Z góry przepraszam, że tak chaotycznie i mało fachowo, ale dalej mnie nosi.
Kupiliśmy auto.
Pośmigało 3 miesiące i zdechło.
Diagnoza? Zatarta głowica - filtr oleju poszedł, dawno nie wymieniany. Mąż nie miał czasu wymienić po zakupie (ale oleje wymieniane jakiś czas temu przez poprzedniego właściciela) - trudno, nasza wina.
Pieniądze poszły - auto pośmigało TYDZIEŃ.
Kolejna diagnoza - zatarty spód silnika. Opcje dwie: regeneracja silnika lub jego wymiana.
Mąż znalazł silnik i warsztat który to zrobi. Po drodze mechanik miał zrobić diagnozę. I co?
Okazało się, że nawet jakbyśmy filtr wymienili to auto i tak by szlag trafił. Tak to podsumował mechanik:
-Takie numery to za PRL'u były. Silnik na ostatniej prostej, to zagęszczali olej i auto szło na sprzedaż, po kilku miesiącach silnik do wymiany. Prawie nie do wykrycia.
Tylko pieniędzy na auto i naprawy szkoda, bo za tą kwotę auto dwa razy lepsze by było już.
Udław się zarobionymi pieniędzmi poprzedni właścicielu!
Jest to bolesna nauczka żeby nie oszczędzać na dokładnym przeglądzie auta przed zakupem...
OdpowiedzJedno podstawowe pytanie - była umowa na piśmie? Zazwyczaj we wzorcowych umowach kupna/sprzedaży samochodów dostępnych w internecie jest zapis o tym, że kupujący został poinformowany o wszystkich usterkach i że sprzedający nic nie zataił. Czy jakoś tak. Umowa z takim zapisem daje podstawę do dochodzenia swoich racji w sądzie.
Odpowiedz