Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mieszkam za granicą, dokładniej - w Londynie. Polskie produkty są ogólnodostępne w…

Mieszkam za granicą, dokładniej - w Londynie. Polskie produkty są ogólnodostępne w różnych sklepach, jednak wiadomo, kiedy po drodze mija się Polski Sklep (załóżmy, że będzie to nazwą własną), to czasami wpada do głowy coś, co można na szybkiego kupić. Problem w tym, że chyba jestem jakaś wybredna, ale znalazłam jeden sklep, do którego chodzę z przyjemnością. W innych wizyta kończy się zazwyczaj tak samo...

Problemy typowego Polskiego Sklepu w Londynie? Proszę bardzo:

1. Notoryczny brak cen na produktach. Stąd wcześniejsze wspomnienie o byciu wybredną, jednak po prostu lubię wiedzieć, czy nie przepłacam sporej sumy (bo jednak ceny są bardzo różne) za drobny produkt. Niestety, w niektórych sklepach cen po prostu nie ma. W ogóle. Więc opcje są trzy:

a) Wyjść (chyba najrzadziej stosowana, jednak upodobana przeze mnie).
b) Pytać o cenę personelu, który jest tym faktem bardzo niezadowolony... Jednak nie ukrywajmy, kto by był szczęśliwy w obliczu potoku pytań w stylu "przepraszam, ile kosztuje ten sok? aha, a ten?"? No na pewno nie ja, więc z szacunku dla personelu po prostu uciekam do opcji A.
c) Ładować wszystko do koszyka i kupować bez względu na cenę (tej opcji nie praktykuję, oj, nie, bo ceny często okazują się na tyle przebite, że w angielskim sklepie za te same POLSKIE produkty zapłacilibyśmy o 5 funtów mniej).

2. Kiedy ceny są, a przynajmniej ich część... Przy kasie spotyka nas niespodzianka. Chyba nigdy tyle razy się nie zdziwiłam w kwestii cen, nigdy nie usłyszałam "a bo na półce jest stara cena" lub "a bo jest tyle towaru, że nikt nie będzie zmieniał cen". Fakt, różnica często jest niewielka - 10, 20, 30 pensów. Jednak kiedy mamy do wydania konkretną sumę pieniędzy i wybieramy produkty, które wyjdą nam "na styk" (bo np akurat tyle gotówki mamy przy sobie) przy kasie pozostaje opcja płacenia kartą.

3. Kasy, które zamiast nazw drukują słowo PRODUKT. Nigdy w Polsce nie spotkałam się z paragonem złożonym ze słowa PRODUKT i obok podanej ceny. Pamiętam raz, kiedy po drodze wpadłyśmy z mamą po kilka rzeczy, bo (nieznany nam wcześniej) Polski Sklep był dosłownie obok przystanku autobusowego, a nasz autobus miał być za 10 minut. Zakręciłyśmy się po sklepie, złapałyśmy kilka drobnych rzeczy, zapłaciłyśmy i dosłownie zdążyłyśmy na autobus. Jakie było zdziwienie, kiedy się okazało, że paragon składał się właśnie ze słów PRODUKT i dopisanej ceny. Problem polegał na tym, że naklejki na kupionych rzeczach i cyferki na paragonie w żadnym przypadku się nie sprawdziły. Do dzisiaj nie rozszyfrowałyśmy co było w jakiej cenie...

4. Polskie Sklepy dla Polaków. Na szczęście nie wszystkie, jednak spotkałam się z sytuacjami, kiedy osoba anglojęzyczna wychodziła dosłownie z kwitkiem - nikt z obsługi nie potrafił wydusić z siebie słowa w języku angielskim. Kilka razy sama tłumaczyłam coś klientom lub robiły to inne osoby w sklepie, za to dziewczyny (zazwyczaj) zza kasy bez zażenowania czy zawstydzenia wzruszały ramionami.

Możliwe, że to tylko ja jestem dziwna, wymagająca i odstająca od normy? Jednak jest to piekielne, szczególnie kiedy podróż do Polskiego Sklepu zamiast z przyjemnością kojarzy się z oszukiwaniem oraz brakiem zainteresowania. Oby sprzedać i się dorobić.
(Znalazłam jeden, naprawdę dobry sklep, z przemiłą obsługą, cenami, świetnymi produktami. JEDEN. Na niezliczoną ilość.)

Ach, czy wspominałam o przeterminowanych o kilka tygodni produktach, które zostają wystawione w promocji? Żyć, nie umierać.

Polskie Sklepy w Londynie

by justine
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Songokan
9 25

Cóż, kapitalizm po polsku... Każdy jest zbulwersowany kiedy za granicą spotyka się ze stereotypami na nasz (Polaków) temat. Ale niewielu zastanawia się dlaczego obcokrajowcy mają o nas takie zdanie. Przecież takie opinie biorą się znikąd. mnie tylko zastanawia jedno: skąd w naszym narodzie taka skłonność do "negatywnych" kombinacji? Czy to faktycznie nasza cecha narodowa? Czy może niechlubny spadek po epoce PRL-u?

Odpowiedz
avatar sixton
11 21

@Songokan: 25 lat to zdecydowanie za mało, ażeby mentalność miała się zmienić. Co więcej, kombinatorstwo utrwala się w nowym systemie od początku lat 90-tych, kiedy to tak popularne stało się określenie, że "pierwszy milion trzeba ukraść", a nomenklatura PRL uwłaszczyła się na dobrach państwowych za cichą aprobatą ówczesnych "elit". Ćwierć wieku później dalej żyjemy w państwie, w którym przestają szokować absurdalne wyroki sądowe pokazujące jawną niesprawiedliwość i/lub układy (ot lokalnych szczebli, po wyższe). Np. niedawna sprawa z bezzasadnym komorniczym zajęciem traktora, którą to sprawę sąd umorzył bo... traktora już nie ma ("nie ma traktora, nie ma sprawy"). Sadzanie swoich niekompetentnych ludzi na państwowych stołkach to codzienność. Ustawione przetargi, gnębienie konkurencji, horrendalne pensje i odprawy za partactwo. To codzienność. No i brak elit. W II wojnie światowej wybito nam znaczną część elit, a w PRL gnębiono tych co przetrwali, wywyższając przy tym tzw. "inteligencję pracującą", próbując tworzyć "nowe elity". I to nam też zostało.

Odpowiedz
avatar Litterka
6 16

@Songokan: Po polsku? Właścicielami tych sklepów są ciapaci! W "zaprzyjaźnionym" polskim sklepie pracują dziewczyny, które opowiadają mi o różnych ciekawych sposobach nie do końca uczciwego zarabiania właścicieli. Głodowe stawki dla personelu, poniżej norm, księgi rozliczeń po kurdyjsku, żeby urzędnicy nie mogli się połapać, o co w nich chodzi, połowa artykułów sprzedawana spod lady, z przemytu - głównie papierosy, druga połowa nie nabijana na kasę, o notorycznym braku cen nie wspomnę. Prawda jest taka, że te sklepy były zakładane przez Polaków, potem przejęli je ciapaci i oto efekt. Co do magicznego słowa PARAGON - chodzi o różne stawki podatkowe, na czym w tym wypadku oszukuje właściciel. W razie kontroli tutejszego US - ale to nie jest np. mięso, tylko zupka w proszku, na którą jest niższy podatek. Nie mówię już o takim drobnym wałeczku jakim jest notoryczne mylenie się w wydawaniu reszty. O dziwo, Polki nie mylą się nigdy...

Odpowiedz
avatar anonimek94
8 10

@Litterka: Ale przecież istnieją polskie sklepy którymi właścicielami są Polacy :) Jeden z nich jest w moim mieście a w mieście obok jeszcze jeden (inni właściciele). Chociaż są osoby które się oburzają, że prawdziwy polski sklep to tylko ten którego właścicielem jest Polak, dla mnie najważniejsze są produkty oraz jakość obsługi :)

Odpowiedz
avatar Songokan
7 11

@sixton: Myślałem nad tym problem nie raz i nie dwa, i przyznam szczerze że doszedłem do niemal identycznych wniosków. 25 lat faktycznie może nie być wystarczającym okresem by dokonać zmian w sposobie myślenia społeczeństwa (więc można by jakoś usprawiedliwiać pewne zdarzenia). Ale nie to jest najgorsze, najstraszniejszy jest moim zdaniem fakt, że społeczeństwo jak i cały system władzy wcale nie zamierza/nie chce się zmieniać. Sam jestem niewiele starszy od III RP, dlatego większość faktów i "zwyczajów" panujących w poprzednim ustroju znam głównie z opowiadań starszych domowników. Niektóre zjawiska znam jednak na tyle dobrze, by móc z pełnym przekonaniem i całą odpowiedzialnością za słowa powiedzieć: "pod pewnymi względami jest gorzej niż w PRL-u". Jeśli ktoś jest ciekawy i chętny do rzeczowej dyskusji - zapraszam. @Litterka: Przyznam szczerze że nie znam każdego polskiego sklepu na wyspach. Te które miałem okazje odwiedzić, należały do Polaków. Co do dalszej części komentarza, odnoszącego się do "mechaniki" przekrętów: ja wiem dlaczego dlaczego paragony wyglądają tak, a nie inaczej. Ale dobrze że napisałaś, na pewno nie każdy wiedział, a teraz każdy czytający to, zrozumie ciutke więcej z tego typu zachowań.

Odpowiedz
avatar czosnek_cebula
2 2

@Songokan: "Jeśli ktoś jest ciekawy i chętny do rzeczowej dyskusji - zapraszam." Nie znam się to się nie wypowiem. Za to wszystko przeczytam, więc proszę pisać.

Odpowiedz
avatar sixton
4 8

@Songokan: Mnie martwi to, że jednak większość obywateli za czasów PRL nie odbierała władzy jako "swoją" władzę. To była władza umocowana w ZSRR. Teraz mamy niby demokrację, obecna władza uparcie stara się wmówić, że jest pełna wolność (ot, np. obchody "25-lecia wolności"), że odcięliśmy się od zeszłej epoki grubą kreską itp. bzdety. Puste słowa, tyle że wielu wierzy że tak było. Z dnia na dzień milicja stała się policją, z dnia na dzień aparatczycy zostali politykami, przedsiębiorcami, telewizja z reżimowej stała się demokratyczna i publiczna, tysiące urzędników nauczonych kombinatorstwa, łapówkarstwa, z dnia na dzień stała się rzeszą oddanych obywatelom urzędników, a każdy przedsiębiorczy mógł się dorobić - taki polski sen. Utopia. Kto w to wierzy jest po prostu głupi. Nigdy nie zweryfikowano prawdy, nawet taka oczywista rzecz jak Bolek jest przyczyną cenzury i procesów. Najbardziej wpływowym i najliczniejszym grupom nie zależało, bo byli uwikłani. Jak narkoman i diler - nikomu nie zależy, żeby prawda o ich nielegalnym procederze wyszła na jaw. Tyle że tu jest sprawa poważniejsza, bo o Polskę chodzi. W licznych międzynarodowych rankingach leżymy, jak w innowacyjności, przejrzystości urzędów i korupcji. O takich aspektach jak szkolnictwo, opieka zdrowotna czy emerytury nie ma nawet co wspominać. W tej naszej zielonej wyspie, na której względne ceny (proporcjonalne do zarobków) są znacznie wyższe niż w Europie, wiele ludzi uwierzyło, że naszym największym problemem jest "odsunąć PiS od władzy" (w końcu rządzi nieprzerwanie od dziesięciu lat), a marzenia i ambicje zostały sprowadzone do ciepłej wody i dożywotniego kredytu na mieszkanie (o ile deweloper nie upadnie, pochłaniając wcześniej wpłacone pieniądze). To jest ten kraj zielony i wspaniały, w którym dla wielu awansem społecznym jest wyjazd do Niemiec na pieczarki. Ot, tyle...

Odpowiedz
avatar sla
2 2

@sixton: Halo, akurat w przypadku szkolnictwa jakimś magicznym trafem jesteśmy całkiem wysoko. 10 miejsce na świecie i 5 w Europie, moim zdaniem, to całkiem nieźle - http://m.thelearningcurve.pearson.com/index/index-comparison Inną sprawą jest, czy ranking jest miarodajny. Z kredytem hipotecznym także bym nie przesadzała - są obecne chyba w każdym zachodnim kraju. Przed upadkiem deweloperów i utratą pieniędzy teoretycznie prawo chroni, całkiem niedawno to wprowadzono. Jak to działa - nie wiem, lecz żadnych większych skarg nie zauważyłam.

Odpowiedz
avatar Songokan
5 5

@czosnek_cebula: Wedle życzenia :) Kwestia którą znam osobiście - formalności i pozwolenia związane z budową domu. Dom rodziców, był budowany pod koniec lat 80. Z racji mojego "okołobudowlanego" wykształcenia, w trakcie studiów potrzebowałem skorzystać/zapoznać się z dokumentacją projektową. Najwygodniej było wykorzystać leżący w szufladzie projekt. Data aktu notarialnego, potwierdzającego darowiznę działki budowlanej: 9 marca 1988. W tym samym roku, w lecie rozpoczęła się budowa. Dnia 29 lipca 1992, wydana została decyzja o pozwoleniu na użytkowanie obiektu budowlanego - znaczy stało się zadość wszelkim urzędowym wymogom i budowa była zakończona nie tylko w sensie faktycznym ale i formalnym. Czyli czas budowy domu o powierzchni całkowitej 220 m kw. wyniósł, w zaokrągleniu 4 lata. Trzeba jednak zauważyć, że w tych 4 latach mieści się cały proces, a nie tylko samo wzniesienie budynku. Pisząc proces mam na myśli: darowiznę działki, mapę do celów projektowych, uzyskanie pozwolenia na budowę, uzyskanie kredytu na budowę, utworzenie księgi wieczystej, podłączenie mediów oraz odbiór gotowego budynku. Czyli mamy 4 lata od momentu: "ok, postanowiliśmy zbudować dom" do "możemy w nim legalnie zamieszkać". Wszystko to odbyło się w warunkach "oficjalnego" chronicznego braku wszystkiego i troskliwej komunistycznej władzy, która tak bardzo interesowała się życiem obywateli. Cała niezbędna dokumentacja (włączając w to papiery od notariusza, dokumenty bankowe dotyczące kredytu, projekt i czysto urzędowe papiery), zajmuje teczkę formatu A4 o grubości ok. pół centymetra. Moi znajomi, jakieś kilka lat temu (nie pamiętam dokładnie, coś koło 2010) postanowili wybudować dom. Pomagałem im załatwiać niektóre formalności. Cała papierologia, spięta razem, stanowiła opasłe tomisko, gruba co najmniej na na trzy palce. Dom nadal jest w budowie (chociaż w tym akurat wypadku spowodowane jest to sytuacją finansową znajomych). Ja dwa lata temu budowałem budynek gospodarczy. Na tej samej działce na której stoi dom rodziców. Budynek do 25 m kw, więc niewymagający pozwolenia, a jedynie zgłoszenia. Jedynie... Załatwianie formalności trwało dobre pół roku. Potrzebne było między innymi uzgodnienie usytuowania budynku z zakładem energetycznym i opinia geotechniczna. Dodatkowo w trakcie budowy, wizyta nadzoru budowlanego. A w powszechnej opinii to za komuny była biurokracja...

Odpowiedz
avatar sla
0 2

@Songokan: Akurat prawo budowlane się ostatnio mocno zmieniło.

Odpowiedz
avatar Songokan
4 4

@sixton: Cieszę się za każdym razem, kiedy spotykam człowieka który nie daje się ogłupiać "niezależnym" mediom. Człowieka który widzi jak naprawdę wygląda sytuacja naszego kraju i naszego narodu. Jak myślisz, mamy szansę zmienić ten stan rzeczy? Masz realne pomysły na poprawę sytuacji? Pytam szczerze i z nadzieją, bo patrząc na to jak dzisiaj wygląda Polska i w jakim zmierza kierunku, czuję narastające przygnębienie...

Odpowiedz
avatar sixton
5 5

@sla: Jak to realnie wygląda? Wystarczy posłuchać opinii kadry na uczelniach wyższych. Z roku na roku coraz gorzej wykształceni ludzie, których trzeba uczyć niejednokrotnie podstaw. System nastawiony na testy według klucza, zabijający wszystko co nietypowe, w tym ponadprzeciętne - może dlatego tak "dobrze" wygląda to w suchych rankingach. Przecież i w PRL chwalono się jak to wysoko jesteśmy w rankingach przetopionej surówki czy wydobytej siarki. Ile się to miało do realnej gospodarki dobrze wiemy. Niestety uczelnie podążają za trendem, pewnie dla pieniędzy, może czasem w walce o byt, bo studentów ubywa. Przybywa za to absolwentów uczelni, których papierek nic już prawie nie znaczy. Kolejne idiotyczne reformy niszczą szkolnictwo. W każdym z trzech stopni (podstawówka, gimnazjum, liceum) przerabia się ten sam materiał - jak to może być efektywne? Autorytet nauczycieli to już chyba tylko mit, może w podstawówce, może w co lepszych szkołach. Gdzie tak liczne zawodówki i technika przygotowujące do zawodu? Mamy mnóstwo liceów, po których ludzi idą na byle studia i dalej nie mają jakieś sensownej wiedzy. Idealna tania siła robocza. Brak egzaminów wstępnych sprawił, że wartość takich studiów kołacze się coraz bliżej zera. Pewnie że można wymyślać rankingi, w których będziemy brylować, ale jak one się mają do rzeczywistego stanu? Nawet doktorat przestaje powoli cokolwiek znaczyć. Chory jest cały system - od góry do dołu. Proszę zobaczyć jakie prace otrzymują granty (obszary badawcze, tytuły i - w szczególności - jakie to kwoty, często horrendalne). W jaki sposób kadra naukowa musi ciułać punkty. Jak profesor w państwowym instytucie naukowym zarabia na całym etacie niewiele ponad 1,5 tys. netto. @Songokan: Cóż, mam to samo. Smutek i żal człowiek ogarnia kiedy patrzy co się dzieje. "Telewizja kłamie" - kiedyś to była oczywistość. Dziś, kiedy odbiorca praktycznie na każdym kroku jest manipulowany, jest dużo bardziej podatny na wpływ. Najbardziej mnie jednak boli brak elementarnej logiki i wyciągania wniosków ze współczesnego świata pośród ludzi. Przypomina mi się scena z "Roku 1984" kiedy torturowany Winston miał zrozumieć, że 2 + 2 = 5. Najpierw wypierał te oczywiste kłamstwo, by w miarę zwiększania intensywności tortur mówić co chcieli usłyszeć, że to 5. Tyle że nie o to chodziło. Winston miał ostatecznie UWIERZYĆ, że 2 + 2 = 5. Ba, że 2 + 2 może mieć jakikolwiek inny wynik, jaki tylko akurat będzie uważany za prawdziwy. (Bardzo polecam książkę, choć lektura to bardzo przygnębiająca). Najlepiej aby ludzie przejrzeli na oczy jakim kłamstwem są karmieni. Tyle że do tego potrzeba większego wstrząsu niż afera Rywina, będąca przyczyną jedynej do tej pory wyrwy w "systemie" - wybory 2005. Tyle że gdyby taka afera wybuchła dzisiaj, zostałaby pewnie grzecznie posprzątana jak wiele późniejszych. Przecież i narzędzia teraz lepsze, ot, nawet ta hucpa z niedawnymi wyborami samorządowymi. A jaką mamy wolność mediów? W kraju gdzie zniszczono cieszący się bodaj największym zaufaniem i opiniotwórczy dziennik "Rzeczpospolita" spotkaniami Hajdarowicza z Mirem pod śmietnikiem. Tak zapadają ważne decyzje w tym w pełni demokratycznym kraju. Pewne jest, że trzeba coś zmienić. Co i jak? Mamy w tym roku wybory prezydenckie i parlamentarne. "Czas wreszcie odsunąć ten wredny PiS od władzy", chciałoby się rzec, oglądają, słuchając i czytając największe media w kraju...

Odpowiedz
avatar Songokan
0 2

@sla: Zmieniło się powiadasz... Ostatnio, czyli kiedy? Czy masz na myśli wprowadzenie zgłoszenia zamiast pozwolenia na budowę w przypadku domów jednorodzinnych? Czy wiesz ile trwają dzisiaj formalności związane z uzyskaniem pozwolenia na budowę? Czy wiesz jakie pozwolenia, uzgodnienia itp, są potrzebne żeby na własnej działce, za własne pieniądze wybudować sobie domek? ps ten minus to nie ode mnie

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lutego 2015 o 17:10

avatar sla
-1 1

@sixton: Wspomniałeś o rankingach więc przywołałam ranking. To, jaka faktycznie jest jakość naszej edukacji, jest całkowicie innym problemem. Zresztą - mi nie trzeba tego tłumaczyć, nawet na tym portalu jakiś czas temu skrytykowałam polskie szkolnictwo (co nie zostało dobrze przyjęte). Najlepiej to wszystko podsumowują słowa moich nauczycieli z liceum - ‚tylko nie myślcie za dużo na maturze bo tylko stracicie na tym punkty’. Uważałabym z takim mówieniem o manipulacji. Media nie są idealne i nigdy nie będą, lecz w dobie pluralizmu, kiedy każdy tak naprawdę może sprawdzić daną informację różnymi sposobami, mało kto pozwala sobie na manipulację faktami. Opinią - jak najbardziej, lecz osobiście nie widzę w tym nic złego, nie oczekuję od mediów ‚uświadamiania’ społeczeństwa - ich głównym celem jest zarobić, nie bawić się w jakieś misje. Co ciekawe, zauważyłam, że im szerszy target, tym bardziej opinie są stonowane. Odnośnie wyborów - ja w nich oszustwa na masową skalę (bo lokalnie mogło mieć to miejsce) nie widzę. Wychodzę z założenia, że jakby ktoś faktycznie chciał sfałszować wybory to zrobiłby to tak, byśmy się o tym nigdy nie dowiedzieli, osoby mające taką władzę nie są głupie. Gdzie ty widzisz ‚czas odsunąć ten wredny PiS od władzy’? Wiem, że TVN nie lubi tej partii, ale takich tekstów nigdy u nich nie słyszałam (podczas programów informacyjnych). To samo w przypadku mediów internetowych, mniej lub bardziej za rządzącą partią. @Songokan: Tak, mam na myśli te przepisy. Jak to teraz dokładnie wygląda nie wiem (miałam okazję obserwować rozpoczęcie budowy domu kilka lat temu i takiego cyrku z biurokracją nie było, lecz to też pewnie dlatego, że główny zainteresowany ma doświadczenie w branży). Obecnie w przypadku domków (i całej listy innych budynków) które nie są uciążliwe dla sąsiedztwa nie jest potrzebne pozwolenie - składasz papiery takie, jak wcześniej i jeśli nie otrzymasz zastrzeżeń czy odmowy w ciągu miesiąca to możesz sobie budować.

Odpowiedz
avatar sla
1 1

@Songokan: Szczerze to dodałabym jeszcze jeden papierek przy budowie domu - obowiązek zapoznania się z obowiązującym planem zagospodarowania przestrzennego i rezygnacja z wszelkich roszczeń z tego tytułu (znaczy nie protestuj idioto jak zbudują ci drogę planowaną długo przed tym zanim zacząłeś budowę). Poza oczywistymi wyjątkami, gdy np. kościół zacznie złośliwie wybijać godziny w środku nocy.

Odpowiedz
avatar Songokan
0 4

@sla: Widzę że zapowiada się ciekawa dyskusja. I dobrze, lubię rzeczowo rozmawiać z ludźmi którzy mają inne podejście. W jednym z moich powyższych komentarzy, przytoczyłem porównanie formalności związanych z budową domu w czasach - plus minus - obecnych (sytuacja sprzed zmiany prawa budowlanego) i u schyłku PRL-u. Pozwoliłem sobie dokonać porównania najprostszego a zarazem najbardziej obrazowego: ilość potrzebnych papierów dzisiaj i kiedyś. Skoro PRL był zbiurokratyzowany, to jakim mianem określić dzisiejszy system? Piszesz że znajomy - ze względu na znajomość branży - nie miał większych problemów z załatwianiem formalności. To brzmi sensownie i wiarygodnie. Nie zmienia jednak faktu że musiał załatwić taką samą ilość papierków, po prostu z racji umiejętności i wiedzy zrobił to sprawniej niż przeciętny Kowalski. Jeśli masz z nim nadal styczność i utrzymujesz jakieś bliższe relacje, poproś go o pokazanie Ci tej dokumentacji. Jeśli będziesz miała taką możliwość, przejrzyj te papiery i sama oceń ile jest tam rzeczy potrzebnych a ile niepotrzebnych. 25 lat temu obalono w Polsce komune. Obalono bo była ustrojem niewydajnym i szkodliwym. Więc kiedy dzisiaj w III RP, szumnie mówi się o Wolnej Polsce, a jednocześnie w wielu wypadkach ogranicza swobody obywateli bardziej niż za komuny - no to moim skromnym zdaniem coś tutaj nie gra. Wątek budowy domu przytoczyłem jako jeden z przykładów rozrostu biurokracji w stosunku do poprzedniego systemu. Jeden z wielu, ale właśnie ten postanowiłem opisać, ponieważ jest mi on najlepiej znany.

Odpowiedz
avatar sla
1 1

@Songokan: Czasów PRL nie mam nawet prawa pamiętać, więc o tym ze mną nie porozmawiasz. Nie wiem także, czy wówczas była biurokracja, czy nie, a jeśli tak to jaka. Wiem jednak, że skoro jako społeczeństwo nie chcemy ponosić konsekwencji własnych decyzji to niestety, ktoś musi nas kontrolować. Nie może być pozwolenia na wszystko a później ratowania tyłka tym, którym jednak coś nie wyszło. Idealnie widać przy większych roztopach - najpierw stawiają dom na terenie zalewowym, bo przecież rzeczka taka ładna, a później wielkie oczekiwania od państwa, by zasponsorowali im remont (nie wspominam już o akcji ratowniczej). Albo budują dom przy planowanej od 30 lat drodze i wielkie protesty, że im będzie głośno. Dlatego uważam, że ograniczenia są dobre. Dla tych inteligentnych są niewygodne (lecz zwykle tacy i tak sobie poradzą), reszcie ratują tyłek. Nie twierdzę jednak, że wszystkie przepisy budowlane w Polsce są dobre. Najlepszym przykładem jest nie grubość dokumentacji do pozwolenia a coraz to nowe interpretacje prawa w przypadku altan w ogródkach działkowych. Raz nie mogą mieć one fundamentów. Później mają mieć ażurowe ściany. Plus działanie wstecz. Na szczęście sprawa utknęła w martwym punkcie. Akurat w przypadku tej budowy, którą obserwuję (bo nadal trwa) problemem nie było pozwolenie na budowę ani urzędnicy. To przeszło bez większego problemu. Cyrk był z biurem projektowym (bo oni chcą tak i koniec) a najlepszy - z mediami. Próba podłączenia wody była ciekawa :). Nie uważam, że żyjemy w idealnym kraju. W przepisach jest naprawdę wiele absurdów (słyszałam o przypadku, gdzie taniej i szybciej było wybudować samowolę, zapłacić karę i ją zalegalizować niż czekać na pozwolenie). Jednak aż tak tragicznie nie jest zwłaszcza, że jesteśmy stosunkowo młodym krajem. Optymistycznie sądzę, że mimo wszystko idziemy w dobrym kierunku.

Odpowiedz
avatar sixton
1 3

@sla: cyt. "Uważałabym z takim mówieniem o manipulacji." Wystarczy prześledzić co się dzieje choćby w telewizji czy prasie. Powiedz czym jest fakt, żeby tak rzadko miał być manipulowany? Ten sam fakt może być odbierany zupełnie inaczej w zależności od sposobu przedstawienia. Naprawdę to wystarczy. Wyłapać z całości jakieś pojedyncze zdanie, przekręcić sens, do tego jakieś niekorzystne ujęcie. Lub na odwrót. Kreowanie rzeczywistości. A słyszałaś o tzw. faktach medialnych? Wymyślane przez tzw. dziennikarzy lub "tylko" sugerowane, które przez następne ich powtarzanie przez inne media stają się wirtualnym faktem. I już nie ważne czy na końcu prowodyr wycofa się ze swych słów i czy w ogóle pojawi się sprostowanie. Fakt medialny ożył i dla odbiorców może być częścią rzeczywistości. Powiedziałbym że może nie podobać mi się to, ale jest ok, bo część mediów jest po stronie rządzących a część nie. Fałsz tu jednak podwójny. Przede wszystkim media powinny patrzeć władzy na ręce, a nie rozliczać się z opozycją czy pompować rządowy balonik - pamiętacie ile szumu było wokół naszej "prezydentury" w Europie? Jacy to mieliśmy być fajni i ważni. Jacy byliśmy naprawdę można zobaczyć choćby teraz - pewnie nikt nie wie do jakiego kraju w tej chwili należy prezydentura. Bo to tylko pic na wodę. Kolejną rzeczą jest dysproporcja. TVP, TVN, Polsat plus pomniejsze stacje telewizyjne, do tego główne stacje radiowe, największe gazety, portale internetowe typu Onet czy WP. Opozycja ma być w niszy i dlatego niszczy się niezależność tam, gdzie łapki władzy sięgają. Tekst o "odsunięcia wrednego PiS" jest podsumowaniem części działań medialnych i rządowych. Na szczęście bezpośrednie sformułowanie takiego sądu jeszcze byłoby samobójstwem dla wygłaszającego. Ale niuansów mamy mnóstwo. Na przykład było zamieszanie ze służbą zdrowia to co się okazało? Że przecież PiS w 2007 mógł zmienić i poprawić, ale tego nie zrobił i dlatego teraz jest źle (w skrócie mówiąc). PO rządzi 7 lat, a tutaj pani premier zaczyna urzędowanie od "nowego startu" - jakby wcale nie była z PO i trzeba było wszystko zacząć od początku. Zresztą to ta sama premier od służby zdrowia, ta sama co przekopała ziemię w Smoleńsku na metr wgłąb i ta co nie pamięta czy w PRL-u zapisała się do ZSL-u. Ostatnio głośno było o frankowiczach (których zresztą ostatecznie olano). Pojawiła się narracja, że to sam PiS nakłaniał w latach 2005-2007 do brania kredytów we frankach, podczas gdy tzw. eksperci mieli względem tego obawy. Nic, że udokumentowane są artykuły pokazujące coś odwrotnego - "ekspertów" zachęcających do franka, bo to "najstabilniejsza waluta świata" i "nigdy nie dojdzie do 3 złotych". Przykładów można mnożyć, ale nie miejsce i czas na to wszystko. Wiesz co jest nie tak z tamtymi wyborami? Dokładnie to samo z katastrofą smoleńską. Nierzetelność, symulacja działań, wątpliwości - tam, gdzie od początku do końca wszystko powinno zostać wyjaśnione. Obydwa zdarzenia są przykładem wydarzeń co do bezpieczeństwa państwa. W obu przypadkach przesłanek do wątpliwości było aż nadto i w obu do tej pory nie zostały rozwiane. Uważasz to za normalne? Proszę zobaczyć naszego przyjaciela, Putina, który na Ukrainie broni bezpieczeństwa rosyjskich obywateli przed miejscową hołotą. Tym samym Rosjanom my oddaliśmy śledztwo. Najgorsze że nie wyciąga się wniosków. System wyborczy ma być taki sam. Przeźroczyste urny czy kamery w lokalach wyborczych nie przeszły, bo Komorowskiemu się nie podobały (ponoć "za drogie" - bo drogie autostrady czy drogie systemy informatyczne instytucji państwowych albo drogi portal internetowy dla bezdomnych (!) to przecież w pełni uzasadnione wydatki). PS. Myślisz też, że ludzie nic tylko sprawdzają otrzymywane informacje u źródeł? Że w ogóle interesuje się wydarzeniami bardziej niż pobieżnie i nie wystarcza im tylko to co dostają na tacy? Ponad 6 milionów Polaków w ubiegłym roku w ogóle nie przeczytało żadnego tekstu! Czy to fragmentu książki, gazety, artykułu w internecie. Nic. Jak

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 lutego 2015 o 8:55

avatar Songokan
0 2

@sla: Wybacz że odpisuje dopiero dzisiaj, miałem wczoraj awarie prądu. Przez najbliższe 2 dni będę miał mało czasu, chciałbym jednak po tym czasie wrócić do dyskusji. Pozdrawiam

Odpowiedz
avatar sla
2 2

@sixton: Informacja medialna dzieli się na samą, czystą informację (czy fakt, jak napisałam wyżej) oraz dołączoną do niej opinię, zgodną z przekonaniami dziennikarza czy danych mediów. Faktem przykładowo jest ‚PiS zdobyło 20% głosów’ a opinią ‚to katastrofa / sukces’. Do opinii mogą też należeć (i zwykle należą) nagłówki i zdjęcia pokazujące sytuację w odpowiednim świetle. Fakty są powtarzane na każdej stacji, na każdej stronie, różnią się tylko opinie. Jeśli ktoś nie potrafi tego rozróżnić to chyba nawet lepiej, że telewizja myśli za niego. Słyszałam. Lecz jednocześnie nie słyszałam o jakichś poważniejszych przypadkach w dużych mediach ostatnimi czasy. Jasne, są błędy, wpadki, potknięcia. Lecz jakikolwiek błąd jest od razu wytykany przez konkurencję. Trzeba być naprawdę zdolnym by wymyślić dziś jakąś ważną informację i przekazać ją tak, by nikt się nie zorientował. W idealnym świecie ‚media powinny patrzeć władzy na ręce’. Tylko my w idealnym świecie nie żyjemy i żyć nie będziemy. Nie oczekuję od człowieka mającego własne poglądy maksymalnego obiektywizmu - zawsze coś się przemyci. Ma mi przekazać informację. A to, czy zgodzę się z jego opinią to inna sprawa. Prezydentura zaś to całkowicie inna sprawa - to łechtanie naszej dumy narodowej, próżności. Z tego samego powodu ciągle powtarza się ‚a to polski film’, ‚a to polska gra’, ‚a to polski zawodnik’. Jakby ‚władza niszczyła media opozycyjne’ to za czasów PiSowskich TVN zostałby zamknięty. Jakoś bez problemu można dziś znaleźć media nie kochające obecnej władzy, mają się całkiem dobrze. Zwłaszcza w Internecie. Zdarza mi się oglądać zły TVN, czytuję jeszcze gorszy Onet i jakoś nigdy nie zauważyłam, by ktoś napisał ‚służba zdrowia jest zła bo PiS ją zepsuł’. Czasem jednak słyszy się, że ‚byli u władzy i zajęli się mundurkami, psuciem matury i zabawą z Samoobroną’ lecz nie w Faktach, Wiadomościach czy innych takich. Raczej w programach publicystycznych, gdzie jest większa wolność. Frankowiczów nie do końca olano. Po pierwsze - to nowa sprawa, jakiekolwiek reformy będą trwać. Po drugie - (chyba) banki zostały ‚zmuszone’ do uwzględniania ujemnych stóp procentowych. Po trzecie - część ekspertów się myliła, część miała rację. To ekonomia, nie matematyka, tutaj nie da się wszystkiego przewidzieć i oczekiwanie od kogoś, by powiedział ‚tak będzie’ jest kretynizmem. Innym kretynizmem jest myślenie, że skoro frank teraz jest stabilny, to będzie stabilny także za 30 lat. No i najważniejsze - w tej kwestii nie mam co zarzucić mediom. Na Onecie masz miks artykułów - jedne mówią o tym, co się dzieje, inne prognozują przyszłość, część piszących jest za przewalutowaniem i chwali rozwiązanie węgierskie, inni krytykują je i ostrzegają czym coś takiego może się skończyć dla banków i pozostałych obywateli. Możesz sobie wybrać. Wyciąga się wnioski. Największym problemem wyborów był system informatyczny, niesprawdzony, napisany za szybko i nijak nie zabezpieczony (co zresztą wykryli dziennikarze). Następnym razem nie zostanie on wykorzystany. Podobnie z nieważnymi głosami, coś tam w prawie się zmieniło (chyba zaznaczanie w statystykach z jakiego powodu są nieważne). Plus książeczka. Nie wiem, dlaczego nie zgodzono się na kamery i przezroczyste urny, pewnie dlatego, że był to pomysł opozycji. Może się nie znam, lecz nie sądzę, by te dwa zaproponowane rozwiązania faktycznie coś zmieniły, zapewne miały służyć uspokojeniu społeczeństwa. O Smoleńsku nie będę się zbyt wypowiadać. Nie pamiętam, nie interesowałam się, szukanie teraz nie ma sensu. Jeśli Polacy nie chcą samodzielnie myśleć to może lepiej, że ktoś inteligentniejszy podejmuje decyzję za nich. Tak, jestem złośliwa.

Odpowiedz
avatar sixton
0 2

@sla: Kilka przykładów z wczoraj: 1. Nijaki Hicks zabił w USA trzech muzułmanów: Wyborcza: "Internauci twierdzą, że Hicks zamieszczał na swoim profilu antymuzułmańskie wpisy". Independent: "Hicks określał się jako <anty-teista> i krytykował w internecie wszystkie religie. Zdjęcia zamieszczane przez niego na Facebooku zazwyczaj zawierają szyderstwa z religii i hasła wspierające ateizm". 2. Rolnicy wyjeżdżający na protest do Warszawy zostali zbadani przez policję. Część z nich ostatecznie nie wyjechało. Radio Zet niedługo potem podaje informacje, że "w wyniku policyjnej kontroli alkomatem kilkadziesiąt ciągników nie wyjechało". Na końcu okazuje się, że policja nie potwierdziła informacji jakoby przyczyną tego była nietrzeźwość rolników. ... To są dwa przykłady. Trochę błahe, trochę nie - ot, zwykłe newsy jak co dzień. Na tych przykładach chciałem pokazać jak kruszy się Twoja teoria o łatwości rozróżnienia faktu od opinii czy nawet wymysłu. Okazuje się, że jakiś przedstawiany fakt staje się nierozerwalnie związany ze sposobem jego ukazywania oraz wykrzywieniem opinią przedstawiającego ten fakt. Tutaj mamy jakiegoś antymuzułmańskiego mordercę-fanatyka. Można się domyślać, że pewnie chrześcijanin (takie stwierdzenie nie pada, ale jest zawieszone w powietrzu przez takie podanie "faktu", przez opozycję islam-chrześcijaństwo). Wręcz taką samą sytuację mieliśmy u nas, kiedy zabito człowieka z PiS w jednym z biur poselskich. Dla nijakiego Cyby głównym celem miał być Kaczyński. Jednak sprawę przez polityków PO i część mediów zaczęto przedstawiać oczywiście ogólnie jako zamach na polityków(np. Niesiołowski się chwalił, że to on miał być celem Cyby), a wszystko spowodowane przez "mowę nienawiści" prowadzoną przez PiS (znów, dla kontrastu z "mową i polityką miłości" prowadzoną przez PO). Czyli...? Wychodziłoby że to wina PiS-u, że zginął ktoś z PiS-u. Drugi przykład też typowy i tendencyjny. Podobnie było przy strajkach górników w Warszawie, kiedy donoszono, że spustoszone zostały lokalne sklepy monopolowe. Strajkujący przedstawiani jako hołota i menele. Powiedz mi na tych przykładach jak odbiorca ma rozróżnić fakt prawdziwy od tego co dodaje nadawca tego faktu? Byłabyś w stanie rozróżnić co jest prawdą a co nie? Bo jeśli nie to może też jesteś z tych, dla których lepiej aby "telewizja" za nich myślała? Cyt. "Jakby ‚władza niszczyła media opozycyjne’ to za czasów PiSowskich TVN zostałby zamknięty. Jakoś bez problemu można dziś znaleźć media nie kochające obecnej władzy, mają się całkiem dobrze. Zwłaszcza w Internecie." Naprawdę tak naiwna jesteś czy może nie pamiętasz dobrze tamtych czasów? Jedyna różnica była taka, że telewizja publiczna nie była ideologicznym klonem stacji prywatnych. Naprawdę myślisz, że ktoś z "władzy" wchodzi do jakiejś redakcji i mówi "zamykamy"? Taka "Rzeczpospolita", w większości należąca do Skarbu Państwa mimo licznych, atrakcyjnych ofert wykupu przez mniejszościowego zagranicznego udziałowcę została ostatecznie odsprzedana (oczywiście że taniej) Hajdarowiczowi. Przez jakiś czas nic się nie działo, ale w końcu, przy nadarzającej się okazji wyrzucono Gmyza oraz red. naczelnego. Za nimi, w geście solidarności, odeszli następni związani i rozpoznawalni dziennikarze. Zmieniła się prawie cała ekipa "Uważam Rze", wtedy hitu na rynku tygodników. Niszczenie to także nieprzyznawanie koncesji z powodów, które nie były przeszkodą dla przyznania jej innym podmiotom (przykład TV Trwam). Internet ma się całkiem dobrze ale co z tego? Co to w ogóle za porównanie, co? Tu nie chodzi o to, że media "mają kochać władzę" lub "mają jej nie kochać". One powinny przedstawiać rzetelne informacje i być pluralistyczne - dla przeciętnego odbiorcy, a nie schowane gdzieś w niszy. To jest dla Ciebie symetria? W krajowych mediach dominuje jeden przekaz, jeden wspólny zbiór poglądów, reprezentowany przez główne media i przypadkowo zbieżny z linią Partii. I to jest problemem. Oczywiście problemem jest też obecna władza. Bo co

Odpowiedz
avatar sla
2 2

@sixton: Po pierwsze - myślałam, że rozmawiamy o fakcie medialnym. Czyli świadomej manipulacji mającej na celu rozpowszechnienie się wirusowe wiadomości. Tutaj tego nie widzę. W pierwszym cytacie mamy jasno napisane ‚internauci twierdzą’. Masz więc czarno na białym pokazane, że to nie jest sprawdzona, pewna informacja potwierdzona niepodważalnymi źródłami a powszechnie panująca opinia. Nie widzę także jakiejś wielkiej sprzeczności - jeśli facet jest antyteistą to jest także antymuzułmaninem. Niechęć do islamu nie musi wcale oznaczać wiarę chrześcijańską, to są tylko i wyłącznie Twoje wnioski. Drugi przykład lepszy, lecz nie idealny. Według mnie jest to nie tyle świadoma manipulacja mająca na celu zrównanie rolników z błotem lecz zwykły, idiotyczny pośpiech - ta informacja pojawiła się wszakże w czasie relacji na żywo. Przykład z atakiem na PiS to samo. Bierzesz pod uwagę tylko najbardziej emocjonalne wypowiedzi pojawiające się od razu po wydarzeniu. Z czasem sytuacja się stosunkowo uspokaja, opinie stają się coraz bardziej zrównoważone. Tekstów polityków bym tutaj nie przywoływała, bo oni dziennikarzami nie są i nie będą. Zresztą - wyszukałam ten news na stronie TVNu. Wszelkie zarzuty (‚mowa nienawiści’, ‚atak na polityków’, ble ble ble) są kierowane nie przez dziennikarzy, a polityków. Ci pierwsi jedynie przytaczają cudze słowa oraz przekazują czystą informację. Jak przewiniesz wstęp z cytatami i wzajemnym obrzucaniem się błotem to masz czystą, całkiem neutralną informację. Ze strajkami górników (o ile byli to górnicy, nie pamiętam, wiem, że Solidarność) jest troszkę inaczej. Może media trochę przesadziły (nie wiem), lecz sporo prawdy w tym stwierdzeniu było. Ilość alkoholu przelana w okolicach tego protestu przez związkowców przypominała mi raczej wycieczkę gimnazjalistów niż walkę o pracę i prawa. Skąd wiem? Nie ze złych mediów. Po prostu większą część protestu spędziłam na ławce w pobliskim parku i mogłam podziwiać ten cały kabaret na własne oczy. Szczerze to aż się dziwię, że media tak delikatnie potraktowały ten cyrk. Sprawy z Rzeczpospolitą nie pamiętam. Jednak w Twojej wypowiedzi gryzie mnie jedno słowo ‚zagranicznego’. Nie zdziwiłabym się, jakby miało to decydujące znaczenie - nie ze względów ideologicznych, a chorego patriotyzmu społeczeństwa (‚wyprzedają majątek narodowy!’). W krajowych mediach dominuje jeden przekaz? Przecież podałam przykład - frankowicze na Onecie. W artykułach przekazano chyba wszystkie możliwe punkty widzenia - od zagrożenia dla banków, poprzez ewentualne konsekwencje dla partii rządzącej, przez krytykę i pochwały rozwiązań węgierskich. Do tego naście tekstów w miarę neutralnych, po prostu przedstawiających daną sytuację. Czego chcieć więcej? O, właśnie jest artykuł ‚z punktu widzenia banku’. Dodam, że wcale tych informacji nie czytałam, po prostu przewijam newsy w aplikacji.

Odpowiedz
avatar sixton
0 2

@sla: Odnośnie "Rzeczpospolitej": Twoje tłumaczenie traktuję jako bajkę dla naiwnych, którzy nie znają realiów. Niezgoda na sprzedaż "Rzeczpospolitej" norweskiemu bodaj udziałowcowi (miał wtedy 49% udziałów, więc też nie był anonimowy) miała być ochroną majątku narodowego? Naprawdę piszesz takie rzeczy w kontekście tej samej władzy (Partii), która sprzedaje co jeszcze tylko zostało państwowego do sprzedania? Tylko z samych ostatnich dni wymienię głośną aferę z lasami państwowymi? A słynna prawie-sprzedaż koncernu z branży energetycznej w ręce Rosjan, zablokowana ostatecznie przez UE?! Rozumiesz? Unia Europejska uchroniła nasz kraj (i tych samych polityków, którzy wedle Twoich słów, tak bardzo mieliby się troszczyć o majątek narodowy) co przed sprzedażą ważnego w kontekście bezpieczeństwa energetycznego przedsiębiorstwa, i to Rosjanom. Większość państwowych spółek została wyprzedana i/lub "wygaszona" (tj. zlikwidowana). I to wyprzedawana często za grosze. Jeśli Ty twierdzisz więc, że PO zależy na utrzymaniu majątku narodowego to sorry, ale kompletnie nie znasz się na realiach politycznych i dalsza dyskusja na tym polu nie ma sensu. Ignorancja ma wielką siłę. W kwestii faktów i sposobu przedstawiania był taki dowcip: "Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają mercedesy? - Tak, to prawda. Tyle że nie w Moskwie a w Leningradzie, nie mercedesy ale rowery, i nie rozdają, tylko kradną". Taka jest właśnie zasada przedstawiania niektórych faktów. Prawda może być również przedstawiona tak aby była odbierana w konkretny sposób, wzbudzała określone emocje czy reakcje myślowe u odbiorcy. Kolejny przykład, z sobotniej konwencji PiS. Nagłówek w jednym z portali brzmiał mniej więcej tak: "Konwencja PiS: Przedstawienie kandydata Dudy na prezydenta. Z sali okrzyki: Hańba, hańba!" Wszystko to prawda. W jednym momencie pojawiły się pojedyncze okrzyki "hańba". Cała konwencja była jednak dużym sukcesem PiS, szczególnie w porównaniu z wcześniejszą konwencją PO i Komorowskiego. A co odbiorca wyczyta z nagłówka? Ot, znowu PiS wylewa żółć, że Kaczyński czy Duda - wszystko jedno, znów ujadanie. Generalnie przekaz z negatywnymi emocjami. I to wystarcza. Łapiesz? Mówimy o tych samych strajkach: lekarzy, górników, rolników? Tych, które teraz są przedstawiane jako wichrzycielstwo i dojenie państwa przez tych co i tak mają za dużo? O strajkach które przeszkadzają Partii oraz dziennikarzom? I to w kontraście dla "dobrych" strajków, kiedy Partia była w opozycji, a jej politycy przed kamerami roznosili herbatkę pośród protestujących? Wyobraź sobie, że rządzi PiS a policja strzela do strajkujących górników. To teraz pomyśl, że w tej samej sytuacji rządzi PO. I co? I nic. Wiesz do jakich absurdalnych sytuacji dochodzi w telewizji publicznej. Dziennikarz, który pozytywnie ocenił konwencję Dudy, a negatywnie Komorowskiego został na antenie oskarżony przez prowadzącego o "branie pieniędzy z PiS". Rozumiesz jak ciężki to jest zarzut dla dziennikarza? Akurat temat "frankowiczów" do omówienia "wspólnego zbioru poglądów" (niekoniecznie "jeden przekaz" dosłownie) nie jest właściwy, bo rząd się na nich wypiął i generalnie ma ich w "D" (tym bardzie, że to w dużej mierze ich żelazny elektorat, który pewnie i tak zagłosuje na PO).

Odpowiedz
avatar celulozarogata6
0 0

@sixton: eee, tam, od lat 90 tych? a co było z liberum veto? wiecie o co chodziło? wystarczył jeden awanturnik, by rozwalić cały sejm... a potem zabory i to dobrze było cwaniakować i oszukiwać, bo oszukiwalo się "zaborców", potem wojna i znów był " modny" sabotaż...

Odpowiedz
avatar Grav
12 12

Jeśli chodzi o brak anglojęzycznej obsługi - ktoś takie osoby zatrudnił i tego kogoś najwyraźniej nie obchodzi klient anglojęzyczny. Trudno, jego sprawa, że ogranicza sobie klientelę, a przez to zyski. Jeśli chodzi o ceny - w Polsce sklepy mogą dostać za takie praktyki sporą karę od UOKiK, nie wiem jak jest w GB, ale może warto sprawdzić jakie masz tam prawa konsumenckie?

Odpowiedz
avatar PablooS
11 15

@Grav: Tak samo jak przeterminowane produkty powinno się zgłosić w odpowiednie miejsce. Przez niektóre przeterminowane rzeczy można nawet wylądować w szpitalu z odwodnieniem czy zakarzeniem (salmonella itp.).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 6

@Grav: w naszym " Polaku" zakupy robią Polacy, Anglicy,Słowacy, Czesi i Rosjanie. Każda wschodnioeuropejska nacja znajdzie tu coś dla siebie. A obsługa angielski zna perfect

Odpowiedz
avatar justine
1 1

@Grav: Mnie głównie dziwi to, że w zasadzie spory % osób przychodzących do tych sklepów to wszystko traktuje jako normę.:O I nie potrafię tego zrozumieć, bo właśnie w Polsce nie ma takich oszustw i przekrętów...

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
25 43

Nie po to przychodzę do polskiego sklepu żeby mieć zagraniczny ład i porządek. Polska którą kocham to błoto na drogach, rozklekotane chałupy, Chopin i gniazda bocianie. To ludzie prości, nieuczeni i w świecie wielkim nieobyci, a urzędy gminne i cyrkularne stojące nierządem i chaosem. Jestem Polakiem i obowiązki mam polskie, ze swoimi napiję się, ogórem zakąszę, gdzie się da w łapę posmaruję albo robotę załatwię ale u swojaka i bratał się z angielczykiem czy inkszym murzynem nie będę. Boć to Kaśka, Zośka albo Karyna co przyjechała za robotą z Konieczkowej, Baryczki, Niebylca ma szprechać po tej anglijskiej mowie jak ona z chałupy się ledwo wyrwała żeby do końca życia krów i świń nie odbywać? Specjalnie zaciążyła z Jaśkiem w golfie pod klubem co by wnet w świat iść i z ojcowizny uciec. A powiedzcież ludziska co angielczyk Polakowi dał? A nic nie dał, w Jałcie ruskim sprzedał, choć nasze im d*py obroniły w samolotach. Teraz wszyscy doją herbaciarzy, murzyny, hindusy, araby to niech i Polok kawałek dla się wyszabruje.

Odpowiedz
avatar kudlata111
4 10

Piękny tekst, dla tych co zrozumią przekaz.(Dałam plusika) A zarazem dokładnie przedstawiony powód omijania "Polskich Sklepów". Ten sam produkt można kupić w Tesco lub ASDA, za mniejsze pieniadze. Czasem są to (%) nie małe różnice. Paczka kawy 250g, Ł2.50 vs Ł1.89. Czyli 60pensów róznicy na jednej małej paczce. A cała reszta dokładnie tak jak w głównym tekście, całe szczęscie nie zawsze występują wszystkie objawy naraz. Np. jedyny sklep do którego czasem zagladam. Bardzo miła obsługa, z językiem też bardzo dobrze. Niestety, z cenami na półkach/produktach czasem problem. Zdarzało się że rezygnowałam z części zakupów ze względu na brak wiedzy o cenie. A tak jak autorka, nie będę pytała o cenę każdego "ogórka" osobno. I jeszcze raz >>Drill_Sergeant << - piękny tekst:)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 12

@poincare_duality: W GB teraz prawie na każdym rogu jest "polski sklep", więc to już żaden przywilej czy luksus, że można krajowe jedzenie kupić.

Odpowiedz
avatar poincare_duality
0 2

@marchewkowe_pole: Na każdym rogu to może w Londynie i kilku największych miastach. Dla mnie wypad do takiego sklepu to była dłuższa wycieczka. A na tzw. polskich półkach w brytyjskich supermarketach można znaleźć co najwyżej produkty typu pasztet, ogórki w słoju i słodycze.

Odpowiedz
avatar anonimek94
3 5

@poincare_duality: U mnie w malutkim mieście są3 sklepy polskie (było więcej ale splajtowały). W mieście większym jest na jednej ulicy pięć (nie dużym, tylko studenckim - główne miasto hrabstwa). W każdym innym mieście obok mojego (wszystkie bardzo małe) nie ma szans aby nie było żadnego sklepu europejskiego (z produktami np. litewskimi i polskimi). Zazwyczaj przeważają produkty polskie, ale zdarza się, że w danym mieście nie ma aż tak wielu polakó więc zwyczajnie nie schodzą i jest ich po czasie mniej. Piszesz w czasie przeszłym, kiedy to było? Bo naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić, że niedawno :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@anonimek94: Pewnie był w Londynie niedlugo po wejściu do unii :)

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 3

@poincare_duality: Mieszkam w malutkim miasteczku i w pobliżu mamy 2 polskie sklepy. Mało tutaj Polaków, ale Anglicy też tam kupują. Ponoć smakują im nasze kiszone ogórki i właśnie kiełbasa :)

Odpowiedz
avatar elda24
9 15

Ja tam najbardziej lubię iść do polskiego sklepu i robić zakupy w towarzystwie panów z piwkiem w ręku, którzy zablokują pól sklepu, głupio komentują, wydają z siebie dźwięki podobne do chrząkania knura a na prośbę o przesuniecie się udają ze nie słyszą lub przepuszcza, ale powiedzą przy tym zawsze cos totalnie prostackiego. Nieraz tez w sklepie pracują takie kretynki, ze ręce opadają. Nie potrafią liczyć, nie znają żadnego języka obcego a do tego są chamskie. Glupota, bo sklepów polskich otwiera sie coraz więcej i jak mam wybór - spokojne zakupy a historie jw. to ja biorę opcje nr 1, jak i większość normalnych Polaków a potem na forach płacz, bo sklep trzeba zamknąć.

Odpowiedz
avatar justine
-2 2

@elda24: W zasadzie o panach z piwkiem spod sklepu, plotkach i innych rzeczach pisać nie chciałam, ale tak, chyba pod żadnym sklepem nie widziałam tylu "staczy" z piwkami co pod naszymi. To też zniechęca przed wejściem. Kiedyś wynajmowaliśmy mieszkanie nad polskim sklepem przy Sudbury Hill, Mleczko, więc pomimo tego, że sklep średnio lubiłam, to w zasadzie był najbliższym spożywczym z możliwych. Po dwóch tygodniach po prostu zachodzenia raz na jakiś czas znałam historię Grażyny, która szuka pracy i chyba znalazła ją tylko przez duży biust. Janusza, który opowiada żonie, że mieszka w luksusach, a tak naprawdę wynajmuje łóżko i kawałek szafy itp. I tak szczerze mi było przykro, że muszę tego słuchać, a zwrócenie uwagi kasjerkom łączyło się z późniejszym zawyżaniem cen- milutko ;))))

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

W "moim" Polskim Sklepie jedyny problem to "poproszę o końcówkę" :)

Odpowiedz
avatar kayetanna
9 11

Mnie zawsze zadziwia nieznajomość języka kraju, w którym się mieszka. Zwłaszcza w krajach anglojęzycznych - nauczenie się angielskiego na poziomie komunikatywnym to nie jest jakiś straszny trud. Z polskim gorzej, ale gdy okazuje się, że pewien Hindus mieszka w Polsce 6 lat i zamierza zostać na stałe, ale nic z polskiego nie rozumie i jeszcze psioczy na obsługę to też mi ręce opadają.

Odpowiedz
avatar gatto31
9 9

Mieszkam w Holandii. W moim mieście są 2 polskie sklepy na tej samej ulicy, 2 różnych właścicieli.Dopóki nie było konkurencji,było dokładnie tak, jak opisałaś. Kilka miesięcy temu, został otwarty 2 sklep- właściciele to Litwinka i Irakijczyk,obsługa Polska. Wszyscy mówią biegle po angielsku, większość po niderlandzku. Obsługa miła, ceny na każdym produkcie, paragony z nazwa produktu i ceną. Wszystko świeże, mnóstwo wędlin do wyboru. Na kasie często obsługuja właściciele, rozmawiają z klientami. Można zamowić produkty, ktore nie są w asortymencie. Klientów mnóstwo, zarówno wśrod Polaków, Litwinów, jak i Holendrów. Aż miło robić tam zakupy. W starym sklepie- wszystko po staremu. I tylko właściciel ma pretensje,że konkurencja zabiera mu klientów

Odpowiedz
avatar krecius
0 0

@gatto31: Również mieszkam w Holandii i w moim mieście jest tylko jeden polski sklep, którego właścicielem jest Turek. Mówi i po holendersku i po angielsku, reszta obsługi to Polacy. Z właścicielem zawsze można miło porozmawiać, z resztą personelu też. Ponadto tak jak piszesz - można sobie zamówić coś, czego na półkach normalnie nie ma. Wszyscy mili, ceny zawsze są, jednak na paragonach czasem nie ma nazw tylko ogólnikowa nazwa, ale skoro wiesz co brałaś i w jakiej cenie, nie jest problemem rozszyfrowanie paragonu :)

Odpowiedz
avatar chiacchierona
2 8

We Włoszech tak kolorowo z polskimi sklepami nie jest jak w Anglii, zwłaszcza w regionach, które w nas Polaków nie obfitują. Na szczęście od kilku lat mam w okolicy taki polsko-ukraińsko-rumońsko-węgięrsko-rosyjski sklepik i tam jedyne co się powtarza to właśnie to przecenianie przeterminowanych produktów. Jak coś się kupuje regularnie to i bez patrzenia na datę się wie, że coś za niska ta cena i trzeba sprawdzić. Jedna ekspedientka też jak widzi, że ktoś ogląda coś po terminie to podbiega i wyjaśnia. Gorzej jak jest ta druga i się na datę nie spojrzy... W każdym razie, ja tego zgłaszać nigdzie nie zamierzam bo jak im dowalą karę to najpewniej sklep zamkną i gdzie ja dostanę mój ukochany twaróg? Już wolałam wyrobić sobie zdrowy nawyk sprawdzania daty przydatności.

Odpowiedz
avatar PizzaPlease
-3 5

Nie martw się, w Szkocji tak samo. Widać ze wszyscy Polacy myślą tak samo niezależnie od pochodzenia/zamieszkania

Odpowiedz
avatar guineaPig
0 4

Droga autorko, nie wiem gdzie robisz te zakupy (mi się takie sytuacje nigdy nie zdarzają, a trochę tu już mieszkam i lubuję się w polskich wyrobach), ale jeśli miewasz takie problemy to pozwolę sobie polecić Ci kilka sprawdzonych sklepów w wiadomości prywatnej, jeśli zechcesz (Nie chciałabym nikomu robić reklamy czy też antyreklamy na forum publicznym) Nie sądzę, by było aż tak źle z tymi sklepami :)

Odpowiedz
avatar justine
0 2

@guineaPig: Także mieszkam długo i zmieniałam okolice zamieszkania i często po drodze gdzieś wpadałam do takich sklepów. A to Balham (naprzeciw kościoła, bywa okej, ale czasami nie ma w ogóle cen), Tooting Broadway (to ten od produktów bez nazw), a to Sheperds Bush Green, a to okolice Wembley itp. Póki co znalazłam jeden sklep dosłownie naprzeciwko stacji pociągów (nie metra) Tooting;) Duży, z cenami i miła obsługą. Ale dziękuję za chęć pomocy;)

Odpowiedz
avatar guineaPig
1 1

@justine: W wolnej chwili proponuję wyruszyć tak troszkę bardziej na zachód, w stronę polskich Ealingów, Greenford czy ewentualnie Hounslow. Tam Cię nikt w bambuko nie zrobi, bo nasi nie pozwolą :) Tak na marginesie dodam, że tam zawsze jest ruch jak w Rzymie toteż siłą rzeczy sklepy funkcjonują jak należy. Pozdrawiam!

Odpowiedz
avatar justine
0 0

@guineaPig: Wiesz, to naprawdę zależy od sklepu... ale póki co mieszkam w SW i trochę nie po drodze mi w te okolice. Dziękuję za poradę w każdym razie i też mówię- jeżeli nie znasz tego naprzeciw stacji Tooting, to przy okazji można wpaść. Jest ogromny, tani i tłumny, a dodatkowo uczciwy :) Kiedyś lubiłam jeden na Golders Green, ale zmienił się właściciel zdaje się, bo od kilku lat wolę niestety unikać...

Odpowiedz
avatar irulan
1 3

Obok mnie to jest chyba njgorszy Polski Sklep. Taka scieme wala z datami przydatnosci do spozycia, ze szok. Jakis czas temu chcialam kupic chleb (bo tostowego nie zniese, sprawdzilam date, ktora konczyla sie dokladnie dnia mojej wizyty w sklepie. Lezalo ok 20 chlebow z taka wlasnie data... No wiec pytam sie czy jakas znizka z racji tego, ze chleb jest wzny do dzisiaj. Odpowiedz kobiety, ze nie i ona nie zauwazyla. Nawet hindusi daja znizke na cos co ma krotka date waznosci...W kazdym razie widac, slychac i czuc, ze czekaja na jelenia, ktory nie sprawdzi dat i opchna po normalnej cenie. Obslizgle wedliny kroja jak najgrubiej zeby wyszla jak najciezsza :P Masakra

Odpowiedz
avatar ladybugg
3 3

Pracowałam w Polskim Sklepie kilka miesięcy. Stawka cztery funty za godzinę, praca siedem dni w tygodniu od dziewiątej rano do dwudziestej trzeciej. Byłam młoda i głupia, a przede wszystkim nie obeznana. To co tam widziałam... możecie mi wierzyć, że po drugiej stronie lady to się dopiero dzieje. Boje które toczyłam z "szefem" (wiecznie naćpanym lub pijanym) o to, że nie można sprzedawać np. Sera żółtego z datą cztery miesiące po terminie (taki w blokach pięcio kilogramowych), bądź śmierdzącej wędliny. Kiedyś jak zrobiłam porządki na półkach to wyniosłam do magazynu dwanaście koszyków sklepowych z przeterminowaną żywnością. Znalazłam też kilka kartonów z cukierkami. Następnego dnia kiedy przyszłam do pracy wszystko było już z powrotem na półkach, a cukierki wysypane z opakowań i sprzedawane na wagę (dziesięć funtów za kilogram). Na początku sugerowałam delikatnie, że tak nie można. Potem to była otwarta wojna... niestety to tylko wierzchołek góry lodowej.

Odpowiedz
avatar justine
2 4

@ladybugg: Właściciel był z Polski? O rany, aż przykro tego słuchać... tragedia... Ale historii o spleśniałym cieście, śmierdzącej wędlinie i cukierkach, po których goście lądują na toalecie jest aż za dużo.. A co dopiero w sumie godzić się na taką praktykę każdego dnia.... I w ogóle to dawno było? Bo ja nadal czasami słyszę, że dziewczyny w tego typu sklepach zarabiają 3-4 funty na godzinę...

Odpowiedz
avatar ladybugg
1 3

@justine: Właścicielem był Pakistańczyk (swoją drogą nie mogę się nadziwić, że osoba z poglądami typowymi dla tego narodu pije i ćpa). To było trzy lata temu, ale w kwestii zarobków nic się nie zmieniło. Sklepy nadal robią numery... to jest bardzo przykre. Dużo dziewczyn robi co im każą bez gadania, ja wyleciałam dosyć szybko (jak tylko znalazła się nowa naiwna i siedząca cicho), ponieważ robiłam to co uważałam za dobre.

Odpowiedz
avatar justine
2 2

@ladybugg: delikatnie mówiąc- przerażające... :/

Odpowiedz
avatar guineaPig
1 1

O Matko, co ja czytam w ogóle... Przecież to nawet wyzyskiem nazwać nie można. Żeby w dzisiejszych czasach przy londyńskich cenach ktoś zarabiał 4funty to musi być albo strasznie zdesperowany, albo zupełnie nieświadomy rzeczywistości. A ciapaci siebie warci wszędzie jak widać. I oczywiście, że im wszystko wolno, oni wbrew pozorom wcale nie są tacy "święci", jak wiele osób myśli. Omijać toto z daleka!

Odpowiedz
avatar justine
2 2

@guineaPig: Tylko, że ten sklep gdzie dziewczyny (teraz, nie kilka lat temu!!!) zarabiają 3-4 funty (zależy od stażu...) prowadzi Polak. Raz podjechał mega wypasionym samochodem, w markowych ciuchach, a panny nawet na podstawowe rzeczy nie mają i tam pracują, bo... a) angielski i b) ktoś znajomy im pracę załatwił tam na start (większość historii podobna, niestety).:| Ja sobie nie wyobrażam wcisnąć kogoś do takiej pracy, chyba że bym tej osoby bardzo nie lubiła :| Ale i wtedy, no 3-4 funty?;| Co też mnie przeraziło, jedna dziewczyna była w moim wieku (25) i taka miła, grzeczna, sympatyczna, pomocna itp. Ciotka załatwiła jej pracę na swoje miejsce (:|), bo sama na trochę do Polski wyjeżdżała i opowiedziała tej biednej dziewczynie jakie to kokosy będzie zarabiała... a wylądowała właśnie w takich warunkach, z szefem, który patrzył tylko na kasę, która mu przysłuży.:| Nie wiem, czy ta dziewczyna tam nadal pracuje (wtedy dosłownie dopiero przyjechała, teraz już nie mieszkam w tamtej okolicy, więc nie wiem), ale mam nadzieję, że nie pracuje i nie ma kontaktu z "kochaną ciocią".:|

Odpowiedz
avatar Innaodreszty
0 0

Metoda d) - Ile kosztuje ten sok? - X - A ten? - Y - A kiedy będą na nich ceny?

Odpowiedz
avatar justine
2 2

@Innaodreszty: - Wszyscy teraz jesteśmy zajęci, młyn, pełno towarów, to bierze Pani coś? No nie tak łatwo, czasami nawet nie tak miło jak napisałam, bo "jak się nie podoba, to niech wyjdzie!!" cóż...

Odpowiedz
Udostępnij