z pewnością, że był to ich obowiązek. Mało tego. Podejrzewam, że miały za to płacone. I nie zapominajmy o tym, że osoba, która ma pracę, dostaje za nią pieniądze i jest z niej rozliczana, lepiej umyje naczynia od zbuntowanych nastolatek. Dlatego nie rozumiem idei zmywania po sobie, w tak licznej grupie, z ograniczoną ilością zmywaków.
OdpowiedzNapisałaś "Opieką, ewangelizacją, administracją i wszystkim OPORCZ stołówki i sprzątania zajmowały się siostry zakonne" wiec o co masz pretensje do siostr zakonnych ? Prosze o odpowiedz. :) nie zebym kogos bronil ,ale o co tu chodzi to nie ogarnę :)
Odpowiedzbylam na stazu jako wychowawczyni w bursie i powiem ci jak to wyglada z drugiej strony 1. mozna bylo podajac "karteczke" kolezanki/kolegi wziac jego/jej porcje bez problemu- wystarczylo sie dogadac 2. wiesz jak wygladal "szwedzki stol"? otoz przychodzacy pierwszi w kolejnosci brali na potege ( w koncu " za darmo" czy " w cenie czesnego"), niezuzyte jedzenie ladowalo na stolach czy w koszach, albo po prostu " sie walalo", dla reszty nie zawsze starczalo poza tym jaka masz pewnosc, ze tych bulek kobiety nie kupowaly za wlasne pieniadze w pobliskiej piekarni? 3. no takich akcji nie bywalo, byla opcja reka-reka, przynajmniej u nas... inna rzecz, ze tu sami ucznowie sa sobie winni... moze kucharki powinny to sprawdzac i olaly, nie dopilnowaly, ale skoro kazdy myl po sobie to coz, moze i twoje nieumyte resztki kiedys ucieszyly czyjes oko?
Odpowiedz