Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Opowiem wam dzisiaj historię, w którą sama bym nie uwierzyła, gdybym nie…

Opowiem wam dzisiaj historię, w którą sama bym nie uwierzyła, gdybym nie była jej świadkiem.

Musiałam pójść dzisiaj na dyżur swojej pani [P]romotor, aby odebrać pracę i uzyskać wpis do karty (wierzcie lub nie coś takiego ciągle istnieje). Zaprosiła mnie do gabinetu, dała pracę z naniesionymi poprawkami, powiedziała, żebym usiadła, przyjrzała się a następnie ją omówimy. Jak powiedziała tak zrobiłam, więc siedzę sobie spokojnie, a pani w międzyczasie przyjmuje studentów aby dać im wpisy. Wtedy właśnie weszli ONI. Dwóch [Ł]ebków.

Ł: Przyszliśmy po wpisy.
P: Jaka ocena?
Ł: No nie ma oceny.
p: No dobrze, to nazwiska poproszę.
Ł: X, Y.
P: Ale panowie mi pracy nie oddali, to jak mam wpisać ocenę?
Ł: No nie oddaliśmy, ale musimy zaliczyć sesję, więc przyszliśmy, żeby nam pani wpisała.
P: Ale co ja mam wpisać, skoro nie dostałam pracy na zaliczenie?

Taka przepychanka trwała kilka dobrych minut, po czym pani promotor stwierdziła, ze pójdzie im na rękę i w piątek przyjmie od nich pracę, wpisze im ocenę z datą terminu poprawkowego. A panowie do niej tak:

Ł: Ale jak to sobie pani wyobraża? Jak my mamy napisać pracę do piątku? Nie zdążymy. Kiedy mamy zrobić badania?
P: A to już nie jest moja sprawa, mieliście na to mnóstwo czasu.
Ł: No ale my przecież nie zdążymy, nie damy rady. Jak mamy to zrobić? Musimy zaliczyć sesję przecież!
P: Panowie, inni mieli dokładnie tyle samo czasu to wy. Skoro oni dali radę, nie ma wyraźnego powodu, dla którego wy mielibyście nie dać.
Ł: WIE PANI JAK ONI TO ZROBILI? WIE PANI? WYMYŚLILI WSZYSTKO.

Jakby ktoś z UŁ zdziwił się, że promotor sprawdza wiarygodność jego badań, niech już się nie dziwi.
Tadaaaam.

Uniwersytet

by noidea
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar pandora
13 21

Skojarzyło mi się z podobnie ogarniętym chłopakiem u nas na studiach - był taki prowadzący, który wolał opowiadać o swoich przygodach i rodzinie niż o zagadnieniach, ale egzaminy dawał ciężkie. Formę wymyślił całkiem dla niego wygodną: pula ponad 100 pytań (chyba ze 150), każdy dostaje 5 wylosowanych, a on na drugi termin (i zapewne kolejne w przyszłości) nie musi się gimnastykować i wymyślać kolejnych. Jak wiadomo studenci się ogarnęli i każdy zapamiętał swoje pytania, wskutek czego po pierwszym terminie mieliśmy całą "bazę". Jak nietrudno się domyślić - znalazła się jednostka, która "pochwaliła" się profesorowi naszym osiągnięciem (podobno miał wątpliwości co do jednego pytania, więc poszedł się dopytać pokazując przy okazji całą opracowaną przez nas listę). Ledwo potem pozdawaliśmy :D PS. U nas też dalej są karty ocen... ;)

Odpowiedz
avatar noidea
14 16

@pandora: Widzę takich studentów nie brakuje :) U nas był jeszcze jeden ciekawy przypadek. Mieliśmy wykłady w formie e-learningowej. Logujesz się na platformie, co tydzień wstawiany jest nowy wykład w formie audio, wcześniejszy jest usuwany. Któryś ze studentów próbował zapisać poprzedni wykład, żeby zrobić notatki i udostępnić je reszcie studentów. Co zrobił jeden z mistrzów? Poszedł do wykładowcy i zgłosił kradzież. Też ledwo pozdawaliśmy :P Dobrze wiedzieć, ze nie tylko u nas trzeba biegać ze świstkiem papieru i zbierać autografy :)

Odpowiedz
avatar naceroth
6 6

@pandora: U nas jeden geniusz powędrował do wykładowcy wyjaśniać wątpliwości na temat zadań ze zdjęciem poprzedniego terminu egzaminu - więc mamy kolejny przypadek:)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@pandora: u mnie była dokładnie taka sama laska! mieliśmy jakiś krążący od 5 lat egzemplarz egzaminu, ale nie znaliśmy odpowiedzi na ostatnie pytanie. Rezolutne dziewczę poszło z tym arkuszem do wykładowcy. Egzamin został zmieniony po raz pierwszy po wielu latach.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
0 0

@pandora: U nas koleżanka miała pretensje do pani profesor o niezdany egzamin, bo "na internecie ten test był rozwiązany tak jak ona miała"

Odpowiedz
avatar sihaja88
2 4

Ha Ha, mistrzowie :)

Odpowiedz
avatar JednonogiBandyta
1 13

Panowie dialog wybitnie źle zaczęli. Ale z drugiej strony mamy początek lutego, do obron jeszcze daleko więc czas na napisanie prac mają, a jak rozumiem bez tego wpisu nie zaliczą semestru więc przy odrobinie dobrej woli dałoby się to jakoś polubownie załatwić, nie raz widziałem sytuację w której, gdy przedmiot był kontynuowany w następnym semestrze wykładowca przepuszczał studenta na słowo, że nadrobi, jak studentowi się udało wszystko kończyło się dobrze, jak nie, po prostu nie zaliczał semestr później. Danie terminu do piątku na napisanie pracy, jeśli nie mają badań to nie pójście na rękę tylko rzucenie psiaka między aligatory i zajadanie się popcornem obserwując jak próbuje uciec. A co do wymyślania wyników badań to zarzut jest poważny, tym bardziej, że nie mówimy o ściąganiu na jakimś jednym egzaminie, ale o sfałszowaniu pracy, która ma dać komuś wyższe wykształcenie i bronienie takich osób nie ma sensu. Jeśli ktoś przeprowadził uczciwie badania to sprawdzenie tego nie zrobi mu problemu, a jeśli ktoś je wymyślił to po wykryciu tego powinien z hukiem wylecieć z uczelni.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2015 o 20:01

avatar noidea
6 12

@JednonogiBandyta: Częściowo mogę się z Tobą zgodzić, jednak jest kilka kwestii, na które trzeba zwrocić uwagę. Promotorka jest kierowniczką katedry, grup, z którymi prowadzi seminarium ma minimum 6 i gdyby nagle każdy przynosił jej pracę do sprawdzenia dwa miesiące przed terminem kobieta zwyczajnie by nie wyrobiła. Poza tym terminy są po to, zeby się ich trzymać. Jak nie możesz oddać pracy, bo COŚ- coś ważnego, to ona to rozumie. Wiem, bo sama miałam taką sytuację. Ale wtedy trzeba wejść, porozmawiać, wytłumaczyć a nie bach, w terminie poprawkowym oni "siema, przyszli po ocenę". Jakbym była na jej miejscu i weszłoby mi dwóch takich i powiedziało, ze oni po ocenę a za przeproszeniem g*wno zrobili, żeby zasłużyć chociaż na 3 na szynach, to nie dostaliby nawet terminu do piątku. Oni nie mieli nic i nawet się z tym nie kryli, do tej opowieści trzeba jeszcze dodać ich postawę, która była przerażająca. Poza tym to był typ cwaniaczka, zarzut był po to, żeby uratować swój tyłek.

Odpowiedz
avatar pandora
4 4

@JednonogiBandyta: do których obron daleko? :D bo jeżeli mówimy o inżynierze, to na mojej uczelni 4 lutego broniły się ostatnie niedobitki, a i tak niektórzy idący na uczelnie do innych miast ledwo zdążyli przed zamknięciem rekrutacji :)

Odpowiedz
avatar JednonogiBandyta
3 5

@noidea: Dlatego napisałem, że wybitnie źle zaczęli rozmowę. W historii nie ma też podanego powodu z jakiego pracy nie oddali więc trudno mi ocenić czy rzeczywiście jakiś powód mieli tylko źle go przedstawili czy nie przedstawili. Ja bym spytał dlaczego nie oddali. Gdyby to był pierwszy semestr to mogłyby się trafić takie asy, które nic nie robią i chcą ocenę, ale skoro są przed obroną to znaczy, że wcześniej wszystko zaliczali, a dopiero teraz zadziało się coś złego, warto dowiedzieć się co. Generalnie moim zdaniem promotorka powinna przyjąć każdego osobno(obaj nie oddali to przyszli razem, może ich błąd), bo każdy przypadek jest indywidualny, a tak to weszli we dwóch, jeszcze Ty w środku, jak w poczekalni na dworcu i przez zamieszania mogli sami zachować się inaczej, niż chcieli. Jedyną nogę dam sobie uciąć, że jakby weszli pojedynczo i byli z promotorką sam na sam, a ona też dałaby im swoje nieprzygotowanie uzasadnić to wyglądałoby to inaczej. Gdyby każdy tak robił... Ale nie zrobił każdy tylko jakichś dwóch facetów więc nie ma co generalizować. Czy zarzut był prawdziwy warto sprawdzić, czasem Ci z najwyższymi średnimi wpadają na plagiatach, a myślę, że kto co w grupie robi doskonale wiedzą. @pandora: Skoro mieli dopiero oddawać pracę, a oni chcieli zrobić to jeszcze później to bronić się będą najwcześniej w czerwcu, a niedobitki w październiku.

Odpowiedz
avatar noidea
2 4

@JednonogiBandyta: To był licencjat, promotorka ich wpuściła, ponieważ wyszła na korytarz i zaprosiła osoby, które przyszły tylko po ocenę. Taka jest u nas praktyka- jeśli masz pewność co do oceny, wiesz, ze zaliczyłeś, to dajesz wykładowcy kartę, on ją podpisuje i po sprawie. Chodzi też o to, zeby takie osoby nie stały godzinami w kolejce, skoro chcą jeden mały podpis. Oni weszli po ocenę, z pewnością, ze ją dostaną. I nie przedstawili powodu, dla którego nie napisali- nie oddali pracy i tyle. Poza tym zaznaczam, ze to termin poprawkowy, terminy na oddawanie prac były do końca drugiego tygodnia stycznia, potem promotorka miała jeszcze dyżury. Każdy, kto miał faktyczny problem z napisaniem pracy do niej przychodził i z nią na ten temat rozmawiał, ona przedłużała termin i wszystko było cacy. Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Jeśli mam pracę do oddania na zaliczenie i wiem o tym od października, to ją piszę, żeby móc ją oddać. Wiem, ze można to interpretować na wiele sposobów, ale uwierz, gdybyś tam był uznałbyś, że to, co zrobili było szczytem bezczelności.

Odpowiedz
avatar JednonogiBandyta
1 5

@noidea: Licencjat do drugiej połowy stycznia? To teraz nawet ja spytam kiedy mieli zrobić te badania(gdyby oddali w terminie). Znam kilku promotorów i wszyscy zawsze mówią studentom, że na zrobienie badań są ferie zimowe(ale skoro to już sesja poprawkowa to i ferie minęły więc panowie i ten termin przegapili). A co do tego, że wchodziły osoby tylko po wpisy to moim zdaniem promotorka powinna im kazać poczekać, aż Ty wyjdziesz i wtedy z nimi porozmawiać pojedynczo. Nie chcę ich jakoś zaciekle bronić, chodzi mi tylko o to, że sprawa nigdy nie jest jednowymiarowa. Przez 2,5 roku raczej nie chodzili do wykładowców, że chcą dostać ocenę, bo tak. Humaniści(czy UŁ mnie zmyliło?) powinni zawsze dążyć do dogłębnego poznania problemu, od podstaw i odkrycia jego przyczyn. Skoro przez 2,5 roku panowie dawali radę, a teraz zadziało się coś złego to warto się dowiedzieć co, nawet jeśli swój problem wyrazili w kardynalnie zły sposób.

Odpowiedz
avatar noidea
0 2

@JednonogiBandyta: aż tak sytuacji nie znam, bo chłopaków pierwszy raz na oczy widziałam. Opisałam tylko sytuację, której byłam swiadkiem. Przyszli i oczekiwali oceny od promotorki. Chodziło mi o brak kultury osobistej, o zachowanie. Jeśli faktycznie nie daliby rady przez to, ze mieli za mało czasu moim zdaniem zupełnie inaczej by się zachowali, ale mogę się mylić. Co do czasu- może to faktycznie mało, ale skoro inni z ich roku napisali pracę, to nie było to aż tak trudne. Zresztą jeden z chłopaczków powiedział, ze część pracy ma na pendrivie, na co promotorka powiedziała, żeby w takim razie wydrukował i jej przyniósł do końca dyżuru, czyli w ciągu godziny i sprawę będzie miał z głowy, bo ona mu zaliczy. Myślisz, że się pojawił? I oprócz terminu 14.01, jaki mieli, to pracę mogli oddać co tydzień w poniedziałek aż do dzisiaj, czyli praktycznie miesiąc.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@JednonogiBandyta: To sympatyczne, że są ludzie, którzy wierzą, że nie da się olewać studiów i zdać. Niestety, da się, i to praktycznie na każdym kierunku oraz uczelni. Przez 2,5 roku mogli ciągle mieć poprawki i cudem przemykać, gdy wreszcie udało się ściągnąć. Na pisanie pracy, zwłaszcza licencjatu, jest wystarczająco dużo czasu, a gdyby rzeczywiście mieli jakieś powody, to raczej nie wchodziliby razem, a nawet jeśli, to samo poprosiliby o rozmowę sam na sam w celu wyjaśnienia. Promotor nie jest od tego, by biegać za studentami.

Odpowiedz
avatar poetka91
-1 1

@noidea: kto nie ryzykuje ten nie pije szampana!

Odpowiedz
avatar ignisvespers
2 2

@JednonogiBandyta: Eee... ale jakie "polubownie"? Był termin, oni przychodzą po terminie, kompletnie z NICZYM. Po czymś takim nie powinni zaliczyć semestru i do widzenia za rok. Wiadomo, rozumialabym pobyt w szpitalu czy coś podobnie trudnego, ale nie olewactwo. Moim zdaniem teraz na studia pchają się ludzie, którzy nigdy nie powinni nawet zdać matury, zatem odsiewanie tych "asow" powinno być normą. No ale wiadomo, kasa się liczy, nie poziom,

Odpowiedz
avatar katzschen
0 2

@noidea: Zrobiłabym to samo - dlaczego wykładowca miałby się uginać pod takimi naciskami? Pracuję na uczelni (w administracji) i obserwuję takie przepychanki od środka. Zachowanie niektórych studentów woła o pomstę do nieba, a wymówki są żenujące... w tym wypadku nawet ciężko mówić o wymówkach :P raczej "zawaliłem, a ty zrób tak, żeby było dobrze" :P

Odpowiedz
avatar asmok
1 3

Dla młodych pokornych to niepojęte, ale jeśli chodziło o seminarium i pracę dyplomową, to panowie mieli rację. Pracę, to oceni komisja na egzaminie końcowym, po opinii recenzenta itd. Prowadząca seminarium nie jest od oceny pracy. Ba! praca dyplomowa nie jest nawet wymagana. Oczywiście, jeśli jej nie oddasz i nie obronisz to nie dostaniesz tytułu. Ale nie jest wymagana do zaliczenia semestru ani nawet roku. Co więcej, można ją nawet oddać dwa lata po zakończeniu studiów (o ile się ustawowy termin nie zmienił, ostatnio gdy sprawdzałem było dwa lata). To że prowadzący seminaria wymyślają sobie konieczność zobaczenia pracy, to są ich fanaberie, bo im się nie chce prowadzić seminarium z prawdziwego zdarzenia i idą na łatwiznę. Ci dwaj, jeśli się uprą, a zapewne tak będzie, pójdą na skargę od promotora, wezmą na piśmie że ustalili inny termin, z tą kartą do rektoratu i nadgorliwa pani dostanie op...l a oni wpis.

Odpowiedz
avatar noidea
-2 2

@asmok: Mnie na obronie licencjatu promotorka do oceny ogólnej dodała również ocenę z pracy :P Pierwsze słyszę, że do zaliczenia seminarium nie jest potrzebna część pracy/ cała praca. Może masz rację, ale u mnie zarówno na licencjacie jak i na mgr tak jest, na innych kierunkach również. Myślę, że promotorzy mają prawo zobaczyć pracę, zaznaczyć błędy i dążyć do tego, żeby student nie oddał jakiegoś bubla, bo to też świadczy o nich. I pewnie się nie uprą, to są takie typowe cwaniaczki z małym ilorazem inteligencji. Uwierzcie, rozmowa, którą przytoczyłam jest jedynie skrótem ich 10minutowego poniżania się.

Odpowiedz
avatar poetka91
0 0

@noidea: nie do zaliczenia seminarium tylko do zaliczenia roku. a do zaliczenia roku nie jest potrzebne zaliczenie seminarium

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@asmok: Z regulaminu UAMu "W przypadku, gdy student jest zobowiązany do złożenia pracy dyplomowej, uzyskanie zaliczenia z seminarium dyplomowego w ostatnim semestrze studiów następuje po złożeniu pracy dyplomowej." A tu już z regulaminu UŁ "W przypadku, gdy student jest zobowiązany do złożenia pracy dyplomowej, uzyskanie zaliczenia z seminarium dyplomowego w ostatnim semestrze studiów następuje po złożeniu pracy dyplomowej."

Odpowiedz
avatar katzschen
-1 1

@asmok: Może regulamin Twojej uczelni tak stanowi, ale wszystkie, z którymi miałam styczność, mówią zgoła co innego. Zaliczenie seminarium odbywa się poprzez zaliczenie pracy, innymi słowy nie można dostać oceny/zaliczenia bez napisania pracy, którą zaakceptuje (na piśmie! a nie podpisze się pod byle czym) promotor. I owszem, ocena z tejże pracy wlicza się do oceny końcowej, którą absolwent ma później na dyplomie.

Odpowiedz
avatar asmok
0 0

@katzschen: @Drago: Co nie zmienia faktu, że są to wewnętrzne, niezbyt spójne regulacje. Da się z tym walczyć i wywalczyć swoje :) Jeśli ustalisz z promotorem późniejszy termin oddania pracy i dostaniesz akceptację (zazwyczaj, zależnie od uczelni) prorektora, to już nie łapiesz się na ten punkt regulaminu, bo "w przypadku, gdy student jest zobowiązany do złożenia pracy dyplomowej [...]". A już nie jest. I ma do tego pełne prawo, chociaż regulaminy dodają dodatkowe formalności do tego. Przy czym słyszałem głównie o sytuacjach, w których prowadzący seminarium i promotor to różne osoby. Bo zazwyczaj spotykałem się z sytuacjami w których ktoś ustalił z promotorem przesunięcie terminu, a prowadzący seminarium (nie zawsze jest to promotor) próbował nie dać zaliczenia. Wtedy prowadzący seminarium zawsze przegrywał, bo w takiej sytuacji, jeśli sesja jest zaliczona i nie było innych wymogów na seminarium (u mnie były) to student faktycznie _musi_ mieć zaliczenie. Nie wiem jak było w tej konkretnej historii, jeśli oni sobie po prostu olali terminy, nie ustalili nic z promotorem itd, to pewnie mają przerąbane :) A jeśli mieli to umówione wcześniej i są w zgodzie z harmonogramem to dostaną to zaliczenie po skardze w rektoracie, albo po prostu od własnego promotora. PS. no właśnie, jakby ktoś nie wiedział, to jest też teoretyczna możliwość uzyskania wpisu od kogoś innego niż miało się zajęcia. Oczywiście wymaga niezłego lawirowania w regulaminie, kombinowania z pismami i zgodami od dziekana, rektora i kto tylko ma pieczątkę, ale też jest zgodna z prawem. Przydatne, gdy wasz wykładowca dostanie znienacka intratne stypendium po drugiej stronie globu albo coś w tym stylu i nie da wam szansy na "warunek". Ech, ja to miałem jakiś dziwny rocznik na pierwszych studiach. Wszyscy znali regulamin i ustawy na pamięć i wymagali ich respektowania.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 0

@asmok: U mnie na roku seminaria magisterskie mieliśmy z promotorami, więc musieliśmy pokazać im postępy w pisaniu pracy, żeby zaliczyć seminarium. Oni musieli się z pracą zapoznać, bo przecież firmowali je swoimi nazwiskami.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@asmok: Nie wiem, jak chcesz walczyć z czymś, co jest czarno na białym opisane w regulaminie. Jeśli ustalasz późniejszy termin z promotorem, to i tak nie dostajesz w takiej sytuacji zaliczenia. U mojej promotor obroniłam się tylko ja, inni dalej walczą i nie mają ukończonych studiów, nie dostali zaliczenia z seminarki (zresztą zakończenie studiów, gdyby była taka możliwość, bez napisania pracy jest bezcelowe). Ja nie spotkałam się z tym, żeby seminarium było u kogoś innego, niż promotor, ale może czasami, rzadko, tak bywa.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 2

Jak kończyłem studia w 2004, to pamiętam jak na jednych zajęciach prowadząca narzekała, że młodzi studenci są z roku na rok coraz gorsi, mniej samodzielni i znacznie bardziej roszczeniowi. Traktowaliśmy te uwagi z przymrużeniem oka, bo wiadomo, jak to ludzie lubią narzekać, jak to kiedyś było lepiej, ale wtedy powiedziała, że niektórzy studenci w razie problemów potrafili przyjść z rodzicami. Po prostu szczęki nam opadły. W szkole średniej po ukończeniu 18-go roku życia czuliśmy się głupio, mówiąc rodzicom o wywiadówkach. Nie tylko dlatego, że część z nas miała coś do ukrycia, ale też czuliśmy się na tyle dorośli, że nie widzieliśmy takiej potrzeby. Na studiach nikt nawet nie pomyślał o tym, żeby z rodzicami przychodzić, nie mówiąc już o tym, żeby coś takiego zrobić. Nic więc dziwnego, że znaleźli się i tacy, którzy chcieli wpisu od promotora, mimo że nie napisali swojej pracy. Trwa walka o studenta, więc tacy bezczelni, leniwi i roszczeniowi też mają całkiem spore szanse na uzyskanie dyplomu.

Odpowiedz
avatar katzschen
1 3

@pasjonatpl: Do mnie w sprawie studentów przychodzą, dzwonią i piszą ich rodzice... jest to nagminne :( Ja w czasach nastoletnich uważałam się za mało samodzielną - na szczęście mi przeszło - a jednak nigdy mi do głowy nie przyszło nie załatwić swojej sprawy osobiście.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@katzschen: Wtedy to się zaczynało, a teraz jest coraz gorzej. Gdyby za moich czasów znalazł się ktoś, kto przychodziłby w jakiejś sprawie z rodzicami, to byłby lub byłaby obiektem drwin do końca studiów. Jak w wieku ponad 20 lat można być tak niesamodzielnym, żeby załatwiać coś na uczelni przez rodziców. Jak pójdzie taki do pracy, to któregoś razu się nie pojawi i przyniesie usprawiedliwienie od rodziców?

Odpowiedz
avatar justine
-2 4

Czy oni byli piekielni? Nie wiem, nie sądzę, że to przez takich studentów badania są sprawdzane... Plus, nie sądzę też, że chodzi o wiarygodność, co też o plagiatowanie. Nasze prace nie są przecież przełomowe, leżą w szafce i te badania do niczego są, kwestia tylko tego, by każdy je wykonał jako ćwiczenie.. Więc nie sądzę, że to panowie są piekielni. Raczej bym powiedziała, że zdziwiony promotor taką rewelacją chyba nie do końca na swoim miejscu....;) Mojego nic nie dziwiło, a takie hasełko to już na pewno nie.... Po prostu tak to już jest w życiu, że ludzie oszukują i też nie bądźmy naiwni, że wykładowcy o tym nie wiedzą;)))) wiedzą, oj wiedzą.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

A myślałam, że tylko moja uczelnia jest tak zakręcona. Wolałam zwykłe indeksy. Pozbyto się indeksów na rzecz e-indeksów, e-indeksy póki co świecą pustkami, bo wykładowcy mają czas jeszcze a i tak mamy latać za wpisami ze świstkiem papieru. To żart.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lutego 2015 o 10:31

avatar cecy_lia
0 0

bardzo często uczelniani prowadzący nie dociekają czy przyniesione ankiety, badania, kwestionariusze są realnie wypełnione, czy zwyczajnie uzupełnione przez jedną i tą samą osobę. Nie dociekają czy wypełniłeś to sam, czy zrobił to ktoś. Nie zawsze też się da to zweryfikować. Smutne jest to, że często prowadzącym na uczelniach nie zależy na jakości zaliczeń studentów, a na tym by mieć święty spokój. A studenci z tego korzystają.

Odpowiedz
Udostępnij