*
Mignęła mi dziś przed oczami notka prasowa o decyzji rządu (ach te wybory lada moment ;)), że przeznaczą pieniądze na odstrzał 300 tys. dzików.
Wiadomo, kto dokona odstrzału- koła łowieckie w skład których wchodzą elity lokalne (głównie). Daj im Boże zdrowie, jak dla mnie to może się sam naczelny łowczy RP osobiście pofatygować, jeszcze mu kawusi zrobię i dopłacę za fatygę.
Ciekawi mnie bardziej sposób spożytkowania funduszy i cała akcja strzelnicza, bo mi się przypomniała historia sprzed kilkunastu lat w związku z którą do dziś sobie pluję w brodę, bo poziom adrenaliny tak mi wyprostował zwoje mózgowe, że nie skojarzyłam faktów i nie okazałam się bardziej piekielna od piekielnych myśliwych.
Nim przejdę do sedna, muszę podać parę informacji.
1. Kilkadziesiąt lat temu panowała moda na lisa w postaci np. kołnierza. Jak dla mnie, niestety się skończyła (mam w nosie wszystkich obrońców zwierząt, "filoekoskórowców", bo nikt nigdy z nich nie spotkał się osobiście z problemem zachwiania równowagi ekosystemu w związku z niekontrolowanym przyrostem jednego gatunku; fajnie się siedzi w mieszkanku w mieście i płacze nad biednym liskiem :/).
2. Lisy niestety oznaczają wściekliznę (miałam okazję przeżyć tzw. kwarantannę w związku z wściekłym lisem na podwórku), czyli są niebezpieczne. Jednocześnie wścieklizna była naturalnym powodem selekcji tych zwierząt, bo bardzo dużo padało.
Pojawił się rządowy program ich leczenia przy pomocy zrzutów specjalnych tabletek (akcja jest powtarzana co kilka lat i wtedy obowiązuje na danym obszarze zakaz wchodzenia do kompleksów leśnych). Efekt jest taki, że lisy, nie mając w naturze wroga (człowiek już ich wszak nie chce), zaczęły się rozmnażać w sposób hurtowy. Nagle zabrakło dla nich pożywienia, obok mnie zniknęły stada bażantów i kuropatw. Zabrakło zajęcy i czajek. W ten sposób lisy stały się u nas plagą, nie dość, że budującą sobie gniazda pod budynkami gospodarczymi i śmierdzącą (można w lesie podejść do nory lisa i sobie sprawdzić organoleptycznie) to jeszcze pożerającą ptactwo domowe i koty.
3. Ponieważ mieszkam w pobliżu małego miasteczka powiatowego, znam przynajmniej z widzenia większość lokalnej elity (no może poza sędzią i prokuratorem). Owi komendanci, lekarze, adwokaci, dyrektorzy i biznesmeni są zrzeszeni w kole łowieckim, które ma swój rewir w mojej miejscowości. Wnoszą oni z tego tytułu jakieś opłaty do kasy gminy. Może coś się w tej chwili zmieniło, ale mogą się poruszać tylko po terenie należącym do samorządu a nie po prywatnych.
Cała piekielna historia i awantura rozegrała się w jesieni. Oto na końcu mojej działki zatrzymały się dwa samochody a po pewnym czasie pieszo dołączyło do nich kilka osób, wychodzących z pobliskiego lasku. Ponieważ nagle zmaterializowały się pod gospodarczym budynkiem dokarmiane regularnie i nieco oswojone kuropatwy a pies zwinął się w kącie, przyjechali myśliwi.
Panowie, plus dwie panie, napoczęli kanapki z wkładką. Czy była też bezbarwna rozweselająca, nie wiem, ale piwo w puszkach w ilościach ogromnych na pewno.
CAŁE! bez wyjątku, ululane towarzystwo postanowiło się nieco rozerwać. Zaczęli zrywać z mojej działki kalafiory (żeby komuś się nie zapytało niepotrzebnie, jak tam wleźli- mówimy o działce rolnej, nieogrodzonej, a nie działce budowlanej).
Kalafiorów posadziłam sobie 10 szt. a te patafiany zawiane potraktowały to jako cel strzelniczy. Jeden mutant rzucał do góry a reszta strzelała.
Nim do nich dobiegłam, warzywa im się skończyły i zrobili sobie kolejne zawody, tym razem w strzelaniu do pustych puszek po piwie napełnionych żwirkiem z pobocza. Gdyby jeszcze strzelali w stronę drogi. Zrobili to w stronę pastwiska.
Jeśli ktoś choć trochę się orientuje w fizyce czy chemii to wie, że aluminium jest bardzo łatwym do rozdzierania materiałem. O ile śrut (nie wiem czym strzelali ale metal był nieziemsko porozrywany) jest mały i krowa nie ma szans go zjeść, to już ostre, pozawijane kawałki aluminium, wielkości 1-2 cm, jak najbardziej.
No to im zrobiłam awanturę, wyzwisk nie pamiętam, bo adrenalina buzowała. Zaczęły się ich groźby. W końcu znany mi z widzenia , chyba najmniej pijany weterynarz, raczył nieco zgasić moczymordy i zaczęły się wyjaśnienia. I tak zaczęliśmy się przerzucać argumentami.
Po pierwsze: oni płacą gminie, więc mogą wejść gdzie chcą; za te ich składki (?) wójt remontuje mi np drogę;
hm... staliśmy na tzw. dziurze, która tylko gdzie nie gdzie miała asfalt; remontowana była kilka lat wcześniej z jakichś tam pieniędzy województwa i gminy; Panowie nie skomentowali. Panie były tak ubzdryngolone, że podpierały samochód, chichocząc jak siusiumajtki.
Po drugie: jedyny wyjątek gdy nie wolno im wejść na prywatną działkę, to gdybym miała 100 h kalafiora;
hm... czyli, że straty poniesione z tytułu łażenia po uprawie małej są procentowo dużo mniejsze a zrywanie kalafiora i robienie sobie z niego lotek strzelniczych mieści się w ramach szeroko pojętego polowania na zwierzynę? Panowie nie skomentowali.
To zaczęłam ja.
Po pierwsze: strzelanie do puszek nad pastwiskiem!
Komentarz panów: jak padnie krowa to wójt zapłaci odszkodowanie!
hm... jak udowodnię, że to po ich puszce? nikt nie robi sekcji zwłok zwierzęcia; badany jest tylko mózg pod kątem choroby BSE; Panowie nie odpowiedzieli.
Po drugie: czemu zamiast płacić wójtowi, nie strzelają do lisów?
Komentarz: bo nikt nie płaci za zabitego lisa, a śrut kosztuje 70 zł i im się nie opłaca.
hm... w takim razie czy ten śrut, którym strzelali do moich niedoszłych mrożonek i zapiekanek kalafiorowych oraz do śmieci podlegających recyklingowi to jakiś bezpłatny w promocji dostali i dlatego im nie szkoda tracić?
Panowie nie skomentowali.
To im życzyłam aby w tempie szybkim wyp*lali z mojego pola i nigdy, przenigdy nie ważyli się zbliżyć do jego granicy w przyszłości.
I tu się uaktywnił, mocno popychany wiatrem halnym, przewodniczący rady miasta.
Tego właśnie do dziś żałuję, że nie wykorzystałam.
Wręczył swoją komórkę i kazał zadzwonić do wójta, żeby ten potwierdził ich prawo do pobytu na mojej działce.
Telefon oddałam z informacją, że przecież nie znam numeru ale po powrocie do domu skontaktuję się z włodarzem.
Gdyby wtedy moje szare komórki nie rwały się do rękoczynów i nie planowały jak kopnąć jednego z drugim w rodowe klejnoty, to wystarczyło zadzwonić na 997 i powiedzieć, że dwie grupy kompletnie pijanych osób jeżdżą samochodami. Ciekawe jaką minę mieliby panowie policjanci m.in. na widok swojego komendanta i zastępcy burmistrza?
Mądry Polak po szkodzie :/
A tak w akompaniamencie wzajemnych złorzeczeń i wyzwisk rozeszliśmy się w przeciwne strony.
Nie wiem, czy myśliwi rzeczywiście nie mają prawa wchodzić na teren prywatnych gospodarstw, ale od tamtej pory NIGDY! żaden myśliwy nie wszedł na teren mojego. Podobną awanturę urządził im mój sąsiad i nasze dwie działki traktowane są przez koło łowieckie jak zadżumione.
*zgodnie z sugestiami, bo się coraz piekielniej na piekielnych robiło, usuwam :)
koło łowieckie
A ja nie przeczytałam. Nie z powodu długości, a z powodu idiotycznego aroganckiego wstępu.
Odpowiedz@KoparkaApokalipsy: a możesz mi wyjaśnić, co w nim jest takie aroganckie? Ostrzeżenie, że będzie długo, co niektórym bardzo przeszkadza i najczęściej wtedy pod historiami pojawiają się komentarze, że minus, bo było długo.
Odpowiedz@luska: to może ja Ci wyjaśnię Twoją arogancję Twoimi własnymi słowami - "Ta historia napisana jest nie po to byś mógł/mogła napisać na forum, że i tak nie przeczytałeś/łaś, bo za długie i od razu postawiłeś/łaś minusa. Pomiń, idź dalej, a wszystkim nam będzie lżej(...) " Przeczytaj uważnie. To nie jest ostrzeżenie uprzejme (takie tu dosyć często się zdarzają), tylko foch a priori, bo może komuś się długość nie spodoba. Taki wstęp jest po prostu bardzo zniechęcający i negatywnie nastawiający czytelników do autora. Nikt Ci nie każe tu pisać, jeśli obawiasz się minusów to nie umieszczaj historii a zachowasz dobre samopoczucie. Ponadto - to nie długość tekstu stanowi o atrakcyjności historii. Proponuję wyedytować tekst i usunąć niepotrzebny wstęp. No i - sama się prosiłaś - to masz (nigdy nie odmawiam, jeśli mnie ktoś o coś prosi, a bez problemu mogę mu to dać) - tak, historia, jakkolwiek bardzo piekielna w swej treści (i za nią postawiłam +), jest napisana zbyt rozwlekle, a już rozbudowane wstępy wcale jej nie pomagają.
Odpowiedz@luska: Historia ciekawa ale za arogancki wstęp minus.
Odpowiedzhm,zawsze się wydawało mi, że jak coś nie jest ogrodzone to właściciel nie ma prawa egzekwować swojego prawa do niewchodzenia - bo niby skąd obcy człowiek ma wiedzieć, że to nie wspólne, państwowe ?
Odpowiedz@kuleczka: obcy to może i tak, ale to byli panowie, którzy co roku, w jesieni i przed Wigilią przemierzali tereny swojego koła łowieckiego. Jeśli zaś mały zagonek warzyw wygląda na własność gminy, to chyba panowie IQ mieli poniżej 40 pkt. Druga sprawa, jakoś nie widzę, aby w tej chwili jakikolwiek urząd, czy samorząd uprawiał pole. Najczęściej są to nieużytki, lasy, zbiorniki wodne, działki pod zabudowę. Dorośli ludzie raczej odróżnią bez problemu nieużytek, czy las od pola uprawnego. Może jeszcze gdzieś w Polsce są państwowe zakłady rolne, ale u nas zniknęły od razu po transformacji ustrojowej.
Odpowiedz@kuleczka: Nie rozumiem? w pole włazisz? uprawy niszczysz? bo nieogrodzone?
Odpowiedz@kuleczka: Dawno się o tym uczyłem, ale wydaje mi się, że w przypadku terenu nieogrodzonego masz obowiązek niezwłocznie opuścić go po pierwszym wezwaniu właściciela. Dopiero jak tego nie zrobisz, to łamiesz prawo.
OdpowiedzMinus poleciał ode mnie za "mam w nosie wszystkich obrońców zwierząt" Płaszcze z futer a przymusowe odstrzały dzikich zwierząt mają tyle co piernik do wiatraka. Twoje ulubione futerko zostało wyhodowane na fermach futrzanych. Włącz sobie jaki kolwiek filmik nakręcony na takiej fermie, to może zrozumiesz, czemu niektórzy ludzie bronią praw zwierząt. Serio sądziłaś, że futra dla damulek powstają ze śmierdzących, brudnych acz szczęśliwych wolnych zwierząt?
Odpowiedz@lucye: Autorka wspomina "50 lat temu" odwołując się do ówczesnych odstrzałów lisów. Ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, że nasze damulki, to w owych czasach futer ze zwierząt hodowanych na fermach nie miały.
Odpowiedz@Szyszkowa: Kilkadziesiąt lat emu mój wujek hodował lisy. dokładnie w jakich latach nie wiem, ale wiem że skończył z tym dopiero kiedy przyszła demokracja. A punkty mówiące o ekologach raczej dotyczą dzisiejszych czasów. Więc droga autorko- dziś nikt nie kupi odstrzelonego lisa na futro bo nie chce mieć dziur w skórze. Na futro to się zwierzę często tylko prądem ogłusza skóruje tak żeby jak najmniej rozdarć było...już nie będę opisywać bo tu dzieci bywają... sprawdź jak się robi futra to zrozumiesz.
Odpowiedz@lucye: filmy "kręcone na fermach" są celowo produkowane dla potrzeb organizacji terrorystycznej PETA, która niby ma bronić praw zwierząt, w rzeczywistości służy m.in. jako pralnia brudnych pieniędzy, jest to powszechnie znane, tyle, że jako niewygodny fakt, rzadko przytaczane. Poza tym - futra sztuczne, tak lansowane przez terrorystów ekologicznych - a konkretnie ich produkcja - generują mnóstwo toksyn i odpadów, poza tym takie "futro" będzie się biodegradowało tysiące lat.
Odpowiedz@Przemek77: Jasne. A zwierzęta na tych "filmach kręconych na fermach" to z plastiku... Przykre podejście.
Odpowiedz@blueeyed: człowiek stoi na szczycie łańcucha pokarmowego, więc ma święte prawo wyczyniać ze zwierzętami co tylko zechce! Zabijać dla przyjemności, obdzierać ze skóry i takie tam. A aktywiści eko jak będą mieszać - cóż........ są też ludzie, którzy preferują wyroby ze skóry ludzkiej.... :) :) Będziecie znikac bez śladu :D :D :D Taka jest natura i ekofaszyści tego nie zmienią. Człowiek ponad wszystko. Zwierzęta mają nam służyć jako pokarm, konfekcja i jako cel do zabijania dla przyjemności. A z konia najlepsza jest kiełbasa - palce lizać :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2015 o 19:25
@Przemek77: Szczerze współczuje takiego podejścia. A komentarze dotyczące kiełbasy, zabijania dla przyjemności są na prawdę żałosne. Człowiek, biorąc pod uwagę swój rozwój intelektualny wie, że inne zwierzęta tak samo odczuwają np. ból. To jest nienormalne podejście, że człowiek ma święte prawo robić z zwierzętami co tylko chce. To jest ŁAMANIE prawa. Świat byłby lepszy bez takich osób. Mam nadzieję, że z tobą ktoś wyczyni kiedyś co zechce, bo tak samo jesteś zwierzęciem, a ponoć - jak napisałeś - człowiek z nim może robić co chce.
Odpowiedz@Przemek77: ty kur*a chory pojebie...
OdpowiedzBrawo !!
OdpowiedzW 100% zgadzam się z Twoimi odczuciami dotyczącymi bydła, szumnie tytułującego się myśliwymi. Znam wielu takich (również lokalna "elita"), którzy już od wielu lat nic w lesie nie ustrzelili, bo za każdym razem są zalani zanim do lasu dojadą. O innych wybrykach "szlachty" długo by pisać. Jak dla mnie powinni się jak najszybciej nawzajem powystrzelać, z pożytkiem dla społeczeństwa.
OdpowiedzKompletnie pijani ludzie jeździli samochodami i nie wpadłaś na pomysł, żeby powiadomić policję? Bałaś się zemsty elity? Czy w gruncie rzeczy los ludzi masz tak samo w głębokim poważaniu jak los tych nieszczęsnych lisów? Tak na marginesie- dopóki człowiek nie stał się plagą ziemi, władającą praktycznie każdym jej zakątkiem, gatunki wymierały i powstawały nowe, zwierzęta się rozmnażały i ginęły, i to była naturalna kolej rzeczy. A teraz nagle zwiększenie populacji danego gatunku staje się "plagą" którą trzeba opanować i powybijać "futrzaki ponad normą". Wybitnie to ludzkie, doprawdy.
Odpowiedz@TruskawkowyMuss: no właśnie w momencie, kiedy miałam w ręku komórkę jednego z uczestników polowania o tym nie pomyślałam, bo adrenalina rozum odbiera; niestety później dzwonienie ze swojej i podkładanie się komendantowi policji powiatowej (bo on też był jednym z uczestników zabawy) jakoś mi się nie uśmiechało; :/ najlepszym wyjściem byłoby zadzwonienie z telefonu radnego bez podawania swoich danych; niech się potem policja martwi, kto dzwonił; i tego właśnie do dziś żałuję, że emocje wzięły górę nad rozsądkiem;
Odpowiedz"najlepszym wyjściem byłoby zadzwonienie z telefonu radnego bez podawania swoich danych; niech się potem policja martwi, kto dzwonił" taaa a wszyscy obecni i patrol magicznie by zapomnieli na kogo polu była interwencja
Odpowiedz@matelmeister: Widziałeś jak wyglądają pola? Nie każde przylega bezpośrednio do domów właścicieli i prędzej policja by musiała zaglądać w papiery działek, niż by pamiętali czy to była działka Nowaka czy Kowalskiego ;)
Odpowiedz@luska: Co to znaczy "podkładanie"? Masz coś na sumieniu, że wolisz się nie wychylać? Czy zwyczajnie nie chciałaś donosić? Jakoś mi się to nie trzyma całości.
Odpowiedz@matelmeister: a jak mi panowie udowodnią, że to ja dzwoniłam? Z mojego telefonu? Nie. Odciski palców? Ciekawe jak znajdziecie, kiedy komórkę dotykał właściciel? Wierzycie panowie kompletnie pijanym facetom? Panie, ja nawet do nich nie chodziłam, bo widać, że pijani i z bronią.
OdpowiedzTrzeba było zadzwonić na 997. Teraz nikt się nie podłoży za pijanego jeśli chodzi o jeżdżenie samochodem. Nieważne kim jest (chyba, że ma immunitet i nie da się zbadać). Tym bardziej zabawy bronią będąc pod wpływem alkoholu. A co do strzelania w pobliżu zabudowań, to są co do tego konkretne przepisy (odległość).
Odpowiedz@Wiewior84: "Teraz nikt się nie podłoży za pijanego"... teraz, no właśnie, dobrze napisane; a nie wtedy, prawie dwadzieścia lat temu; wszyscy sami swoi, znajomi królika, biznesmeni fundujący imprezy dla lokalnych władz, osobisty komendant i oczywiście w te pędy wtedy policja przyjechałaby na mój telefon, że panowie, ale 10 minut temu tutaj byli pijani myśliwi, strzelali dla zabawy i pijani pojechali samochodami. Mój jedyny błąd, to poziom wku*wienia, który nie pozwolił mi skojarzyć oferowanego telefonu z wykonaniem połączenia na 997. Przyznam, że facet zaskoczył mnie kompletnie, gdy z ironicznym uśmieszkiem kazał zadzwonić do wójta (nota bene, dwoje dzieci wójta to lekarze, z czego jeden pracuje i mieszka w owym miasteczku). Jedyna myśl jaka mi się tłukła to, że facetowi kompletnie odbiło i chyba doskonale wie, iż nie znam numeru telefonu. Zresztą w tamtym momencie nie byłabym w stanie przypomnieć sobie nawet swojego własnego. Nim wróciłam do domu, powiedziałam co się tam działo i jakoś ochłonęłam, panów już od 10 minut nie było. W tym momencie jakikolwiek telefon na policję mijał się z celem. Oprócz kolorów i marki jednego samochodu nie byłabym w stanie podać nic poza nazwiskami i funkcjami zawodowymi większości myśliwych. Widzę jak policja pędzi na złamanie karku, żeby złapać pijanego własnego komendanta i zastępcę burmistrza, że o największym lokalnym biznesmenie nie wspomnę. Gdzie ich mieliby złapać? Myśliwi do wyboru mieli cztery drogi powrotne, w tym przy jednej znajdował się domek letniskowy jednego z nich. Prawdopodobnie jedyny efekt jaki osiągnęłabym, to zarzut składania fałszywych zeznań. Rozbite kalafiory? Zrzucała pani z góry. Puszki w strzępach? Gwoździem ktoś się bawił. Ludzie nie za takie rzeczy odpowiadali i dalej odpowiadają, wystarczy obejrzeć jakikolwiek program w stylu "interwencje". Swoją drogą, jak sobie dziś przypomnę na co sobie wtedy pozwoliłam, to chętnie sama walnęłabym sobie z liścia. Jedna młoda dziewczyna i sześciu pijanych facetów z bronią, i to facetów z elity, pewnych siebie. Gdyby nie ten jeden w miarę stonowany weterynarz to różnie mogło się to skończyć, ale człowiek był młody, głupi, nim pomyślał, to poleciał z awanturą.
Odpowiedz@luska: Strach komentować... Dlatego nie skomentuję...
Odpowiedz@Krzysztof: Przykro mi, ale muszę cię uświadomić: jednak skomentowałeś :D
OdpowiedzJak możesz pisać, że masz gdzieś obrońców zwierząt? Jak możesz tak bardzo nie szanować innego życia? Przypominam Ci, że TEŻ JESTEŚ PIEPRZONYM ZWIERZĘCIEM i uważam, że my, jako ci mądrzejsi, bardziej rozwinięci, powinniśmy pomagać tym "głupszym". Oczywiście trzeba sobie radzić z plagami, nie można sobie dać wejść na głowę, ja wszystko rozumiem, ale zabijanie dla futerek jest dla mnie... chore. Nie jestem żadnym ekoświrem, wiele mogę przyjąć do wiadomości, ale krew mnie zalewa jak widzę takie teksty. Na przyszłość... może lepiej nie chwal się w Internecie swoim idiotycznym podejściem. Mogłaś spokojnie uniknąć tej fali hejtu. I tych wszystkich minusów, bo historia dobra, ale ten, dość ważny na tej stronie fakt, został skutecznie przyćmiony.
Odpowiedz